niedziela, 27 stycznia 2013

Wzmacniacz słuchawkowy Schiit Asgard








Kilka słów o firmie Schiit Audio
Kiedy przeglądałem (przed uruchomieniem wzmacniacza) instrukcję obsługi Schiit Asgard, od razu uwagę moją przykuł niesztampowy, oryginalny styl w jakim został opisany sprzęt. Mianowicie, nigdy nie spotkałem się z tak luźnym, a nawet dowcipnym podejściem firmy do wyjaśnienia zasad działania urządzenia. Na przykład (cytuję): „górna przestrzeń wentylacyjna może wyglądać jak wspaniałe miejsce na podgrzewanie twojej kawy, ale to nie jest to. I nie blokuj nigdy tej przestrzeni wentylacyjnej. A jak to zrobisz, to pojawią się nordyccy bogowie i pokiereszują ci twarz. Albo i nie.”

Gwoli wyjaśnienia, trzeba wiedzieć, że wszystkie firmowe sprzęty noszą nazwy zaczerpnięte z mitologii nordyckiej. Stąd np. Asgard, czyli legendarne miasto zamieszkane przez bogów, Vallhala, czyli nordycki raj, czy Mjolnir – młot bojowy króla Thora… Z drugiej strony taka nomenklatura bardziej by pasowała firmie o narodowości norweskiej, czy szwedzkiej, a nie amerykańskiej, lecz zdaje się, że jej właściciel – pan Jason Stoddard jest pochodzenia nordyckiego, gdy popatrzeć na jego nazwisko.

I jeszcze kilka dowcipnych opisów zaczerpniętych instrukcji użytkowania wzmacniacza. 
Wejścia RCA: „tu możesz podłączyć swój MP3 player, odtwarzacz CD, DAC lub serwer muzyczny. Wykorzystując standardowy kabel RCA. Tak, możesz użyć też fantazyjny kabel audiofilski, jeśli tego chcesz”.
Wejście sieciowe: „wetknij tu wtyk zasilający. Włóż drugi koniec kabla zasilającego do gniazdka sieciowego z właściwym napięciem. Próba podłączenia napięcia 115V pod 230V spowoduje przepalenie bezpiecznika oraz unieważnienie gwarancji”.
Pokrętło głośności: „działa dokładnie tak, jak się spodziewasz. Przekręcaj w prawo, aby zrobić głośniej muzykę.  Przestań, zanim dym zacznie wydobywać się spod twoich słuchawek”.
I jeszcze to: „tak, wszystkie produkty Schiit wykonywane są w USA. Tak, głównie używamy podzespołów amerykańskich. Tak, słowo schiit, wymawia się dokładnie tak, jak myślisz. Nie, nie ma nas na Facebook. Nie, nie jesteśmy na Twitter. Nie, nie ma nas na Youtube”.
Na koniec tej części, dodam, że na firmowej stronie jest dostępnych wiele żartów ze słowa „schiit”, które to pisane z jednym „i” oznacza nie inaczej jak defekat, używając terminologii medycznej.

W Schiit Audio pracują dowcipni i pełni luzu ludzie, ale patrząc na firmową ofertę, zaangażowanie w sprawę audio oraz innowacyjność, widać, że traktują swoje produkty niezwykle poważnie, choć z dystansem podchodzą do marketingu. Schiit Audio to obecnie kilka modeli wzmacniaczy słuchawkowych, kilka przetworników cyfrowo-analogowych oraz różne akcesoria, w tym i interkonekty RCA.

Do mnie zaś trafił wzmacniacz słuchawkowy Schiit Asgard.
Sprzęt został wypożyczony od polskiego dystrybutora marki Schiit Audio, firmy Audiomagic.pl (sklep Earmania.pl).









