Polpak

niedziela, 29 kwietnia 2012

Końcówka mocy Xindak PA-M





Wstęp
Wiele osób rozpoczynających swoją przygodę audio, a także tych już trochę zaawansowanych, zastanawia się jak w łatwy i w miarę niedrogi sposób poprawić parametry dźwiękowe swojego systemu muzycznego audio-stereo. Dobrą i właściwą drogą jest skierowanie się w stronę wzmacniaczy lampowych, których obecny wybór dzięki twórczej (i często też nazwijmy to – odtwórczej) pracy Chińczyków jest przeogromny. Jednak część osób wydaje się niechętnych wymianie wzmacniaczy tranzystorowych na lampowe – z wielu względów, np. obawa o konieczność częstych wymian lamp elektronowych, regulacji BIAS, etc. Moim zdaniem te obiekcje są niesłuszne i pozbawione w rzeczywistości racji, ale jestem w stanie je zrozumieć, bo nie każdy musi przecież lubić „lampę”.
Właśnie dla takich melomanów firma Xindak przygotowała propozycję specjalną, czyli końcówkę mocy pracującą w czystej klasie A. Klasa A jest, w skrócie i uproszczeniu mówiąc, tranzystorową wersją konstrukcji wzmacniacza lampowego, bo ma zwykle niska moc, ale bardzo wysoką wydajność prądową oraz olbrzymi pobór mocy. To jest bardzo zazwyczaj proste, lecz i bezkompromisowe rozwiązanie. Ale do rzeczy.

Wzmacniacz został wypożyczony do testu od polskiego dystrybutora marki Xindak - firmy Polpak.

Budowa
Końcówka mocy Xindak PA-M zbudowana jest symetrycznie. Wewnętrzna budowa to całkowite dual mono: pośrodku znajdują się dwa olbrzymie transformatory toroidalne, a równo po obu bokach umieszczone są logicznie układy dwóch osobnych końcówek mocy z dużą ilością kondensatorów. Tranzystory po obu stronach przytwierdzone są do stalowych szyn, które po stronie zewnętrznej obudowy łącza się z wielkimi, finezyjnie powycinanymi radiatorami. Co istotne, sygnał do końcówki można doprowadzić albo poprzez kabel analogowy RCA, albo symetryczny XLR. Odpowiedni przełącznik sygnału wejściowego znajduje się na tylniej płycie urządzenia. Oprócz tego są tam (z tyłu) oczywiście dwie pary solidnych terminali głośnikowych a’la WBT oraz gniazdo sieciowe IEC.
Frontowy panel w dużej mierze zajmują dwa spore wychyłowe wskaźniki mocy z czerwoną wskazówką – podświetlane na niebiesko. Wielce intrygująco to wygląda.
Czarna obudowa posiada bardzo rzetelną konstrukcję – są to grube stalowe blachy anodowane na czarno, równiusieńko poprzycinane i poskręcane do siebie. Po bokach obudowa (przechodzi w) łączy się z wielkimi radiatorami, które podczas pracy wzmacniacza rozgrzewają się do około 50-60 st. C. Są naprawdę gorące – można przy okazji słuchania muzyki smażyć jajecznicę. Nie muszę, dodawać chyba, że owa ich wysoka temperatura to pochodna pracy końcówki mocy, która jako pracująca w czystej klasie A wytwarza sporo dodatkowego i niepotrzebnego ciepła, które radiatory mają za zadanie odprowadzić. Okrutnie nie ekologiczne marnotrawstwo energii... Na szczęście ma to spore uzasadnienie dla jakości reprodukcji dźwięku, o czym za chwilę.
Wracając do budowy. Wzmacniacz jest posadowiony na 4. sporych nóżkach typowych dla Xindaka – od dołu zaokrąglona guma, od góry chromowany metalowy pierścień. Prosto i solidnie. Dodam jeszcze, że masa końcówki PA-M to nieomal 19 kg.
Całość sprawia pozytywne wrażenie rzetelnego sprzętu o intrygującym designie. Mocnym i przyciągającym uwagę. Myślę, że pasuje tu jak ulał stwierdzenie: piękna prostota, albo nie nachalna uroda, – jak kto woli.
Wzmacniacz ma nominalną moc 2 x 20 Wat przy 8 Ohmach i spory pobór mocy 130 Wat.




Obsługa i dźwięk
Jako intro do tego rozdziału napiszę, że wzmacniacze pracujące w klasie A mają bardzo niską skuteczność, bo tylko 10-25%, mocno się grzeją, ale za to charakteryzują się niskimi zniekształceniami, o czym szerzej za chwilę.

Jako przedwzmacniacz używałem wzmacniacz zintegrowany Hegel H100 (TU) oraz typowy przedwzmacniacz Rotel RC-03. Oba tranzystorowe. Jako przedwzmacniacz wykorzystywałem także Matrix mini-i (TU), który oprócz tego, że jest dobrym DACiem, to jest również wyposażony w funkcję pre.

Wzmacniacz Xindak PA-M po włączeniu przyciskiem sieciowym przez kilkanaście sekund „mruga” niebieskimi wskaźnikami wychyłowymi, a dopiero po tym czasie włącza się. Przez ten okres następuje nagrzanie się wzmacniacza, który jest już gotowy do pracy.

