Polpak

czwartek, 29 marca 2012

Mastering DAC Antelope Zodiac +, wkrótce test!

Zawiadamiam Szanownego Czytelnika, że otrzymałem do testów Mastering DAC Antelope Zodiac +. Jest to przetwornik cyfrowo-analogowy, a w zasadzie, jak pisze producent - masteringujący przetwornik cyfrowo-analogowy HD oraz wzmacniacz słuchawkowy. Myślę, że jest to ciekawa "maszynka", która może wnieść dużo dobrego do systemu audio-stereo.




Zapraszam za kilka dni na recenzję Mastering DAC Antelope Zodiac +.

poniedziałek, 26 marca 2012

Wzmacniacz Hegel H100



Wstęp nr 1
Mam niezwykłą przyjemność zapoznania P.T. Czytelników  z 3. kolejnym wzmacniaczem Hegla na odcinku kilku ostatnich tygodni, bo po modelach H200 (TU) i H70 (TU) przyszła pora na H100. Wypożyczając go wyobrażałem sobie jego dźwięk jako pośredni pomiędzy niższym i wyższym modelem, taką ich „mieszankę firmową”, konglomerat dwóch stylów. Nic z tego - Hegel H100 to pełnoprawny i rasowy egzemplarz o swojej charakterystycznej manierze i kulturze. Wyjątkowy, można rzec.

Wstęp nr 2
Pewnie spora część Czytelników zastanawia się, jaki jest cel tej mojej ciągłej szczególnej eksploracji i opisów Hegla? Czy to jest tylko taka czcza pisanina? Zatem w tym miejscu muszę się przyznać, że oprócz  frajdy obcowania ciągle to z nowymi urządzeniami mam też swoją ukrytą intencję – a mianowicie, szukam odpowiedniego wzmacniacza dla mojego gramofonu Clearaudio Emotion. Dlatego po opisie wzmacniacza Hegel H200 oraz H70 przystępuję do modelu H100. Wśród tej trójki mam zamiar wybrać urządzenie najbardziej współpracujące z gramofonem – pod względem dźwięku oraz funkcjonalności.




Opisywany sprzęt został wypożyczony z salonu audio Premium Sound w Gdańsku.

Budowa
Hegel jak to Hegel - formę ma prostą i ascetyczną. To surowy kawał metalu postawiony na trzech nóżkach i z trzema manipulatorami na froncie, na którym widnieje jeszcze oszczędny wyświetlacz. Typowo skandynawski design. Piękny w swojej pozornej pospolitości, za którą kryje się duża logiczność i ergonomiczność budowy. Trzy metalowe nóżki zapewniają wyjątkową stabilność na podłożu – nic się nie ma prawa kiwać, czy przechylać się. Tu muszę dodać tę samą uwagę co przy modelach H70 i H200 – metalowe nóżki od spodu mają wyłącznie goły metal, dlatego konieczne jest bezwzględne zaopatrzenie się w dodatkowe podkładki, zastosowałem świetne (i niedrogie) Rogoz-Audio BW40 (opis TU). Generalnie H100 wygląda jak H200 jest tylko ociupinę od niego niższy – o jakieś 3-4 centymetry. Pokrętła potencjometru i selektora wejść, a także włącznika sieciowego chyba takie same jak w H70 i H200. Zunifikowane. Wyświetlacz natomiast identyczny jak w H200 i zdaje się, że też w odtwarzaczach płyt CD – CDP2A mk2 i CDP4A mk2.




Tym razem po czarnych jak noc egzemplarzach, wypożyczyłem wersję srebrną, czy jak to opisuje producent „perłową srebrną” – i muszę przyznać, że ta o wiele bardziej mi się podoba. Zarówno front jak i obudowa wykonane są z pięknej blachy. Przód z jakby odlanego i polerowanego aluminium, a pokrywa – ze stosunkowo grubej i drapanej stali . Coś pięknego! W czarnej edycji nie widać naturalnej estetyki czystego metalu. Trudno to jednoznacznie i precyzyjnie pokazać na zdjęciu, ale proszę spojrzeć na te moje poniższe.





Z tyłu urządzenia umieszczono wysokiej jakości terminale głośnikowe a’la WBT, a tuż obok 4. pary wejść analogowych w postaci gniazd RCA i 1. parę gniazd XLR. Dodatkowo znajduje się 1. para RCA dla kina domowego – wówczas wzmacniacz pracuje w trybie „by-pass”, czyli ustawia się na 100% głośności, a sterowanie dokonywane jest z systemu kina domowego. Przydatna rzecz dla amatorów „home cinema”. Co niezwykle interesujące, H100 posiada także 3. pary wyjść RCA – w tym jedno do nagrywania, można więc podłączyć np. magnetofon kasetowy i mieć prawdziwą pętlę magnetofonową: nagrywanie/odtwarzanie. Wspaniała funkcja dla zwolenników kaseciaków! Pozostałe 2. pary gniazd RCA to wyjścia przedwzmacniacza, czyli istnieje możliwość przyłączenia dwóch końcówek mocy lub subwoofer jeżeli komuś by było za mało basu. Osobnego omówienia wymaga wejście USB dla komputera. Współczesny system audio często pozbawiony jest już zwykłego (normalnego) odtwarzacza płyt CD, a jego funkcję przejmuje komputer, dlatego coraz więcej producentów montuje wewnętrzny przetwornik cyfrowo-analogowy, aby ułatwić życie melomanom korzystającym z komputera jako źródła muzyki. Hegel, zarówno w modelu H70 jak i w tym opisywanym, zaimplementował DAC, więc można spokojnie przyłączyć np. MacBook i w ten sposób cieszyć się chociażby dźwiękiem sprowadzonym z Internetu.


Pilot zdalnego sterowania wykonany jest z takiego samego metalu co front wzmacniacza. To perłowe aluminium. Jest estetyczny i ergonomiczny, choć nie lekki. Można nim także obsługiwać inne modele wzmacniaczy lub odtwarzacze płyt CD.




Funkcjonalność 
Funkcjonalność wzmacniacza stoi na bardzo wysokim poziomie. Tak jak już o tym wspomniałem wcześniej, urządzenie ma możliwość podłączenia 5. źródeł analogowych oraz 1. cyfrowe (komputer), a także np. amplituner kina domowego lub subwoofer. H100 ma także pełnoprawną pętlę magnetofonową. Przypominam, że model H200 ma tylko 3. wejścia źródłowe (sic!), a H70 - aż 7. Jeśli chodzi natomiast o ergonomię przełącznika sygnału, to jest ona specyficzna dla Hegla. Po włączeniu sprzętu do sieci automatycznie ustawia się na źródło zbalansowane i zawsze na poziomie wzmocnienia „+30”. Ciężko z tym żyć…

Dźwięk
Akurat zbiegła się w czasie możliwość porównania H100 do wzmacniacza lampowego Xindak MT-3 na lampach EL34 i nie jest to konfrontacja nieuprawniona. Można powiedzieć, że ten model Xindaka jest w pewnych środowiskach wręcz kultowy, bo dysponujący bardzo ładną barwą dźwięku oraz wybornymi, jędrnymi basami. Natomiast Hegel, moim zdaniem, pomimo, że oparty jest na amplifikacji czysto tranzystorowej to grający bardzo „lampową” manierą pod względem ciepła i przyjemności dźwięku. Tak przynajmniej mi się kojarzy. Sygnatura H100 jest nie tylko miła dla ucha jak z lamp elektronowych, ale także bardzo plastyczna i sugestywna. Kształty poszczególnych dźwięków, tonów są świetnie obrysowane w przestrzeni, instrumenty namacalne i z piękną aurą, a do tego dokładnie zlokalizowane na scenie. Hegel odróżnia się natomiast od Xindaka MT-3 większą szczegółowością - nie ma problemów z ukazaniem zróżnicowania gęstych nagrań np. chórów, dużych składów instrumentalnych, etc.