Budowa i wrażenia ogólne
Wzmacniacz prezentuje się schludnie i elegancko. Mówiąc krótko, wygląda na droższy niż w rzeczywistości jest. Sprzyja temu wrażeniu aluminiowa obudowa z jednej giętej, drapanej płyty, na przednich (górnym i dolnym) rogach nieskręcana, a łagodnie zgięta z zaokrąglonymi rantami.

Na froncie, tuż przy prawym boku znajduje się gniazdo słuchawkowe na tzw. dużego jacka. Obok, po lewej stronie, zamontowano gałkę potencjometru wzmocnienia wykonaną z takiego samego metalu (aluminium) jak obudowa. Na przednim panelu jest jeszcze dioda świecąca białym światłem, zaświadczającym o gotowości do pracy, czyli o przyłączeniu do sieci. Po prawej stronie frontu wymalowano firmowe logo oraz nazwę wzmacniacza.
Na górnej pokrywie (po jej prawej stronie) wmontowano metalową siatkę, która ma za zadanie odprowadzać nadmiar ciepła z wnętrza urządzenia, bo wzmacniacz podczas pracy dość mocno nagrzewa się (klasa A).

Z tyłu umieszczono gniazdo sieciowe IEC, włącznik/wyłącznik sieciowy (oj, niewygodne jest to miejsce na włącznik) oraz parę wejść RCA dla źródła. Trochę szkoda, że nie ma drugiej pary wejściowych RCA lub chociaż tzw. przelotki RCA, czyli wyjścia sygnału.
Od spodu montuje się (przylepia) samodzielnie 4. gumowe podkładki, które są w zestawie.

Schiit Asgard waży 2,3 kg, a jego wymiary to 228 x 171 x 57 mm (szerokość x głębokość x wysokość) – jest, więc dość spory jak na wzmacniacz słuchawkowy.
Urządzenie pracuje w czystej klasie A (stąd i nagrzewa się mocno podczas pracy) w technologii „single-ended” w oparciu o układy dyskretne, bez sprzężenia zwrotnego oraz z wykorzystaniem nieodwracającego, pojedynczego stopnia wzmocnienia napięciowego. Pobór mocy to 35 Wat. Wzmacniacz napędza słuchawki o opornościach od 8 do 600 Ohm.




Zdjęcie ze strony Schiit Audio.

Dźwięk
Jako wzmacniacze odniesienia używałem Musical Fidelity X-Can v.3 z zasilaczem ULPS Tomanek oraz odtwarzacz plikowy HiHiMan HM-601 Slim. Słuchawki to Sennheiser HD650 (z kablem Ear Stream - test TU), Beyerdynamic DT 990 oraz Creative Aurvana Live! z kablem  Sennheiser HD650. Źródło to odtwarzacz CD Musical Fidelity A1 CD-PRO.

Schiit Asgard gra dużym, obfitym dźwiękiem (i dynamicznym) – mocno nasyconym szczegółami i detalami nagrań. Bardzo w tym względzie przypomina Lehmannaudio Black Cube Linear. To ta sama żarliwość, bezkompromisowe natężenie dźwięku, ale także jego duża kultura połączona ze swobodą budowania realnego przekazu. Jest tu spore (i przyjemne) rozciągnięcie basu, jest gęsta średnica, jest wiele mikro-tonów. Jest też ładna harmonia i brak wypychania średnicy na przód, jak to lubią czynić niektóre wzmacniacze (szczególnie lampowe). Można śmiało napisać, że Asgard gra w stylu typowo tranzystorowym – szybko, mocno i rzetelnie. Ekspresyjnie i z silnym wyrazem dźwięku. Ale jednocześnie nie męcząco dla uszu, przyjemnie i śpiewnie. I co najważniejsze (oraz zaskakująco) - wyjątkowo spójnie jak na swoją klasę cenową. Instrumenty mają odpowiedni rozmiar i kolor, a wokale – naturalną skalę i barwę. Aż chce się użyć słowa: przepyszną. Dźwięk jest czysty, ale nie sterylny. Aksamitny.

