Polpak

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Xindak MS-1201. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Xindak MS-1201. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Xindak MT-3 Wood Edition




Wstęp
Bardzo lubię brzmienie lamp elektronowych EL34, kiedy więc nadarzyła się okazja wypożyczenia do testów wzmacniacza Xindak MT-3 zbudowanego właśnie na takowych chętnie przystałem na propozycję jego opisu. Zresztą niedawno recenzowałem jego masywniejszego „brata” – Xindak MS-8, też opartego na pentodach mocy EL34 (opis TU), który zademonstrował bardzo przyjemny i dojrzały styl gry.

Kiedy popatrzeć na ciągle zwiększającą się ofertę wzmacniaczy lampowych „Made in China” można dostać prawdziwego zawrotu głowy, bo pojawia się ich chyba miesięcznie z kilkanaście! To, jak szybko i jak bardzo zróżnicowane modele wypuszczają na rynek nowe „lampy” takie firmy jak np. Mexing MingDa, Shanling, Jolida, Opera Consonance, Yaqin czy właśnie omawiany tu Xindak jest, zdaje się, poza realną możliwością konstrukcyjną zachodnich producentów. Co więcej, produkty z Chin z roku na rok stają się coraz to lepsze, mniej awaryjne, a o lepszym designie i dźwięku. Myślę, że za kilka lat mogą poważnie zagrozić nawet najbardziej renomowanym zachodnim (i japońskim) wytwórniom urządzeń lampowych, bo segment budżetowy już całkowicie opanowały. Opisywany tu Xindak MT-3 jest dostępny już w sklepach od kilku dobrych lat i wielu kręgach wyrobił sobie opinię wręcz kultowego. Po szczegóły zapraszam do dalszej części recenzji.

Wzmacniacz został wypożyczony od polskiego dystrybutora marki Xindak - firmy Polpak



Budowa
Xindak MT-3 wyróżnia się wyglądem spośród typowych „lampowców”, bo wykończenie drewniane frontu robi swoje – ładne drewno w koniakowym kolorze, z wyraźnym usłojeniem, wypolerowane i pomalowane matowym lakierem przynosi bardzo przyjemne odczucia estetyczne. Mi to się kojarzy z klimatem wintage (wersja z metalowym frontem ma o wiele mniej takiego uroku). Całość dopełniają wytoczone także w drewnie 2. gałki – jedna to potencjometr wzmocnienia, a druga – trzystopniowy selektor. Dla wątpiących w dobre intencje Chińczyków, dodam, że front jest wykonany naprawdę z drewna, a nie z jego imitacji. Sprawdziłem to zdejmując gałkę potencjometru – ukazała się pod nią surowa (nieobrobiona) struktura drewna.




Po prawej stronie przedniej płyty umieszczono plastikowy już włącznik sieciowy, a nad nim niebieską diodę indykującą pracę urządzenia – na szczęście niezbyt intensywnie świecącą. Pilota zdalnego sterowania nie przewidziano – trochę szkoda, ale atrakcyjna cena MT-3 musi zawierać też jakieś kompromisy. Ogólnie wzmacniacz dobrze się prezentuje, wszystko jest dopasowane – żadnych szpar, a pokrywa i puszki na transformatory pokryte wysokiej klasy farbą nakładaną proszkowo. Rzetelna konstrukcja – perfekcyjna, można napisać, jeżeli popatrzeć na jego niewygórowaną cenę (około 3000 zł). 

Xindak zaopatrzony jest naturalnie w klatkę na lampy, która jest wymagana rygorystycznymi przepisami UE, ale dla lepszego efektu wizualnego najlepiej ją od razu zdjąć, bo nie grzeszy urodą, a poza tym zasłania to, co najważniejsze w tego typu konstrukcjach – lampy. Z tyłu znajdują się podstawowe przyłącza – gniazdo sieciowe, terminale głośnikowe (osobne na 4 i 8 Ohm) i 3. pary wejść RCA. Mało, ale wystarczająco. Wzmacniacz postawiony jest na 4. typowych dla Xindaka nóżkach – u dołu zaokrąglona guma, u góry obręcz z metalu. Estetycznie i praktycznie jednocześnie, bo zabezpiecza przed ewentualnymi wibracjami.

Zastosowane lampy to Shuguang: cztery EL34, jedna 12AX7 oraz dwie 6N8P (6SN7GT). Wzmacniacz może pracować w trybie triodowym dostarcza wówczas po 18 Wat na kanał lub w trybie pentodowym – po 40 Wat na kanał. Odpowiednie 2. przełączniki hebelkowe, po jednym na każdą końcówkę mocy, znajdują się na górnej pokrywie.
Na koniec tego rozdziału dodam, że wzmacniacz jest całkiem ciężki, bo jego masa to aż 19 kg.






Jakość dźwięku
Xindak MT-3 gra tak jak wygląda. I nie ma tu co ukrywać, że gra bardzo dobrze. Nie rewelacyjnie, ale właśnie bardzo dobrze – to jest właściwe dla niego określenie. Dotyczy to przede wszystkim kultury brzmienia oraz racjonalnego wyważenia proporcji poszczególnych zakresów w całym słyszalnym paśmie muzycznym. Całościowo Xindak buduje pełną rozmachu scenę, a czyni to bardzo dynamicznie i obszernie, co przywodzi na myśl umiejętności urządzeń droższych. Do tego dźwięk jest odbierany jako zagęszczony, bardzo spójny i z niezłą potęgą.. Bardzo spodobała mi się barwa MT-3 – pełna i nasycona z dużym ociepleniem wokali, co nie powinno dziwić w konstrukcji lampowej. Harmonia propagacji ma w sobie wiele gracji oraz stylowości charakterystycznej dla dobrych konstrukcji - dźwięk jest bardzo przyjemny, niemęczący swą nachalnością, a jednocześnie bliski i zwarty, zawiesisty. Naturalnie, to nie jest high-end, ani żaden jego nawet przedsionek, czy jak by to inaczej nazwać. Ale Xindak MT-3 zapewnia wiarygodny dźwięk z przykładną stereofonią, zrównoważony i muzykalny. Podobający się od razu.

Kiedy do odtwarzacza Musical Fidelity A1 CD-PRO włożyłem płytę CD zespołu Shakatak „Manic&Cool” (Victor Japan – 1988r., K2HD Mastering) dźwięk okazał się być wyraźny, dość szczegółowy (jak na lampę) o niezłej skali mikro i makro oraz nisko schodzącymi sprężystymi basami, które pierwszorzędnie budowały mocną podporę dla pozostałych pasm. Zresztą ten jędrny bas to znak rozpoznawczy lampy EL34 – mocny, bardzo rozciągnięty, ale i nieco zaokrąglony, miły w odbiorze. Żywy i spontaniczny, ale zazwyczaj dobrze kontrolowany. Chyba, nie muszę dodawać, że słuchanie głosów wokalistów grupy Shatatak to więcej niż przyjemność. Głosy są miękkie, czyste i powabne. Żarliwe i soczyste. Co istotne, także instrumenty wydawały się być dobrze separowane od siebie, dobrze zaznaczone w przestrzeni z dużą masą. Perkusja ze zdrowym atakiem i z dobrze oddanymi uderzeniami pałeczek o membrany. Plastycznie.