Kolejną cechą, która może się podobać to jego umiejętność generowania niskich tonów. Te są świetnie porozciągane w dół, a jakość basu, jego sprężystość i wielopoziomowość, moc i atak predysponują norweski wzmacniacz do wysokiej klasy. Każdy rodzaj muzyki jest świetnie oddawany przez Hegla, czy to opera, czy rock, czy też jazz akustyczny – a wzmacniacz robi to tak czysto i naturalnie, że słuchanie to prawdziwa przyjemność. Piszę te słowa z rozmysłem – więc, podkreślę jeszcze raz: Hegel H100 ma bardzo radosny charakter dźwięku, którego słuchanie nigdy nie męczy, a wiem co piszę, bo odbiór niektórych egzemplarzy to czasami rzeczywiste katusze. Kiedyś słuchałem wysoko notowaną integrę Krell S300i – za przeproszeniem, krew z uszu, żyleta i udręka. Próbowałem zneutralizować jego specyficzną ostrość jakimiś łagodnymi kolumnami – bez efektu, to chyba wzmacniacz dla masochistów.

Ale wracając do tematu, muszę napisać, że Hegel gra mocno nasyconą średnicą, skrystalizowaną i ciut wypchniętą do przodu. Substancjalną i nacechowaną emocjami. Mówiąc, zwięźle - tony średnie to prawdziwy high-end. I to nie żaden przedsionek high-endu, a pełnoprawne i dobitne znaczenie tego słowa. Zastanawiające jest, jak udało się konstruktorom zbudować urządzenie, które produkuje taką masę wyrazistego i nasączonego wielobarwnością dźwięku, który odbierany jest jako prawdziwy i często odpowiadający koncertowemu. Słuchacz ma autentyczne wrażenie obecności wykonawców w pokoju odsłuchowym, blisko i realnie - zdecydowanie, ale nie agresywnie.

Na płycie CD Boba Rockwella „Bob’s Ben” (Stunds Records) saksofon tenorowy lidera zabrzmiał śpiewnie i słodko. W finezyjnym przestrzennym kształcie i barwie. Zaś zespół towarzyszący Bobowi ustawiony był na linii głośników, ani wypchnięty, ani cofnięty. Sugestywnie,  dokładnie i z dużą wiarygodnością. Struny kontrabasu wyraźnie zróżnicowane, nisko schodzące, ale bez subsonicznych pomruków. Nie muszę, zdaje się, dodawać, że wrażenia stereofoniczne były doskonałe, choć oprócz sumy gry wzmacniacza i kolumn należy tu także dołożyć perfekcyjną realizację płyty, jak zwykle to ma miejsce w studio Stund Records w Kopenhadze. Oczywiście, czasami można było się można przyczepić do najniższego basu, który nie zawsze pojawiał się, choć on tam na płycie na pewno jest zapisany, o czym dokładnie wiem,  bo słuchałem tej płyty też na innych systemach, w tym i słuchawkowych.

Trochę mnie zaskoczyła reedycja winylu Pink Floyd „The Wall” z 2012 roku słuchana na gramofonie Clearaudio Emotion. Pierwszy utwór – „In the Flesh?” wysłuchałem w skupieniu by móc w mózgu skalibrować sobie nowy analogowy wzorzec dźwięku po wcześniejszych odsłuchach tej płyty na nośniku cyfrowym (reedycja - podwójny CD z 1994 roku), który dobrze znam i uważam go za majstersztyk realizatorski, taki soniczny odpowiednik „metra w Sevres”. Zaskakująca była natomiast 3. ścieżka „Another Brick in the Wall Part 1” – początkowy sugestywny nalot śmigłowca, a potem wielopłaszczyznowość planów, ich realna dookolność, a także gęsta magma dźwięków, ale świetnie separowanych, przyniosła spektakl totalny, całkowicie angażujący w muzykę i jej głęboką i skomplikowaną strukturę. Dawno nie słyszałem, aż takiej substancjalności i wypełnienia dźwiękiem! Zresztą muszę przyznać, że reedycja na LP pod względem dopieszczenia detali i przestrzeni jest świetna, bo na płycie CD z 1994 roku ma się lekkie wrażenie kompresji dźwięku, jego mniejszej skali. Efekty dźwiękowe i głosy na winylu są trójwymiarowe, bez wątpienia sugestywne i żywe. Gitarowe solo Gilmoura na ścieżce „Comfortable Numb” brzmi bardzo wyraźnie i blisko, słychać każdą strunę – nuty przeszywają powietrze niczym błyskawica. Wspaniała płyta, a wzmacniacz pokazujący ją w wielkim stylu zasługującym na pochwałę. Owszem, istnieją wzmacniacze, które płytę tę zagrają z ukazaniem jeszcze większej ilości szczegółów, ale zapewniam, że Hegel pomimo, że nie zawsze pochyla się nad nimi specjalnie, to robi to z korzyścią dla ogólnego dźwięku, ponieważ niczego nie spłaszcza, ani nie eliminuje, a przynajmniej nigdy nie ma się takiego poczucia.




Konfiguracje
Najbardziej podobało mi się połączenie wzmacniacza z gramofonem Clearaudio Emotion – cechy charakterystyczne tego zestawu to klarowność, gładkość i naturalność, a także i neutralność. Nie zanotowałem zbytniego podkolorowania, często właściwego dla wielu konstrukcji. Na wielkie uznanie zasługuje stereofonia z precyzyjnie oddaną sceną – szeroką i głęboką. Nie ma wątpliwości, że Hegel H100 jest wręcz stworzony dla dźwięku gramofonu, swoją precyzją czystą i zwinną górą oraz plastyczną średnicą kapitalnie oddaje wszelkie dźwięki, a także zjawiska przestrzenne. Podobnie sprawa ma się z magnetofonem kasetowym – przekaz jest płynny i homogeniczny, z soczystymi basami i mocnym bitem.



Kolumny
Spośród 4. par kolumn stosowanych w teście (Vienna Acoustics Mozart Grand, Xindak MS-1201, Pylon Pearl Monitor oraz Usher S-520) każda z nich ukazała zarówno swoje silne, jak i słabsze strony.

Vienna Acoustics Mozart Grand posiadają podobną ogólną sygnaturę dźwięku jak Hegel H100 – plastyczność przekazu, referencyjną średnicę, pewne niedoskonałości w najniższym basie, a także brak agresji. Zestawione z „norwegiem” zagrały jednak pięknie, z dużą precyzją stereofonicznego obrazu, z wielką sceną – szerszą niż rozstawienie kolumn. Hegel wysterował je totalnie - narzucił głośnikom swój rytm i tempo. Mocno i apodyktycznie, choć Vienny przez wiele wzmacniaczy, które testowałem, nie były całkiem opanowywane. A Hegel zrobił to z łatwością, zresztą niższemu modelowi H70, też to się nieźle udawało. Kolejną mocną stroną mieszanki norwesko-austiackiej był duży zakres dynamiczny przekazu, a także jego fizyczna bezpośredniość. Można ten styl opisać sformułowaniem  - „granie koncertowe”.

Xindak MS-1201, pomimo że zalecane przez producenta do wzmacniaczy lampowych z uwagi na jego budowę (tuba wysokotonowa oraz 12 calowy głośnik niskotonowy) oraz wysoką skuteczność 95 dB to tworzące całkiem interesującą synergię. Xindaki otrzymały od Hegla więcej niższego basu, a w zamian Hegel – subtelność i szczegółowość, choć oczywiście w granicach rozsądku. Myślę, że uprawnione pędzie to zjawisko podsumować określeniem - niezłe „zgranie”.

Z Usher S-520 dźwięk okazał się być niewymuszony, dokładny (rzeczywisty), z szeroką sceną, a jednocześnie elastyczny i obrazowy, ale o skali odpowiedniej do gabarytów kolumn. Z zaangażowaniem, lecz z ograniczeniami na basie.

