Wstęp
Od daty premiery
pierwszego iPoda, czyli przenośnego odtwarzacza plików minęło już kilkanaście
lat (było to dokładnie 23 października 2001 roku), choć formalnie palmę pierwszeństwa dzierży tu mało znany Audible.com Mobile Player (1998 rok). Od tego czasu mobilne
odtwarzacze plikowe podbiły świat – trudno dziś wyobrazić sobie słuchanie
muzyki podczas podróży, czy po prostu na spacerze po mieście, bez takowego
urządzenia. Zaś mnogość wyboru przenośnych odtwarzaczy dosłownie przeraża i
poraża – jest ich na rynku oszałamiająca ilość. Tu prym nadal wiedzie firma
Apple ze swoimi iPodami, iPhonami i iPadami. Jednak są też i firmy, których
celem jest zawojowanie rynku ambitniejszego, konstruują one odtwarzacze, które
mogą zadowolić wybredniejszego klienta. Klienta, którego można nazwać
audiofilem lub wyrafinowanym melomanem, bowiem taki potrzebuje do słuchania
muzyki wyższej jakości niż tej, którą dostarcza większość „empetrójek”. Do
takich ambitnych firm należy także HiFiMan.
HiFiMan
Firmę HiFiMan opisywałem
bliżej podczas testu słuchawek HiFiMan HE-500 TUTAJ.
Napisałem wówczas, że ogólnie patrząc na firmowe produkty, HiFiMan łączy
nowoczesność z tradycją. Ponieważ design urządzeń jest bardzo tradycyjny,
osadzony w przeszłości, natomiast zastosowane rozwiązania techniczne, wysoka jakość dźwięku i innowacyjność, daleko i śmiało wpisują się w XXI wiek.
Nie inaczej jest i z linią odtwarzaczy plikowych, których HiFiMan ma w ofercie kilka. W przygotowaniu jest premiera HM-901 wraz z dedykowaną stacją dokującą. Najnowszy zaś odtwarzacz to model HM-601 Slim, który jest bohaterem niniejszego tekstu.
Nie inaczej jest i z linią odtwarzaczy plikowych, których HiFiMan ma w ofercie kilka. W przygotowaniu jest premiera HM-901 wraz z dedykowaną stacją dokującą. Najnowszy zaś odtwarzacz to model HM-601 Slim, który jest bohaterem niniejszego tekstu.
HiFiMan HM-601 Slim został wypożyczony od polskiego dystrybutora marki HifiMan, firmy Rafko.
Budowa, ergonomia i
wrażenia ogólne
HiFiMan HM-601 Slim w
porównaniu do innych przenośnych odtwarzaczy plikowych jest stosunkowo duży i
ciężki. Trudno jednak nazwać go wielkim – to małe kształtne pudełeczko z
czarnego, twardego plastiku swobodnie mieszczące się w dłoni lub w kieszeni.
Z przodu znajduje się
wyświetlacz (raczej niewielki) z niebieskim tłem. Ma ograniczoną skalę
kolorystyczną, jest jednak wystarczająco kontrastowy, aby nawet w pełnym słońcu
móc odczytać nazwy ścieżek, choć jest to dość trudne. Generalnie, wyświetlacz
nie poraża wyrafinowaną jakością typu Retina montowanego w iPadach. Mówiąc
krótko, wyświetlacz jest archaiczny – wyjęty jakby żywcem z epoki „wczesnego
komputera”. Nie muszę, zdaję się, dodawać, że ekran nie jest dotykowy…
Na wyświetlaczu
pojawiają się następujące podstawowe informacje: 1. Nr ścieżki, format pliku
(MP3, WAV, etc) 2. Tytuł utworu, 3. Wykonawca, 4. Czas trwania utworu i jego
upływ, 5. Poziom naładowania baterii, funkcje 'play' i 'pause'.
Poniżej wyświetlacza, po
lewej stronie umieszczono przycisk nawigacyjny do obsługi odtwarzacza – jego
ergonomia jest intuicyjna, a przez to (raczej) nieskomplikowana. Po prawej
stronie zamontowano trzy suwaki. Pierwszy od góry, przesunięty w prawo i
przytrzymany kilka sekund włącza lub wyłącza odtwarzacz. Drugi odpowiedzialny
jest za blokowanie funkcji przycisków, a trzeci to przycisk ‘mute’, czyli
skokowego wyciszenia. Niestety, nawigacja klawiszami jest dość toporna.