Na płycie winylowej Dawida Bovie „Low” (RCA 1977r.) surowy klimat płyty podany został substancjalnie i prawdziwie. Charyzmatyczny wokal Bowiego nasączony emocjami, które słychać było bardzo czytelnie na tle instrumentów elektronicznych obsługiwanych przez Briana Eno. Oczywiście, w przypadku dźwięku lampowego trudno mówić o przesadnej naturalności barwy, bo brzmienie jest tu nieco podkolorowane, ale jest to zdecydowanie korzystne dla całościowego wyrazu. Można tu także dostrzec lekkie podbicie górnej średnicy, ale przyjmowane jest to prawidłowo, bez zbytniej dokuczliwości – łatwo i szybko zresztą się do tego można przyzwyczaić, by następnie skupiać się wyłącznie na muzyce, a nie szczególnej analizie. Tak jak już pisałem wcześniej, dźwięk jest pięknie harmonijny, ładnie poukładany w przestrzeni, laminarnie rozchodzący się po pokoju odsłuchowym, efektownie i z basem z dużym ciężarem jakościowym. Na koniec dodam, że Xindak MT-3 nie wypycha do przodu zbyt wielkiej ilości szczegółów, brzmienie jest precyzyjne, ale nie szczegółowe – raczej subtelne, a nie napastliwe z nadmierną liczbą detali, co nie jest żadną wadą, a typową dla „lampy” rzeczą charakterystyczną, przymiotem.

Tryb triodowy versus pentodowy
Różnice w obu trybach są tu wręcz podręcznikowe: triodowy zapewniał większe wypełnienie dźwiękiem, który był obszerniejszy (większy) niż w pentodowym, o bardzo przyjemnej barwie. Niestety, przy głośniejszych odsłuchach tracący na jakości, kierujący się w stronę przesterów. Natomiast pentodowy zapewniał mocny i sprężysty bas, a także pozornie większą dynamikę. Wybór trybu pracy należy dostosowywać indywidualnie w zależności od własnych preferencji, jakości i gęstości odtwarzanego materiału oraz głośności odsłuchów. Tak, czy inaczej to dobrze, że producent zapewnił użytkownikowi taki komfortowy wybór i zasługuje ten fakt na specjalną pochwałę.



Dobór kolumn
Testowałem wzmacniacz z 6. parami kolumn.

Nie muszę chyba udowadniać, że Xindak najlepiej i najpełniej zagrał z kolumnami Vienna Acoustics Mozart Grand oraz Xindak MS-1201. Z tymi pierwszymi mocnym dźwiękiem, o bardzo niskim zejściu basów, pięknej plastycznej średnicy oraz dobrą stereofonią. 

Z Xindak MS-1201 – bardzo przestrzennie i z dużą ekspresją oraz mocno bezpośrednio. Muzykalnie. Dla mnie to zestawienie było najlepsze - typowe "win win situation" - każdy element zyskuje więcej niż może zaproponować w pojedynkę. Trudno jednak podejrzewać, że potencjalny nabywca Xindaka MT-3 będzie celował od razu w pułap cenowy około 10 000 zł, bo tyle za te powyższe kolumny trzeba zapłacić. 

Myślę, że rozsądnym wyborem do wzmacniacza będzie jedna z kolejnych 3. par, z którymi łączyłem urządzenie, a mianowicie: Koda Harmony K-2000B, Usher S-520 oraz Pylon Pearl Monitor. Trudno mi zresztą wskazać tu jednego tylko zwycięzcę tej konfrontacji, bo każda z par miała swoje mocne i słabsze strony, Sądzę, że potrzebne są tu odsłuchy i dopasowanie głośników nie tylko pod styl gry wzmacniacza, ale także pod własny gust. Kody zaproponowały dużą ekspresję o pięknej, bogatej średnicy, Ushery oprócz sprężystych i szybkich dźwięków także i najniższy bas spośród porównywanych monitorów. Natomiast Pylony mogą pochwalić się dobrą lokalizacją instrumentów oraz wyborną plastycznością przekazu, a także ogólnie wysoką kulturą sposobu grania.







Innym ciekawym zestawieniem było towarzystwo kolumn polskiej manufaktury z Tych: Studio 16 Hertz - Minas Anor IIIs. Głośniki te mają 4 Ohm oporności oraz 91 dB skuteczności, czyli z parametrami predysponującymi wprost do lampy. Minasy Anor zagrały ładnym i bogato nasyconym dźwiękiem o głębokim i spójnym basie, a także mocno nasączoną nutami średnicą. Niebawem będę mógł zaprosić P.T. Czytelników na obszerny ich opis, ponieważ mam zamiar wypożyczyć je od producenta na potrzeby testów.


Odsłuch kolumn Studio 16 Hertz Minas Anor IIIs odbył się dzięki uprzejmości salonu Premium Sound w Gdańsku.

Podsumowanie
  1. Najkrócej mówiąc – Xindak MT-3 to stosunkowo tani (około 3000 zł) wzmacniacz lampowy, ładny i estetyczny, a z piękną barwą i namacalnym bogatym brzmieniem.
  2. Budowa klasyczna dla wzmacniaczy lampowych – wysoka jakość użytych materiałów, solidny montaż. Wintadżowy design, dodatkowo pokreślony drewnianym frontem i drewnianymi gałkami.
  3. Minusem jest brak zdalnego sterowania oraz szczupłość liczby wejść liniowych – bo tylko 3.
  4. Wielki dźwięk, bardzo przestrzenny i z dobrą stereofonią. Bardzo nasycone wokale – wyraziste i gorące, ale odbierane naturalnie – bez agresji lub nachalności w przekazie. Brzmienie ogólnie dostarczające wiele przyjemności w słuchaniu muzyki bez względu na jej rodzaj. Bas mocny, substancjalny, lecz i nieschodzący zbyt nisko. Tu i ówdzie podkolorowany do rozsądnej granicy. Xindak nie jest mistrzem precyzji i detaliczności, można także zarzucić mu pewne niedociągnięcia w artykułowaniu kilku podzakresów (niski bas, wysokie soprany) lub nadmierne je eksponowanie (średnica), ale pod względem harmonii dźwięków, ich koegzystencji oraz łatwości budowania plastycznej sceny i rasowego tonu jest trudny do pobicia przez wiele sprzętów o podobnej cenie.
  5. Co istotne, ewentualne odpowiedniki lamp użytych do konstrukcji są łatwo dostępne i niedrogie. Myślę, że warto z czasem rozejrzeć się za np. Electro-Harmonix’ami, które są bardzo konkurencyjne w proporcji cena/jakość.
  6. Kapitalny wzmacniacz lampowy na rozpoczęcie przygody z „lampą” lub jako element drugiego systemu dla zaawansowanego audiofila/melomana.
  7. Nie jest trudno dobrać kolumny do MT-3, bo chętnie współpracuje z wieloma konstrukcjami.
  8. Bardzo przypadł mi do gustu opisywany tu Xindak MT-3 - fantastyczną przestrzennością, słodyczą i żarliwym czarem wręcz hipnotyzuje słuchacza i wytwarza wielce klimatyczny nastrój skłaniający do wielogodzinnego słuchania płyt. Nie dziwię się, że przez wielu jest traktowany i opisywany jako kultowa lampa. To jest szczera prawda!



Specyfikacja techniczna
Lampy - EL34 x 4, 12AX7 x 1, 6N8P (6SN7GT) x 2
Zniekształcenia THD - 0,2%
Pasmo przenoszenia - 10 Hz - 70 kHz
SNR - 89 dB
Terminale wejściowe - 3 grupy RCA
Napięcie wejściowe - 400 mV
Impedancja wejściowa - 50 kOhm
Impedancja wyjściowa - 4 i 8 Ohm
Pobór mocy < 300 W
Wymiary (W x D x H) - 358 x 321 x 197 mm
Masa - 19 kg

Link na stronę producenta: TUTAJ.

poniedziałek, 26 marca 2012

Wzmacniacz Hegel H100



Wstęp nr 1
Mam niezwykłą przyjemność zapoznania P.T. Czytelników  z 3. kolejnym wzmacniaczem Hegla na odcinku kilku ostatnich tygodni, bo po modelach H200 (TU) i H70 (TU) przyszła pora na H100. Wypożyczając go wyobrażałem sobie jego dźwięk jako pośredni pomiędzy niższym i wyższym modelem, taką ich „mieszankę firmową”, konglomerat dwóch stylów. Nic z tego - Hegel H100 to pełnoprawny i rasowy egzemplarz o swojej charakterystycznej manierze i kulturze. Wyjątkowy, można rzec.