,„And last, but not least” – Pylon Pearl Monitor, które bardzo lubię i uważam je za wspaniałą konstrukcję przy jednocześnie okazyjnej wręcz cenie. I tym razem nie zawiodłem się na nich, bo z Heglem bardzo ładnie zagrały – z dużą kulturą i z obszernym dźwiękiem. Rasowo i spontanicznie. Pylony bardzo namacalnie ukazują zjawiska przestrzenne i mają bardzo dobrą stereofonię. Oczywiście, pewne szczegóły, które Vienny wyłuszczały na pierwszy plan, Pearle pozostawiały w tyle, lecz dalej były one obecne. Podobnie miała się rzecz lokalizacją instrumentów – właściwa, lecz nie do końca precyzyjna i bez owej „aury” wokoło. Podsumowując, Pylony zaproponowały bardzo dobry dźwięk, naturalny i przyjemny w odsłuchach, przestrzenny i rzeczowy, ale bez audiofilskich zapędów. I bardzo dobrze!






DAC
Hegel H100 ma bardzo dobry wewnętrzny DAC lub kartę dźwiękową, jak to o nim pisze producent w materiałach informacyjnych. Podłączałem MacBooka Apple do wejścia USB i słuchałem różnych plików z komputera, odtwarzałem płyty CD w komputerowym napędzie, a także słuchałem muzykę z serwisów „YouTube” i „LastFM”. Muszę przyznać, że dźwięk za każdym razem wywierał bardzo dobre wrażenie. Hegel ma specyficzną umiejętność realizowania z komputerowego dźwięku cyfrowego (nie najlepszego, przecież) angażującego spektaklu o fenomenalnej przestrzeni i z wielką dynamiką. Z namacalnymi instrumentami oraz wyjątkowo wyraźnymi wokalami. Dobrym niskim i mięsistym basem. Dźwiek całościowo jest jednorodny i gładki. Dla mnie pierwsza klasa, choć nie jestem gorącym zwolennikiem computer-audio, a raczej zdystansowanym sceptykiem.

Hegel H100 versus Accuphase E-213
Wydawało by się, że to zestawienie z pozoru jest nieuprawnione - z jednej strony silny i surowy, a nawet nieokrzesany "norweg", a z drugiej strony luksusowy i dopieszczony "japończyk". Muszę szczerze w tym miejscu przyznać się, że Accuphase E-213 zawsze był moim ulubionym wzmacniaczem. Bo Accu hipnotyzuje pięknymi podświetlonymi wskaźnikami wychyłowymi, które po zmroku pięknie falują w rytm muzyki. Jest w tym coś urzekającego. Ponadto Accuphase posiada niesamowicie dopracowaną budowę i design - wytworny i estetyczny. Do tego całą rozciągłość wyboru wejść, trybów pracy, pętlę magnetofonową z trybem "monitor", możliwość implementacji wewnętrznej karty DAC, przedwzmacniacza gramofonowego, etc. Niestety, wszystkie jego powyższe zalety bledną gdy zestawić go z Heglem H100, bo tak jak Accuphase wygląda, tak Hegel H100 gra i odwrotnie. I nie ma w tym sformułowaniu ani krzty przesady, czy  zbytniej hiperboli. Hegel H100 podaje muzykę tak kompletnie i namacalnie oraz w sposób tak niezwykle wyrafinowany, że "świecidełka" Accuphase stają się nieważne/pomijalne i wręcz tandetne przy charakterze prawdziwego dźwięku "norwega". Co więcej, model H100 może stanąć śmiało także i do konfrontacji z Accuphase E-360 - i jestem całkowicie spokojny o wynik tego pojedynku. Bo Hegel to bardzo mocny konkurent.

Accuphase E-213 stoi po stronie miłego i sympatycznego dźwięku, z dużą ilością detali i mikro-wybrzmień, a Hegel po stronie wyrafinowanego przekazu o mocnej i dosadnej charakterystyce. Plastycznej i cielesnej. Namacalnej.

Podsumowanie
Hegel H100 ma bas o niezłym rozciągnięciu, zdyscyplinowany, wielowarstwowy i jędrny, choć nie do końca referencyjny. Średnie tony są bardzo pełne, charakterystyczne dla „lampy” - nasycone i wyraźne, ale trudno tu mówić o wyjątkowej szczegółowości i skrupulatnej wierności. Duża detaliczność nie jest priorytetem dla Hegla. Soprany bardzo śpiewne i niemęczące. Gdyby ten opis zakończyć w tym miejscu, to nie wyszłaby najlepsza opinia dla „norwega”. Trzeba więc koniecznie napisać, że te powyższe elementy, pomimo, że w pojedynkę nie high-endowe, to podane łącznie tworzą arcyciekawy i wyjątkowy konglomerat plastyczności dźwięku, wglądu w jego prawdziwą wielowątkową strukturę, nieprawdopodobną stereofonię i tego co najważniejsze w odbiorze muzyki – emocje. Bo te generowane przez H100 są nieprzeciętnie żarliwe, budujące realny przekaz – pełen nut, nasączony muzyką i z rzeczywistą mocą dźwięków. Dźwięk jest elastyczny i świeży z dużą sugestywną plastyką, ze wspaniałą niepowtarzalną barwą i wyborną harmonią. Wzmacniacz narzuca głośnikom swój rytm i tempo. Angażuje je do maksymalnego wysiłku. Apodyktycznie i kompletnie. Wzorowo.

Wzmacniacz bardzo dobrze gra w połączeniu z komputerem przed wejście USB, a także z odtwarzaczami płyt CD. Ma styl gry, który każdy materiał (zarówno ten lepiej, jak i ten gorzej zrealizowany) ukazuje w sposób przyjemny dla ucha i z dużym poczuciem realności oraz namacalności dźwięku. Można powyższe zjawisko nazwać niepospolitą muzykalnością. Jest szczególnie predysponowany do źródła analogowego – gramofonu oraz magnetofonu, tym bardziej, że producent zaopatrzył H100 w świetną pętlę magnetofonową.

Hegel H100 tworzy bardzo zaawansowany dźwięk, gra bardzo bezpośrednio – wprost do uszu, prosto do serca. Wart każdej złotówki, a przy cenie 10 500 PLN to prawdziwa okazja.



Zakończenie
Ulegam silnemu wrażeniu, że opisywany wzmacniacz nareszcie kupię dla siebie. I będzie to nieodłączny kompan dla gramofonu Clearaudio Emotion…

Cena w Polsce - 10 500 PLN.

Sprzęt użyty podczas testu
Wzmacniacze: Accuphase E-213, Yaqin MC-100B (z wymienionymi lampami), Xindak MT-3
Odtwarzacz płyt CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO
Gramofon: Clearaudio Emotion
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1
Tuner: Rotel RT-1080
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand, Xindak MS-1201, Usher S-520 oraz Pylon Pearl Monitor
Kable: głośnikowe - Siltech Amsterdam, IMG, Klotz, interkonekty - Acrolink, Furutech, Belkin i Klotz, sieciowe - Oyaide i DIY
Kondycjoner: Bada LB-5600 oraz Filtercon
Akcesoria: stoliki VAP oraz Ostoja, sprzęt antywibracyjny: Rogoż-Audio (platforma pod gramofon oraz stopy antywibracyjne pod Hegel H100).

Dane techniczne
Dostępne na stronie producenta: TUTAJ

piątek, 23 marca 2012

Xindak MT-3 - niebawem recenzja

Zawiadamiam niniejszym Szanownych Czytelników, że testuję właśnie wzmacniacz lampowy Xindak MT-3 w wykończeniu drewnianym. Jest to integra na lampach EL34. Bardzo ciekawe urządzenie, zarówno pod względem estetycznym, jak i dźwiękowym, ale po szczegóły zapraszam za kilka dni.

