Polpak

piątek, 31 sierpnia 2012

Dead Can Dance „Anastasis” – dwa przezroczyste (białe) winyle





Prolog
Płytę kupiłem we wrocławskim sklepie internetowym rockers.pl. Przesyłka szybko została wysłana pocztą kurierską. Kiedy odebrałem paczkę z winylami, bardzo mnie rozbawiła. Bo oprócz tego, że była niezwykle solidnie zapakowana i opakowana, to miała przyklejoną kartkę o następującej treści: „Uwaga: Płyta winylowa! Nie zginać!!! / Winyl / LP!!!! Uszkodzenie grozi atakiem serca u odbierającego!”. Rozbrajające.
Co miłe, paczka zawierała także gratisowe wydanie płyty „Kid 7+8 RE” oraz czasopismo „Antena Krzyku”. Nic, tylko kupować w rockers.pl…



Wstęp
Dead Can Dance to zespół kultowy. Nic dodać, nic ująć. Każdy, kto w latach 80-tych ubiegłego wieku poszukiwał niezależnej muzyki musiał spotkać się z wydawnictwami tego brytyjsko-australijskiego duetu. Zresztą bardzo w propagacji ich kompozycji sprzyjało państwowe Polskie Radio, gdzie w Programie 2 i Programie 3 w audycji „Wieczór płytowy” można było słuchać, a także i nagrywać na taśmę magnetofonową całe albumy DCD. Podobnie działo się w audycjach Tomasza Beksińskiego (przede wszystkim) oraz Piotra Kaczkowskiego i Marka Niedźwieckiego. Dla mnie, trzecia z kolei płyta duetu pod tytułem „Within the Realm of a Dying Sun” (1987r.) była prawdziwym objawieniem. Albumem, który swoim niesamowitym nastrojem, spójną kompozycją, wokalizami Lisy Gerrard – wówczas porażał, ale również i wywarł duże piętno na późniejszym guście muzycznym, sferze poszukiwań muzyki - często niełatwej, zaangażowanej w tym i etnicznej.
Trudno jednoznacznie przyporządkować styl Dead Can Dance – zespół poruszał się w sferach pomiędzy tzw. new age, dream pop, world music, dark wave, a także i chorałami gregoriańskimi oraz mantrami ze środkowego Wschodu…
To, co zawsze wyróżniało muzykę DCD, to mroczny klimat nagrań, uduchowiony – refleksyjny. Sprzyjały temu bardzo przestrzenne realizacje studyjne, z często wręcz tantrycznym rytmem perkusyjnym, a także nietypowe, oryginalne instrumenty. Osobnym zagadnieniem jest oczywiście wokal Lisy Gerrard, która nie dość, że zawsze śpiewa na styku stylu operowego i poezji śpiewanej, a także na granicy histerii, to jeszcze używa do tego indywidualnego języka – tworzy własne słowa, dla nikogo niezrozumiałe, ale jak sama mówi: „moje słowa są częścią mojej muzyki”.
Ostatnia płyta Brendana Perry oraz Lisy Gerrard ukazała się w 1996 roku („Spiritchaster”) i była „przyprawiona” w dużej dozie muzyką Czarnego Lądu, afrykańskie instrumenty zyskały nowe znaczenie i sens w rękach DCD. Niestety, fanom DCD przyszło czekać całe długie 16 lat na nowy krążek, ale, w moim przekonaniu, warto było czekać.

Dwa przezroczysto-białe winyle DCD
Dostępna jest jedna winylowa edycja „Anastasis” – wytłoczona na przezroczysto-białym, dwupłytowa, wydana na krążkach o masie 180 gram. Początkowo wydawało się, że jest także wersja na czarnym winylu, lecz informacje zawarte na firmowej stronie DCD zdają się temu przeczyć.
Edit: jednak wersja na czarnym winylu jest proponowana równolegle z przezroczystą!

Projekt graficzny, wydanie i jakość edytorska są na bardzo przyzwoitym poziomie. Krótko mówiąc, są piękne, a przezroczysto-biały winyl wywiera nieziemskie wrażenie obcowania z czymś niezwykłym, wyjątkowym.
Bardzo zwraca uwagę mroczna w stylistyce fotografia na okładce autorstwa węgierskiego artysty Zsolta Zsigmonda przypominająca nastrojem grafiki Zdzisława Beksińskiego – niepokojąca, tajemnicza, ale i niezwykle harmonijna. Fantastycznie psychodeliczna. Rozkładówka albumu utrzymana jest podobnym klimacie – dominują tu barwy brązowe i czarne. Ciemne chmury, czerń z białymi teksami piosenek. Jedynym wyjątkiem w tej kolorystyce są tytuły utworów: nadrukowane (po dwa) kolorami fioletowym, intensywnie zielonym oraz pomarańczowym, a także niebieskim.  Odpowiadają one kolejnym kolorom labeli poszczególnych 4. stron płyt, które zawierają po dwa utwory każda. Przezroczysto-białe winyle wsunięte są w czarne koperty, co daje znakomity kontrast niczym taoistyczny znak „yin i yang” – niby przeciwstawny, a wspólny. Jasne Słońce i mroczna Ziemia. Tak jak wspomniałem, na każdej stronie winyli znajdują się dwa utwory, czyli w sumie jest ich osiem. To może być odczytane jako kolejny symbol harmonii i symetrii: 2+2+2+2. Co istotne, i co widać na zdjęciach poniżej, substancja (tworzywo) płyt jest przezroczysta, ale nie do końca – jest jakby mętna, zamglona. Biaława, lekko perłowa. Na kolorowych labelach poszczególne strony zostały oznaczone nie przy użyciu farby drukarskiej, a wydrapane, wyciśnięte (sic!).
Płyty położone na talerzu gramofonu wyglądają zachwycająco. Cieszą oczy białym blaskiem i lekką poświatą.