Przyciski i suwaki stawiają duży opór i nie są przyjazne. Sterowanie przypomina
zabawę radzieckim kalkulatorem z lat 70-tych XX wieku – klawisze chodzą ciężko,
niezgrabnie, choć swoje funkcje spełniają poprawnie.
Na prawym boku znajduje
się slot na kartę SD – dzięki temu wewnętrzną pamięć (tu 4 GB, ale jest też wersja 8 GB) można bezproblemowo
(i tanio) rozszerzyć nawet o kolejne 32 GB. Obok portu kart SD umieszczono
przełącznik służący do wyboru rodzaju przyłączanych słuchawek: małe i
dokanałowe lub pełnowymiarowe. Bardzo przydatna funkcja. Na lewym boku
zamontowano gniazdo mini USB oraz gniazdo sieciowe 5 V do ładowania baterii
odtwarzacza. Naładowana bateria wystarcza na mniej więcej 9 godzin grania. Nie
jest to dobry wynik.
Na górnym boku
umieszczono pokrętło (mini-walec?) potencjometru (znowu a’la lata 70-te XX
wieku) oraz gniazdo słuchawkowe (3,5 mm, czyli tzw. mini jack), a także wyjście
audio.
Ogólnie, pomimo
niejakiej toporności w działaniu przycisków oraz wrażeń estetycznych
przywołujących skojarzenia ze wczesną fazą elektroniki użytkowej, trudno
odtwarzaczowi HiFiMan HM-601 Slim zarzucić brak solidności, czy rzetelności
wykonania. Zgadza się – player wygląda, jak wygląda, niemniej jednak wykonany
jest porządnie. Z tyłu zamontowano porządną metalową obudowę, a pozostała jej cześć
wykonana jest z twardego, mocnego tworzywa sztucznego, które nie wygląda na
tanie (na szczęście).
Dodam jeszcze, że mi
powyższa estetyka bardzo odpowiada. Jest skromna i użytkowa. Bez zbędnych
„bajerów”. Urządzenie to ma być w założeniu proste w obsłudze, mieć proste
sterowanie, prostymi przyciskami, suwakami i pokrętłami. I tak też jest w
rzeczywistości.
Jako kość przetwornika
cyfrowo-analogowego konstruktorzy HiFiMan zastosowali słynny DAC TDA1543 firmy
Philips. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że owa kość nie
jest już produkowana od …20 lat, a największe triumfy święciła w latach 80-tych
XX wieku (sic!). Warto też dodać, że TDA1543 jest przetwornikiem typu NOS,
czyli non-oversampling lub nie nadpróbkowujący, pisząc po polsku. Zastosowanie
tego typu DACa wymaga dużej wiedzy i doświadczenia w aplikacji przetworników, bowiem
tu jest wyłącznie filtr dolnoprzepustowy, bez oversamplingu. Ponadto TDA1543
obsługuje sygnał do 16 bitów/44 kHz, co zestawione z umiejętnościami
współczesnych DACów może rozśmieszać. Jednak, pomimo niedoskonałości
technicznych (z dzisiejszego punktu widzenia) kość TDA1543 ma status kultowej w
środowisku audiofilów. Jest ceniona za swój ciepły, analogowy, gładki, a nawet
słodki styl gry – zbliżony do naturalnego dźwięku zawierającego parzyste
harmoniczne. TDA1543 z powodzeniem jest używana w wielu nowoczesnych
(współczesnych) urządzeniach typu DACi czy odtwarzacze płyt CD. Zastosowany
wzmacniacz słuchawkowy to Burr-Brown OPA2107.
Dźwięk
Jako słuchawki używałem
głównie Sennheiser PX100 oraz Sennheiser HD650. Pliki wgrałem do odtwarzacza w różnych
formatach: od FLAC, poprzez WAV, aż do MP3 w różnych bit-rate.
Od razu napiszę, że
wszelkie niedoskonałości budowy, toporna obsługa i nawigacja giną, stają się
nieważne – drugo-, trzecio-planowe zestawione z dźwiękiem HiFiMan HM-601 Slim,
bo ten mówiąc krótko i rzeczowo – jest uwodzicielski. Tak, to jest doskonałe
słowo na określenie stylu gry testowanego odtwarzacza.
