piątek, 29 września 2017

Słuchawki Encore RockMaster Live

Encore RockMaster Live (zdjęcie ze strony dystrybutora)

Wstęp
Dziś publikuję recenzję nowych słuchawek o dźwięcznej nazwie Encore RockMaster Live (zobacz TUTAJ). Nazwa wskazuje, że można mieć do czynienia ze słuchawkami o dość wysokich aspiracjach, bo padają tu takie określenia jak "Rock", "Master" i "Live". Tymczasem słuchawki te kosztują w Polsce około 130 PLN (słownie - sto trzydzieści złotych). Nie, proszę nie odchodzić od monitora, nie zamykać klapy laptopa, ani opuszczać niniejszej strony, bo są to naprawdę ciekawe nauszniki. Ale zacznę jeszcze inaczej. Opowiem pewną historię.

Od NuForce do Encore Design Ltd.
Była sobie kiedyś kalifornijska firma NuForce, założona w 2005 roku przez grupę zapaleńców audio hi-fi mających zamiar konstruować i wytwarzać nietypowe sprzęty audio oparte o własne rozwiązania i doświadczenia. NuForce mocno i głęboko weszło w rynek high-fidelity; wytwarzano tu bardzo interesujące wzmacniacze cyfrowe, pierwszorzędne DACi, wzmacniacze słuchawkowe, a nawet słuchawki (często, nawiasem mówiąc, opisywane na Stereo i Kolorowo). Niestety, rozmaite zawirowania rynkowe spowodowały, że NuForce stracił płynność finansową. W 2014 roku został przejęty przez Coretronic Corporation; od tego czasu współtworzy przedsiębiorstwo Optoma NuForce (zobacz TUTAJ). Część załogi z pierwotnego NuForce stworzyła swoje niezależne firmy. Pierwszą jest NuPrime Audio (zobacz TUTAJ), do której przeniesiono sporo patentów i know-how, a nawet całych urządzeń NuForce (i to głównie z wyższego segmentu). Zaś druga firma, która wykiełkowała z dawnego NuForce, to właśnie ...Encore Design Ltd. (zobacz TUTAJ). Jak można przeczytać na jej stronie: "Firma Encore Design Ltd. została założona przez tworców NuForce. Innowacyjny rdzeń przedsiębiorstwa utworzony jest przez rzeszę utalentowanych inżynierów w Stanach Zjednoczonych, Danii, na Tajwanie i Chinach. Poza swoim stałym zespołem projektowym Encore współpracuje z grupą starannie wyselekcjonowanych, wysokiej jakości producentów, którzy wprowadzają swoje produkty na rynek za pośrednictwem marki Encore i ogólnoświatowych kanałów dystrybucji. Zgodnie z naszym modelem współpracy handlowej partnerzy firmy Encore zachowują prawa własności intelektualnej do swoich produktów".

Obecnie Encore Design Ltd. ma w swojej ofercie parę przenośnych DACów, a także kilka par słuchawek. Dużym przebojem okazały się być wprowadzone na rynek w ubiegłym roku Encore RockMaster OE (zobacz TUTAJ). Zaś niedawno pojawił się model Encore RockMaster Live, czyli główni bohaterowie niniejszej recenzji. Słuchawki przyjechały do mnie z warszawskiego salonu Audiomagic.pl. Słuchałem na nich muzyki przez dobrych kilka tygodni. Proszę wierzyć lub nie, ale w swojej cenie to są prawdziwi "killerzy". Do rzeczy więc.