Myślę, że do konstrukcji tego typu co wzmacniacz klasy A należy podejść z nieco innym nastawieniem niż do klasycznego tranzystora, bo dźwięk końcówki PA-M odróżnia się od tego typu urządzeń. Pierwsze, co w nim zaskakuje, to fakt, że przekaz jest bardzo nasycony, gęsty - z dużą substancją muzyczną. A do tego bardzo czysty, klarowny z jasno naświetloną sceną oraz wyjątkową głębią. Ciepły, nawet więcej niż ciepły, bo nieomal gorący. Muszę szczerze przyznać, że nie spodziewałem się aż tak dojrzałego dźwięku z urządzenia z bądź, co bądź przecież z budżetową ceną około 3500zł. Kolejną niespodzianką był fakt, że wzmacniacz pomimo, że dysponujący mocą zaledwie 20 Watami na kanał to całkowicie i zupełnie bezproblemowo napędzający nie tylko (co zrozumiałe) monitory Paradigm Reference Studio 10 v.5 (TU), ale także i wielkie podłogówki Studio 16 Hertz Minas Anor IIIs (TU) oraz Vienna Acoustics Mozart Grand. Skala napełnienia ich muzyką przypominała mi naszpikowanego smakołykami zadowolonego z posiłku łasucha, bo przekaz końcówki można określić jako bardzo kaloryczny, karmiący i zadawalający nawet wymagające dużo prądu kolumny. Wszystko tu brzmi czysto i naturalnie - bez zbędnej surowości, czy zbyt mocnego i nachalnego sposobu gry, choć trzeba wiedzieć, że Xindak lekko „podgrzewa” każde pasmo, ale czyni to naturalnie dla ucha i na pewno korzystnie dla dłuższych odsłuchów, bo nie męczy. Co do niskich tonów, to są one mocno obrysowane grubą kreską – ich kontury są mocne i nisko schodzące. Nasączone. Basy mają gęstą strukturę, lecz nie są zbyt szybkie – dlatego myślę, że właściwe tu będzie umiejętne dobranie odpowiednich kolumn, które tę ich cechę ujarzmią. Uporządkują. Choć generalnie i tak nie ma co tu narzekać na niskie tony, bo ich artykulacja jest należyta – o niezłej sprężystości i energii, a także wielopłaszczyznowej budowie.

Płyta CD Tuaregów z afrykańskiej pustyni - zespołu Tinariwen „Tassili” (Wedge 2011r.) odtwarzana na Musical Fidelity A1 CD-PRO zaproponowała dużo pozytywnych rytmów i dźwięków, które przekazywane były w sposób żywy i dobitny. O ładnej i ciekawej harmonii metrum, zaskakująco ciepłych i naturalnie uchwytnych strunach gitar oraz pięknie usytuowanych w przestrzeni charyzmatycznych wokalach ludu z Sahary. Co istotne, ogólny przekaz był nie tylko dobrze i proporcjonalnie rozłożony na scenie, ale także był on masywny, z sugestywnym, realnym wypełnieniem. Sposób gry Xindaka PA-M przywodzi na myśl urządzenia ze znacznie wyższego pułapu cenowego, jednak może tu czasami brakować umiejętności wyłuskiwania szczegółów nagrań, ale tylko tych najmniejszych i usytuowanych na dalszych planach. Ponadto na pewno emocje i energię muzyki chińczyk podaje więcej niż żarliwie.

Z gęstą muzyką klasyczną wzmacniacz poradził sobie całkiem wybornie. Na monumentalnym nagraniu Pasji wg. św. Jana Jana Sebastiana Bacha wykonywane przez Collegium Vocale pod batutą Philippe Herreweghe (Harmonia Mundi 2001r.) instrumenty były ładnie zgradiendowane, poszczególne ich partie słyszalnie od siebie odseparowane oraz poukładane w przestrzeni, a śpiewacy na tym tle wyraźnie i z polotem wyekstrahowani, wydobyci na powierzchnię, a jednocześnie i mocno i wyraźnie tam osadzeni. Ciężka struktura utworu nie została dodatkowo dociążona przez Xindaka, a wręcz odwrotnie – lekko rozjaśniona i jakby „przyśpieszona”, bo laminarnie rozdrobniona i bardziej lotna (ruchoma), a przez to odczuwalna jako szybsza oraz przychodząca naturalnie i bez zbędnej zwłoki. Poza tym atrakcyjnie i wiarygodnie rekonstruowana była głębia – z niuansami i z wiarygodną lekkością.








Podsumowanie 
  1. Wzmacniacz zbudowany lepiej niż rzetelnie. Obudowa oraz front intrygująco piękne, choć i w lekko studyjnym stylu. Urzekające i hipnotyzujące swym falowaniem (szczególnie po zmroku) wielkie wskaźniki wychyłowe. Wnętrze skonstruowane w całości symetrycznie w oparciu o porządne komponenty. Logicznie i z wykorzystaniem "know-how" bardzo zaawansowanych projektów. Czysta klasa A, czyli niska moc 2 x 20 Wat plus niskie zniekształcania dźwięku plus obrzydliwie wielka porcja marnowanej energii zamienianej na ciepło uchodzące do atmosfery. Urzędnicy UE w Brukseli nie będą tym zachwyceni, melomani i wymagający puryści audio – na pewno tak.
  2. Xindak PA-M nie jest mistrzem nadmiernej dokładności, czy umiejętności wyciągania na powierzchnię najmniejszych szczegół nagrań, ale ma w sobie wiele rzetelności i ciepła, które każdy rodzaj muzyki ciekawie reprodukuje - z wielką masą dźwięków oraz wspaniałą stereofonią. Posiada budowę tranzystorową, ale brzmienie z dużą dozą tego charakterystycznego dla lampowego. Żarliwe i nasycone. Pełne i substancjonalne. Angażujące.
  3. Dużą zaletą wzmacniacza jest jego muzykalność. Ciepła prezentacja o miękkim charakterze, ale niezmiękczonym. Bas mocny i silny, obszerny, ale i czasami może zbyt pulchny. Wokale nasycone i wyraźne, z lekkim wypchnięciem do przodu.
  4. W zasadzie z każdą parą przyłączanych kolumn Xindak poradził sobie znakomicie, o wiele lepiej niż by sugerowała jego nominalna moc 2 x 20 Wat, która okazała się całkowicie wystarczająca by napędzić nawet wielkie podłogówki.
  5. Końcówka mocy Xindak PA-M to uczciwa propozycja łatwego podrasowania domowego systemu audio. Wystarczy dokupić lub wykorzystać posiadany już wzmacniacz jako przedwzmacniacz (o ile ma taką funkcje) by cieszyć się zdecydowanym i rasowym dźwiękiem o wielu cechach brzmienia klasy wyższej. Kulturalnym i rzetelnym.
  6. Wyjątkowo atrakcyjna cena około 3500-4000zł lokuje opisywaną końcówkę w mocnej strefie „best buy” - trudno będzie innym urządzeniom tego typu zbliżyć się z konkurencyjnymi umiejętnościami w podobnej kwocie pieniędzy.