W tym miejscu należy wspomnieć, że Asgard kreuje naturalną i dużą przestrzeń, ale nie specjalnie pogłębioną. Bardziej ją słychać „wszerz”, niż „w głąb”. Podobnie rzecz ma się z rozdzielczością – niektóre nagrania (szczególnie te gęste np. duże składy orkiestrowe) wzmacniacz pokazuje w zarysie, określa ich rozmiar i akcentuje położenie instrumentów, ale ma trudności z ich dokładnym wydobyciem na wierzch. Za takie cechy, (aby je usłyszeć) trzeba jednak znacznie więcej zapłacić – to potrafią uczynić dopiero słuchawkowce z okolic 5 000 zł.

Trzeba uczciwie przyznać, że producent Shiit Audio rzetelnie informuje, że oporność przyłączanych słuchawek jest w zasadzie bez znaczenia, bo Asgard dobrze i bezproblemowo radzi sobie zarówno z Sennheiser HD650 (300 Ohm) i Beyerdynamic DT 990 (250 Ohm), jak i Creative Aurvana Live! (32 Ohm). Żadna oporność nie jest problemem dla Asgard. To jest silny wzmacniacz.

Piszącemu te słowa, najbardziej podobała się kompozycja Schiit Asgard plus słuchawki Beyerdynamic DT 990. To zestawienie czarowało naturalnością i harmonią dźwięku, ale i dobrą perspektywą sceniczną. Mocnym bitem, z obfitym wyrazem instrumentów oraz wspaniałą barwą wokali. Uwodziło solidną średnicą z dobrym rozciągnięciem, a także żywym przekazem, bez śladów miękkości, czy zmiękczenia, jak kto woli. Stroną ujemną były lekkie niedostatki w szczegółowości, które jednak nie przeszkadzały w rozkoszowaniu się prawdziwie przyjemną muzyką w stylu hi-fi.

Konkluzja
1. Schiit Asgard to rzetelna konstrukcja wzmacniacza  typu „single-ended”, pracujący w klasie A. Solidna i elegancka obudowa. Tylko jedno wejście – para RCA. Brak „przelotki” i zdalnego sterowania. Nie ergonomicznie umieszczony włącznik sieciowy, bo z tyłu. Urządzenie w całości wykonane w USA i głównie na amerykańskich podzespołach.
2. Rasowy, wielopłaszczyznowy dźwięk. Dynamiczny i ze sporym rozciągnięciem. Żywy i łatwo osiągający wysokie natężenia. Solidna średnica – bogata w składniki, ale nie te najmniejsze. Mocny, prężny bas. Przekaz szybki, ale powabny.
3. Ogólnie, Asgard to duża siła dźwięku, a jednocześnie spora kultura muzyczna. Wzmacniacz oferuje przekaz nasycony emocjami i dostarcza ogromnej przyjemności z odsłuchów.
4. Dobra, niewygórowana polska cena (około 1250 zł), choć w USA Schiit Asgard kosztuje 249 USD. Mimo wszystko, korzystna proporcja cena/jakość – uwzględniając cło, koszty przesyłki i inne opłaty.

Sprzęt wykorzystywany podczas odsłuchu
Wzmacniacz słuchawkowy Musical Fidelity X-Can v.3 z zasilaczem ULPS Tomanek (test TU).
Odtwarzacz plikowy HiFiMan HM-601 Slim (test TU).
Odtwarzacz płyt CD Musical Fidelity A1 CD-PRO.
Okablowanie: Audiomica Laboratory oraz Ear Stream.
Słuchawki: Beyerdynamic DT 990, Sennheiser HD650 z kablem Ear Stream (test TU) oraz Creative Aurvana Live! z kablem Sennheiser HD650.
Akcesoria: stolik audio VAP, stojak do słuchawek Woo Audio.

Dane techniczne
Dostępne na stronie polskiego dystrybutora Earmania.pl: TUTAJ.