Wrażenia ogólne i budowa
Słuchawki RockMaster Live otrzymałem od Audiomagic.pl jako tzw. sample (zapakowane po prostu w folię bąbelkową), trudno mi opisywać zewnętrze opakowanie i jego zawartość, bo ich po prostu nie widziałem. Skupię się więc na samych słuchawkach. Prezentują się, co tu dużo pisać, bardzo przeciętnie. Nie zachwycają ani specjalną urodą, ani jakimś wyszukanym wzornictwem. Ot, proste słuchaweczki z tworzywa sztucznego wykonane na wzór i podobieństwo popularnych AKG Y40. Jednakże do samego wykonania nie można się przyczepić. Solidny plastik i inne materiały, trwałe elementy, dobre ich spasowanie. Pałąk wykonany jest ze stali, obciągnięty ekologiczną skórką w części centralnej, od spodu stykającą się z czaszką, zaś po obu bokach zatopiony w czarnym tworzywem sztucznym, które z kolei przechodzą w składane zawiasy dalej łączące się z muszlami. Prosta konstrukcja, ale przemyślana. Obie muszle, lewa i prawa, pochodzą z jednej sztancy. Prawa ma w dolnej części zaślepkę dla przewodu słuchawkowego, a lewa nie ma już tej zaślepki, bo w tym miejscu zamontowano gniazdo typu mini-jack (oczywiście, dla przymocowania kabla słuchawkowego). Taki zabieg na pewno pozwala zoptymalizować koszty produkcji, choć piękna nie dodaje.

Wracając do budowy muszli. Jak już napisałem, wykonane są z twardego plastiku. Są płaskie i okrągłe, maja średnice około 5 centymetrów, od środka zaopatrzone w dość płytkie pady z ekologicznej skóry. Zewnętrzne, płaskie powierzchnie koncentrycznie sfrezowano tak, przypominały stal. Całkiem nieźle to wyszło. Po środku tych pierścieniowych frez umieszczono duże logo Encore.

Przewód słuchawkowy jest zadziwiająco wysokiej jakości. Nie dość, że jest odłączany, to wyposażony w złocone wtyki. Na całej długości powleczony jest czarnym materiałowym oplotem. I to nie jakimś byle jakim, ale porządnym! Ogólnie przewód wygląd na solidny i jest estetyczny. Nie plącze się, nie zwija. Wartością dodaną, jest fakt, że użytkownik w każdej chwili może nabyć i podłączyć inny kabel, albowiem wtyk i gniazdo w lewej muszli są standardowe. Inna sprawa, czy taka operacja jest rzeczywiście opłacalna, patrząc na cenę słuchawek i rzetelność budowy kabla.

Ergonomia
Muszle, jak napisałem, nie są ani szerokie, ani głębokie. Pady nie mieszczą małżowin usznych, a po prostu spoczywają na ich powierzchniach. Jednak z uwagi na bardzo niską masę słuchawek, praktycznie nie ciążą na uszach. A tym bardziej nie ściskają ich bo siła zacisku pałąka nie jest za wysoka. W rezultacie Encore założone na uszy są mało odczuwalne. Można je bez zmęczenia używać i z kilka godzin non-stop. Pady całkiem nieźle izolują od środowiska zewnętrznego (można napisać nawet, że "zatrzymują dźwięk w środku muszli"). Natomiast kabel nie mikrofonuje i nie zwija samoistnie. Ogólnie rzecz biorąc, ergonomia zasługuje na najwyższe uznanie. Brawo.
Dane techniczne
Przetworniki: 38 mm, dynamiczne
Konstrukcja: zamknięta
Pasmo przenoszenia: 20 - 20 000 kHz
Impedancja: 32 Ohm
Czułość: 98 dB
Masa (bez kabla): 125 g.



Koncentryczne frezy po zewnętrznych stronach muszli dają ułudę stali






Przyjemne dla oka wzornictwo


Kabel jest odłączany


Muzyka w 100 % pochodziła z Tidal HiFi

Wrażenia dźwiękowe
Encore podłączałem przede wszystkim do urządzeń przenośnych typu iPhone, czy iPad, ale także do wzmacniacza słuchawkowego iFi micro iDSD Black Edition. Słuchawki porównawcze to Meze 99 Neo i Fostex TH-610. Używałem też Koss PortaPro i Sennheiser PX100. Muzyka pochodziła z serwisu streamingowego Tidal HiFi/Master.