Wstęp nr 2
Pewnie spora część Czytelników zastanawia się, jaki jest cel tej mojej ciągłej szczególnej eksploracji i opisów Hegla? Czy to jest tylko taka czcza pisanina? Zatem w tym miejscu muszę się przyznać, że oprócz  frajdy obcowania ciągle to z nowymi urządzeniami mam też swoją ukrytą intencję – a mianowicie, szukam odpowiedniego wzmacniacza dla mojego gramofonu Clearaudio Emotion. Dlatego po opisie wzmacniacza Hegel H200 oraz H70 przystępuję do modelu H100. Wśród tej trójki mam zamiar wybrać urządzenie najbardziej współpracujące z gramofonem – pod względem dźwięku oraz funkcjonalności.




Opisywany sprzęt został wypożyczony z salonu audio Premium Sound w Gdańsku.

Budowa
Hegel jak to Hegel - formę ma prostą i ascetyczną. To surowy kawał metalu postawiony na trzech nóżkach i z trzema manipulatorami na froncie, na którym widnieje jeszcze oszczędny wyświetlacz. Typowo skandynawski design. Piękny w swojej pozornej pospolitości, za którą kryje się duża logiczność i ergonomiczność budowy. Trzy metalowe nóżki zapewniają wyjątkową stabilność na podłożu – nic się nie ma prawa kiwać, czy przechylać się. Tu muszę dodać tę samą uwagę co przy modelach H70 i H200 – metalowe nóżki od spodu mają wyłącznie goły metal, dlatego konieczne jest bezwzględne zaopatrzenie się w dodatkowe podkładki, zastosowałem świetne (i niedrogie) Rogoz-Audio BW40 (opis TU). Generalnie H100 wygląda jak H200 jest tylko ociupinę od niego niższy – o jakieś 3-4 centymetry. Pokrętła potencjometru i selektora wejść, a także włącznika sieciowego chyba takie same jak w H70 i H200. Zunifikowane. Wyświetlacz natomiast identyczny jak w H200 i zdaje się, że też w odtwarzaczach płyt CD – CDP2A mk2 i CDP4A mk2.




Tym razem po czarnych jak noc egzemplarzach, wypożyczyłem wersję srebrną, czy jak to opisuje producent „perłową srebrną” – i muszę przyznać, że ta o wiele bardziej mi się podoba. Zarówno front jak i obudowa wykonane są z pięknej blachy. Przód z jakby odlanego i polerowanego aluminium, a pokrywa – ze stosunkowo grubej i drapanej stali . Coś pięknego! W czarnej edycji nie widać naturalnej estetyki czystego metalu. Trudno to jednoznacznie i precyzyjnie pokazać na zdjęciu, ale proszę spojrzeć na te moje poniższe.





Z tyłu urządzenia umieszczono wysokiej jakości terminale głośnikowe a’la WBT, a tuż obok 4. pary wejść analogowych w postaci gniazd RCA i 1. parę gniazd XLR. Dodatkowo znajduje się 1. para RCA dla kina domowego – wówczas wzmacniacz pracuje w trybie „by-pass”, czyli ustawia się na 100% głośności, a sterowanie dokonywane jest z systemu kina domowego. Przydatna rzecz dla amatorów „home cinema”. Co niezwykle interesujące, H100 posiada także 3. pary wyjść RCA – w tym jedno do nagrywania, można więc podłączyć np. magnetofon kasetowy i mieć prawdziwą pętlę magnetofonową: nagrywanie/odtwarzanie. Wspaniała funkcja dla zwolenników kaseciaków! Pozostałe 2. pary gniazd RCA to wyjścia przedwzmacniacza, czyli istnieje możliwość przyłączenia dwóch końcówek mocy lub subwoofer jeżeli komuś by było za mało basu. Osobnego omówienia wymaga wejście USB dla komputera. Współczesny system audio często pozbawiony jest już zwykłego (normalnego) odtwarzacza płyt CD, a jego funkcję przejmuje komputer, dlatego coraz więcej producentów montuje wewnętrzny przetwornik cyfrowo-analogowy, aby ułatwić życie melomanom korzystającym z komputera jako źródła muzyki. Hegel, zarówno w modelu H70 jak i w tym opisywanym, zaimplementował DAC, więc można spokojnie przyłączyć np. MacBook i w ten sposób cieszyć się chociażby dźwiękiem sprowadzonym z Internetu.


Pilot zdalnego sterowania wykonany jest z takiego samego metalu co front wzmacniacza. To perłowe aluminium. Jest estetyczny i ergonomiczny, choć nie lekki. Można nim także obsługiwać inne modele wzmacniaczy lub odtwarzacze płyt CD.




Funkcjonalność 
Funkcjonalność wzmacniacza stoi na bardzo wysokim poziomie. Tak jak już o tym wspomniałem wcześniej, urządzenie ma możliwość podłączenia 5. źródeł analogowych oraz 1. cyfrowe (komputer), a także np. amplituner kina domowego lub subwoofer. H100 ma także pełnoprawną pętlę magnetofonową. Przypominam, że model H200 ma tylko 3. wejścia źródłowe (sic!), a H70 - aż 7. Jeśli chodzi natomiast o ergonomię przełącznika sygnału, to jest ona specyficzna dla Hegla. Po włączeniu sprzętu do sieci automatycznie ustawia się na źródło zbalansowane i zawsze na poziomie wzmocnienia „+30”. Ciężko z tym żyć…

Dźwięk
Akurat zbiegła się w czasie możliwość porównania H100 do wzmacniacza lampowego Xindak MT-3 na lampach EL34 i nie jest to konfrontacja nieuprawniona. Można powiedzieć, że ten model Xindaka jest w pewnych środowiskach wręcz kultowy, bo dysponujący bardzo ładną barwą dźwięku oraz wybornymi, jędrnymi basami. Natomiast Hegel, moim zdaniem, pomimo, że oparty jest na amplifikacji czysto tranzystorowej to grający bardzo „lampową” manierą pod względem ciepła i przyjemności dźwięku. Tak przynajmniej mi się kojarzy. Sygnatura H100 jest nie tylko miła dla ucha jak z lamp elektronowych, ale także bardzo plastyczna i sugestywna. Kształty poszczególnych dźwięków, tonów są świetnie obrysowane w przestrzeni, instrumenty namacalne i z piękną aurą, a do tego dokładnie zlokalizowane na scenie. Hegel odróżnia się natomiast od Xindaka MT-3 większą szczegółowością - nie ma problemów z ukazaniem zróżnicowania gęstych nagrań np. chórów, dużych składów instrumentalnych, etc.