Strona producenta Schiit Audio: TUTAJ.

wtorek, 22 stycznia 2013

Beyerdynamic DT 990 - niebawem opis

Odebrałem słuchawki Beyerdynamic DT 990; będę je testować przez najbliższy tydzień. Jako wzmacniacze słuchawkowe posłużą:

1. Musical Fidelity X-Can v.3,
2. Schiit Audio Asgard (TUTAJ) oraz
3. odtwarzacz plikowy HiFiMan HM-601 Slim (test TU).

Wszystkie (no, prawie wszystkie) słuchawki Beyerdynamic produkowane są w Niemczech. Są synonimem słów solidność i wysoka jakość, w rozsądnej (nie przesadzonej) cenie. Zapraszam do lektury w przyszłym tygodniu.

Słuchawki Beyerdynamic DT 990 zostały wypożyczone z salonu audio Premium Sound w Gdańsku.



sobota, 19 stycznia 2013

Wzmacniacz Elektroakustyczny Mach Audio, wersja 2012

Kilka miesięcy temu opisywałem TUTAJ prototyp Wzmacniacza Elektroakustycznego Mach Audio. Jego dźwięk mówiąc krótko, uwiódł mnie swoją dojrzałością i piękną barwą. Jednak ówczesna powłoka cielesna pozostawiała wiele do życzenia. Jednak, tak jak już napisałem, to był prototyp, którego zadaniem było "przetrzeć szlaki" w audio, zaistnieć i dać rezonans w świecie audofilskim. To zadanie Mach wykonał z nawiązką, bo swojego czasu było o nim bardzo głośno między innymi na forach audio. Wiele osób krytykowało wygląd zewnętrzny (wtedy jeszcze niedopracowany), wysoką cenę jak na polskie warunki (30 000 zł) nie posłuchawszy go, nie mając z nim żadnego kontaktu, oprócz wzrokowego na zdjęciu w Internecie. W moim przekonaniu opinie te były (i są) całkowicie nieuprawnione, bo Wzmacniacz Elektroakustyczny Mach Audio jest produktem wybitnym pod względem umiejętności reprodukcji dźwięku.

Niedawno konstruktor wzmacniacza - pan Janusz Machałek ukończył już budowę ostatecznego modelu Wzmacniacza Elektroakustycznego Mach. Urządzenie otrzymało nową obudowę (już docelową) z drapanej stali, panel przedni z nowymi gałkami, a także gniazda RCA i terminale głośnikowe pochodzące od WBT. Muszę przyznać, że nowa powłoka wygląda całkiem porządnie, choć dalej jest to dość surowy styl nienachalnej urody. W środku wzmacniacza pan Machałek również dokonał kilku zmian. Przede wszystkim obecna wersja jest dual-mono, odseparowana od masy. Ponadto konstruktor dokonał jeszcze kilka drobnych wewnętrznych poprawek.

Odsłuch miał miejsce kilka dni temu w salonie audio Hi Fi Ja i Ty w Gdańsku-Oliwie.

Jako źródło posłużył dzielony zestaw C.E.C.- transport TL3N oraz DAC DA3N. Kolumny to Bodnar Audio Sandglass Fantasy (test TU), a wszystko uzupełnione osprzętem (kable, kondycjonery masy, akcesoria antywibracyjne) firmy Entreq opisane TUTAJ.