Odsłuch
Pojawiają się pojedyncze głosy recenzentów, że ta płyta DCD jest „słabsza niż poprzednia, niespójna, chaotyczna”. Moim zdaniem są to opinie nietrafione, bo zespół dał już wielokrotnie dowód na to, że wolty stylistyczne są istotną i stałą ich cechą. Może nie są to zmiany w ogólnym klimacie muzycznym, ale na pewno w instrumentarium oraz w swoistej manierze kultury dźwiękowej. Podróży przez muzyczny świat od Azji, poprzez Orient i Arabię, aż do Afryki i starej Anglii. Podobnie jest i na „Anastasis”, które to greckie słowo oznacza przecież „powtórne narodzenie” albo „pomiędzy dwoma etapami” - i jest to bardzo trafny tytuł. Zespół nie udaje, że ma zamiar nagrywać „coś” innego, niż to co robił przez poprzednie lata. Tworzy muzyczny nastrój refleksji, a nawet medytacji w czym pomagają jednostajne, wolne rytmy oraz etniczne wątki muzyczne (głownie arabskie), a także oczywiście uduchowiony śpiew Lisy Gerrard i mroczny – Brendana Perrego. Co ciekawe, ich głosy razem pojawiają się  tylko na jednym utworze. Przedostatnim - pt. „Return of  The She-King”.
Warto zwrócić uwagę, że muzyce często towarzyszą obfite i gęste instrumenty smyczkowe, a także bardzo, ale to bardzo głębokie basy, dudniące w ściany niczym osmańskie armaty. Pogłos i głębia są, ale niezawsze wydają się być naturalne, a generowane komputerowo.
Klimat i charakter płyty sprzyjają bardzo uduchowionym odsłuchom. Na pograniczu magii i ekstazy. …







Podsumowanie
Piękna płyta, doskonała do kontemplacji nad stanem świata i jestestwa. Tej płyty najlepiej słuchać w pojedynkę, w samotności. Wówczas refleksja jest głęboka – sięgająca dna psychoanalizy, dotykająca duszy – przynosząca prawdę o wycinku Kosmosu. Metafizyczna i mistyczna.
Wspaniałe anastasis!

Gdybym nie znał wcześniejszych realizacji DCD, to śmiało bym ocenił ten album na 10/10, a tak dam – 9/10, bo wiem, że „Within the Realm of a Dying Sun” z 1987 roku wyznaczył niezwykle wysoki poziom muzyczny, który trudno pokonać nawet samym Mistrzom.

Epilog
A, że płyta nie brzmi tak pełnie i realistycznie pod względem zjawisk przestrzennych jak, te sprzed lat? To jest album nowej już ery. Cyfrowej ery. Musi przecież także ona optymalnie dać się słuchać na urządzeniach typu iPod czy iPhone…

Cały album można przesłuchać TUTAJ.

Tytuły ścieżek
A1: Children Of The Sun
A2: Anabasis
B1: Agape
B2: Amnesia
C1: Kiko
C2: Opium
D1: Return Of The She-King
D2: All In Good Time

czwartek, 30 sierpnia 2012

Wzmacniacz słuchawkowy HiFiMan EF5 - zapowiedź opisu!

Ponieważ słuchawki HiFiMan HE-500, które testuję od tygodnia, bardzo spodobały mi się dźwiękowo, dlatego postanowiłem rozszerzyć sprzęt "redakcyjny" o kolejny wzmacniacz słuchawkowy - dla dobra eksperymentu i szerszej (wiarygodniejszej) próby, oczywiście. Do tej pory odsłuchiwałem słuchawki HE-500 na wzmacniaczu słuchawkowym Musical Fidelity X-Can v.3 wraz z zasilaczem ULPS Tomanek, a także wtykałem je do urządzeń przenośnych typu iPad 3, iPhone 4S oraz iPod 4 G. Te ostatnie połączenia z odtwarzaczami plikowymi wcale, a wcale nie były rozczarowujące - tym bardziej pomimo, że słuchawki HiFiMan są elektromagnetycznymi, ale mają jednak 38 Ohm impedancji.

W związku z powyższym, odebrałem dziś z salonu audio Premium Sound w Gdańsku wzmacniacz słuchawkowy HiFiMan EF5 wraz z dedykowanym zasilaczem zewnętrznym HiFiMan DY-1. Testy zarówno słuchawek, jak i wzmacniacza HifiMan będą kontynuowane...