System testowy
Wzmacniacze: Accuphase E-213, Hegel H100, wzmacniacz elektroakustyczny Mach Audio oraz lampowiec Xindak MT-3, a także przedwzmacniacze Rotel RC-03 oraz Matrix mini-i.
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand, Studio 16 Hertz Minas Anor IIIs oraz Paradigm Studio Reference 10 v.5
Źródła: odtwarzacz płyt CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, gramofon Clearaudio Emotion, tuner Rotel RT-1080 oraz MacBook Apple przez wewnętrzny DAC w Hegel H100
Akcesoria: platforma antywibracyjna Rogoz-Audio S40SW, panele akustyczne Vicoacustic Wave Wood, stoliki Ostoja i VAP
Kable: różne

Dane techniczne
Dostępne na stronie dystrybutora firmy Polpak: TUTAJ.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Sklep muzyczny Fripp w Poznaniu

Sklep muzyczny Fripp w Poznaniu to niejako namacalna, ziemska postać internetowego sklepu Multikulti. Mieści się w tajemniczym zaułku - tuż przy Starym Rynku. W salonie znajdują się całe ściany płyt - regały dosłownie napchane są od podłogi po sufit obfitą ilością albumów CD, winyli oraz DVD. Wybór płyt nieprawdopodobnie bogaty, chyba z 10 000 pozycji. A w tym wiele tytułów trudno dostępnych, z małych wytwórni, z dalekich krajów i różnych stron świata. Prawdziwe multi-kulti.

Multikulti Project to również organizator koncertów, a także własna wytwórnia płytowa z ciekawymi i oryginalnymi wykonawcami takimi jak: Wojtek Traczyk, Tomasz Licak Sextet, Hera oraz z szerzej znanymi - Leszek Kułakowski i Eddie Henderson, Ken Vandermark, Tymon Tymański czy Wojtek Mazolewski.

Co istotnie, w salonie panuje luźny klimat przyjacielskiej pogawędki o muzyce, jej odmianach i wykonawcach. Załoga dokładnie wie, o co zapytać klienta, co mu zaproponować. Sam po kilku chwilach rozmowy stałem z rozdziawioną gębą, słuchawkami na uszach i kilkoma płytami w rękach. Nabyłem 2. płyty z artystami z Mali: Tinariven oraz Samba Toure. A trzecia płyta była gratis! Otrzymałem składankę Stund Records - 2011r.

Jak widać na ostatnim zdjęciu poniżej, do odsłuchów używane są kultowe słuchawki Tonsil Sd-501 (sic!).

Polecam Szanownym Czytelnikom to wielce pozytywne miejsce na naszej kuli ziemskiej. Zapraszam na krótką fotograficzną wycieczkę po salonie Fripp.














środa, 25 kwietnia 2012

Kolumny Studio 16 Hertz Minas Anor IIIs




  
Wstęp
O tym, że niniejszym opisuję kolumny Minas Anor IIIs zdecydował trochę zbieg okoliczności, los. Będąc na  tzw. odsłuchach w zaprzyjaźnionym salonie audio Premium Sound w Gdańsku przypadkowo w oko wpadły mi właśnie te kolumny zamówione dla klienta salonu i czekające na niego. Pozwoliłem sobie więc poprosić załogę Premium Sound o odsłuch, bo wcześniej wiele dobrego czytałem o Minasach. A, że pierwsze wrażenia odsłuchowe były więcej niż intrygujące dlatego postanowiłem wypożyczyć takie kolumny do testu.

Studio 16 Hertz to manufaktura z Tych prowadzona przez pana Grzegorza Rogalę od 1996 roku. Na początku istnienia firma zajmowała się modyfikacjami kolumn, potem zaczęła wytwarzać pierwsze kolumny głośnikowe, najpierw na konkretne zamówienie, a następnie stworzono w niej własne projekty kolumn i wdrożono je do seryjnej produkcji. Obecnie Studio 16 Hertz ma w swojej ofercie 5. modeli podstawowych oraz ich odmiany, a także kilka specjalnych. Oczywiście, nadal można tu dokonać apgrejdu kolumn wg. zleconego lub zaleconego przez firmę projektu.

Kolumny zostały wypożyczone z salonu audio Premium Sound w Gdańsku.

Budowa
Otrzymałem następujące informacje od pana Grzegorza Rogali a'propos omawianych kolumn:

„Minas Anor to produkt, który powstał w 2003 roku. W pierwszej generacji konstrukcja ta opierała się o przetworniki duńskiej Vify o membranie z miękkiej celulozy mocno nasączanej impregnatem tłumiącym, które charakteryzowały się spokojnym relaksującym i delikatnym sposobem prezentacji muzyki. Obecna odsłona Minas Anor to już generacja IIIs gdzie głośniki zostały wyprodukowane przez duńskiego Scan Speaka w Vidbeak – jest to model wytworzony na specjalne zamówienie i nosi symbol 18W8522G01. Ma on membranę w włókien drzewnych, pierścieniowe gumowe zawieszenie, cewkę 1 calową i duży 110 mm magnes. Ten przetwornik opiera się o elementy ruchome modelu XT18WO (membrana, resor, cewka) i kosz z metali lekkich (aluminium) oraz układ magnetyczny ScanSpeaka. Głośnik wysokotonowy to Morel z nowej linii Classic CAT 298 pracujący w cieczy magnetycznej zwanej ferrofloidem. Kolumna pracuje w konfiguracji dwudrożnej d'apolitto, oba głośniki średnio-niskotonowe pracują razem do częstotliwości 2,5 kHz, powyżej zaś pracę przejmuje 28 mm kopułka o zawieszeniu wklęsłym z charakterystycznym wyprowadzeniem drutu z cewki na zewnątrz (tzw. wąsy). Zwrotnica podzielona jest na dwie niezależne płytki dla obu sekcji. Kondensatory to Audyn Cap MKP niemieckiego Intertechnika. Terminale przyłączeniowe podwójne, można podłączyć kolumnę w bi-ampingu z dwoma wzmacniaczami, jak i w bi-wiringu dwoma kablami, każda sekcja osobno. Klasyczne podłączenie pojedynczym kablem także jest możliwe – złocone zworki są dobrej klasy, dla wtajemniczonych można zastosować łączniki z solidnego kabla, wówczas brzmienie bardziej można modelować.  Kolumny wytwarzane są w trzech rodzajach oklein w podstawowej wersji: czereśnia, orzech i mahoń. Minas Anor posiada pochyloną frontową ściankę, a boki zaokrąglone. Wykonana jest w całości z 22 mm płyt MDF o dużej gęstości materiału, posiada także wieńce usztywniające wewnątrz obudowy. Mamy tutaj fornirowane wnętrza przeciwprężne dla dodatkowej sztywności skrzynki. Maskownice mocowane są za pomocą magnesów neodymowych, zatopionych pod okleiną, przez co brak gniazd w obudowie nie zaburza bryły frontowej ścianki.” 