Xindak MT-3 będę porównywał z następującymi wzmacniaczami:

1. Yaqin MC-100B (z wymienionymi lampami)
2. Accuphase E-213
3. Hegel H100,

a używane w teście pary kolumn to:

1. Xindak MS-1201
2. Vienna Acoustics Mozart Grand
3. Usher S-520
4. Pylon Pearl Monitor






PS. Niestety, dostawa nowych wzmacniaczy Yaqin do Polski opóźni się o około miesiąc, tak więc nie będę ich opisywał tym miesiącu, a najprawdopodobniej - dopiero w kwietniu.


środa, 21 marca 2012

Wzmacniacz Hegel H100 - zapowiedź testu

Otrzymałem właśnie wzmacniacz zintegrowany Hegel H100. To już 4. urządzenie tej norweskiej firmy, które mam przyjemność opisywać i testować, a 3. wzmacniacz - po H70 i H200. Będę go podłączał do 4. różnych par kolumn:

1. Vienna Acoustics Mozart Grand
2. Xindak MS-1201
3. Pylon Pearl Monitor (na standach VAP)
4. Usher S-520 (również na standach VAP).

Jako wzmacniacze odniesienia używać będę:

1. Accuphase E-213
2. Yaqin MC-100B (z wymienionymi lampami)
3. Xindak MT-3

Tym razem, jak widać na zdjęciach poniżej, mam Hegla w kolorze srebrnym, który chyba bardziej mi się podoba niż czarny.

Zapraszam P.T. Czytelników za kilka dni do lektury recenzji!





sobota, 17 marca 2012

Filtr przeciwzakłóceniowy Filtercon PFpz2-4-D




Wstęp
Postanowiłem skreślić kilka słów na temat tego filtru ponieważ, jak przypuszczam, wiele osób poszukuje rozsądnego i niedrogiego urządzania tego typu do swoich systemów audio-video, a nie chcą zadowalać się zwykłą tzw. komputerową listwą przeciwprzepięciową i jednocześnie nie dysponują zbyt dużym zasobem gotówki by móc zaopatrzyć się w drogie stosunkowo produkty np. Gigawatt lub Enerr.

Ogólnie można powiedzieć, że istnieją dwie zasadnicze szkoły używania „polepszaczy” prądu – pierwsza, która mówi, że koniecznie należy stosować tego typu przyrządy jak: listwy, kondycjonery, filtry, etc dla właściwego funkcjonowania sprzętu audio oraz druga, która zakłada, że najlepszy jest „czysty” prąd - prosto z gniazdka w ścianie, bez żadnych modyfikacji, zbędnych jego poprawek. Ta pierwsza grupa dzieli się jeszcze na podgrupy, które zalecają wymianę bezpieczników w tablicy rozdzielczej oraz w wewnątrz urządzeń audio, czy stosowanie tylko kondycjonera, ale już nie listew (lub odwrotnie), etc. Nie chcę zbyt drążyć tego tematu, który jest niezwykle wielowątkowy i zawiły, a nawet, powiedzmy – kontrowersyjny, bo często stojący w sprzeczności z klasyczną fizyką, więc proponuję przejść od razu do kolejnego punktu.

Mam w swoich zasobach sprzętowych kilka filtrów i listew, które nazwać można też wg. poprawnej nomenklatury – kondycjonerem pasywnym. Takim kondycjonerem jest np. Bada LB-5600, którą kiedyś opisałem TU. Posiadam także niezłą ekranowaną listwę sieciową z gdańskiego Sonus Oliva, następnie Supra, a również filtr przeciwzakłóceniowy (i listwę antyprzepięciową w jednym) Filtercon PFpz2-4-D, o którym szerzej piszę dalej.

Filtercon
To polska firma z Radomia, która od 30 lat produkuje szeroką gamę sieciowych filtrów przeciwzakłóceniowych wykorzystywanych w różnorakich urządzeniach elektronicznych – między innymi w kasach fiskalnych, wagach elektronicznych, układach komputerowych, sprzęcie laboratoryjnym i medycznym, etc. Filtercon cieszy się także dużą renomą wśród audiofilów-melomanów, którzy w dużym stopniu i z powodzeniem stosują filtr przeciwzakłóceniowy PFpz2-4-D w systemach audio-stereo oraz video.

Budowa i wygląd
To niewielka skrzynka o kolorze czarnym lub srebrnym stojąca na 4. gumowych nóżkach. Co istotne, cała obudowa wykonana jest z dość grubej blachy malowanej proszkowo. Na wierzchu znajduje się zintegrowane gniazdo na 3. wtyki z uziemieniem, a obok, tuż przy boku - podświetlany na czerwono włącznik sieciowy. Z boku znajduje się wkręcany bezpiecznik, a na następnym boku wyjście przewodu zasilania (o długości 1,5 m). Metalowa obudowa jest uziemiona, działa więc jak ekran dla zewnętrznych zakłóceń RFI (Radio Frequency Interference). Wewnątrz umieszczono dławik oraz kilka układów filtrujących, których schemat pokazuje poniższa ilustracja.





Jego wygląd trudno nazwać wyszukanym, ale z pewnością spełnia standard estetyki sprzętu laboratoryjnego – schludna użyteczna prostota. Dużą zaletą jest natomiast jego cena około 50 zł (słownie: pięćdziesiąt), co czyni go chyba jednym z tańszych tego typu urządzeń na rynku.

Wpływ na dźwięk
Używam Filtercon jako listwę do przyłączenia wzmacniacza słuchawkowego Musical Fidelity X-Can v.3 oraz gramofonu Clearaudio Emotion, a także przedwzmacniacza gramofonowego. Dodatkową wartością zastosowanej listwy jest możliwość jednoczesnego, a przez to wygodnego - włączania/wyłączania podpiętych do niej przyrządów za pomocą włącznika sieciowego.
W instalacji elektrycznej mieszkań pojawia się dużo zakłóceń z różnych źródeł. Właściwym zadaniem filtra to tłumienie zakłóceń z sieci elektrycznej, ale także i eliminacja zakłóceń, które produkują różne domowe sprzęty typu np. lodówka oraz te posiadające zasilacze impulsowe jak komputer czy przenośny dysk twardy. Są dwa zasadnicze rodzaje zakłóceń: 1. zakłócenia różnicowe występujące pomiędzy przewodem fazowym a neutralnym oraz 2. Zakłócenia wspólne występujące na obu liniach zasilających jednocześnie, czyli na przewodzie fazowym i naturalnym domowej instalacji elektrycznej. W dźwięku systemu audio objawia się to najczęściej zapiaszczeniem średnicy i czasami obciętymi niskimi basami, a także oddaleniem sceny oraz zmniejszeniem rozdzielczości brzmienia. Oczywiście, są to zjawiska subtelne, ale jednak odczuwalne. 

Moim zdaniem, warto podłączać wszystkie urządzenia audio-stereo do filtrów. Wszystkie, oprócz wzmacniaczy (z wyjątkiem słuchawkowych), które lepiej wpinać bezpośrednio do gniazda w ścianie, z powodu tego, że (w moim przekonaniu) wzmacniacze są najmniej wrażliwe na zakłócenia sieci. Natomiast Filtrercon PFpz F-4-D to zdroworozsądkowy wybór, bo jakością budowy zewnętrznej i wewnętrznej nie ustępuje innym sprzętom tego typu, a czasami nawet sporo, droższym. Znane są przypadki, gdy listwa kupiona za około 1000 zł zawierała o wiele więcej „audiofilskiego powietrza” niż rzetelnych elementów. Zastosowany Filtercon nie ogranicza dynamiki przekazu, ukazuje nieco więcej szczegółów nagrań, a co najważniejsze - nie wpływa w najmniejszym stopniu na barwę dźwięku.