Jako źródło, będę używać odtwarzacz płyt kompaktowych Musical Fidelity A1 CD-PRO, a jako słuchawki odniesienia (porównawcze) - Sennheiser HD650 z kablem Ear Stream. Okablowanie zaś (interkonekty i kable zasilające) pochodzi z firm Audiomica Laboratory oraz Ear Stream.

Zapraszam do lektury testu w przyszłym tygodniu.

Kilka zdjęć.




wtorek, 28 sierpnia 2012

Kable zasilające Audiomica Laboratory: Volcano Transparent i Jasper Reference



Wstęp
Niedawno szczegółowo opisywałem nowość w ofercie Audiomica Laboratory – zestaw kabli Excellence (test TU), w skład których wchodzą głośnikowe Celes, łączówki RCA Erys oraz sieciowy Ness. Przewody te na tyle poprawiły dźwięk mojego głównego zestawu audio-stereo, że postanowiłem wypróbować kolejne kable z gorlickiej manufaktury. Tym razem, zainteresowałem się "apgrejdem" moich kabli kabli zasilających – stąd też otrzymałem od firmy Audiomica Laboratory dwa przewody sieciowe do prób. A mianowicie: Volcano Transparent i Jasper Reference.

Opisywane przewody pochodzą bezpośrednio z firmy Audiomica Laboratory.

Anatomia i wrażenia ogólne
Jasper Reference to „młodszy brat” modelu Ness z linii Excellence, a sam przynależy do serii Red. Z wyglądu zewnętrznego zresztą bardzo go przypominający, bo pokryty jest takim samym czerwonym oplotem, choć jest nieco cieńszy i zaopatrzony w inne wtyki, aczkolwiek bardzo solidne. Wewnątrz kabla znajduje się 7. żył głównych (14 AWG), które skręcone są w środek z kolejnych 25. mikro przewodów wykonanych z, jak pisze producent na swojej stronie - „najczystszej miedzi elektrolitycznej”. 6. żył ułożone jest w „wianuszek” dookoła 7-mej. Każda z nich oblana jest izolacją ze spienionego teflonu (FEP), a całość owinięta jest podwójnym ekranem – najpierw warstwą folii aluminiowej, a nastepnie gęstym ekranem z oplotu miedzianego. Opcjonalnie, Jasper Reference może zawierać filtr TFCT składający się z kilku elementów zamontowanych na płytce drukowanej. Są to przede wszystkim kondensatory bocznikujące, które zbierają zakłócenia od masy, a szeregowo podłączone dławiki zwiększają impedancję linii (szczegóły TUTAJ).






Z kolei, Volcano Transparent (z serii Gray) zawiera 3. żyły przewodzące o przekroju poprzecznym 12 AWG, a każda z nich 50. mikro przewodników z miedzi OFC. Zastosowana izolacja żył głównych to ponownie spieniony teflon (FEP) Całość opleciona jest podwójnym ekranem składającym się z warstwy okręcanej folii aluminiowej oraz warstwy okręcanej folii metalizowanej. Podobnie jak Jasper Reference, tak i Volcano Tranparent zaopatrzony jest w wysokiej jakości wtyki, dobrze trzymające się w gniazdach. Przewód może być wyposażony w filtr TFCT (na życzenie klienta).

W tym miejscu należy podkreślić, że wszystkie kable wytwarzane są ręcznie przez wysoce wykwalifikowane osoby, które każdy wyrób opatrują podpisem na certyfikacie – imiennym potwierdzeniem jakości. Dodatkowo, po przejściu osobnej kontroli, fakt ten jest również odnotowywany na sygnaturce przewodnika. Bardzo profesjonalne podejście do produkcji i godne naśladownictwa, bo kupując przewodnik z Audiomica Laboratory, nabywca wie co kupił, od kogo i kto konkretnie składał dany egzemplarz, a następnie kontrolował. Bo tu każdy produkt jest jedyny w swoim rodzaju, ma swój niepowtarzalny numer. A być może i duszę? Kto wie…

Wpływ na dźwięk
Kable sieciowe wpinałem i wypinałem do poszczególnych elementów toru audio-stereo, a były to po kolei: wzmacniacz Hegel H100, odtwarzacz płyt CD Musical Fidelity A1 CD PRO, wzmacniacze lampowe Yaqin MC-13S i Ming Da MC34-A oraz zasilacz ULPS Tomanek do wzmacniacza słuchawkowego Musical Fidelity X-Can v.3. Poza tym sieciówki wpinałem do listwy sieciowej Sonus Oliva, a także porównawczo do innych elementów audio, które akurat testowałem (szczegółowa lista na końcu tekstu).

