Prolog
Płytę kupiłem we wrocławskim sklepie internetowym
rockers.pl.
Przesyłka szybko została wysłana pocztą kurierską. Kiedy odebrałem paczkę z
winylami, bardzo mnie rozbawiła. Bo oprócz tego, że była
niezwykle solidnie zapakowana i opakowana, to miała przyklejoną kartkę o
następującej treści: „Uwaga: Płyta winylowa! Nie zginać!!! / Winyl / LP!!!!
Uszkodzenie grozi atakiem serca u odbierającego!”. Rozbrajające.
Co miłe, paczka zawierała także gratisowe wydanie płyty „Kid
7+8 RE” oraz czasopismo „Antena Krzyku”. Nic, tylko kupować w rockers.pl…
Wstęp
Dead Can Dance to zespół kultowy. Nic dodać, nic ująć.
Każdy, kto w latach 80-tych ubiegłego wieku poszukiwał niezależnej muzyki
musiał spotkać się z wydawnictwami tego brytyjsko-australijskiego duetu.
Zresztą bardzo w propagacji ich kompozycji sprzyjało państwowe Polskie Radio,
gdzie w Programie 2 i Programie 3 w audycji „Wieczór płytowy” można było słuchać, a także i
nagrywać na taśmę magnetofonową całe albumy DCD. Podobnie działo się w audycjach Tomasza Beksińskiego (przede wszystkim) oraz Piotra Kaczkowskiego i Marka Niedźwieckiego. Dla mnie,
trzecia z kolei płyta duetu pod tytułem „Within the Realm of a Dying Sun” (1987r.) była
prawdziwym objawieniem. Albumem, który swoim niesamowitym nastrojem, spójną
kompozycją, wokalizami Lisy Gerrard – wówczas porażał, ale również i wywarł duże
piętno na późniejszym guście muzycznym, sferze poszukiwań muzyki - często
niełatwej, zaangażowanej w tym i etnicznej.
Trudno jednoznacznie przyporządkować styl Dead Can Dance –
zespół poruszał się w sferach pomiędzy tzw. new age, dream pop, world music,
dark wave, a także i chorałami gregoriańskimi oraz mantrami ze środkowego
Wschodu…
To, co zawsze wyróżniało muzykę DCD, to mroczny klimat
nagrań, uduchowiony – refleksyjny. Sprzyjały temu bardzo przestrzenne
realizacje studyjne, z często wręcz tantrycznym rytmem perkusyjnym, a także
nietypowe, oryginalne instrumenty. Osobnym zagadnieniem jest oczywiście wokal
Lisy Gerrard, która nie dość, że zawsze śpiewa na styku stylu operowego i poezji
śpiewanej, a także na granicy histerii, to jeszcze używa do tego indywidualnego
języka – tworzy własne słowa, dla nikogo niezrozumiałe, ale jak sama mówi: „moje
słowa są częścią mojej muzyki”.
Ostatnia płyta Brendana Perry oraz Lisy Gerrard ukazała się w
1996 roku („Spiritchaster”) i była „przyprawiona” w dużej dozie muzyką Czarnego
Lądu, afrykańskie instrumenty zyskały nowe znaczenie i sens w rękach DCD. Niestety,
fanom DCD przyszło czekać całe długie 16 lat na nowy krążek, ale, w moim
przekonaniu, warto było czekać.
Dwa przezroczysto-białe winyle DCD
Dostępna jest jedna winylowa edycja „Anastasis” – wytłoczona na przezroczysto-białym, dwupłytowa, wydana na krążkach o masie
180 gram. Początkowo wydawało się, że jest także wersja na czarnym winylu, lecz informacje zawarte na firmowej stronie DCD zdają się temu przeczyć.
Edit: jednak wersja na czarnym winylu jest proponowana równolegle z przezroczystą!
Edit: jednak wersja na czarnym winylu jest proponowana równolegle z przezroczystą!
Projekt graficzny, wydanie i jakość edytorska są na bardzo
przyzwoitym poziomie. Krótko mówiąc, są piękne, a przezroczysto-biały winyl
wywiera nieziemskie wrażenie obcowania z czymś niezwykłym, wyjątkowym.