Konkluzja
Filtr Filtercon jest prosty i wręcz śmiesznie tani (około 50 zł), a dobry. Zalecany do wielu urządzeń audio-video. W sposób właściwy filtrujący zakłócenia wysokiej częstotliwości z domowej sieci 230 V, a przez to mający realny wpływ na polepszenie parametrów dźwięku systemów audio-stereo. Nie jest to urządzenie klasy high-end, ale nieustępujące parametrami urządzeniom z wyższych pułapów dźwiękowych (w granicach rozsądku, oczywiście), a także korzystnie wpływające na dźwięk sprzętu audio-video, w zupełności wystarczające do audio z pułapu tzw. średnio-budżetowego.

Parametry techniczne
Napięcie znamionowe - 250 V, 50 Hz
Maksymalne obciążenie - 4A (880W)
Prąd upływu - < 0,5 mA
Absorbcja energii - 145 J
Maksymalny prąd impulsu - 6500 A (8/20us)
Czas opóźnienia - < 25 ns
System ochrony - system 2 P + Z
Tłumienie > 80 dB w zakr. 1 - 100 MHZ

Link na stronę producenta: TUTAJ

Ciekawa konstrukcja filtra DIY: TU, która była dla mnie inspiracją do napisania powyższego tekstu.

środa, 14 marca 2012

Monitory tubowe Xindak MS-1201


Wstęp
Każdy, kto ma za sobą doświadczenie ze wzmacniaczami lampowymi, wie, że dobrać optymalne do nich kolumny nie jest łatwo. Na rynku jest olbrzymia ilość różnych kolumn – większych i mniejszych, podłogowych i podstawkowych, o różnej impedancji i różnej liczbie Ohm. Niestety, przeważająca część tych głośników jest wykonywana i strojona uniwersalnie „pod tranzystor”, czyli innymi słowy, mało który producent konstruując nowe kolumny myśli o tym, żeby ich dedykowanym odbiorcą był wzmacniacz lampowy. Natomiast jednoczesna rosnąca popularność wśród melomanów wzmacniaczy opartych na lampach elektronowych w układzie końcówek mocy powyższy problem jeszcze bardziej poszerza. Użytkownicy „lamp” dobierają więc do nich zwykłe kolumny, czyli uniwersalne lub posiłkują się konstrukcjami DIY w postaci np. hornów na głośnikach szerokopasmowych. Na szczęście z roku na rok pojawia się coraz to więcej propozycji ciekawych kolumn zbudowanych z myślą głównie o szalonych miłośnikach „lamp”, którzy powoli, lecz skutecznie wymuszają na producentach głośniki dla siebie. Na przykład wśród polskich konstruktorów kolumn, specjalne dla wzmacniaczy lampowych produkuje krakowska Harpia Acoustisc – modele 300B oraz katowicki Bodnar Audio – modele Woodline Hornton, Sandglass Fantasy i inne. Moją natomiast uwagę przykuły monitory tubowe, pochodzące z dalekich Chin – Xindak MS-1201…

Monitory Xindak MS-1201 zostały wypożyczone do testu z firmy Polpak - polskiego dystrybutora marki Xindak.





Kilka słów o pierwszych wrażeniach i budowie
Mówiąc krótko, monitory wyglądają atrakcyjnie, nieprawdopodobnie korzystnie i wielce intrygująco. Nie muszę chyba dodawać, że ich wzornictwo przynosi pozytywne skojarzenia z najlepszymi produkcjami z lat 70-tych – Xindak'i są jakby żywcem wyjęte z tamtych czasów, wrażenie to potęgują dodatkowo maskownice o bardzo wintadżowej prezencji. W zestawie dołączone są podstawy (bo nie podstawki, przecież) o muskularnej posturze wykonane z twardego i piekielnie ciężkiego drewna o odcieniu identycznym jak monitory. Komplet głośnik plus podstawa waży około 35 kg/sztuka, w tym monitory – 21 kg. Bardzo zwraca uwagę wysoka jakość drewna użytego do oklejenia kolumn – zastosowano tu drewno egzotyczne o ładnym i regularnym usłojeniu, świetnie korespondujące z oldskulowym stylem Xindaków.

Większą część frontu zajmuje wielka membrana niskotonowego głośnika z wełny, który ma 12 cali średnicy (305 mm) i jak podaje producent, został wyprodukowany na zamówienie na Tajwanie (czyżby Usher?). U góry znajduje się ujście tuby głośnika wysokotonowego, tuba wykonana została z drewna i aluminium, na zewnątrz wyłożona drewnianą okleiną, co nieprawdopodobnie dobrze się prezentuje. Tuż obok horna umieszczono wyloty dwóch rur bass-refleksu. Na przedniej ścianie dookoła brzegów zdecydowano się na pozostawienie widocznego wcięcia w miejscu łączenia deszczułek – rowek ten nadaje ciekawy i nietuzinkowy styl wizualny. Z tyłu zamontowano pojedyncze terminale głośnikowe a’la WBT. Należy podkreślić, że tuż obok terminali, na wspólnej z nimi tabliczce znamionowej, pod przezroczystą zakręcaną pokrywką znajduje się bateria (Sony) zintegrowana z przełącznikiem hebelkowym z oznaczaniem „detect”. W przypadku przełączenia hebelka do góry, zapala się czerwona dioda z oznaczeniem „voltage”. Rozumiem, że jest to system wykrywania ewentualnego błędu przy połączeniu kolumny – wzmacniacz. To nie koniec ulepszeń i oryginalnych rozwiązań inżynierów Xindak, bo obok terminali umieszczono kolejny przełącznik hebelkowy – tym razem z opisem „bias”. Jak pisze producent, zastosowanie tego systemu (oryginalnego i opatentowanego) ma podnosić jakość odtwarzania wysokich i średnich tonów przez monitor.






Wnętrze skrzynek jest schludne i logicznie poukładane. Na dole umieszczono zwrotnicę zbudowaną z porządnych elementów – widać tu głównie cewki i kondensatory. Okablowanie wewnętrzne jest wykonane z przewodów kierunkowych firmy Western Electric (a więc kultowej wśród użytkowników lamp – vide: Western Electric 300B). Kolumny są wytłumione białą włókniną na bocznych i tylnych ściankach.








Dźwięk
Choć producent zaleca łączyć te kolumny ze wzmacniaczami lampowymi to oczywiście przeprowadziłem też eksperyment ze wzmacniaczem tranzystorowym – Accuphase E-213 oraz z dość staroświeckim amplitunerem  SABA.  Następnie zestawiałem je ze lampami: Xindak MS-08 na EL-34 oraz Yaqin MC-100B na KT88.

Tranzystor
Choć monitory są olbrzymie, a membrana basowa ma ponad 30 cm szerokości, to po włączeniu wzmacniacza tranzystorowego Accuphase E-213 do uszu płynie bardzo spokojny przekaz, bez eksplozji basu i bez przykrej natarczywości jakiegoś zakresu. Nic z tych rzeczy – dźwięk jest w pełni harmonijny i uporządkowany, bez słyszalnego podbicia któregoś z pasm. Muszę w tym miejscu napisać, że Xindaki grają innym stylem niż znane mi „normalne” kolumny takie jak Vienna Acoustics Mozart Grand czy Epos M16i lub Harpia Acoustics Amstaff. Więcej tu  specyficznej troski o szczegóły nagrań, wybrzmiewanie mikrotronów, oddania barwy instrumentów i eksplikacji muzyki, a nie translacji jej rozmachu czy nadmiernego uwidoczniania potencjału skali. Monitory malują intensywny obraz muzyczny, spokojny i delikatny, ale z ogromnymi emocjami drzemiącymi w muzyce, a szczególnie w wokalach. Bardzo ta maniera przypadła mi do gustu, choć, trzeba przyznać, że jest ona niezwykle oryginalna, nieczęsto spotykana. Testowałem też Xindaki ze starym amplitunerem SABA S-9240 electronic, który mimo że staruszek z końca lat 70-tych i niezbyt dużej mocy, to całkiem ładnie zagrał - melodyjnie i przyjemnie. Po pierwszych wrażeniach i rozgrzewce kolumn z tranzystorem przyszła pora na podłączenie monitorów tubowych do wzmacniaczy lampowych, czyli do właściwego dla nich sposobu amplifikacji, bo rekomendowanej przez producenta.