Jasper Reference
W ogólnym charakterze okazał się być podobny do modelu Ness z serii Excellence, różnice dotyczyły kilku szczegółów, ale istotnych w całościowym odbiorze dźwięku. Przede wszystkim Jasper Reference brzmi nieco jaśniej, a przez to przekaz wydaje się być bliższy i ciut ostrzejszy (wyostrzony). Ponadto przełom średnich i wysokich tonów jest znacznie bardziej doświetlony, przez co te zakresy mogą zabrzmieć bardziej dobitnie, gdy podłączy się kabel do zbyt analitycznego systemu. U mnie tak stało się przy odtwarzaczu płyt CD Musical Fidelity A1 CD PRO, bo większość instrumentów typu gitary, saksofony czy skrzypce zagrały swobodniej, żywiej i z pięknym wypełnieniem (wykończeniem) konturów. Myślę, że uprawnione będzie określenie, że Jasper Reference jest przejrzysty w swoim charakterze, co skutkuje odkryciem (uwolnieniem) dynamiki nagrań, ujawnieniem dużej dozy energii drzemiącej w systemie, jej podkreślenie. A to niewątpliwie przynosi efekt w postaci mocniejszego (dźwięczniejszego) grania całego systemu. Opisywany kabel najlepiej sprawdził się w zestawie ze wzmacniaczem Hegel H100 – pomógł mu zdyscyplinować niskie tony, ujarzmić je właściwie, a także sprawić, by jego dźwięk stał się pełniejszy, bardziej dynamiczny oraz stanowczy. Mocarny i cielesny.

Volcano Transparent
Pierwsze wrażenie po wpięciu przewodu do systemu było takie, że zgodnie z nazwą „Transparent”, kabel nieco łagodzi przekaz, ale nie pozbawia go przejrzystości, ani nie ogranicza w żadnym przypadku zakresu rozpiętości dynamicznej. Jest klarowny, czysty – pozbawiony artefaktów, czy własnej barwy, co jest rzeczą niezwykle korzystną dla przekazania naturalnego dźwięku o pełnej detaliczności oraz wyraźnej strukturze nagrań. Choć trzeba też rzetelnie przyznać, że jego umiejętności w tym zakresie nie są aż tak perfekcyjne jak modelu Ness Excellence, który jest tu wyjątkowym mistrzem. Wysoką referencją.
Wracając do Volcano - bardzo dobrze zaprezentowały się zjawiska przestrzenne, bo scena dźwiękowa miała optymalną zarówno głębokość, jak i szerokość, a to wszystko przy doskonałym uporządkowaniu i zrównoważeniu każdego z rejestrów i podzakresów. Ponadto dobrze prezentowana była panorama stereofoniczna, która poszerzała się przy zastosowaniu opisywanego kabla sieciowego, który powodował większą jej otwartość, odkrycie. To jest duży atut Volcano Transparent, dlatego najbardziej korzystnie wypadł przyłączony do odtwarzacza płyt kompaktowych Musical Fidelity A1 CD-PRO, który w takiej instalacji grał jakby „mocniej i dynamiczniej”, bez śladów i oznak wcześniejszej kompresji (na zwykłym kablu). Dźwięk stał się płynniejszy, pozbawiony chropowatości, czy szklistości. Obcych naleciałości. Miły.

Podsumowanie
Audiomica Laboratory to firma, która za rozsądne pieniądze wytwarza wysokiej jakości i solidnej konstrukcji produkty, które zastosowane w sprzęcie audio-stereo czynią przekaz klarowniejszym, dokładniejszym. A jednocześnie robią to bez przykrej w przekazie ostrości, czy niepotrzebnego wydobywania kłujących w uszy pierwiastków nagrań.
Kable sieciowe Jasper Reference oraz Volcano Transparent pomagają osiągnąć urządzeniom audio wysoką kulturę i pełnię dźwięku - jego większą namacalność i czystość, co sprzyja ogólnej harmonii przekazu oraz wytwarza korzystny nastrój dla wielogodzinnej kontemplacji muzyki płynącej bez zakłóceń z głośników…

I jeszcze zdjęcie plątaniny kabli... Piękny widok, nieprawdaż?



Sprzęt używany podczas testów
Wzmacniacze: Hegel H100, Dayens Ampino, Yaqin MC-13S oraz Ming Da MC34-A i Ming Da MC84-A.
Źródła cyfrowe: odtwarzacz płyt CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, komputer MacBook Apple oraz przetworniki cyfrowo-analogowe N-Audio DAC-3 Plus, Hegel HD11 oraz Muse Audio Mini TDA1543 DAC.
Źródła analogowe: gramofon Clearaudio Emotion oraz magnetofon kasetowy Nakamichi Cassette Deck 1.
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand, Pylon Sapphire, Pylon Topaz, Pylon Amber, Spendor A5 oraz Klipsch Synergy B2.
Słuchawki: HiFiMan HE-500, Sennheiser HD650 z kablem Ear Stream, Grado SR-60i, a także wzmacniacz słuchawkowy Musical Fidelity X-Can v. 3 z zasilaczem ULPS Tomanek.
Kable interkonekty: Ear Stream Signature oraz Audiomica Laboratory Rhod Reference oraz Mica Transparent.
Kable głośnikowe: Siltech Amsterdam oraz Audiomica Dolomit Reference.