Kolejną cechą, która może się podobać to jego umiejętność generowania niskich tonów. Te są świetnie porozciągane w dół, a jakość basu, jego sprężystość i wielopoziomowość, moc i atak predysponują norweski wzmacniacz do wysokiej klasy. Każdy rodzaj muzyki jest świetnie oddawany przez Hegla, czy to opera, czy rock, czy też jazz akustyczny – a wzmacniacz robi to tak czysto i naturalnie, że słuchanie to prawdziwa przyjemność. Piszę te słowa z rozmysłem – więc, podkreślę jeszcze raz: Hegel H100 ma bardzo radosny charakter dźwięku, którego słuchanie nigdy nie męczy, a wiem co piszę, bo odbiór niektórych egzemplarzy to czasami rzeczywiste katusze. Kiedyś słuchałem wysoko notowaną integrę Krell S300i – za przeproszeniem, krew z uszu, żyleta i udręka. Próbowałem zneutralizować jego specyficzną ostrość jakimiś łagodnymi kolumnami – bez efektu, to chyba wzmacniacz dla masochistów.

Ale wracając do tematu, muszę napisać, że Hegel gra mocno nasyconą średnicą, skrystalizowaną i ciut wypchniętą do przodu. Substancjalną i nacechowaną emocjami. Mówiąc, zwięźle - tony średnie to prawdziwy high-end. I to nie żaden przedsionek high-endu, a pełnoprawne i dobitne znaczenie tego słowa. Zastanawiające jest, jak udało się konstruktorom zbudować urządzenie, które produkuje taką masę wyrazistego i nasączonego wielobarwnością dźwięku, który odbierany jest jako prawdziwy i często odpowiadający koncertowemu. Słuchacz ma autentyczne wrażenie obecności wykonawców w pokoju odsłuchowym, blisko i realnie - zdecydowanie, ale nie agresywnie.

Na płycie CD Boba Rockwella „Bob’s Ben” (Stunds Records) saksofon tenorowy lidera zabrzmiał śpiewnie i słodko. W finezyjnym przestrzennym kształcie i barwie. Zaś zespół towarzyszący Bobowi ustawiony był na linii głośników, ani wypchnięty, ani cofnięty. Sugestywnie,  dokładnie i z dużą wiarygodnością. Struny kontrabasu wyraźnie zróżnicowane, nisko schodzące, ale bez subsonicznych pomruków. Nie muszę, zdaje się, dodawać, że wrażenia stereofoniczne były doskonałe, choć oprócz sumy gry wzmacniacza i kolumn należy tu także dołożyć perfekcyjną realizację płyty, jak zwykle to ma miejsce w studio Stund Records w Kopenhadze. Oczywiście, czasami można było się można przyczepić do najniższego basu, który nie zawsze pojawiał się, choć on tam na płycie na pewno jest zapisany, o czym dokładnie wiem,  bo słuchałem tej płyty też na innych systemach, w tym i słuchawkowych.

Trochę mnie zaskoczyła reedycja winylu Pink Floyd „The Wall” z 2012 roku słuchana na gramofonie Clearaudio Emotion. Pierwszy utwór – „In the Flesh?” wysłuchałem w skupieniu by móc w mózgu skalibrować sobie nowy analogowy wzorzec dźwięku po wcześniejszych odsłuchach tej płyty na nośniku cyfrowym (reedycja - podwójny CD z 1994 roku), który dobrze znam i uważam go za majstersztyk realizatorski, taki soniczny odpowiednik „metra w Sevres”. Zaskakująca była natomiast 3. ścieżka „Another Brick in the Wall Part 1” – początkowy sugestywny nalot śmigłowca, a potem wielopłaszczyznowość planów, ich realna dookolność, a także gęsta magma dźwięków, ale świetnie separowanych, przyniosła spektakl totalny, całkowicie angażujący w muzykę i jej głęboką i skomplikowaną strukturę. Dawno nie słyszałem, aż takiej substancjalności i wypełnienia dźwiękiem! Zresztą muszę przyznać, że reedycja na LP pod względem dopieszczenia detali i przestrzeni jest świetna, bo na płycie CD z 1994 roku ma się lekkie wrażenie kompresji dźwięku, jego mniejszej skali. Efekty dźwiękowe i głosy na winylu są trójwymiarowe, bez wątpienia sugestywne i żywe. Gitarowe solo Gilmoura na ścieżce „Comfortable Numb” brzmi bardzo wyraźnie i blisko, słychać każdą strunę – nuty przeszywają powietrze niczym błyskawica. Wspaniała płyta, a wzmacniacz pokazujący ją w wielkim stylu zasługującym na pochwałę. Owszem, istnieją wzmacniacze, które płytę tę zagrają z ukazaniem jeszcze większej ilości szczegółów, ale zapewniam, że Hegel pomimo, że nie zawsze pochyla się nad nimi specjalnie, to robi to z korzyścią dla ogólnego dźwięku, ponieważ niczego nie spłaszcza, ani nie eliminuje, a przynajmniej nigdy nie ma się takiego poczucia.




Konfiguracje
Najbardziej podobało mi się połączenie wzmacniacza z gramofonem Clearaudio Emotion – cechy charakterystyczne tego zestawu to klarowność, gładkość i naturalność, a także i neutralność. Nie zanotowałem zbytniego podkolorowania, często właściwego dla wielu konstrukcji. Na wielkie uznanie zasługuje stereofonia z precyzyjnie oddaną sceną – szeroką i głęboką. Nie ma wątpliwości, że Hegel H100 jest wręcz stworzony dla dźwięku gramofonu, swoją precyzją czystą i zwinną górą oraz plastyczną średnicą kapitalnie oddaje wszelkie dźwięki, a także zjawiska przestrzenne. Podobnie sprawa ma się z magnetofonem kasetowym – przekaz jest płynny i homogeniczny, z soczystymi basami i mocnym bitem.



Kolumny
Spośród 4. par kolumn stosowanych w teście (Vienna Acoustics Mozart Grand, Xindak MS-1201, Pylon Pearl Monitor oraz Usher S-520) każda z nich ukazała zarówno swoje silne, jak i słabsze strony.

Vienna Acoustics Mozart Grand posiadają podobną ogólną sygnaturę dźwięku jak Hegel H100 – plastyczność przekazu, referencyjną średnicę, pewne niedoskonałości w najniższym basie, a także brak agresji. Zestawione z „norwegiem” zagrały jednak pięknie, z dużą precyzją stereofonicznego obrazu, z wielką sceną – szerszą niż rozstawienie kolumn. Hegel wysterował je totalnie - narzucił głośnikom swój rytm i tempo. Mocno i apodyktycznie, choć Vienny przez wiele wzmacniaczy, które testowałem, nie były całkiem opanowywane. A Hegel zrobił to z łatwością, zresztą niższemu modelowi H70, też to się nieźle udawało. Kolejną mocną stroną mieszanki norwesko-austiackiej był duży zakres dynamiczny przekazu, a także jego fizyczna bezpośredniość. Można ten styl opisać sformułowaniem  - „granie koncertowe”.

Xindak MS-1201, pomimo że zalecane przez producenta do wzmacniaczy lampowych z uwagi na jego budowę (tuba wysokotonowa oraz 12 calowy głośnik niskotonowy) oraz wysoką skuteczność 95 dB to tworzące całkiem interesującą synergię. Xindaki otrzymały od Hegla więcej niższego basu, a w zamian Hegel – subtelność i szczegółowość, choć oczywiście w granicach rozsądku. Myślę, że uprawnione pędzie to zjawisko podsumować określeniem - niezłe „zgranie”.

Z Usher S-520 dźwięk okazał się być niewymuszony, dokładny (rzeczywisty), z szeroką sceną, a jednocześnie elastyczny i obrazowy, ale o skali odpowiedniej do gabarytów kolumn. Z zaangażowaniem, lecz z ograniczeniami na basie.