Moje pierwsze wrażenie przy kontakcie z Minasami, to to, że są okrutnie ciężkie. Wypakowanie skrzynek z olbrzymich kartonów to prawdziwa ekwilibrystyka i gimnastyka przy okazji. Tu trzeba mieć trochę krzepy! Przenoszenie, wkręcanie w nie kolców i ustawianie w pokoju to też niezła zabawa. Ale zapewniam, że warto ten wysiłek uczynić, bo kolumny są tego wyjątkowo godne, o czym w szczegółach napiszę dalej.

Zwraca uwagę wysokiej jakości i estetyczna drewniana okleina. W wersji heban, jaką otrzymałem, kolumny prezentują się dostojnie, a wręcz majestatycznie. Wrażenie to potęguje klasyczna forma skrzynek – duże i wysokie prostopadłościany o lekko pochylonych do tyłu frontach. Jakość stolarki stoi na bardzo wysokim poziomie, nie ma tu żadnych zbędnych prześwitów, czy szpar. Lakier to półmat, a pod nim widoczne są wyraźnie rysujące się słoje drewna i jego struktura.  Nie jest to co prawda aż tak luksusowe wykończenie kolumn jak w Vienna Acoustics Mozart Grand gdzie lakier jest jakości fortepianowej, składający się z bardzo wielu warstw, a następnie polerowany na wysoki połysk, ale i tak Minory prezentują się wybornie. Ciekawie wyglądają zastosowane głośniki średnio-niskotonowe Vify z brązowymi membranami ze sprasowanych włókien drzewnych – w związku z tym brak tu typowego kontrastu pomiędzy drewnianym fornirem a głośnikami, bo w tym przypadku oba są, można powiedzieć,  wytworzone z drewna. Brak otworów na maskownicę sprzyja harmonii wizualnej, lecz burzy ją nieco przedni wylot plastikowej rury bass-refleksów zamontowany tuż nad tabliczką z logo firmy. Kolumny w zestawie zawierają 4. pozłacane kolce wraz z podkładkami. Zastosowane podwójne terminale głośnikowe nie wyglądają na drogie, ale są solidne i wytrzymałe. Podczas odsłuchów nie korzystałem z firmowych zworek w formie blaszek, lecz ze zworek wykonanych z kabli (tzw. jumperów) firmy Audiomica Laboratory.








Dźwięk
Nie było dla mnie zaskoczeniem, że Minasy grają dobrze, bo jak już pisałem – miałem wcześniej możliwość zapoznania się z ich dźwiękiem. Na pewno niespodzianką był fakt, że kiedy po kolei podłączałem je do 5. poszczególnych wzmacniaczy to z każdym dobrze grały, lub innymi słowy – zgrywały się. A czyniły to wyjątkowo bezwysiłkowo i naturalnie, co jest dużą zaletą tych kolumn, bo nie wszystkie głośniki są tak wyjątkowo „towarzyskie” i mało wymagające (w dobrym znaczeniu tego słowa) względem amplifikacji.

Przekaz jest odbierany homogenicznie i całopasmowo. Nie słychać żadnych „dziur” w dźwięku, choć można ulec wrażeniu, że kolumny te nieco preferują średnicę, to jednak robią to nie kosztem innych zakresów. I całe szczęście, bo to średnica właśnie jest przecież najważniejszą częścią pasma, w której zawiera się esencja i koncentrat muzyki. Średnie tony są niezwykle efektowne, z miłą i subtelną barwą, która jest klarowna i wyraźna. Pełna i zrównoważona z ładną gładkością. Wokale, więc brzmią nie tylko atrakcyjnie, ale i dokładnie (wiernie), a także dość blisko. Wrażenie to potęgowało się podczas odsłuchów na lampie Xindak MT-3, który okazał się bajecznym kompanem dla tyskich kolumn, ale do tego jeszcze wrócę w dalszej części testu.









Bardzo podobała mi się wygładzona góra, nie lubię w tym paśmie ostrości i kłujących ataków. Minas Anor III ma co prawda sporą zawartość wysokich tonów i ich znaczną różnorodność, ale nie epatuje słuchacza ich ilością, nie wysuwa ich do przodu, przez co przekaz sprawia wrażenie wyraźnego i bez przykrych konsekwencji dla odbiorcy. Mimo ładnego różnicowania instrumentów np. dętych blaszanych i smyczkowych, a także pokazywania ich energii, kolumny nie atakują zbytnio uszu nawet przy wysokich poziomach głośności. Jednocześnie zdrowa proporcja pomiędzy płynnością, a jednorodnością dźwięku jest wciąż zachowywana. Innymi słowy, głośniki te nie obawiają się mocy, gdy ktoś lubi głośne słuchanie – brak tu kompresji nawet przy bardzo głośnych poziomach decybeli. Coś jak w słuchawkach Sennheiser HD650 – zarówno przy cichym jak i przy głośnym słuchaniu jest ono przyjemne i relaksujące, chce się wręcz ciągle przekręcać potencjometr w prawo… Drżyjcie sąsiedzi posiadaczy tych kolumn!