Grafiki pochodzą ze strony Audiomica Laboratory.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Muse Audio Mini TDA1543 DAC





Wstęp
Przetwornik cyfrowo-analogowy (DAC) jest niezbędny, by przetworzyć zapisany na nośniku cyfrowy sygnał binarny („zero-jedynkowy”) na analogowy (zawierający ładunek elektryczny), czyli taki, który może być wzmacniany przez typowy wzmacniacz, by dalej przesłać go do przetworników kolumn lub słuchawek. Dlatego DAC zawiera każdy odtwarzacz płyt CD, DVD, czy Blu-ray. Musi być także zainstalowany w takich urządzeniach jak iPody, iPhony lub inne przenośne odtwarzacze plikowe, a także karty dźwiękowe komputerów. Jeszcze dwadzieścia lat temu nikomu do głowy nie przychodziło (lub jedynie nielicznym) by produkować inne DACi niż te montowane wewnątrz odtwarzaczy CD, a na pewno taka rzecz nie odbywała się w przedziale budżetowym audio, a nawet i w średnim. Była to domena zarezerwowana dla segmentu high-fidelity. Pierwsze zewnętrze przetworniki cyfrowo-analogowe w rozsądnej cenie wyprodukowano kilkanaście lat temu w np. w firmie Musical Fidelilty (X-DAC, czyli słynny "prosiaczek”), czy w Arcam (Black Box zaprezentowany już w roku 1989). Zdobyły one wówczas dosyć dużą przychylność melomanów, ale to dopiero był początek ekspansji zewnętrznych DACów. Bo prawdziwy wysyp kolejnych konstrukcji tego typu nastąpił dopiero wraz z nadejściem ery tzw. computer-audio, czyli de facto kilka lat temu. Powstało bardzo dużo nowych urządzeń typu DAC, a format USB używany w komputerach wymusił na producentach dostosowanie przetworników do akceptowania, oprócz dotychczasowych wejść cyfrowych typu S/PDIF (optycznych i elektrycznych), także i USB. Obecnie, prawie każda szanująca się firma z segmentu audio ma w swojej ofercie przetwornik cyfrowo-analogowy z wejściem USB, a natomiast gwałtownie maleje ilość DACów wyłącznie z wejściami SPDI/F…

Zagadnienie konwersji cyfrowej jest skomplikowanym tematem i niezwykle rozbudowanym teoretycznie. Istnieje wiele sposobów takowej konwersji, są różne przetworniki, zegary taktujące, etc. Najpopularniejszym DACiem jest przetwornik nadpróbkowujący (oversampling DAC) np. delta-sigma. Ponadto przetworniki charakteryzują się następującymi cechami jak: szybkość przetwarzania, rozdzielczość, maksymalna częstotliwość próbkowania, monotoniczność, THD + N (szum wprowadzany przez DAC do układu), zakres dynamiki i wiele innymi.
Czytelników szerzej zainteresowanych powyższym tematem odsyłam do literatury zewnętrznej np. do świetnej książki „The Data Conversion Handbook” pod edycją Walta Kestera dostępnej TUTAJ.

Philips TDA1543
Kość Philipsa TDA1543 (TUTAJ) cieszy się dużą estymą w wielu środowiskach audiofilów - melomanów, a nawet owiana jest swoistą mgiełką kultowości. Dużo pisze się o niej w Internecie. Dyskutuje. Co ciekawe, choć od dawna jest już nieprodukowana, bo zastąpiona przez nowsze i doskonalsze konstrukcje, to dalej z powodzeniem aplikowana w wielu urządzeniach stereo. Na przykład odtwarzacze plikowe HiFiMan (w tym i te najnowsze np. HM-601 Slim) są wyposażane w owy przetwornik. Podobnie jak Chameleon Tera DAC, czy Lite DAC lub odtwarzacz płyt CD Xindak CD-06, czy czeski Pro-Ject CD Box SE. TDA1543 jest także w ciekawym DACu CuteHiFi Dacable. Chińska firma Muse Audio z powodzeniem, od kilku lat sprzedaje parę modeli mini DACów uwzględniając w tym i opisywany, ale także ciekawy egzemplarz TDA1543 x 4, gdzie zamontowano aż 4. niezależne takie kości. Swoją drogą, wygląda na to, że Chińczycy zabezpieczyli się w spore zapasy TDA1543 i wystarczy im tej kości na długie lata…

Co powoduje, że TDA1543 osiągnął taki kultowy status i jest przez wiele osób poszukiwany do systemów audio-stereo? I to pomimo faktu, że jest to stara konstrukcja, wręcz antyczna, gdy popatrzeć na olbrzymi postęp technologiczny w konstrukcjach kości przetworników cyfrowo-analogowych w ostatnich 20-leciu. Bo jest to przecież DAC nienadpróbkowujący, czyli mówiąc z angielska non-oversampling (NOS DAC) – innymi słowy pozbawiony dodatkowych filtrów cyfrowych, które mają za zadanie „wygładzić” dźwięk, uczynić go doskonalszym, a do tego nieobsługujący sygnału hi-res (wysokiej częstotliwości), bo jest kompatybilny z sygnałem danych o częstotliwości próbkowania jedynie do 96 kHz. Odpowiedzią na powyższe pytanie może być nietypowa specyfika dźwięku generowanego przez TDA1543 opisywana jako gładka, ciepła, o lampowej stylistyce, z piękną barwą – słodką i pokazującą w muzyce wiele smaku, emocji. Muzykalna. Tyle teorii, natomiast na mój subiektywny opis dźwięku kości Philipsa zapraszam w dalszej części tekstu.

Muse Audio Mini TDA1543 DAC – wrażenia ogólne
Na początek należy zaznaczyć, że cena owego DACa (kiedy kupić go w Chinach w opcji bezpłatnej wysyłki) wynosi niecałe …150 zł, więc kwota ta jest szokująco niska jak na koszt sprzętu audio-stereo.

