sobota, 5 maja 2018

Tomasz Pauszek "LO-FI LO-VE", 2 x LP

(fot. materiały prasowe)



W Polsce mamy bardzo długą i bogatą tradycję muzyki elektronicznej. Za jej sformatowane początki chyba można uznać stworzenie Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia w 1957 roku i pionierską w nim działalność Włodzimierza Kotońskiego, Eugeniusza Rudnika oraz Krzysztofa Pendereckiego (tak, tak!). Tak wczesne eksperymenty z muzyką elektroniczną były ewenementem na skalę światową, choć oczywiście sama jej idea i instrumenty powstały znacznie wcześniej. Ale polska muzyka elektroniczna to także tacy mistrzowie jak Czesław Niemen, Józef Skrzek, Andrzej Korzyński, czy Władysław Komendarek - ci zaczynali przygodę z el-muzyką w latach 70-tych XX wieku. A potem nastała duża fala lat 80-tych: Marek Biliński, Krzysztof Duda, Mikołaj Hertel i wielu innych. Dużo dobrego dla muzyki elektronicznej uczynił (i nadal czyni!) redaktor Jerzy Kordowicz ze swoją audycją w radiowej Trójce "Studio el-muzyki", która swój początek miała już w 1977 roku. Redaktor Kordowicz niestrudzenie i często pod prąd popularyzował w Polsce całą armię wykonawców muzyki elektronicznej z całego świata, ale także z Polski.

Dla mnie po intensywnych kontaktach z muzyką elektroniczną w latach 80-tych XX wieku (Tangerine Dream, Jean-Michel Jarre, Kraftwerk, Vangelis, Mike Oldfield, Klaus Schulze, Marek Biliński, Kitaro, etc.), później na dobrych kilkanaście lat przyszedł okres innych zainteresowań muzycznych. Ponownie wróciłem do el-muzyki na początku XXI wieku znowu odkrywając w tym świecie wiele interesujących i inspirujących wartości. Zainteresowałem się także polską muzyką elektroniczną - zacząłem słuchać takich artystów jak Krzysztofa Dudę, Roberta Kanaana, Władysława Komendarka, Przemysława Rudzia, Konrada Kucza, czy duetu Skalpel - by przytoczyć tylko tych najbardziej znanych. Ostatnio na pewno sporym odkryciem było poznanie nowego albumu Tomasza Pauszka "LO-FI LO-VE", o którym to artyście, szczerze mówiąc, wcześniej nie za bardzo słyszałem.

Firma Audio Anatomy 15 grudnia 2017 roku wydała najnowszy album Tomasza Pauszka zatytułowany "LO-FI LO-VE". Album ukazał się w dwóch wersjach - płyty kompaktowej oraz winylowej. Mnie, z oczywistych powodów, zainteresowała ta winylowa. Niedawno, bo dopiero w kwietniu, otrzymałem ją dzięki uprzejmości sopockiego salonu Premium Sound (zobacz TUTAJ). Album jest dwupłytowy, zawiera około 90 minut muzyki. Tomasz Pauszek do wspólnych nagrań zaprosił całą rzeszę polskich muzyków: Władysława Komendarka, Konrada Kucza, Marcina Cichego, Arkadiusza Reikowskiego, Grzegorza Bojanka i innych. Muzycznie album obraca się wokół rozmaitych trendów i stylów elektroniki. Dużo tu nawiązań i inspiracji innymi twórcami, a nawet niejakich zapożyczeń. Słychać oczywiste wpływy np. Jeana-Michela Jarre'a, czy Mike Oldfielda. Jednakże taki kolaż muzyki i różnych gościnnych artystów przynosi paradoksalnie bardzo spójny i bogaty album. Płyty od początku do końca słucha się z autentyczną przyjemnością, podróżując przez kolejne nastroje i klimaty - od wczesnych lat 60-tych, poprzez rozelektryzowane lata 80-te, aż do ambientu i synth-popu. Dużo tu świadomych nieczystości nagrań, pogiętych taśm, uwypuklonych brudów. Ale, zapewniam, płyta została nagrana mistrzowsko - na poziomie strcte audiofilskim. Czysto, szeroko, głęboko - ze sporym rozmachem i energią. Rewelacyjny bas! Dużo dobrego przyniósł staranny mastering autorstwa innego elektronicznego tuzy, a mianowicie Przemysława Rudzia. Jakość nagrania i dźwięku oceniam na stopień referencyjny.

Okładkę zdobi praca Damiana Bydlińskiego, która graficznie w bezpośredni sposób nawiązuje do rysunków Daniela Mroza znanego z ilustrowania m.in. opowiadań pt. "Cyberiada" Stanisława Lema. Piękna rzecz. Album został wydany z dużym pietyzmem i z artystycznym zmysłem estetycznym. Jakość edytorska, poligraficzna i wykonawcza to prawdziwe dzieło sztuki. Na dwóch wewnętrznych kopertach nadrukowano mnóstwo informacji o poszczególnych utworach, artystach i ich dokonaniach. Jedyne czego mi zabrakło to kopert antystatycznych. Przy całym pietyzmie wydawniczym i kapitalnym wytłoczeniu winyli takie przeoczenie lub niedopatrzenie jest lekko nieprzyzwoite. Na szczęście w takie koperty można zaopatrzyć się we własnym zakresie - i tak też szybko uczyniłem chcąc uchronić płyty przez niepotrzebnymi zarysowaniami kopertowymi.

Audio Anatomy - 15 grudnia 2017 r.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz będzie oczekiwać na moderację