Lampa
Tu zaszła duża zmiana w dźwięku. Zrozumiałem po włączeniu lampy, dlaczego producent Xindaków zaleca przyłączać je właśnie do tego typu konstrukcji. MS-1201 mają dużą skuteczność – 95 dB przy łatwej oporności 8 Ohm, więc już te parametry dużo mówią o ich lampowym powinowactwie, symbiozie. Wzmacniacze lampowe (Xindak MS-8 i Yaqin MC-100B) bardzo ładnie napędziły te wielkie kolumny, zrobiły to w sposób kompletny i zupełnie bez wysiłku, naturalnie i kulturalnie. Dźwięk dostał jeszcze więcej nasycenia, pełności i klasy niż to było z Accuphase. Muzyka odbierana z nich jest jako gęsta od nut i tonów, napełniona treścią i informacjami. Prawdziwy strumień dźwięku. 

Co istotne, monitory całkowicie „znikają” w pomieszczeniu, dźwięk jest holograficzny – bardzo przestrzenny. Scena i lokalizacja instrumentów na scenie przyjemnie klarowna i łatwa do wyimaginowania. Trzeba podkreślić, że koegzystencja „lampa plus tuba” przynosi obu stronom wymierne korzyści – wzmacniacz lampowy dostaje wybitnej akceleracji jego potencjału dźwiękowego, podkreślenia pięknej barwy lamp, a kolumny otrzymują namacalność dźwięku, jego sensualność i gorące emocje. Występuje tu pełna synergia, czyli zjawisko polegające na tym, że te dwa układy zyskują na  jakości dźwięku więcej niż ich osobne możliwości. Brzmienie kolumn jest bardzo dosadne i bezpośrednie, ale nie agresywne i (co ciekawe) bez gigantycznego basu, który oczywiście jest, ale jakby nieco schowany. Bo czuje się tu jego realną obecność i jest go dość sporo - czuć jego potencjalną moc, która kipi pod pozorną powierzchnią spokoju, bo kiedy potrzeba wyprodukować więcej niskich tonów, to szybko wydobywa się na zewnątrz, a  potrafi być niesamowicie silny i dosadny. Kiedy słuchałem początkowej partii kontrabasu Sławomira Kurkiewicza na 3. ścieżce płyty „Suspended Night” kwartetu Tomasza Stańki (ECM) to bas był wyśmienicie zróżnicowany, kolorowy – słychać było każdą strunę osobno, a zejście dźwięku było bardzo niskie, a jednocześnie obfite, bez żadnego buczenia, czy rezonowania. Super.

Nie muszę chyba dodawać, że słuchanie wokali z Xindak MS-1201 to prawdziwa przyjemność. Głos ludzki jest reprodukowany przez monitory wyśmienicie, bardzo naturalnie i namacalnie. Wiernie. Wzmacniacze lampowe dodają tu trochę słodyczy i gorąca do ich barwy, a monitory – dokładają z kolej im tempa i wiarygodności. Tworzy się z tego wysokiej jakości konglomerat, wypełniony emocjami i namiętnym pulsem. Głos koreańskiej wokalistki Youn Sun Nah na płycie „Same Girl” (ACT Music) zabrzmiał czarująco i blisko, kiedy potrzeba był okrutnie żarliwy, a innymi razy - subtelny i delikatny, z wyborną intonacją i artykulacją. Fascynujący i piękny.






Dobór lamp elektronowych
Kolumny podłączone do wzmacniacza Xindak MS-08 odsłuchiwałem na lampach EL34 firmy Shuguang, radzieckich militarnych 6N8C z lat 70-tych oraz 12AX7 Tung-Sol. W tej konfiguracji dźwięk był płynny, lejący się naturalnie z głośników, które „znikały” w pomieszczeniu. Brzmienie było żarliwe i wiarygodne, lecz wyczuwalnymi gdzieniegdzie podbarwieniami, które przyjmowane były jednak naturalnie i bez szkody dla dźwięku.

Jednak najbardziej podobał mi się dźwięk zestawu Yaqin MC-100B plus monitory Xindak. Przy czym dodam, że wzmacniacz „grał” na lampach KT88 Shuguang Black Treasure Series oraz 6N8C i 12AX7 Tung-Sol. Mocną stroną tego połączenia była precyzja w oddawaniu pojedynczych, poszczególnych dźwięków, tonów i mikro-tonów, a także separacja instrumentów oraz wyraźna klarowność sceny. Kolejnym atutem tego duetu okazał się być mocny i jędrny bas - pulsujący i organiczny. Rytmiczny i z dużym uderzeniem, ale nie zapuszczający się w najniższe rejony. Natomiast wokale były ukazywane z ich naturalnym pięknem, lekką słodyczą i dużą namiętnością. Z soczystą – fascynującą barwą, można rzec.  

Konkluzja
1.Monitory tubowe Xindak MS-1201 to rzetelna konstrukcja pod względem budowy – świetny projekt oraz bardzo solidne materiały i poszczególne elementy. Wysokiej jakości głośniki – 305 mm niskotonowy wykonany z prasowanej wełny, a wysokotonowy umieszczony w głębokiej tubie.

2. Estetyka na wysokim poziomie – te kolumny to prawdziwa ozdoba salonu. Piękny, wintadżowy styl.

3. To kolumny o silnym i zdecydowanym charakterze dźwięku, podające muzykę blisko i bardzo bezpośrednio, nacechowane emocjami i skupiające się głównie na średnicy, ale niezapominające także o pozostałych podzakresach. Ze specyficznym basem - mocnym i z dużym potencjałem, ale nie schodzącym zbyt nisko. Monitorowym. 

4. Sprzęt oferujący spójny i harmonijny przekaz z żywiołową, bardzo przekonującą prezentacją każdej odmiany muzyki, szeroką sceną i wiernym oddaniem wokali. Referencyjna stereofonia. Wysoka klasa - high-fidelity.

5. Kolumny wymagające doboru odpowiedniego wzmacniacza. Najlepiej (w powyższym teście) współpracujące z lampami KT88, które zapewniły mu najwięcej szczegółowości, timingu; przyniosły czysty wydestylowany dźwięk oraz mocne, nasycone basy.

Informacja ze strony producenta
Tubowy zestaw głośnikowy MS-1201 to unikalna konstrukcja zaprojektowana bez kompromisów cenowych z wykorzystaniem najlepszych materiałów. Do budowy wykorzystano układ 12dB 2-drożnej zwrotnicy, która charakteryzuje się świetną charakterystyką fazową częstotliwości. Użycie opatentowanej przez Xindak technologii „Bias Technology” wpływa na idealne odtwarzanie wysokich i średnich tonów.

Tuba głośnika jest specjalnie zaprojektowana i wykonana z drewna i aluminium. Wykorzystano
okablowanie wewnętrzne firmy Western Electric. Głośnik średnio-nisko tonowy ma średnicę 12 cali
(305 mm) i został wyprodukowany na zamówienie Xindak na Tajwanie. Posiada 160 mm stalowy magnes, aluminiowy kosz i 34 mm cewkę z włókna szklanego oraz membranę wełnianą. Membrana posiada podwójnie wzmocnione zawieszenie. Kolumny charakteryzują się wysoką czułością.
Dźwięk MS-1201 jest słodki, naturalny, jedwabisty a jednocześnie mocny i dynamiczny.
MS-1201 są zalecane do wykorzystania z wzmacniaczami lampowymi, co pozwala w pełni wykorzystać ich możliwości dźwiękowe.