Dźwięk
Nie chcę powtarzać swojego opisu dźwięku Mach Audio sprzed kilku miesięcy (TU), więc napiszę w skrócie jedynie kilka słów. Przekaz Wzmacniacza Elektroakustycznego jest całościowo pięknie skomponowany. Czuć wielkie zaawansowanie dźwięku, jego dojrzałość i rasowość. Wzmacniacz czaruje piękną barwą, która odbierana jest jako pełna, skończona struktura tonalna. Dająca totalny wgląd w muzykę, jej układ i prawdziwą skalę. Nie jest to rozdzielczość typu Calyx CTI (test TU), czy taka jego mechaniczna i bezpośrednia siła dźwięku - Mach Audio skupia się raczej na pięknie muzyki, oddaniu jej klimatu, czaru instrumentów i głosów ludzkich. Ten styl można określić jako kontemplacyjny, stojący po stronie subtelności i nastrojowości, budowy kolorytu nagrań. Wzmacniacz buduje holistyczną atmosferę muzyczną i taką samą przestrzeń - prawdziwą i z ułudą koncertowego klimatu. Ze wspaniale dźwięcznymi instrumentami. Ten wzmacniacz reprezentuje realny dźwięk z gatunku high-end.

Strona producenta Mach Audio TU i TUTAJ.














czwartek, 17 stycznia 2013

Schiit Asgard, wzmacniacz słuchawkowy - testy trwają

Zgodnie z założonym planem testów na styczeń, od kilku dni słucham muzyki na wzmacniaczu słuchawkowym Schiit Asgard. Shiit Audio to firma amerykańska (USA) i tam produkująca wszystkie swoje urządzenia.
Pierwszy kontakt z Shiit Asgard jest bardzo obiecujący, tym bardziej, że wzmacniacz wykonany jest niezwykle solidnie, a nie kosztuje majątku.

Schiit Asgard został wypożyczony od polskiego dystrybutora marki, firmy Audiomagic.pl.

Zapraszam za kilka dni na szczegółowy opis Schiit Asgard.



środa, 16 stycznia 2013

David Bowie & Friends „Live in NYC – Birthday Celebration” – 3 x LP



Kilka dni temu - 8 stycznia, David Bowie obchodził swoje 66 urodziny. Wówczas niespodziewanie ogłosił, że 11 marca 2013 r. ukaże się nowy od 10 lat album zatytułowany „The Next Day”. Tego dnia (czyli 8 stycznia) światło dzienne ujrzał także nowy utwór promujący tę płytę: „Were Are We Now?”. Kapitalny prezent urodzinowy, ale jeszcze większy dla fanów Bowiego.

Natomiast 50-te urodziny David Bowie uczcił koncertem w Nowym Jorku. Celebracja ta odbyła się dokładnie 9 stycznia 1997 roku w Madison Square Garden. Zaproszonych na scenę zostało wielu znakomitych gości, a byli to: Frank Black z The Pixies, Robert Smith z The Cure, Lou Reed, zespół Foo Fighters, Dave Grohl z Foo Fighters i Nirvana, zespół Sonic Youth, Gail Ann Dorsey oraz Billy Corgan ze Smashing Pumpkins. Cóż za wyborowa lista wykonawców!

W 2011 roku ukazał się 2 płytowy album (2 x CD) z zapisem urodzinowego koncertu oraz DVD nakładem holenderskiej wytwórni płytowej IMA. Zaś w 2012 roku ukazała się wersja na winylu (3 x LP) sygnowana marką holenderskiej firmy Vinyl Passion. Wszystko wskazuje, że wszystkie powyższe pozycje są nieoficjalne. Są klasycznymi bootlegami, innymi słowy. Ale sądzę, że każdy prawdziwy fan Bowiego powinien zapoznać się z tą pozycją.
Mi udało nabyć się trzy-płytową wersję David Bowie & Friends „Live in NYC – Birthday Celebration” na czarnym winylu. Jakość dźwięku jest całkiem niezła jak na bootleg, a wartość artystyczna – wybitna. Polecam.