Podłączając pierwszy raz RockMaster Live do źródła (a było to dobrych dwa miesiące temu, jeszcze przed ich rynkową premierą) kompletnie nie wiedziałem jakiego dźwięku, mniej więcej, można się spodziewać. Dystrybutor nie ujawnił, ani pochodzenia słuchawek, ani ich nazwy. Napisał tylko, żebym ich posłuchał, a potem w skrócie wyraził o nich opinię. Jak widać, potem nastąpił ciąg dalszy, bo oprócz przesłanej do Audiomagic.pl opinii, teraz pojawia się też test. Widać warto było...

Po powyższym wstępie, napiszę więc, iż tytułowe słuchawki okazały się dla mnie być podobnym zaskoczeniem (odkryciem?), jakim kiedyś były Koss PortaPro. Nie chcę przez to napisać, że brzmią tak samo, ale kilka podobieństw na pewno można się doszukać. To przede wszystkim analogiczna potęga przekazu. Po nałożeniu Encore na uszy, z muszli wydobywa się intensywna fala dźwięku, gęsta i soczysta, a równolegle zrównoważona i wyjątkowo harmonijna. Tak, jakby przyłożyć bezpośrednio uszy do jakichś czarodziejskich źródeł dźwięku. W Koss PortaPro przeżywałem identyczne niespodzianki, no bo jak z ich dwóch, bądź co bądź, lichutkich muszli może wydobywać się aż tak "atomowy" dźwięk, a do tego jeszcze trójwymiarowy? Oczywiście, tajemnica tkwi przede wszystkim w konstrukcji przetworników, a te w obu modelach są co najmniej bardzo dobre.

Kolejnej analogii z PortaPro można doszukać się w łatwości operowania zarówno rytmem, jak i barwą oraz bezproblemowego zapewniania sporego poziomu nasycenia tonalnego. Można scharakteryzować to jako umiejętność budowania masywnej i solidnej podstawy basowej z jednoczesnym sprężystym pulsem, zapewniania bogatych barw instrumentów i wokali i na końcu napełniania tego środowiska bogatym życiem oraz głęboką miąższością. Umożliwia to bardzo satysfakcjonujące odsłuchy na wysokim poziomie muzycznym i instrumentalnym. Jest eufonia, jest fun, ale jest też odpowiednia proporcja i symetria dźwięku. Muzyka z takich źródeł jak iPhony, czy iPady zawsze brzmi doskonale.

No dobrze, w poprzednich akapitach nachwaliłem się RockMaster Live co niemiara. Czy rzeczywiście słuchawki za 130 PLN są aż tak doskonale i nie mają żadnych wad? Odpowiedź jest dość prosta i oczywista. Encore kreślą obraz muzyczny grubą kreską - owszem, intensywną, kolorową i bogatą w środki wyrazu, ale ogólnie powierzchowną, czyli bez wchodzenia w drobniejsze szczegóły. Bez dogłębnej analizy, bez sięgania w głąb, bez wybujałej rozdzielczości, czy szerokiego rozciągnięcia. W rezultacie tego są one wyrozumiałe i łaskawe dla gorzej zrealizowanych nagrań, bo nie eksponują ich wad. Poza tym, można też przyczepić się do umiejętności budowania realnej sceny 3D, bo ta ma wyraźne niedomogi. Nawet porównawcze Koss PortaPro i Sennheiser PX100 szerzej i głębiej ujawniają przestrzeń (choć nadal tylko na poziomie dostatecznym). Czy te niedomogi i niedociągnięcia w czymś wadzą RockMaster Live? Absolutnie nie! Grają tak, jakby zaraz miałby skończyć się świat! Muzyka rulez!

Konkluzja
Encore RockMarster Live to niedrogie, a dobre słuchawki. Skromna budowa, ale solidna i trwała. Przemyślana. Wysoki poziom ergonomii. And last, but not least - pierwszorzędnie muzykalne brzmienie typu live. Mocarne, gęste i proporcjonalne. Świetne słuchaweczki do wszelkich smartfonów. Rekomendacja!

Cena w Polsce - 129 PLN.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz będzie oczekiwać na moderację