,„And last, but not least” – Pylon Pearl Monitor, które bardzo lubię i uważam je za wspaniałą konstrukcję przy jednocześnie okazyjnej wręcz cenie. I tym razem nie zawiodłem się na nich, bo z Heglem bardzo ładnie zagrały – z dużą kulturą i z obszernym dźwiękiem. Rasowo i spontanicznie. Pylony bardzo namacalnie ukazują zjawiska przestrzenne i mają bardzo dobrą stereofonię. Oczywiście, pewne szczegóły, które Vienny wyłuszczały na pierwszy plan, Pearle pozostawiały w tyle, lecz dalej były one obecne. Podobnie miała się rzecz lokalizacją instrumentów – właściwa, lecz nie do końca precyzyjna i bez owej „aury” wokoło. Podsumowując, Pylony zaproponowały bardzo dobry dźwięk, naturalny i przyjemny w odsłuchach, przestrzenny i rzeczowy, ale bez audiofilskich zapędów. I bardzo dobrze!






DAC
Hegel H100 ma bardzo dobry wewnętrzny DAC lub kartę dźwiękową, jak to o nim pisze producent w materiałach informacyjnych. Podłączałem MacBooka Apple do wejścia USB i słuchałem różnych plików z komputera, odtwarzałem płyty CD w komputerowym napędzie, a także słuchałem muzykę z serwisów „YouTube” i „LastFM”. Muszę przyznać, że dźwięk za każdym razem wywierał bardzo dobre wrażenie. Hegel ma specyficzną umiejętność realizowania z komputerowego dźwięku cyfrowego (nie najlepszego, przecież) angażującego spektaklu o fenomenalnej przestrzeni i z wielką dynamiką. Z namacalnymi instrumentami oraz wyjątkowo wyraźnymi wokalami. Dobrym niskim i mięsistym basem. Dźwiek całościowo jest jednorodny i gładki. Dla mnie pierwsza klasa, choć nie jestem gorącym zwolennikiem computer-audio, a raczej zdystansowanym sceptykiem.

Hegel H100 versus Accuphase E-213
Wydawało by się, że to zestawienie z pozoru jest nieuprawnione - z jednej strony silny i surowy, a nawet nieokrzesany "norweg", a z drugiej strony luksusowy i dopieszczony "japończyk". Muszę szczerze w tym miejscu przyznać się, że Accuphase E-213 zawsze był moim ulubionym wzmacniaczem. Bo Accu hipnotyzuje pięknymi podświetlonymi wskaźnikami wychyłowymi, które po zmroku pięknie falują w rytm muzyki. Jest w tym coś urzekającego. Ponadto Accuphase posiada niesamowicie dopracowaną budowę i design - wytworny i estetyczny. Do tego całą rozciągłość wyboru wejść, trybów pracy, pętlę magnetofonową z trybem "monitor", możliwość implementacji wewnętrznej karty DAC, przedwzmacniacza gramofonowego, etc. Niestety, wszystkie jego powyższe zalety bledną gdy zestawić go z Heglem H100, bo tak jak Accuphase wygląda, tak Hegel H100 gra i odwrotnie. I nie ma w tym sformułowaniu ani krzty przesady, czy  zbytniej hiperboli. Hegel H100 podaje muzykę tak kompletnie i namacalnie oraz w sposób tak niezwykle wyrafinowany, że "świecidełka" Accuphase stają się nieważne/pomijalne i wręcz tandetne przy charakterze prawdziwego dźwięku "norwega". Co więcej, model H100 może stanąć śmiało także i do konfrontacji z Accuphase E-360 - i jestem całkowicie spokojny o wynik tego pojedynku. Bo Hegel to bardzo mocny konkurent.

Accuphase E-213 stoi po stronie miłego i sympatycznego dźwięku, z dużą ilością detali i mikro-wybrzmień, a Hegel po stronie wyrafinowanego przekazu o mocnej i dosadnej charakterystyce. Plastycznej i cielesnej. Namacalnej.

Podsumowanie
Hegel H100 ma bas o niezłym rozciągnięciu, zdyscyplinowany, wielowarstwowy i jędrny, choć nie do końca referencyjny. Średnie tony są bardzo pełne, charakterystyczne dla „lampy” - nasycone i wyraźne, ale trudno tu mówić o wyjątkowej szczegółowości i skrupulatnej wierności. Duża detaliczność nie jest priorytetem dla Hegla. Soprany bardzo śpiewne i niemęczące. Gdyby ten opis zakończyć w tym miejscu, to nie wyszłaby najlepsza opinia dla „norwega”. Trzeba więc koniecznie napisać, że te powyższe elementy, pomimo, że w pojedynkę nie high-endowe, to podane łącznie tworzą arcyciekawy i wyjątkowy konglomerat plastyczności dźwięku, wglądu w jego prawdziwą wielowątkową strukturę, nieprawdopodobną stereofonię i tego co najważniejsze w odbiorze muzyki – emocje. Bo te generowane przez H100 są nieprzeciętnie żarliwe, budujące realny przekaz – pełen nut, nasączony muzyką i z rzeczywistą mocą dźwięków. Dźwięk jest elastyczny i świeży z dużą sugestywną plastyką, ze wspaniałą niepowtarzalną barwą i wyborną harmonią. Wzmacniacz narzuca głośnikom swój rytm i tempo. Angażuje je do maksymalnego wysiłku. Apodyktycznie i kompletnie. Wzorowo.

Wzmacniacz bardzo dobrze gra w połączeniu z komputerem przed wejście USB, a także z odtwarzaczami płyt CD. Ma styl gry, który każdy materiał (zarówno ten lepiej, jak i ten gorzej zrealizowany) ukazuje w sposób przyjemny dla ucha i z dużym poczuciem realności oraz namacalności dźwięku. Można powyższe zjawisko nazwać niepospolitą muzykalnością. Jest szczególnie predysponowany do źródła analogowego – gramofonu oraz magnetofonu, tym bardziej, że producent zaopatrzył H100 w świetną pętlę magnetofonową.

Hegel H100 tworzy bardzo zaawansowany dźwięk, gra bardzo bezpośrednio – wprost do uszu, prosto do serca. Wart każdej złotówki, a przy cenie 10 500 PLN to prawdziwa okazja.



Zakończenie
Ulegam silnemu wrażeniu, że opisywany wzmacniacz nareszcie kupię dla siebie. I będzie to nieodłączny kompan dla gramofonu Clearaudio Emotion…

Cena w Polsce - 10 500 PLN.

Sprzęt użyty podczas testu
Wzmacniacze: Accuphase E-213, Yaqin MC-100B (z wymienionymi lampami), Xindak MT-3
Odtwarzacz płyt CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO
Gramofon: Clearaudio Emotion
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1
Tuner: Rotel RT-1080
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand, Xindak MS-1201, Usher S-520 oraz Pylon Pearl Monitor
Kable: głośnikowe - Siltech Amsterdam, IMG, Klotz, interkonekty - Acrolink, Furutech, Belkin i Klotz, sieciowe - Oyaide i DIY
Kondycjoner: Bada LB-5600 oraz Filtercon
Akcesoria: stoliki VAP oraz Ostoja, sprzęt antywibracyjny: Rogoż-Audio (platforma pod gramofon oraz stopy antywibracyjne pod Hegel H100).