Bas skojarzył mi się początkowo z tym słyszanym w kolumnach Vienna Acoustics Beethoven Baby Grand – mocnym i koturnowym, obszernym oraz bardzo nisko schodzącym. Po dłuższym słuchaniu uznałem jednak, że, pomimo, iż w Minasach jest obecny pewien styl, pierwiastek tej wiedeńskiej gry, to tyskie głośniki grają nieco subtelniej i we własnym charakterze, który określiłbym jako bardziej analogowy, może mniej substancjalny, ale za to cieplejszy, lecz nigdy nie zbyt ciężki, czy pogrubiony. Ale na pewno żywiołowy i doniosły, z mocnym bitem i wspaniałą sprężystością, która powodowała, że perkusja zawsze brzmiała prawdziwie. Z dużym powabem można było usłyszeć wszystkie jej bębny - zarówno przy muzyce akustycznej, jak i rockowej. Bez problemu głośniki budowały mocny rytm i trzymały go bardzo silnie w ryzach. Zawsze punktualnie i z dużą wiernością reprodukcji impulsów.

Na płycie CD zespołu Kapela ze Wsi Warszawa „Nord” (TU) (Karrot Komando 2012r.) kolumny bardzo ciekawie reprodukowały  bęben szamański obsługiwany przez Indiankę Sandy Scofield (TU) z Kanady . W zasadzie to było tak realne „walnięcie” bębna, że nawet mój kot, zazwyczaj leniwy i niereagujący na żadne hałasy, podniósł głowę z dywanu błyskając wielkimi zdziwionymi oczami  w pełnym osłupieniu, by nie napisać – przerażeniu. Tak, Minasy bębny przekazują bardzo wiernie i prawdziwie. Pierwsza klasa. Natomiast odnośnie niskich tonów - wewnętrzna struktura basów jest bardzo zróżnicowana i obfitująca w niuanse i niuansiki. Ale trzeba też pamiętać, tak jak już wcześniej napisałem, że niskie tony są nieco zmiękczone – ale niepoluzowane. Zwolennicy ostrych i huraganowych niskich tonów będą niepocieszeni, natomiast dobra jakość basów całkowicie tę cechę, (bo nie wadę) rekompensuje i to w dwójnasób. Partie wokalne, po mistrzowsku zaśpiewane przez nieprawdopodobnie pięknie zgrany głosowo chór trzech pań, zostały oddane więcej niż rzetelnie, z wieloma subtelnościami oraz piękną harmonijną plastyką, a także z kapitalnym zogniskowaniem w przestrzeni. Każdą ze śpiewających wokalistek można swobodnie namierzyć osobno w przestrzeni, podobnie zresztą jak i towarzyszących muzyków. Szwedzkie dudy – lekko po lewej, lira korbowa – po lewej w głębi, kontrabas – po prawej i bliżej środka, perkusja – po prawej w głębi,  skrzypce – po środku, a perkusjonalia – dookoła. Realne 3D.

Z kolei duży skład zespołu Bryana Ferrego na winylu „Boys and Girls” (ER Records 1985r.) zabrzmiał bardzo mocno i dynamicznie, gęsto i masywnie. Gitary Marca Knopflera i Neila Hubbarda dźwięcznie i z pięknym wysyceniem oraz wyraźnie drgającymi strunami. Saksofon Davida Sanborna – jasno, lecz wyraźnie oraz z całą skalą tego instrumentu. Natomiast głos Ferrego – emocjonalnie, charyzmatycznie. Z realną ułudą bytności. Ponadto bardzo przypadła mi do gustu przestrzeń tworzona przez opisywane głośniki. Szeroka, ale bez hektarowych połaci. Uczciwa.

Konfiguracje
Jak już napisałem wcześniej, kolumny nie są zbytnio wymagające względem amplifikacji. Wynika to po części z wysokiej ich skuteczności, bo aż 91 dB, co jest przecież dobrym parametrem dla większości wzmacniaczy.

Nie ukrywam, ze najlepiej testowane głośniki zagrały z polskim wybitnym produktem – wzmacniaczem elektroakustycznym Mach Audio. Tu spotkały się dwa zdecydowane charaktery, lecz kolumny szybko zostały opanowane przez wzmacniacz, który, pomimo, że dysponujący tylko 2 x 80W przy Ohm, to wysterował głośniki z Tych totalnie. Zagrały one nieomal w całym paśmie słyszalnym, w sposób pełny i z dużą dynamiką, o wielu słyszalnych smaczkach i detalach. Fascynująco, by nie napisać, że nawet ekstatycznie.

Z kolei Hegel H100 subiektywnie najlepiej ujarzmił bas Mianasów. Utwardził go i dodatkowo jeszcze bardziej ujędrnił, ale i także nieco skrócił (w porównaniu do Mach Audio). Ponadto w tym zestawieniu, jak się wydaje, kolumny zagrały z największą dynamiką, szybkością i ekspresją, którą można przyrównać do koncertowej.

Chińska lampa Xindak MT-3 z polskimi głośnikami to przede wszystkim czystość dźwięku, jego wielka plastyka oraz, co zrozumiałe, gorący czar i miłe, nienachalne dźwięki o cudnie żywej i słodkiej (ale nieprzesłodzonej) średnicy, a także głęboko nasycony bas. Śpiewny.

Natomiast końcówka mocy Xindak PA-M (z Hegel H100 w roli przedwzmacniacza) zaproponowała racjonalny dźwięk, pięknie poukładany z szeroką sceną oraz więcej niż dobrą stereofonię. Swoją drogą, końcówka ta pomimo, że kosztuje około 3 000zł to reprezentuje bardzo wysoki poziom gry. Wkrótce będę ją opisywał na stronach „Stereo i Kolorowo” dokładniej. Ale wracając do tematu - dodam, że Xindak PA-M mimo, że dysponujący mocą jedynie 2 x 20 Wat to pchnął w głośniki Minas Anor IIIs wiele siły, napełniając je dużą (obszerną) muzyką, która za każdym razem brzmiała wyrafinowanie – wszystko było wolne od jakichkolwiek zakłóceń i zniekształceń przy zachowaniu wzorowego tła oraz pięknie ciepłych i nasyconych barw. Bas zaś cechował się opisem: pulchny, rozłożysty i z dobrą artykulacją. Czasami jednak zbyt obszerny.