Obudowa przetwornika wykonana jest niezwykle estetycznie z gładkiego anodyzowanego aluminium, w kształcie małego płaskiego pudełeczka, po bokach ładnie wyoblonego. Pokrywa pozbawiona jest widocznych łączeń, spawów. Do jej środka wsunięta jest płytka z układami. Z przodu i z tyłu obudowy znajdują się odkręcane płytki. Na jednym panelu zamontowano gniazdo zewnętrznego zasilacza 12 V oraz parę terminali wejściowych S/PDIF – Toslink i elektryczne RCA, przełączane hebelkiem. Na drugim zaś panelu – parę analogowych RCA oraz dwie diody: czerwoną i zieloną. Czerwona gaśnie po doprowadzeniu sygnału cyfrowego do przetwornika, a zielona zaświadcza o gotowości do pracy urządzenia (przyłączeniu do zasilania). Obok diod umieszczono wyjście sygnału analogowego w gnieździe na tzw. mini-jack; można tu przyłączyć np. słuchawki lub kolumny aktywne, etc. W zestawie znajduje się także zewnętrzny zasilacz 12 V tzw. komputerowy – tu produkcji firmy Cisco.

Jak widać na zdjęciach poniżej, Muse Audio DAC mniejszy jest od pudełka na płytę kompaktową CD, jego wymiary to: 105 x 70 x 25 mm (długość x szerokość x wysokość), a masa – 400 gram.
Wewnątrz, oprócz oczywiście TDA1543 zamontowano także i odbiornik (dekoder dźwięku) Texas Instruments (*) DIR9001 (TUTAJ), który sławą prawdopodobnie dorównuje temu pierwszemu, bo uważany jest za dobrą parametrowo kość, choć tanią, a zapewniający czysty i naturalny dźwięk, z bardzo niskim jitterem. Oprócz powyższych, w środku można znaleźć też inne komponenty wysokiej klasy produkcji renomowanych firm takich jak np. Nichicon.












Co ciekawe, istnieją także i inne wersje Muse Mini DAC skonstruowane na kościach Burr-Brown (*) PCM2706 (Muse Audio DA20) czy PCM2704 (Muse Audio DA10).

(*) Dla jasności, dodam, że firma Burr-Brown wchodzi obecnie w skład Texas Instruments (TUTAJ).

Dźwięk
Przed przystąpieniem do jakichkolwiek odsłuchów wymieniłem załączony zasilacz impulsowy tzw. komputerowy firmy Cisco na zasilacz transformatorowy Tomanek TM100-12D (podobny TUTAJ) wyposażony w transformator kształtkowy, stabilizator napięcia oraz filtry pojemnościowe, które skutecznie blokują większość zakłóceń sieciowych.

Poniżej zdjęcia zasilacza komputerowego Cisco oraz transformatorowego firmy Tomanek (dodatkowo rozkręcony, w celu ukazania wnętrza).




Muszę przyznać, że spodziewałem się sporej degradacji dźwięku po wpięciu Muse Audio TDA1543 DAC do mojego głównego systemu audio-stereo składającego się z odtwarzacza płyt CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, wzmacniacza Hegel H100 i kolumn Vienna Acoustics Mozart Grand wraz z kompletem okablowania Audiomica Laboratory. Bo do całego zestawu, kosztującego około 35 000 zł wpinałem chińskie „urządzonko” warte niecałe 150 zł, a wraz z zasilaczem Tomanek – 200 zł. Karkołomne przedsięwzięcie, ale bardzo korzystne dla dobra eksperymentu! Bo, jak wkrótce okazało się, da się tego słuchać. Ba! Przyjemnie słuchać.

Przekaz oferowany przez Muse Audio pozytywnie zaskoczył przede wszystkim homogenicznością dźwięku, wielce naturalnymi barwami oraz miłym, relaksującym charakterem z dużą dozą słodyczy, którą można przyrównać do tzw. lampowej. Natomiast pod względem tonalnym brzmienie okazało się być ciepłe i delikatne, z odpowiednią energią i sporą eufonią. Co istotne, cała średnica pokazywana była w rzeczywistych rozmiarach, z wypchniętymi nieco do przodu instrumentami i ludzkimi głosami, co sprawiało wrażenie większej bezpośredniości i namacalności. Choć pozornie skraje średnich tonów wydawały się trochę uwypuklone, w istocie rzeczy DAC grał dość, neutralnie, bez uciekania w jakiekolwiek maniery – jest raczej przezroczysty, ale z lekkimi, tu i ówdzie, przyprawami jak na przykład trochę sztucznie rozciągniętą scenę na szerokość, ale w granicach akceptowalnej normy – bez strat dla harmonii. Kiedy było potrzeba, Muse Audio potrafił przekazać (oddać) dużą dawkę pozytywnej mocy, aby kolumny odpowiednio trzęsły membranami głośników, by te wydały niskie i dynamiczne głosy, bez szkód dla wokalistyki czy saksofonów. Zadziwiające.
Ogólnie, opisywany przetwornik nie miał najmniejszych problemów z budowaniem sceny, lokacją instrumentów i wokalistów na scenie, odpowiednią jej gradacją, czy oddaniem właściwych pogłosów.  Muse DAC zapewnia przekaz dobrze kontrastowy, a także spokojny i odpowiednio zrównoważony.