Szczegółowa lista utworów oraz wykonawców dostępna jest na discogs.com TUTAJ.







wtorek, 15 stycznia 2013

Odtwarzacz plików HiFiMan HM-601 Slim






















Wstęp
Od daty premiery pierwszego iPoda, czyli przenośnego odtwarzacza plików minęło już kilkanaście lat (było to dokładnie 23 października 2001 roku), choć formalnie palmę pierwszeństwa dzierży tu mało znany Audible.com Mobile Player (1998 rok). Od tego czasu mobilne odtwarzacze plikowe podbiły świat – trudno dziś wyobrazić sobie słuchanie muzyki podczas podróży, czy po prostu na spacerze po mieście, bez takowego urządzenia. Zaś mnogość wyboru przenośnych odtwarzaczy dosłownie przeraża i poraża – jest ich na rynku oszałamiająca ilość. Tu prym nadal wiedzie firma Apple ze swoimi iPodami, iPhonami i iPadami. Jednak są też i firmy, których celem jest zawojowanie rynku ambitniejszego, konstruują one odtwarzacze, które mogą zadowolić wybredniejszego klienta. Klienta, którego można nazwać audiofilem lub wyrafinowanym melomanem, bowiem taki potrzebuje do słuchania muzyki wyższej jakości niż tej, którą dostarcza większość „empetrójek”. Do takich ambitnych firm należy także HiFiMan.

HiFiMan
Firmę HiFiMan opisywałem bliżej podczas testu słuchawek HiFiMan HE-500 TUTAJ. Napisałem wówczas, że ogólnie patrząc na firmowe produkty, HiFiMan łączy nowoczesność z tradycją. Ponieważ design urządzeń jest bardzo tradycyjny, osadzony w przeszłości, natomiast zastosowane rozwiązania techniczne, wysoka jakość dźwięku i innowacyjność, daleko i śmiało wpisują się w XXI wiek.

Nie inaczej jest i z linią odtwarzaczy plikowych, których HiFiMan ma w ofercie kilka. W przygotowaniu jest premiera HM-901 wraz z dedykowaną stacją dokującą. Najnowszy zaś odtwarzacz to model HM-601 Slim, który jest bohaterem niniejszego tekstu.

HiFiMan HM-601 Slim został wypożyczony od polskiego dystrybutora marki HifiMan, firmy Rafko.

Budowa, ergonomia i wrażenia ogólne
HiFiMan HM-601 Slim w porównaniu do innych przenośnych odtwarzaczy plikowych jest stosunkowo duży i ciężki. Trudno jednak nazwać go wielkim – to małe kształtne pudełeczko z czarnego, twardego plastiku swobodnie mieszczące się w dłoni lub w kieszeni.

Z przodu znajduje się wyświetlacz (raczej niewielki) z niebieskim tłem. Ma ograniczoną skalę kolorystyczną, jest jednak wystarczająco kontrastowy, aby nawet w pełnym słońcu móc odczytać nazwy ścieżek, choć jest to dość trudne. Generalnie, wyświetlacz nie poraża wyrafinowaną jakością typu Retina montowanego w iPadach. Mówiąc krótko, wyświetlacz jest archaiczny – wyjęty jakby żywcem z epoki „wczesnego komputera”. Nie muszę, zdaję się, dodawać, że ekran nie jest dotykowy…

Na wyświetlaczu pojawiają się następujące podstawowe informacje: 1. Nr ścieżki, format pliku (MP3, WAV, etc) 2. Tytuł utworu, 3. Wykonawca, 4. Czas trwania utworu i jego upływ, 5. Poziom naładowania baterii, funkcje 'play' i 'pause'.

























Poniżej wyświetlacza, po lewej stronie umieszczono przycisk nawigacyjny do obsługi odtwarzacza – jego ergonomia jest intuicyjna, a przez to (raczej) nieskomplikowana. Po prawej stronie zamontowano trzy suwaki. Pierwszy od góry, przesunięty w prawo i przytrzymany kilka sekund włącza lub wyłącza odtwarzacz. Drugi odpowiedzialny jest za blokowanie funkcji przycisków, a trzeci to przycisk ‘mute’, czyli skokowego wyciszenia. Niestety, nawigacja klawiszami jest dość toporna. Przyciski i suwaki stawiają duży opór i nie są przyjazne. Sterowanie przypomina zabawę radzieckim kalkulatorem z lat 70-tych XX wieku – klawisze chodzą ciężko, niezgrabnie, choć swoje funkcje spełniają poprawnie.