Konkluzja
1. Kolumny Studio 16 Hertz Minas Anor IIIs to produkt dojrzały - w sensie projektu, wykonania oraz stylu gry. Metoda kolejnych przybliżeń, czyli następujące po sobie generacje tych głośników pozwoliły w trzeciej ich odsłonie zaproponować kolumny z pięknie skomponowanym dźwiękiem, harmonijnym i o pięknej, rasowej barwie. Z pozytywną energią, kulturalnie i z godną podziwu muzykalnością.

2. Design tradycyjny lub klasyczny, jak kto woli. Kolumny zbudowane solidnie i mocno. Atrakcyjnie. Z piękną stolarką i wysokiej jakości wykończeniem, w tym i z ładną drewnianą okleiną położoną doskonale.

3. Wysokiej klasy zastosowane głośniki – wysokotonowe Morel CAT 298 oraz dwa średnio-niskotonowe Vifa XT18WO 09/08 zapewniają pełnopasmowy dźwięk o kapitalnej dystrybucji oraz zdecydowanie dobrej stereofonii. Kolumny nieco uprzywilejowują średnicę, ale nie zapominają także i o basach, które są silne i sprężyste. Żywe, z dobrą kondycją. Góra - ciut wycofana, co daje przyjemne wrażenie niemczącego dźwięku, ale z dobrą rozdzielczością i wystarczającą jaskrawością sopranów. Niezła szczegółowość.

4. Kolumny łatwe są do napędzenia. Każdy z używanych wzmacniaczy w teście nie miał z tym najmniejszych problemów. Grają łatwo i skocznie zarówno z 18 Watami z lampy, 20 Watami w tranzystorowej klasie A, jak i 240 Wat z silnego tranzystora. Bezproblemowo i naturalnie.

5. W mojej ocenie, kolumny te nie mają wad w swojej umiarkowanej cenie 6500 zł. Są świetne. Pełna rekomendacja!

System testowy
Wzmacniacze: wzmacniacz elektroakustyczny Mach Audio, Accuphase E-213, Hegel H100, końcówka mocy Xindak PA-M oraz lampowiec Xindak MT-3
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand oraz Paradigm Studio Reference 10 v.5
Źródła: odtwarzacz płyt CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, gramofon Clearaudio Emotion, magnetofon kasetowy Nakamichi Cassette Deck 1, tuner Rotel RT-1080 oraz MacBook Apple przez wewnętrzny DAC w Hegel H100
Kable: różne
Akcesoria: platforma antywibracyjna Rogoz-Audio S40SW, panele akustyczne Vicoacustic Wave Wood, stoliki Ostoja i VAP

Dane techniczne
Dostępne na stronie producenta Studio 16 Hertz: TUTAJ

sobota, 21 kwietnia 2012

Wzmacniacz elektroakustyczny Mach Audio



Wstęp
Bardzo lubię polskie urządzenia audio. Jeżeli mam okazję wypożyczyć je do opisu, to zwykle robię to z prawdziwą przyjemnością. Niedawno opisywałem gdyńskiego olbrzyma Adagio Amp Pi (TU), zaś obecnie mam zaszczyt testować wzmacniacz elektroakustyczny Mach Audio z Janowa Lubelskiego...

Pełna nazwa firmy to „Mach - Profesjonalna Manufaktura Audio”, a jej „spiritus movens”, czyli motorem sprawczym i głównym mózgiem jest pan Janusz Machałek. Pan Janusz to inżynier z wieloletnim i bogatym doświadczeniem w branży audio, pracował między innymi w Zakładach Wytwórczych Magnetofonów w Lubartowie (Unitra-Lubartów), gdzie zajmował się projektowaniem sprzętu w Dziale Konstrukcyjnym. Nawiasem mówiąc, to właśnie w tych zakładach wytwarzane były swojego czasu kultowe magnetofony kasetowe MK232 na licencji Grundiga oraz kilka generacji Finezji (TU).

Jak można przeczytać na firmowej stronie: „jesteśmy manufakturą położoną na wschodzie Polski. Zajmujemy się elektroniką od ponad 20 lat. W ostatnim czasie rozpoczęliśmy produkcję urządzeń audio pod nazwą Mach na szerszą skalę produkując sprzęt do zastosowań profesjonalnej postprodukcji dźwięku”.

Cały proces projektowania, badawczy oraz wdrożenie do produkcji wzmacniacza elektroakustycznego zajął panu Machałkowi długie 2 lata pracy. Ten czas został poświęcony na optymalny dobór zastosowanych elementów, właściwy projekt układów, jak największe wyeliminowanie przesunięć fazowych, a także uzyskanie maksymalnie dużo parzystych harmonicznych ze starannie dobranych tranzystorów, tak by wzmacniacz grał w stylu zaawansowanych konstrukcji SET opartych na lampach elektronowych…

Wrażenia ogólne
Kiedy popatrzeć na astronomiczną cenę urządzenia 30 000zł (sic!) i jednocześnie jego surową, a nawet zgrzebną obudowę to zachodzi tu spory dysonans, kontrast. Bo za taką sumę pieniędzy można wybrać wzmacniacz pośród oferty takich konstrukcji jak choćby McIntosh MA 7000 czy Accuphase E-460. A Mach, ogólnie mówiąc, nie grzeszy urodą lub, innymi słowy, reprezentuje formę studyjnej solidności segmentu „pro”, czyli użyteczną prostotę. Końcówka mocy Xindak PA-M, przecież około 10 x tańsza, prezentuje się na tym tle jako prawdziwy elegant. Wzmacniacz elektroakustyczny to czarna skrzynka zbudowana nieco w stylu DIY lub prototypowym, a przynajmniej takie wrażenie wywierające. Na aluminiowym anodowanym na czarno froncie znajdują się tylko niezbędne 3. pokrętła: włącznik sieciowy (a nad nim zielona dioda), selektor źródeł oraz gałka potencjometru. Z tyłu urządzenie brak jest jakichkolwiek tabliczek znamionowych. Są tam jednak całkiem porządne metalowe terminale głośnikowe przypominające te zastosowane w japońskim Ibuki-Amplifier (TU) oraz 5. par gniazd RCA. XLR – brak. Oprócz tego, oczywiście gniazdo sieciowe IEC. Wszystkie gniazda są nieopisane. Wzmacniacz opiera się na 4. nóżkach  wykonanych z aluminium – nie najwyższej jakości, ale spełniających swoje funkcje w sposób właściwy.