Dane techniczne
Dostępne na stronie producenta: TUTAJ

środa, 14 marca 2012

Monitory tubowe Xindak MS-1201


Wstęp
Każdy, kto ma za sobą doświadczenie ze wzmacniaczami lampowymi, wie, że dobrać optymalne do nich kolumny nie jest łatwo. Na rynku jest olbrzymia ilość różnych kolumn – większych i mniejszych, podłogowych i podstawkowych, o różnej impedancji i różnej liczbie Ohm. Niestety, przeważająca część tych głośników jest wykonywana i strojona uniwersalnie „pod tranzystor”, czyli innymi słowy, mało który producent konstruując nowe kolumny myśli o tym, żeby ich dedykowanym odbiorcą był wzmacniacz lampowy. Natomiast jednoczesna rosnąca popularność wśród melomanów wzmacniaczy opartych na lampach elektronowych w układzie końcówek mocy powyższy problem jeszcze bardziej poszerza. Użytkownicy „lamp” dobierają więc do nich zwykłe kolumny, czyli uniwersalne lub posiłkują się konstrukcjami DIY w postaci np. hornów na głośnikach szerokopasmowych. Na szczęście z roku na rok pojawia się coraz to więcej propozycji ciekawych kolumn zbudowanych z myślą głównie o szalonych miłośnikach „lamp”, którzy powoli, lecz skutecznie wymuszają na producentach głośniki dla siebie. Na przykład wśród polskich konstruktorów kolumn, specjalne dla wzmacniaczy lampowych produkuje krakowska Harpia Acoustisc – modele 300B oraz katowicki Bodnar Audio – modele Woodline Hornton, Sandglass Fantasy i inne. Moją natomiast uwagę przykuły monitory tubowe, pochodzące z dalekich Chin – Xindak MS-1201…

Monitory Xindak MS-1201 zostały wypożyczone do testu z firmy Polpak - polskiego dystrybutora marki Xindak.





Kilka słów o pierwszych wrażeniach i budowie
Mówiąc krótko, monitory wyglądają atrakcyjnie, nieprawdopodobnie korzystnie i wielce intrygująco. Nie muszę chyba dodawać, że ich wzornictwo przynosi pozytywne skojarzenia z najlepszymi produkcjami z lat 70-tych – Xindak'i są jakby żywcem wyjęte z tamtych czasów, wrażenie to potęgują dodatkowo maskownice o bardzo wintadżowej prezencji. W zestawie dołączone są podstawy (bo nie podstawki, przecież) o muskularnej posturze wykonane z twardego i piekielnie ciężkiego drewna o odcieniu identycznym jak monitory. Komplet głośnik plus podstawa waży około 35 kg/sztuka, w tym monitory – 21 kg. Bardzo zwraca uwagę wysoka jakość drewna użytego do oklejenia kolumn – zastosowano tu drewno egzotyczne o ładnym i regularnym usłojeniu, świetnie korespondujące z oldskulowym stylem Xindaków.

Większą część frontu zajmuje wielka membrana niskotonowego głośnika z wełny, który ma 12 cali średnicy (305 mm) i jak podaje producent, został wyprodukowany na zamówienie na Tajwanie (czyżby Usher?). U góry znajduje się ujście tuby głośnika wysokotonowego, tuba wykonana została z drewna i aluminium, na zewnątrz wyłożona drewnianą okleiną, co nieprawdopodobnie dobrze się prezentuje. Tuż obok horna umieszczono wyloty dwóch rur bass-refleksu. Na przedniej ścianie dookoła brzegów zdecydowano się na pozostawienie widocznego wcięcia w miejscu łączenia deszczułek – rowek ten nadaje ciekawy i nietuzinkowy styl wizualny. Z tyłu zamontowano pojedyncze terminale głośnikowe a’la WBT. Należy podkreślić, że tuż obok terminali, na wspólnej z nimi tabliczce znamionowej, pod przezroczystą zakręcaną pokrywką znajduje się bateria (Sony) zintegrowana z przełącznikiem hebelkowym z oznaczaniem „detect”. W przypadku przełączenia hebelka do góry, zapala się czerwona dioda z oznaczeniem „voltage”. Rozumiem, że jest to system wykrywania ewentualnego błędu przy połączeniu kolumny – wzmacniacz. To nie koniec ulepszeń i oryginalnych rozwiązań inżynierów Xindak, bo obok terminali umieszczono kolejny przełącznik hebelkowy – tym razem z opisem „bias”. Jak pisze producent, zastosowanie tego systemu (oryginalnego i opatentowanego) ma podnosić jakość odtwarzania wysokich i średnich tonów przez monitor.






Wnętrze skrzynek jest schludne i logicznie poukładane. Na dole umieszczono zwrotnicę zbudowaną z porządnych elementów – widać tu głównie cewki i kondensatory. Okablowanie wewnętrzne jest wykonane z przewodów kierunkowych firmy Western Electric (a więc kultowej wśród użytkowników lamp – vide: Western Electric 300B). Kolumny są wytłumione białą włókniną na bocznych i tylnych ściankach.








Dźwięk
Choć producent zaleca łączyć te kolumny ze wzmacniaczami lampowymi to oczywiście przeprowadziłem też eksperyment ze wzmacniaczem tranzystorowym – Accuphase E-213 oraz z dość staroświeckim amplitunerem  SABA.  Następnie zestawiałem je ze lampami: Xindak MS-08 na EL-34 oraz Yaqin MC-100B na KT88.

Tranzystor
Choć monitory są olbrzymie, a membrana basowa ma ponad 30 cm szerokości, to po włączeniu wzmacniacza tranzystorowego Accuphase E-213 do uszu płynie bardzo spokojny przekaz, bez eksplozji basu i bez przykrej natarczywości jakiegoś zakresu. Nic z tych rzeczy – dźwięk jest w pełni harmonijny i uporządkowany, bez słyszalnego podbicia któregoś z pasm. Muszę w tym miejscu napisać, że Xindaki grają innym stylem niż znane mi „normalne” kolumny takie jak Vienna Acoustics Mozart Grand czy Epos M16i lub Harpia Acoustics Amstaff. Więcej tu  specyficznej troski o szczegóły nagrań, wybrzmiewanie mikrotronów, oddania barwy instrumentów i eksplikacji muzyki, a nie translacji jej rozmachu czy nadmiernego uwidoczniania potencjału skali. Monitory malują intensywny obraz muzyczny, spokojny i delikatny, ale z ogromnymi emocjami drzemiącymi w muzyce, a szczególnie w wokalach. Bardzo ta maniera przypadła mi do gustu, choć, trzeba przyznać, że jest ona niezwykle oryginalna, nieczęsto spotykana. Testowałem też Xindaki ze starym amplitunerem SABA S-9240 electronic, który mimo że staruszek z końca lat 70-tych i niezbyt dużej mocy, to całkiem ładnie zagrał - melodyjnie i przyjemnie. Po pierwszych wrażeniach i rozgrzewce kolumn z tranzystorem przyszła pora na podłączenie monitorów tubowych do wzmacniaczy lampowych, czyli do właściwego dla nich sposobu amplifikacji, bo rekomendowanej przez producenta.






Lampa
Tu zaszła duża zmiana w dźwięku. Zrozumiałem po włączeniu lampy, dlaczego producent Xindaków zaleca przyłączać je właśnie do tego typu konstrukcji. MS-1201 mają dużą skuteczność – 95 dB przy łatwej oporności 8 Ohm, więc już te parametry dużo mówią o ich lampowym powinowactwie, symbiozie. Wzmacniacze lampowe (Xindak MS-8 i Yaqin MC-100B) bardzo ładnie napędziły te wielkie kolumny, zrobiły to w sposób kompletny i zupełnie bez wysiłku, naturalnie i kulturalnie. Dźwięk dostał jeszcze więcej nasycenia, pełności i klasy niż to było z Accuphase. Muzyka odbierana z nich jest jako gęsta od nut i tonów, napełniona treścią i informacjami. Prawdziwy strumień dźwięku. 