Bardzo zwraca uwagę mroczna w stylistyce fotografia na
okładce autorstwa węgierskiego artysty Zsolta Zsigmonda przypominająca nastrojem
grafiki Zdzisława Beksińskiego – niepokojąca, tajemnicza, ale i niezwykle
harmonijna. Fantastycznie psychodeliczna. Rozkładówka albumu utrzymana jest
podobnym klimacie – dominują tu barwy brązowe i czarne. Ciemne chmury, czerń z
białymi teksami piosenek. Jedynym wyjątkiem w tej kolorystyce są tytuły utworów: nadrukowane (po dwa) kolorami fioletowym, intensywnie zielonym
oraz pomarańczowym, a także niebieskim. Odpowiadają one kolejnym kolorom labeli poszczególnych
4. stron płyt, które zawierają po dwa utwory każda. Przezroczysto-białe winyle
wsunięte są w czarne koperty, co daje znakomity kontrast niczym taoistyczny
znak „yin i yang” – niby przeciwstawny, a wspólny. Jasne Słońce i mroczna
Ziemia. Tak jak wspomniałem, na każdej stronie winyli znajdują się dwa utwory,
czyli w sumie jest ich osiem. To może być odczytane jako kolejny symbol
harmonii i symetrii: 2+2+2+2. Co istotne, i co widać na zdjęciach poniżej,
substancja (tworzywo) płyt jest przezroczysta, ale nie do końca – jest jakby
mętna, zamglona. Biaława, lekko perłowa. Na kolorowych labelach poszczególne strony zostały
oznaczone nie przy użyciu farby drukarskiej, a wydrapane, wyciśnięte (sic!).
Płyty położone na talerzu gramofonu wyglądają zachwycająco.
Cieszą oczy białym blaskiem i lekką poświatą.
Odsłuch
Pojawiają się pojedyncze głosy recenzentów, że ta płyta DCD
jest „słabsza niż poprzednia, niespójna, chaotyczna”. Moim zdaniem są to opinie
nietrafione, bo zespół dał już wielokrotnie dowód na to, że wolty stylistyczne
są istotną i stałą ich cechą. Może nie są to zmiany w ogólnym klimacie
muzycznym, ale na pewno w instrumentarium oraz w swoistej manierze kultury
dźwiękowej. Podróży przez muzyczny świat od Azji, poprzez Orient i Arabię, aż
do Afryki i starej Anglii. Podobnie jest i na „Anastasis”, które to greckie słowo
oznacza przecież „powtórne narodzenie” albo „pomiędzy dwoma etapami” - i jest
to bardzo trafny tytuł. Zespół nie udaje, że ma zamiar nagrywać „coś” innego,
niż to co robił przez poprzednie lata. Tworzy muzyczny nastrój refleksji, a
nawet medytacji w czym pomagają jednostajne, wolne rytmy oraz etniczne wątki
muzyczne (głownie arabskie), a także oczywiście uduchowiony śpiew Lisy Gerrard i
mroczny – Brendana Perrego. Co ciekawe, ich głosy razem pojawiają się tylko na jednym utworze. Przedostatnim - pt.
„Return of The She-King”.
Warto zwrócić uwagę, że muzyce często towarzyszą obfite i
gęste instrumenty smyczkowe, a także bardzo, ale to bardzo głębokie basy,
dudniące w ściany niczym osmańskie armaty. Pogłos i głębia są, ale niezawsze
wydają się być naturalne, a generowane komputerowo.
Klimat i charakter płyty sprzyjają bardzo uduchowionym odsłuchom.
Na pograniczu magii i ekstazy. …
Podsumowanie
Piękna płyta, doskonała do kontemplacji nad stanem świata i
jestestwa. Tej płyty najlepiej słuchać w pojedynkę, w samotności. Wówczas
refleksja jest głęboka – sięgająca dna psychoanalizy, dotykająca duszy –
przynosząca prawdę o wycinku Kosmosu. Metafizyczna i mistyczna.
Wspaniałe anastasis!
Gdybym nie znał wcześniejszych realizacji DCD, to śmiało bym
ocenił ten album na 10/10, a tak dam – 9/10, bo wiem, że „Within the Realm of a
Dying Sun” z 1987 roku wyznaczył niezwykle wysoki poziom muzyczny, który trudno
pokonać nawet samym Mistrzom.
Epilog
A, że płyta nie brzmi tak pełnie i realistycznie pod
względem zjawisk przestrzennych jak, te sprzed lat? To jest album nowej już
ery. Cyfrowej ery. Musi przecież także ona optymalnie dać się słuchać na
urządzeniach typu iPod czy iPhone…
Cały album można przesłuchać TUTAJ.
Tytuły ścieżek
A1: Children Of The Sun
A2: Anabasis
B1: Agape
B2: Amnesia
C1: Kiko
C2: Opium
D1: Return Of The She-King
D2: All In Good Time
racja piękna płyta!
OdpowiedzUsuń