Parametry techniczne
Impedancja: 8 Ohm  
Moc: 8 W ~ 150 W  
Pasmo przenoszenia: 42 Hz ~ 18 KHz  
Czułość: 95 dB (1,5 m)  
Częstotliwość podziału: 1,8 KHz  
Wymiary: 385 mm (szer) 580 mm (wys) 330 mm (gł)
Masa: 42 kg /para (bez podstawek)

Link na stronę Xindak: TUTAJ.

niedziela, 11 marca 2012

Clearaudio Clever Clamp – krążek dociskowy do gramofonu

Źródło zdjęcia Analog Apartment


Wstęp
Wielu użytkowników gramofonu zastanawia się, czy nie można polepszyć parametrów dźwięku z odsłuchiwanej płyty przy pomocy dociśnięcia jej do talerza gramofonu. Zagadnienie to jest bardzo rozległe z punktu fizycznego i dalej – dźwiękowego. W skrócie mówiąc, dociśnięcie winylu do talerza zmniejsza (absorbuje) rezonanse płyty, a poza tym może nieco prostować krzywą, pofałdowaną (wypaczoną) płytę – oczywiście, robi to wyłącznie do pewnego stopnia. Ponadto docisk zabezpiecza przed ewentualnym jałowym obracaniem się talerza pod płytą (rzadko spotykane zjawisko i tylko w ekstremalnych przypadkach, ale jednak).

Kilka rodzajów docisków
1. Docisk zakręcany/dokręcany na gwintowanym szpindlu talerza. Jego zaletą jest to, że dokładnie dociska płytę do talerza jednocześnie, pomimo że sam jest najczęściej dużej masy to jego ciężar jest przejmowany przez szpindel (oś). Naturalnie, dokręcany docisk jest fabrycznie stosowany jedynie w niektórych modelach gramofonów - np. AVID, niektóre Pro-Ject. Trudno we własnym zakresie gwintować szpindel, choć nie jest to rzecz niemożliwa do wykonania. Małą wadą tego rozwiązania jest konieczność przed odsłuchem winylu dokładne jego dokręcanie do płyty, a po – odkręcanie. Zajmuje to trochę czasu, ale może też być przecież i przyjemną częścią rytuału słuchania płyt.

2. Docisk w formie nakładki na talerz, kładziony na szpindel. Najczęstsza postać docisku, która występuje w różnych odmianach i kształtach - mogą to być krążki lub ciężarki wykonane z metalu, szkła, tworzywa sztucznego, etc. Mają zróżnicowaną masę - od kilkudziesięciu gram do nawet kilku tysięcy. Mogą być używane w zasadzie w każdym gramofonie, łatwe i praktyczne w użyciu. Jednak trzeba koniecznie pamiętać o tym, że w gramofonach nieprzystosowanych do ciągłego zwiększonego nacisku na łożysko przez dużą masę dodatkowego docisku może dojść do nadmiernego i zbyt szybkiego zużycia łożyska. Poza tym zbyt duży ciężar talerza z dociskiem obciąża również silnik napędowy gramofonu, a także paski napędowe.

3. Docisk z tworzywa sztucznego zaciskany na szpindlu talerza. Tu jedynym znanym mi reprezentantem jest Clearaudio Clever Clamp. Docisk zaciskany jest na osi gramofonu, a dociska z dużą siłą płytę do talerza jednocześnie nie zwiększając istotnie masy talerza. Do zastosowania w wielu odmianach gramofonów z wyjątkiem tych z gwintowanym szpindlem oraz ze sprężynowym sub-chassis – np. Linn Sondek LP 12.





Clearaudio Clever Clamp
Sprzedawany przez Clearaudio, dodawany jako zwyczajowe wyposażenie gramofonów tej firmy. Nie jest to jednak oryginalny produkt Clearaudio, a patent rodem z USA. Zaprojektowany został przez pana Lou Southera, produkowany zaś jest w USA przez Souther Engineering Corp.

Clever Clamp ma pomysłową i nowatorską konstrukcję. To 20-sto gramowy krążek z twardego przezroczystego tworzywa sztucznego o wyglądzie ekstrawaganckiej popielniczki. Po środku ma wycięcie w kształcie rombu, w które wciska się szpindel gramofonu. Przez to wycięcie przebiega długie podłużne nacięcie (szczelina), a równolegle do niego (po jednej i drugiej stronie) kolejne dwa nacięcia, ale nieco szersze i krótsze. To wszystko. Budowa jest bardzo prosta, ale niezwykle skuteczna.

Krążek bardzo łatwo nasadza się na szpindel gramofonu - wystarczy tu jedna ręka, przy zdejmowaniu zresztą też. Nałożony na winyl dociska  go do talerza niesamowicie mocno – z siłą odpowiadającą co najmniej 1 000 gram lub większą, potrafi więc dość skutecznie rozprostować (do pewnych granic, oczywiście) pofałdowaną płytę. Dodatkową korzyścią z jego użycia jest eliminacja rezonansów przez efektywne zwiększenie masy płyty bez nadmiernego jednoczesnego obciążenia talerza. Zwiększa wydajność gramofonu nie przyczyniając się do niechcianego szybszego zużycia jego elementów, tak jak to mogą czynić inne dociski - nieumiejętnie lub nierozważnie stosowane. Co istotne, docisk jest praktycznie niezniszczalny. Używam go naprawdę bardzo intensywnie od ponad roku w gramofonie Clearaudio Emotion, a nie stwierdziłem praktycznie żadnych śladów zużycia, czy rozluźnienia siły zacisku na szpindlu.

Konkluzja
Stosowanie docisku Clearaudio Clever Clamp zmniejsza i amortyzuje lub całkowicie eliminuje rezonanse płyty, a jednocześnie nie obciąża niepotrzebnie łożyska gramofonu oraz silnika, bo waży tyle, co nic. Zalecany do wielu modelów gramofonów. Łatwy w użyciu. Inteligentny. Potrzebny.

Cena w Polsce - około 110 PLN.

Link do sklepu internetowego Clearaudio TUTAJ.

środa, 7 marca 2012

Magnetofon Nakamichi Casssette Deck 1




Wstęp
Firma Nakamichi oraz Akai to dwie wielkie marki magnetofonów, które kiedyś dominowały jako najwięksi specjaliści od konstruowania mechanizmów magnetofonowych, a dziś już w zasadzie nieliczące się w audio, choć dalej prowadzące działalność. Nakamichi obecnie koncentruje się na systemach audio z segmentu life-style i mini-systemach, bo przestaje się także niestety liczyć jako producent radioodtwarzaczy samochodowych do niedawna seryjnie montowanych w lexusach. Akai zajmuje się natomiast głównie produkcją elektronicznych instrumentów muzycznych oraz telewizorów. Złote lata panowania tych firm w audio-stereo minęły, zdaje się, że bezpowrotnie. Zresztą takich przykładów jest więcej – japońskie Sansui, niemieckie SABA, szwajcarskie Lenco. Kiedyś budowały bardzo zaawansowane technicznie urządzenia, dziś albo nie istnieją lub skupiły się na produkcji jakiejś masowej galanterii. Wielka szkoda.

Nakamichi zawsze był kojarzony głównie z magnetofonami kasetowymi, lecz produkowano tu także niezłe wzmacniacze, tunery, a nawet gramofony. Jednak to magnetofon był głównym motorem rozwoju firmy, a po rozpowszechnieniu się odtwarzaczy płyt CD na świecie w latach 90-tych – przyczyną upadku, bo Nakamichi koncentrując się na kasetowcach, będąc mistrzem w ich konstrukcjach, nie był w stanie podjąć realnej i równej walki z formatem CD. Magnetofony kasetowe poszły, więc do lamusa i dziś używane są tylko przez garstkę melomanów, którzy albo nigdy nie przestali na nich słuchać (z wielu względów) lub zarażeni analogowym wirusem zdecydowali takowy kupić.