Brak jest pilota zdalnego sterowania, co jest  świadomym wyborem pana Machałka. 

O budowie wewnętrznej nie będę pisać, bo konstruktor na swojej stronie dość szczegółowo ją opisuje i wyjaśnia.






Dźwięk
W tym miejscu muszę uspokoić Szanownych Czytelników – ten wzmacniacz w żaden sposób nie gra w sposób taki jak wygląda, bo pod jego ubogą fasadą, mieści się niezwykle bogaty i referencyjny dźwięk o wielu aspektach predysponujących go do najwyższej ligi. Proszę przeczytać moją emfatyczną notatkę z pierwszego odsłuchu:

„Wylewająca się intensywnie fala dźwięków, napierająca delikatnie, lecz i jednocześnie swobodnie, bo bez żadnych przeszkód pokonująca i penetrująca najmniejsze przeszkody po drodze. Ta fala dociera nie tylko do uszu słuchacza, ale także do wszystkich jego tkanek, bo odbiera się ją bardzo cieleśnie i namacalnie. Zawiera w sobie całą gęstwinę informacji (potok tonów), rozpuszczone w niej nuty i zawieszone gęsto niczym cząstki fazy rozproszonej – treściwe transmisje danych. Zawiesiste, substancjalne granie.”. Takie były pierwotne wrażenia, czyli całkiem entuzjastyczne jak na pierwszy kontakt z dźwiękiem urządzenia, choć może i nieco grafomańskie, ale za to szczere. Następne odsłuchy przyniosły pewnego rodzaju weryfikację tych wstępnych, ale i tak nie były w żadnym wypadku rozczarowujące, lecz już bardziej obiektywne.

Jest tu wspaniała przestrzeń – zjawiskowo głęboka, sięgająca o wiele bardziej daleko niż w znanych mi różnorakich wzmacniaczach, a także niezwykle szeroka – sięgająca poza pozycję kolumn, rozciągnięta jak widnokrąg, nieomal dookolnie. Zjawiska przestrzenne oddawane nieprawdopodobnie prawdziwie i plastycznie, każdy pojedynczy instrument, każdy wokal, czy głos mają swoje ścisłe przyporządkowane współrzędne w trójwymiarze, a słuchacz nie ma najmniejszych problemów ze wskazaniem tej lokalizacji, gdyż jest ona odbierana jak rzeczywista („na żywo”). Separacja i rozmieszczenie poszczególnych dźwięków jest szokująco zatomizowane – rozdrobnione, lecz pozostające w ścisłym, nierozerwalnym związku. To na pewno jest duży atut opisywanego wzmacniacza. Trudno mi tę cechę nawet do czegoś z pamięci przyrównać. Tu występuje pełna referencja, jeśli chodzi o umiejętność budowania sceny oraz zjawiska stereofoniczne. 6. gwiazdek, na 5. możliwych!

Natomiast jeżeli odnieść się do basów, to są bardzo nisko schodzące, ładnie (za przeproszeniem) trzepiące membrany głośników i wielopłaszczyznowe, tzn. łatwo można w nich odszukać/dosłuchać się różnych podzakresów i wielu subtelności. Co istotne, nic nie buczy nie rezonuje, choć niskie tony nie są zbyt szybkie i raczej podane w lekko zmiękczonej formie, co nie oznacza, że nie są odbierane jako przyjemne, bo są. Ale muszę zaznaczyć, że choć jędrność i nasycenie basów jest bardzo porządne, to czasami przeszkadzała mi ich powolność, o ile takiego określenia można użyć. Lubię solidne uderzenie niskich tonów, mocne i zdecydowane, a Mach Audio ich atak wyraźnie łagodzi i wysubtelnia, ale nie wyszczupla, bo jest tego basu co niemiara. Lecz nie jest on tak prężny i ofensywny w ogólnej skali jak np. ma to Hegel H100 (TU) (którym prawdziwą fascynację obecnie przechodzę). Myślę, że można tego typu definiowanie niskich tonów porównać z dźwiękami generowanymi przez lampy elektronowe KT88. Czyli miękko, nieco okrągło i naturalnie - dużo i z wielką dynamiką, ale nie za mocno. Coś w tym jest.

Nieco inaczej ma się sprawa ze średnicą. Jej dyspersja, rozproszenie i rozdrobnienie naprawdę robią duże wrażenie. Każdy element pasma pomimo, że słyszalny osobno (rozróżnialne w skali) to harmonijnie połączony i zszyty. Współistniejący spójnie. Koherentnie. Należy jednak nieco przyzwyczaić się do tego, że wokale nie są wypychane na przód, jak to czyni wiele wzmacniaczy (szczególnie lampowe). Tu owego wyoblania nie ma – głosy są słyszane na linii instrumentów, pośród nich, ale z właściwą w naturze ekstrakcją przestrzenną (wyodrębnieniem). W związku z powyższym, zarówno głosy żeńskie jak i męskie wolne są całkowicie od natarczywej agresji czy nachalności – wokaliści odbierani są naturalnie, ale i swobodnie jednocześnie. Głosy są wybornie fakturowane, z odczuwalną ich teksturą, niuansami. Na płycie Chiary Civello „The Space Between” (Emarcy/Universal 2007r) śpiew uroczej Włoszki zawierał wiele emocji i natchnienia, a jej czarujący, powabny głos zawierał oprócz seksapilu także i intrygującą chrypkę, które zostały przez wzmacniacz Mach dodatkowo z emfazą wyeksplikowane, a także precyzyjnie zawieszone w przestrzeni odsłuchowej. Piękna spontaniczność i zrównoważona czysta energia. Z pewnością wierna i pełnopasmowa reprodukcja głosów ludzkich to niezwykle silna strona opisywanej integry.