Co istotne, monitory całkowicie „znikają” w pomieszczeniu, dźwięk jest holograficzny – bardzo przestrzenny. Scena i lokalizacja instrumentów na scenie przyjemnie klarowna i łatwa do wyimaginowania. Trzeba podkreślić, że koegzystencja „lampa plus tuba” przynosi obu stronom wymierne korzyści – wzmacniacz lampowy dostaje wybitnej akceleracji jego potencjału dźwiękowego, podkreślenia pięknej barwy lamp, a kolumny otrzymują namacalność dźwięku, jego sensualność i gorące emocje. Występuje tu pełna synergia, czyli zjawisko polegające na tym, że te dwa układy zyskują na  jakości dźwięku więcej niż ich osobne możliwości. Brzmienie kolumn jest bardzo dosadne i bezpośrednie, ale nie agresywne i (co ciekawe) bez gigantycznego basu, który oczywiście jest, ale jakby nieco schowany. Bo czuje się tu jego realną obecność i jest go dość sporo - czuć jego potencjalną moc, która kipi pod pozorną powierzchnią spokoju, bo kiedy potrzeba wyprodukować więcej niskich tonów, to szybko wydobywa się na zewnątrz, a  potrafi być niesamowicie silny i dosadny. Kiedy słuchałem początkowej partii kontrabasu Sławomira Kurkiewicza na 3. ścieżce płyty „Suspended Night” kwartetu Tomasza Stańki (ECM) to bas był wyśmienicie zróżnicowany, kolorowy – słychać było każdą strunę osobno, a zejście dźwięku było bardzo niskie, a jednocześnie obfite, bez żadnego buczenia, czy rezonowania. Super.

Nie muszę chyba dodawać, że słuchanie wokali z Xindak MS-1201 to prawdziwa przyjemność. Głos ludzki jest reprodukowany przez monitory wyśmienicie, bardzo naturalnie i namacalnie. Wiernie. Wzmacniacze lampowe dodają tu trochę słodyczy i gorąca do ich barwy, a monitory – dokładają z kolej im tempa i wiarygodności. Tworzy się z tego wysokiej jakości konglomerat, wypełniony emocjami i namiętnym pulsem. Głos koreańskiej wokalistki Youn Sun Nah na płycie „Same Girl” (ACT Music) zabrzmiał czarująco i blisko, kiedy potrzeba był okrutnie żarliwy, a innymi razy - subtelny i delikatny, z wyborną intonacją i artykulacją. Fascynujący i piękny.






Dobór lamp elektronowych
Kolumny podłączone do wzmacniacza Xindak MS-08 odsłuchiwałem na lampach EL34 firmy Shuguang, radzieckich militarnych 6N8C z lat 70-tych oraz 12AX7 Tung-Sol. W tej konfiguracji dźwięk był płynny, lejący się naturalnie z głośników, które „znikały” w pomieszczeniu. Brzmienie było żarliwe i wiarygodne, lecz wyczuwalnymi gdzieniegdzie podbarwieniami, które przyjmowane były jednak naturalnie i bez szkody dla dźwięku.

Jednak najbardziej podobał mi się dźwięk zestawu Yaqin MC-100B plus monitory Xindak. Przy czym dodam, że wzmacniacz „grał” na lampach KT88 Shuguang Black Treasure Series oraz 6N8C i 12AX7 Tung-Sol. Mocną stroną tego połączenia była precyzja w oddawaniu pojedynczych, poszczególnych dźwięków, tonów i mikro-tonów, a także separacja instrumentów oraz wyraźna klarowność sceny. Kolejnym atutem tego duetu okazał się być mocny i jędrny bas - pulsujący i organiczny. Rytmiczny i z dużym uderzeniem, ale nie zapuszczający się w najniższe rejony. Natomiast wokale były ukazywane z ich naturalnym pięknem, lekką słodyczą i dużą namiętnością. Z soczystą – fascynującą barwą, można rzec.  

Konkluzja
1.Monitory tubowe Xindak MS-1201 to rzetelna konstrukcja pod względem budowy – świetny projekt oraz bardzo solidne materiały i poszczególne elementy. Wysokiej jakości głośniki – 305 mm niskotonowy wykonany z prasowanej wełny, a wysokotonowy umieszczony w głębokiej tubie.

2. Estetyka na wysokim poziomie – te kolumny to prawdziwa ozdoba salonu. Piękny, wintadżowy styl.

3. To kolumny o silnym i zdecydowanym charakterze dźwięku, podające muzykę blisko i bardzo bezpośrednio, nacechowane emocjami i skupiające się głównie na średnicy, ale niezapominające także o pozostałych podzakresach. Ze specyficznym basem - mocnym i z dużym potencjałem, ale nie schodzącym zbyt nisko. Monitorowym. 

4. Sprzęt oferujący spójny i harmonijny przekaz z żywiołową, bardzo przekonującą prezentacją każdej odmiany muzyki, szeroką sceną i wiernym oddaniem wokali. Referencyjna stereofonia. Wysoka klasa - high-fidelity.

5. Kolumny wymagające doboru odpowiedniego wzmacniacza. Najlepiej (w powyższym teście) współpracujące z lampami KT88, które zapewniły mu najwięcej szczegółowości, timingu; przyniosły czysty wydestylowany dźwięk oraz mocne, nasycone basy.

Informacja ze strony producenta
Tubowy zestaw głośnikowy MS-1201 to unikalna konstrukcja zaprojektowana bez kompromisów cenowych z wykorzystaniem najlepszych materiałów. Do budowy wykorzystano układ 12dB 2-drożnej zwrotnicy, która charakteryzuje się świetną charakterystyką fazową częstotliwości. Użycie opatentowanej przez Xindak technologii „Bias Technology” wpływa na idealne odtwarzanie wysokich i średnich tonów.

Tuba głośnika jest specjalnie zaprojektowana i wykonana z drewna i aluminium. Wykorzystano
okablowanie wewnętrzne firmy Western Electric. Głośnik średnio-nisko tonowy ma średnicę 12 cali
(305 mm) i został wyprodukowany na zamówienie Xindak na Tajwanie. Posiada 160 mm stalowy magnes, aluminiowy kosz i 34 mm cewkę z włókna szklanego oraz membranę wełnianą. Membrana posiada podwójnie wzmocnione zawieszenie. Kolumny charakteryzują się wysoką czułością.
Dźwięk MS-1201 jest słodki, naturalny, jedwabisty a jednocześnie mocny i dynamiczny.
MS-1201 są zalecane do wykorzystania z wzmacniaczami lampowymi, co pozwala w pełni wykorzystać ich możliwości dźwiękowe.