Niestety, kiedy dłużej przysłuchać się Muse Audio DAC, można także odkryć i jego ułomności lub niedociągnięcia. Przede wszystkim to słabość w reprodukcji wysokiej jakości sopranów, a także wiernej ich rozdzielczości. Pod względem tych parametrów, TDA1543 wyraźnie odstawał w dół względem zaaplikowanego wewnętrznego DACa w Musical Fidelity A1 CD-PRO – Burr-Brown DSD1792 z upsamplerem asynchronicznym SRCA4391 – też Burr-Browna.  Poza tym, pomimo miłego charakteru grania – wciągającego i relaksującego, chiński DAC nie jest na tyle analityczny, by usłyszeć wszelkie detale nagrań i ich pełną mikroskalę dynamiczną, co oczywiście wcale nie musi być specjalną wadą, która by przeszkadzała w przyjemnym odbiorze muzyki i tu też właśnie tak jest – Muse Audio gra wielce emocjonalnym dźwiękiem, o sporej skali (rozciągnięciem), ale nie skupia się na wszelkich szczegółach. Można to zjawisko przyrównać do charakteru wkładki gramofonowej renomowanej firmy, ale modelu niższej klasy, gdzie dźwięk jest zawsze przyjemny, dobrze wyważony i wystarczająco dynamiczny, lecz także i z lekka zamglony, zamazany (niewyostrzony), bo "niewyciągający” z rowków winyli zbyt dużej ilości szczegółów. Ale jednocześnie zawsze dostarczający miły przekaz, zarówno z tych gorzej zrealizowanych nagrań, jak i oczywiście – lepiej. Muse Audio uśrednia dźwięk, interpoluje go.

Z dużo lepszej strony zaprezentował się chiński DAC kiedy przyłączyłem go kablem optycznym do serwera muzycznego CocktailAudio X10 (TUTAJ) z jednej strony, a z drugiej - interkonektem Audiomica Laboratory Mica Transparent do wzmacniacza zintegrowanego Dayens Ampino. Kolumny to Klipsch Synergy B2. Ten zestaw zapewnił brzmienie nie tylko poprawne, czy prawidłowe, ale przede wszystkim ze wspaniałym klimatem słuchanej muzyki. Tu nie była potrzebna wybitna szczegółowość, pogłębiona analiza nagrań dla wytworzenia tej specyficznej radości z dźwięków, bo i sam Dayens Ampino, choć będący urządzeniem wybitnym jak na swoją cenę, to nie lupą powiększającą detale. Ampino to raczej wzmacniacz naturalny, który wygładza niedociągnięcia, a nie dodatkowo je wzmacnia, uwypukla. Tego typu maniera (umiejętność) wzmacniacza w połączeniu z Muse DAC pozwala cieszyć się plastyczną i soczystą średnicą, z pięknym wyważeniem tonalnym. Nieirytującym. Z kolei basy były budowane mocno i ze sporym rozciągnięciem w każdą stronę, ale bez zbytniego pogłębienia, bez drugiego, trzeciego dna, dalszej płaszczyzny. Nie mniej jednak ze wszech miar muzykalnie oraz dźwięcznie.









Konkluzja
1. Muse Audio Mini TDA1543 DAC zbudowany jest w oparciu o kultową kość Philips TDA1543 (już od dawna nieprodukowaną) oraz dekoder dźwięku Burr-Brown DIR9001.
2. Ładna, estetyczna forma obudowy z anodyzowanego aluminium. Solidna i ergonomiczna. Dwa wejścia cyfrowe – elektryczne i optyczne. Brak USB.
3. Dźwięk z chińskiego DACa można scharakteryzować jako gładki, powabny z efektowną błyszczącą i kolorową średnicą – plastyczną i emocjonalną. Bliską „lampowemu” brzmieniu. Smaczną. Oferujący dobre, sprężyste basy. Soprany niezbyt wierne, a precyzja i rozdzielczość – „nie priorytetowe”, w skrócie mówiąc. Co ciekawe, tego typu prezentacja nie przeszkadza w swobodnym i przyjemnym odbiorze muzyki, a wręcz odwrotnie – TDA1543 wciąga i uzależnia, choć przy bezpośrednim porównaniu z kościami o lepszych parametrach, ukazujący swoje wady i niedociągnięcia.
4. Załączany zasilacz impulsowy nie jest najwyższej próby. Najlepiej zainwestować dodatkowe 40zł w zasilacz transformatorowy – np. firmy Tomanek, który przynosi znaczącą poprawę dźwięku. Uspokojenie.
5. Niestety, Muse Audio nie posiada wejścia na USB, a jedynie wejście elektryczne RCA oraz optyczne Toslink, co utrudnia zastosowanie go w tzw. computer-audio, ale nie uniemożliwia, bo duża część obecnych komputerów ma także i wyjścia S/PDIF. Poza tym można ten DAC używać do apgrejdu sygnału np. z telewizji cyfrowej, DVD, czy zewnętrznego serwera z muzyką.
6. Tani DAC – niecałe 150 zł czyni go trudnym do racjonalnej oceny, jak i pozycjonowania na skali (tle) innych urządzeń. Niemniej jednak uważam, że klasą dźwięku, ogólnym klimatem brzmienia dościga konstrukcje typu Pro-Ject DAC Box, czy Cambridge Audio DacMagic 100.
7. Muse Audio Mini TDA1543 DAC jest tani, a dobry. Nie audiofilski, lecz po prostu rzetelny. Nie zapewnia audio-Nirvany, ale przynosi sporo przyjemności ze słuchania muzyki. Rekomendacja!