Na prawym boku znajduje się slot na kartę SD – dzięki temu wewnętrzną pamięć (tu 4 GB, ale jest też wersja 8 GB) można bezproblemowo (i tanio) rozszerzyć nawet o kolejne 32 GB. Obok portu kart SD umieszczono przełącznik służący do wyboru rodzaju przyłączanych słuchawek: małe i dokanałowe lub pełnowymiarowe. Bardzo przydatna funkcja. Na lewym boku zamontowano gniazdo mini USB oraz gniazdo sieciowe 5 V do ładowania baterii odtwarzacza. Naładowana bateria wystarcza na mniej więcej 9 godzin grania. Nie jest to dobry wynik.

Na górnym boku umieszczono pokrętło (mini-walec?) potencjometru (znowu a’la lata 70-te XX wieku) oraz gniazdo słuchawkowe (3,5 mm, czyli tzw. mini jack), a także wyjście audio.
Ogólnie, pomimo niejakiej toporności w działaniu przycisków oraz wrażeń estetycznych przywołujących skojarzenia ze wczesną fazą elektroniki użytkowej, trudno odtwarzaczowi HiFiMan HM-601 Slim zarzucić brak solidności, czy rzetelności wykonania. Zgadza się – player wygląda, jak wygląda, niemniej jednak wykonany jest porządnie. Z tyłu zamontowano porządną metalową obudowę, a pozostała jej cześć wykonana jest z twardego, mocnego tworzywa sztucznego, które nie wygląda na tanie (na szczęście).

Dodam jeszcze, że mi powyższa estetyka bardzo odpowiada. Jest skromna i użytkowa. Bez zbędnych „bajerów”. Urządzenie to ma być w założeniu proste w obsłudze, mieć proste sterowanie, prostymi przyciskami, suwakami i pokrętłami. I tak też jest w rzeczywistości.

Jako kość przetwornika cyfrowo-analogowego konstruktorzy HiFiMan zastosowali słynny DAC TDA1543 firmy Philips. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że owa kość nie jest już produkowana od …20 lat, a największe triumfy święciła w latach 80-tych XX wieku (sic!). Warto też dodać, że TDA1543 jest przetwornikiem typu NOS, czyli non-oversampling lub nie nadpróbkowujący, pisząc po polsku. Zastosowanie tego typu DACa wymaga dużej wiedzy i doświadczenia w aplikacji przetworników, bowiem tu jest wyłącznie filtr dolnoprzepustowy, bez oversamplingu. Ponadto TDA1543 obsługuje sygnał do 16 bitów/44 kHz, co zestawione z umiejętnościami współczesnych DACów może rozśmieszać. Jednak, pomimo niedoskonałości technicznych (z dzisiejszego punktu widzenia) kość TDA1543 ma status kultowej w środowisku audiofilów. Jest ceniona za swój ciepły, analogowy, gładki, a nawet słodki styl gry – zbliżony do naturalnego dźwięku zawierającego parzyste harmoniczne. TDA1543 z powodzeniem jest używana w wielu nowoczesnych (współczesnych) urządzeniach typu DACi czy odtwarzacze płyt CD. Zastosowany wzmacniacz słuchawkowy to Burr-Brown OPA2107.

Dźwięk
Jako słuchawki używałem głównie Sennheiser PX100 oraz Sennheiser HD650. Pliki wgrałem do odtwarzacza w różnych formatach: od FLAC, poprzez WAV, aż do MP3 w różnych bit-rate.