Warto zwrócić uwagę na czarującą barwę wzmacniacza, jej atrakcyjność i przyjemność podczas słuchania. Rzeczywiście, tak jak pisze pan Machałek, ma ona wiele wspólnego z bezkompromisowymi urządzeniami zbudowanymi w stylu SET (Single Ended Technology) pracującymi w klasie A i opartych na solidnych lampach elektronowych 300B. Uzyskane spektrum parzystych harmonicznych w Mach oraz brak przesunięć fazowych zapewnia wspaniały dźwięk o dużej naturalności, swobodzie oraz pełną przejrzystość brzmienia. Referencyjną. Bardzo podobała mi się także niesłychana dźwięczność – np. szarpnięte struny gitary brzmią ze wspaniałą ułudą rzeczywistości, są długo gasnące i z precyzyjnie oddanymi zjawiskami rezonansowymi dookoła. Uderzone pałką czynele lub trójkąty wydają dźwięk bliski naturalnemu - można ulec wrażeniu, że znajdują się te instrumenty naprawdę w pomieszczeniu odsłuchowym.









Trochę przeszkadzała mi, jakby to nazwać - lekka powolność wzmacniacza pojawiająca się nie zawsze, lecz jednak wielokrotnie, ponieważ często ulegałem wrażeniu, że część dźwięków powinna brzmieć żywiej i szybciej. Ta uwaga dotyczy szczególnie basów (o czym już wspominałem), które niekiedy wręcz wlokły się w tyle za pozostałymi zakresami. Ta maniera denerwująca szczególnie była przy odsłuchach nagrań o dużej dynamice np. zespołów rockowych. Ich ostry bit i moc wyraźnie była osłabiana przez Macha. Poza tym nie zawsze endogenna subtelność wzmacniacza dobrze korelowała z utworami z silną, motoryczną grą perkusji, bo ta pomimo, że precyzyjnie i wieloskalowo oddawana, to często ze zbyt małą ekspresją oraz, jak to już napisałem, spowolnieniem. Temu zadaniu lepiej sprostał Hegel H100 – jego moc i dzika, lecz i elegancka siła powodowały, że dźwięk był odpowiednio szybki i wyrachowanie agresywny, z pazurem, którego Mach (Machowi?) niekiedy brakowało. Istnieje też prawdopodobieństwo, że owe spowolnienia w przekazywaniu basu, czy bitu to nie jest wina Macha, lecz pozostałej części systemu testowego w tym zestawieniu, czyli kolumn i źródła...

W porównaniu do Accuphase E-213 wzmacniacz Mach poradził sobie znakomicie. W zasadzie, nie powinienem tego pisać w tak kolokwialny sposób, ale Mach nie dał żadnych (podkreślam, żadnych) szans temu japończykowi, który  na tle polaka zagrał nieomal jak tania budżetówka. Skąpo i bezbarwnie. Bez polotu i beznamiętnie.

Konkluzja
Wzmacniacz elektroakustyczny Mach to próba połączenia ognia z wodą – tranzystor w klasie AB, który gra jak klasyczna lampa SET. Genialny wzmacniacz do odbioru muzyki akustycznej – realizm bliski ideałowi. Trochę gorzej rzecz ma się z oddawaniem mocniejszych gatunków muzycznych. Niektórym melomanom może jednak brakować tu zdecydowanego ataku i mocnej dynamiki, a także żwawego basu. Nie jest to w żadnym razie wada Mach, lecz jego specyficzny indywidualny charakter, styl gry – zdystansowany, lecz z wielkim szykiem i niewymuszoną elegancją oraz świetnie zorganizowany, punktualny. Coś jak angielski wytworny gentelman, lecz z Polski.

Myślę, że warto popracować jeszcze nad oryginalnym designem urządzenia, bo trudno mi sobie wyobrazić, by przy tym obecnym wzmacniacz stał się prawdziwym towarem, pełnym produktem gotowym do sprzedaży i kupna przez odbiorów. No może, poza ekstremalnymi hobbystami, którzy ponad powłokę cielesną wzmacniacza przedkładać będą jego referencyjne umiejętności. Mam nadzieję, że pan Machałek niebawem zaproponuje ciekawą obudowę wzmacniacza elektroakustycznego Mach, wdroży go do seryjnej produkcji, co być może pozwoli także obniżyć jego obecną bardzo wysoką cenę (30 000zł), a także przyczyni się do zasłużonego sukcesu rynkowego, czego z całego serca i ja życzę.

[Edit]: jak się dowiedziałem, jest już na ukończeniu nowa obudowa dla wzmacniacza oraz bardziej atrakcyjny front z grawerunkami.

System odsłuchowy
Wzmacniacze: Accuphase E-213, Hegel H100, końcówka mocy Xindak PA-M oraz lampowiec Xindak MT-3
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand, Studio 16 Hertz Minas Anor IIIs oraz Paradigm Reference Studio 10 v.5
Źródła: odtwarzacz płyt CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, gramofon Clearaudio Emotion, tuner Rotel RT-1080 oraz MacBook Apple przez wewnętrzny DAC w Hegel H100
Akcesoria: platforma antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40, panele akustyczne Vicoustic Wave Wood, stoliki Ostoja i VAP
Kable: różne.

I jeszcze rzut tylnej ściany pomieszczenia odsłuchowego z panelami Vicoustic Wave Wood (TU).




Link na stronę producenta Mach Audio: TUTAJ i TU
Wzmacniacz został wypożyczony z salonu audio Hi Fi Ja i Ty w Gdańsku.