Sprzęt użyty podczas testów
Wzmacniacze: Hegel H100 (test TU), Yaqin MC-13S (test TU) i Dayens Ampino (test TU).
Źródła: Odtwarzacz płyt CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, serwer muzyczny CocktailAudio X10 (test  TU) oraz komputer MacBook Apple.
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand oraz Klipsch Synergy B2.
Kable głośnikowe: Audiomica Laboratory Dolomit Reference oraz Diamond Gold.
Interkonekty: Audiomica Laboratory Mica Transparent oraz Rhod Reference, a także firmy Ear Stream model Signature (test TU).
Kable sieciowe: Audiomica Laboratory Jasper Reference oraz Volcano Transparent.
Kable cyfrowe: Belkin Pure AV Digital i Optical, a także optyczny "no name" z Chin.

Akcesoria: panele akustyczne Vicoustic Wave Wood (test TU), stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40  (test TU) pod wzmacniaczem Hegel H100, stoliki audio Ostoja i VAP (test TU), listwy sieciowe Bada LB-5600 (test TU), Sonus Oliva i Filtercon PFpz2-4-D (test TU).

Link na stronę Muse Audio TUTAJ.

piątek, 24 sierpnia 2012

Słuchawki HiFiMan HE-500 - wkrótce recenzja!

Wakacje powoli kończą się. Pora więc powrócić do regularnych odsłuchów i testów.

W związku z powyższym, uprzejmie zawiadamiam P.T. Czytelników, że właśnie odebrałem słuchawki HiFiMan HE-500, które będę testował przez najbliższy, mniej więcej, tydzień.

Słuchawki pochodzą z salonu audio Premium Sound w Gdańsku.

HiHiMan HE-500 są słuchawkami planarnymi, czyli magnetoelektrycznymi (zwane też ortodynamicznymi), gdzie funkcję przetworników spełnia cienka folia (błona) mylarowa pokryta z dwóch stron filmem z czystego aluminium lub innymi słowami, nadrukowana ultra-cienką cewką elektryczną. Folia z mylaru została zaś rozciągnięta pomiędzy (lub wewnątrz, jak kto chce) dwoma płaskimi, perforowanymi arkuszami magnesów. Dostarczany prąd elektryczny ze wzmacniacza pobudza powyższy układ tworząc dźwięk. Niezwykle ciekawa koncepcja i jakże odmienna od klasycznych przetworników dynamicznych stosowanych w przeważającej części słuchawek. Co istotne, HiFiMan HE-500 są pierwszym firmowym modelem, który można podłączyć do zwykłego wzmacniacza słuchawkowego lub nawet urządzenia typu iPod, bo wcześniejsze konstrukcje wymagały specjalnego wzmacniacza do odsłuchów.

Dodam jeszcze, że owe "HE" w nazwie słuchawek pochodzi od nazwiska konstruktora słuchawek pana ...He. Chińczyka.

Jako wzmacniacz słuchawkowy posłuży Musical Fidelity X-Can v.3 z zewnętrznym zasilaczem ULPS Tomanek, a jako przenośny odtwarzacz plikowy - iPhone 4S.

Zapraszam, za kilka - kilkanaście dni, do lektury opisu!



czwartek, 16 sierpnia 2012

Muse Audio Mini TDA1543 DAC - testy trwają!

Zawiadamiam niniejszym Szanownych Czytelników, że testuję właśnie w różnych konfiguracjach świeżo przybyły z Chin przetwornik cyfrowo-analogowy Muse Audio Mini TDA1543 DAC zbudowany w oparciu o słynną kość c/a Philipsa TDA1543 oraz odbiornik (dekoder dźwięku) DIR9001. Warto dodać, że jest to przetwornik typu NOS, czyli Non Oversampling (nie nadpróbkowujący) lub, innymi słowy, pozbawiony dodatkowych filtrów cyfrowych. Zresztą anonsowałem ten ciekawy przetwornik już kilkanaście dni temu TUTAJ.


Muszę napisać, że wzmiankowany DAC reprezentuje wyższą klasę dźwięku, niż by wydawało się patrząc na jego niewygórowaną cenę około …150zł. Myślę, że śmiało można go przyrównywać do sprzętu typu Musical Midelity V-DAC lub Pro-Ject DAC Box, a może i wyżej? To okaże się podczas testów, które od dziś trwają już intensywnie. Na pewno mogę zasygnalizować, że Muse TDA1543 ma niezwykle przyjemną barwę dźwięku. Dobrze zestrojoną i relaksującą.

Zapraszam za kilka dni po szczegółowy opis Muse Audio Mini TDA1543 DACa!

Poniżej kilka zdjęć.