Od razu napiszę, że wszelkie niedoskonałości budowy, toporna obsługa i nawigacja giną, stają się nieważne – drugo-, trzecio-planowe zestawione z dźwiękiem HiFiMan HM-601 Slim, bo ten mówiąc krótko i rzeczowo – jest uwodzicielski. Tak, to jest doskonałe słowo na określenie stylu gry testowanego odtwarzacza.

Odtwarzacz zaskakuje przede wszystkim pełnością, obfitością dźwięku. Ma się wrażenie niesamowitej gęstości przekazu. Co istotne, niskie tony są podobnie pełne, nasycone oraz mocno ekspresyjne przy jednoczesnej kulturze i braku maniery rozlewania się na boki. Niskie tony są kapitalnie mocne i ekspresyjne. Sam przekaz jest bardzo plastyczny, wielokolorowy w strukturze i ingrediencjach. Gęstość tonów i ich bogactwo oraz wielowarstwowość zachwyci nie jednego audiofila. Przestrzeń jest głęboka i szeroka, z wiarygodnym lokowaniem instrumentów.

Obecność kości TDA1543 powoduje, że dźwięk jest bardzo miły dla uszu – bliski pojęcia analogowy, ciepły, a nawet słodki. Ale te cechy nie powodują paradoksalnie podkolorowania dźwięku, a jedynie jego ciepłe podkreślenie, przyjemne wypełnienie nutami. Przekaz lokuje się zaś w sferach naturalności, choć nie jest to prawdziwa neutralność.

Średnica podobnie jak reszta zakresów – jest lekko ocieplona w sensie destylowania parzystych harmonicznych, ich uwidaczniania i pchania do przodu. To powoduje, że wokale brzmią bardzo przekonująco, wiarygodnie i wybornie. Przyjemnie. Śpiewu można słuchać godzinami (o ile bateria na to pozwoli) bez śladów zmęczenia uszu. Słuchanie muzyki na HM-601 Slim to poezja dla uszu. Poezja, czyli coś uduchowionego, wzniosłego. Stojącego w opozycji do prozy, czyli prawdziwego opisania świata.

Warto podkreślić, że powyższy odtwarzacz radził sobie znakomicie zarówno ze słuchawkami Sennheiser PX100 (co zrozumiałe) jak i z dużymi Sennheiser HD650 o oporności 300 Ohm. Bezproblemowo i w pełni skutecznie.

Podsumowanie
1. Budowa zewnętrzna i funkcjonalność stoją na poziomie wczesnych lat 80-tych. Solidne i trwałe użyte materiały. Stylistyka anachroniczna, choć przez to nawet przyjemna, bo sentymentalna.
2. Wnętrze zawiera kultową kość DACa TDA1543 Philips oraz wyborny wzmacniacz słuchawkowy Burr-Brown OPA2107 – żadne słuchawki nie są dla niego problemem.
3. Dźwięk duży i masywny. Gęsty. Kolorowy i plastyczny. Żywy. Z obszernymi jędrnymi basami. Całość przekazu bardzo przyjemna dla uszu; barwa analogowa, lekko słodka, ciepła. 
4. Pewne zastrzeżenia w kwestii ergonomii odtwarzacza z nawiązką rekompensuje wysoka kategoria firmowego dźwięku.
5. Jakość dźwięku wykracza poza zwykłe kryteria spotykane w przenośnych odtwarzaczach plikowych – pod tym względem HiFiMan MH-601 Slim przynależy do rzetelnej klasy high-fidelity.


Sprzęt testowy
Odtwarzacze: iPad 3 oraz iPod nano 3 i iPod nano 4 firmy Apple.
Słuchawki: Sennheiser HD438 (test TU), Sennheiser PX100, Sennheiser HD650 z kablem Ear Stream (test TU), Koss PortaPro oraz Creative Aurvana Live! z kablem Sennheiser HD650 i Beyerdynamic DT 990.

Dane techniczne
Dostępne na stronie polskiego dystrybutora HiFiMan, firmy Rafko TUTAJ.