Dziś na magnetofonach ponownie słucha muzyki coraz to więcej ludzi na świecie, choć trudno mówić tu o prawdziwym renesansie tego formatu podobnym do gramofonów i płyt winylowych, których sprzedaż w ostatnich 5-10 latach lawinowo rośnie.

Nakamichi to w wielu środowiskach marka kultowa, która ma wielu fanów i wyznawców. Ich nieoficjalna strona to naks.com: TU.

Nakamichi
Firma Nakamichi została założona w Tokio w 1948 roku przez Etsuro Nakamichi. Na początku zajmowała się produkcją radioodbiorników przenośnych, ramion gramofonowych, etc. Począwszy od lat 60-tych w przedsiębiorstwie po kolei wdrażano do produkcji liczne innowacyjne patenty takie jak technologię DAT, trzygłowicowe magnetofony, własne głowice magnetofonowe, autorewes, możliwość kalibracji kąta nachylenia głowicy i wiele innych. Szczytowym osiągnięciem technologicznym był model oznaczony symbolem 1000 ZXL (kosztował 6000 USD!), a potem także słynny i legendarny model Dragon produkowany w latach 1982-1993, który kosztował 2500 USD. Jedną z ostatnich serii była Cassette Deck, do której przynależy także i opisywany model Cassette Deck 1, który był w katalogu w latach 1990-1992. Pożegnalny magnetofon kasetowy zjechał z taśmy Nakamichi w roku 2002…

Nakamichi Cassette Deck 1 to część serii, do której oprócz magnetofonów kasetowych przynależały także i inne sprzęty takie jak Nakamichi Tuner, Nakamichi Receiver, Nakamichi Player, które miały oznaczenia - 1, 2 lub 3.

Magnetofony tej serii były cztery: najwyższy trzygłowicowy - Cassette Deck 1, Cassette Deck 1, 5 (bez funkcji Playback Azimuth) oraz Casette Deck 2 (dwugłowicowy), a także edycja specjalna Cassette Deck 1 Limited odróżniająca się tym, że dostępna była w kolorze srebrnym. Linia ta została wprowadzona do oferty katalogowej w 1990 roku i charakteryzowała się bardzo nowoczesnym wzornictwem jak na tamte czasy. Częścią wspólną jest smukły front (zawsze z anodyzowanego aluminium) oraz podobny układ przycisków w większości przypadków rozmieszczonych przy lewej i prawej krawędzi, a stanowiące zintegrowany fragment panelu przedniego. Bardzo ciekawy zabieg estetyczny.






Kilka słów o budowie
Magnetofon został wyposażony we wszystkie funkcje jakie powinien mieć porządny sprzęt tego typu: trzy głowice (nagrywająca, kasująca oraz odtwarzająca), systemy redukcji szumów Dolby-B i Dolby-C, filtr MPX, możliwość używania trzech odmian taśm (metalowe, żelazowe i chromowe), regulację BIAS, głośność nagrywania, etc.

Cassette Deck 1 jest bezpośrednim następcą modelu Dragon - oczywiście odchudzonym, ale dużo rozwiązań z niego tu zastosowano. Najważniejszym innowacyjnym patentem jest Playback Azimuth – funkcja ta polega na tym, że głowica odtwarzająca zmienia kąt nachylenia podczas odtwarzania taśmy – w tym celu na panelu przednim zainstalowano specjalne pokrętło, którym można ustawić żądany kąt głowicy. Ma to duże znaczenie szczególnie przy odtwarzaniu kaset nagranych na innych magnetofonach niż ten, ponieważ na „obcych” magnetofonach ten kąt nachylenia przy nagrywaniu mógł być inny niż głowicy odtwarzającej – niweluje się tę różnicę właśnie przy pomocy Playback Azimuth i ma to duży potencjalnie korzystny wpływ dla dźwięku.

Wyświetlacz jest niezwykle kontrastowy, wyświetlają się na nim słupki natężenia dźwięku – osobne dla lewego i prawego kanału. Muszę przyznać, że wygląda to niezwykle intrygująco podczas odtwarzania taśmy, a nawet uroczo. Pojawiają się także tu informacje o przesuwie taśmy (w tym licznik), aktywnym filtrze redukcji szumów, etc.
Po prawej stronie panelu przedniego, tuż pod wyświetlaczem znajduje się uchylana metalowa klapka, pod którą znajduje się cała masa regulatorów użytecznych podczas nagrywania (ustawianie siły głosu, balans, BIAS), odtwarzania (przyciski filtrów redukcji szumów Dolby i MPX), a także liczne funkcje licznika – przewijanie taśmy do wybranego miejsca, pamięć, etc. Regulacja Playback Azimuth umieszczona jest na środku frontu, podświetlana zieloną diodą.





Wrażenia z odsłuchu
Ten model jest moim drugim magnetofonem Nakamichi – do niedawna miałem dwu-głowicowiec Nakamichi LX-3 (opis TU). Jest coś niezwykle specyficznego w firmowej sygnaturze dźwięku Nakamichi. Można to opisać jako ciepły i gładki dźwięk, potoczysty i jędrny o wspaniałej scenie. Nakamichi Cassette Deck 1 gra pełnym i otwartym dźwiękiem, bardzo poukładanym, czystym i nasyconym. Jednak to średnie tony są jego głównym atutem – głos ludzki oddawany jest nieprawdopodobnie autentycznie i wiernie, wokale charakteryzują się specyficzną wysoką temperaturą, są energetyczne i powabne jednocześnie. Trudno ten styl nawet do jakiegoś innego sprzętu przyrównać – może trochę do „lampowego” dźwięku, ale tu nie ma tej lampowej okrągłości, a jest duża dosadność i realizm, namacalność. Bas jest twardy i sprężysty, z przyzwoitym kompromisem pod względem dynamiki i masy, lecz muszę przyznać, że nie schodzi tak nisko jak w np. odtwarzaczu płyt CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, jest jednak wystarczająco obfity.

Słuchanie za pośrednictwem magnetofonu złożonych partii instrumentalnych zespołu amerykańskiego puzonisty Trombtone Shorty na albumie „Backatown” (Verve) przyniosło dużą, a wręcz spektakularną dynamiczną grę, o bardzo precyzyjnej scenie i kapitalnej stereofonii. Co istotne, cały przekaz pomimo, że bardzo dokładny (a nawet bardzo „obecny” w pomieszczeniu) i mocny, nigdy nie był agresywny, a raczej ciepły z lekkim rozmiękczeniem, które jak najbardziej w tym przypadku można nazwać analogowym. Tu czuć mistrzostwo inżynierów Nakamichi, którzy potrafili tak dostroić dźwięk swoich produktów w ten sposób, że pokazują one wszelkie szczegóły i detale na pierwszym planie, świetnie rozmieszczone w przestrzeni, ale odbierane jako przyjemne, bez przykrej nachalności.

Konkluzja
Bardzo udany model magnetofonu Nakamichi, choć nie zdobył wielkiej popularności - jego premiera zbiegła się w czasie z największą amplitudą zachwytu płytą CD. Plus to ładne wzornictwo, logiczne. Bardzo dużo funkcji odtwarzania i nagrywania, w tym świetny mechanizm zmiennego nachylenia głowicy odtwarzającej – Playback Azimuth. Gładki i rzetelny dźwięk, barwa średnicy nieomal referencyjna, bas dobry - lekko miękki i wielopoziomowy, lecz bez sejsmicznych umiejętności.

Informacje o opisywanym modelu: TUTAJ.
Tzw. serwisówka: TUTAJ.
Link na stronę producenta Nakamichi: TUTAJ.

Zdjęcia Nakamichi Casette Deck 2, CD Player 3 oraz Receiver 2 pochodzą z serwisu Allegro za zgodą właścicieli aukcji.