Odtwarzacz zaskakuje przede
wszystkim pełnością, obfitością dźwięku. Ma się wrażenie niesamowitej gęstości
przekazu. Co istotne, niskie tony są podobnie pełne, nasycone oraz mocno
ekspresyjne przy jednoczesnej kulturze i braku maniery rozlewania się na boki.
Niskie tony są kapitalnie mocne i ekspresyjne. Sam przekaz jest bardzo plastyczny,
wielokolorowy w strukturze i ingrediencjach. Gęstość tonów i ich bogactwo oraz wielowarstwowość zachwyci nie jednego audiofila. Przestrzeń jest głęboka i szeroka, z wiarygodnym lokowaniem instrumentów.
Obecność kości TDA1543 powoduje, że dźwięk jest
bardzo miły dla uszu – bliski pojęcia analogowy, ciepły, a nawet słodki. Ale te
cechy nie powodują paradoksalnie podkolorowania dźwięku, a jedynie jego ciepłe
podkreślenie, przyjemne wypełnienie nutami. Przekaz lokuje się zaś w sferach
naturalności, choć nie jest to prawdziwa neutralność.
Średnica podobnie jak
reszta zakresów – jest lekko ocieplona w sensie destylowania parzystych
harmonicznych, ich uwidaczniania i pchania do przodu. To powoduje, że wokale
brzmią bardzo przekonująco, wiarygodnie i wybornie. Przyjemnie. Śpiewu można
słuchać godzinami (o ile bateria na to pozwoli) bez śladów zmęczenia uszu. Słuchanie
muzyki na HM-601 Slim to poezja dla uszu. Poezja, czyli coś uduchowionego,
wzniosłego. Stojącego w opozycji do prozy, czyli prawdziwego opisania świata.
Warto podkreślić, że
powyższy odtwarzacz radził sobie znakomicie zarówno ze słuchawkami Sennheiser
PX100 (co zrozumiałe) jak i z dużymi Sennheiser HD650 o oporności 300 Ohm.
Bezproblemowo i w pełni skutecznie.
Podsumowanie
1. Budowa zewnętrzna i
funkcjonalność stoją na poziomie wczesnych lat 80-tych. Solidne i trwałe użyte materiały.
Stylistyka anachroniczna, choć przez to nawet przyjemna, bo sentymentalna.
2. Wnętrze zawiera kultową
kość DACa TDA1543 Philips oraz wyborny wzmacniacz słuchawkowy Burr-Brown
OPA2107 – żadne słuchawki nie są dla niego problemem.
3. Dźwięk duży i masywny. Gęsty. Kolorowy i plastyczny. Żywy. Z obszernymi jędrnymi basami. Całość przekazu
bardzo przyjemna dla uszu; barwa analogowa, lekko słodka, ciepła.
4. Pewne zastrzeżenia w kwestii ergonomii odtwarzacza z nawiązką rekompensuje wysoka kategoria firmowego dźwięku.
4. Pewne zastrzeżenia w kwestii ergonomii odtwarzacza z nawiązką rekompensuje wysoka kategoria firmowego dźwięku.
5. Jakość dźwięku wykracza poza zwykłe kryteria
spotykane w przenośnych odtwarzaczach plikowych – pod tym względem HiFiMan
MH-601 Slim przynależy do rzetelnej klasy high-fidelity.
Sprzęt testowy
Odtwarzacze: iPad 3 oraz iPod nano 3 i iPod nano 4 firmy Apple.
Słuchawki: Sennheiser HD438 (test TU), Sennheiser PX100, Sennheiser HD650 z kablem Ear Stream (test TU), Koss PortaPro oraz Creative Aurvana Live! z kablem Sennheiser HD650 i Beyerdynamic DT 990.
Sprzęt testowy
Odtwarzacze: iPad 3 oraz iPod nano 3 i iPod nano 4 firmy Apple.
Słuchawki: Sennheiser HD438 (test TU), Sennheiser PX100, Sennheiser HD650 z kablem Ear Stream (test TU), Koss PortaPro oraz Creative Aurvana Live! z kablem Sennheiser HD650 i Beyerdynamic DT 990.
Dane techniczne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz będzie oczekiwać na moderację