Parametry techniczne
Impedancja: 8 Ohm  
Moc: 8 W ~ 150 W  
Pasmo przenoszenia: 42 Hz ~ 18 KHz  
Czułość: 95 dB (1,5 m)  
Częstotliwość podziału: 1,8 KHz  
Wymiary: 385 mm (szer) 580 mm (wys) 330 mm (gł)
Masa: 42 kg /para (bez podstawek)

Link na stronę Xindak: TUTAJ.

niedziela, 4 marca 2012

Wzmacniacz lampowy Xindak MS-8




Wstęp
Po niedawnej recenzji wzmacniacza hybrydowego Xindak XA-6900 (wersja 2011r.) opartego na lampach Electro-Harmonix 6922 w sekcji przedwzmacniacza przyszła pora na prawdziwie kanoniczną lampową konstrukcję – Xindak MS-8 skonstruowaną na słynnych pentodach mocy EL34. Lampa EL34 została   przedstawiona światu przez Philpsa w 1949 roku i była rozwinięciem wypuszczonej rok wcześniej EL60 (też przez Philipsa), która nie przyjęła się na rynku ze względu na nietypowy 9-cio nóżkowy cokół. W USA zaczęto jednocześnie produkcję wiernej kopii EL34 o symbolach 6CA7. Te lampy szybko zdobyły olbrzymią popularność i stosowano je powszechnie we wzmacniaczach audio średniej mocy, a później także we wzmacniaczach gitarowych. Obecnie lampa EL34 i jej odpowiedniki cieszą się ponownie dużym uznaniem wśród melomanów i audiofili ze względu na jej parametry techniczne i dźwiękowe, które cechuje duża możliwa moc do uzyskania oraz ich specyficzne ciepło i słodycz barwy, a także obfity, sprężysty bas. Stąd jest bardzo powszechnie montowana w stopniach wyjściowych współczesnych wzmacniaczy lampowych.  Charakterystyka lampy EL34 dostępna w radiomuseum.org: TU

Wzmacniacz został wypożyczony do testów z firmy Polpak, polskiego dystrybutora marki Xindak.




Budowa
Xindak MS-8 to nowy wzmacniacz w ofercie firmy (i posiadający bliźniaczy model MS-9 z lampami KT88). Działa w konfiguracji push-pull i dysponuje mocą 2 x 32W. Oprócz 4. lamp EL34 (Shuguang) ma także pojedynczą 12AX7 (Shunguang) oraz dwie lampy 6N8 – tu 6SN7GT (też firmy Shuguang). Jest dość ciężki, bo ma aż 28 kg, ale duża masa to standard wśród wzmacniaczy lampowych. Xindak nieco odświeżył design nowej linii wzmacniaczy lampowych oraz tranzystorowych – obecny, moim zdaniem, jest bardziej elegancki, bo skromniejszy i bardziej prosty.

Model MS-8 wygląda dość surowo, ale całkiem wytwornie i stylowo. Ciekawie komponuje się szczotkowane aluminium przedniego panelu z anodyzowaną czernią górnej pokrywy na lampy (którą można zresztą łatwo zdemontować) oraz korpusu. Pod klatką na lampy znajdują się trzy puszki ukrywające transformatory: jedna większa środkowa (z aluminiową płytką na wierzchu i z dodatkowo przykręconą tabliczką znamionową) oraz dwie mniejsze po lewej i prawej stronie. 4. lampy EL34 umieszczono w tylnym rzędzie, a pozostałe 3. - w przednim. Wygląda to schludnie i logicznie. Przednia aluminiowa płyta jest minimalistyczna – można tam znaleźć wyłącznie dwa pokrętła oraz kilka lampek. Jedno pokrętło to potencjometr, a drugie to selektor wejść – do Xindaka można podłączyć 3. źródła poprzez gniazda RCA oraz 1. przez XLR. O aktualnie wybranym źródłu zawiadamia stosowna zielona dioda, a czerwona informuje o przyłączeniu do zasilania. Niestety, włącznik sieciowy umieszczono z tyłu urządzenia – tuż nad gniazdem sieciowym. Bardzo nieporęczne to rozwiązanie, tym bardziej, że nie można włączyć wzmacniacza „z pilota”. Sam pilot zdalnego sterowania jest identyczny jak np. w Xindak XA-6900 – zawiera wszystkie niezbędne funkcje do obsługi sprzętu.

Wracając jeszcze do tylnej części wzmacniacza, dodam, że znajdują się tam odczepy głośnikowe – osobne dla 4 Ohm i osobne dla 8 Ohm. Terminale utrzymane są w stylu WBT. Porządne i solidne. Wzmacniacz stoi na 4. stabilnych nóżkach – od góry metalowych, a od dołu gumowych, z lekka zaokrąglonych.

Ciekawym zabiegiem estetycznym jest przykręcenie do osłony na lampy metalowej owalnej tabliczki z logo „Xindak” – dodaje to wzmacniaczowi szyku i wywiera wrażenie luksusu, dystynkcji.




Wrażenia z odsłuchu
Po przyłączeniu wzmacniacza do zasilania zapala się na froncie czerwona lampka sieciowa, a niebieska dioda obok zaczyna mrugać. Nie wcześniej jak po mniej więcej 30. sekundach urządzenie zaczyna grać. Xindak zdecydował się, podobnie jak i w innych swoich konstrukcjach lampowych, wyposażyć urządzenie w opróżnienie włączenia – najpierw rozgrzewane są lampy prądem stałym, a dopiero później (po ich wstępnym rozgrzaniu) włącza się pozostała część układów wzmacniacza. Ta funkcja ma olbrzymie znaczenie dla trwałości lamp elektronowych.

Przed przystąpieniem do odsłuchów (oprócz oczywistego wygrzania wzmacniacza) wymieniłem fabrycznie zainstalowaną lampę sterującą Shuguang 12AX7 na Tung-Sol 12AX7, a parę Shunguang 6NS7 na radzieckie militarne – 6H8C. EL 34 pozostawiłem bez zmian, czyli tu Shunguang EL34. Dlaczego wymieniłem stockowe na takie właśnie lampy, a nie na inne? Odpowiedź jest prosta - bo je lubię. W trakcie różnych empirycznych moich doświadczeń z lampami elektronowymi, właśnie te powyżej wymienione, wypadały dźwiękowo najlepiej, bo zawsze przyjemnie i dużą muzykalnością.

Na początek muszę napisać, że bardzo, ale to bardzo lubię dźwięk wzmacniaczy lampowych i ich specyficzną ciepłą sygnaturę grania, więc nie spodziewałem się być zaskoczony nowym Xindakiem. I rzeczywiście – nie pomyliłem się! Chiński wzmacniacz gra typowo lampowo – z wyczuwalną dużą słodyczą, z okrągłymi krawędziami nut, emocjonalnie i gorąco. Ale przy tym wszystkim - z dużą masą zawierającą dużo tłuszczu i kalorii, w pięknej żywej manierze ekspresyjności barw oraz wypukłości średnicy, ale równolegle także precyzyjnie i delikatnie, przy czym owa precyzja dotyczy raczej wyobrażenia całościowego przekazu, jego skali i rangi dźwięku, niż pojedynczych mikro-detali. Lampowa poduszka dźwięku przykrywa nieco poszczególne pierwiastki tonów, które są obecne w przestrzeni, ale nie są wysuwane na pierwszy plan, a raczej pozostają w odwodzie, za kotarą. Jednak umiejscowienie instrumentów oraz głosów w przestrzeni jest dokładne - każdy z nich ma swoje ściśle przyporządkowane miejsce, lecz jest to raczej plama na scenie, a nie punkt. Innymi słowy, trójwymiar jest określany skrupulatnie przez wzmacniacz, ale zarysy dźwięków są trochę zaokrąglone, a przez to są wyraźne, lecz nie zawsze wybitnie szczegółowe. Typowa lampowa maniera, która pozwala cieszyć się miękkim, aczkolwiek swobodnym i nienachalnym przekazem, przez co wzmacniacz pokazuje więcej muzyki niż niejeden tranzystor.

Wzmacniacz Xindak posiada w brzmieniu tą lampową specyficzną potoczystość i aksamitność, ale z żadnym wypadku nie można powiedzieć, że jest zbyt ugrzecznione (uładzone), czy nie daj Boże – zbyt rozmiękczone. Przez cały czas emocje utrzymywane są w naturalnej pozycji i nie ma tu za dużego wyostrzenia, czy przesycenia barw, sprawiającego, że brzmienie zaczyna być zbyt wolne i przeciążone.

Osobnego omówienia wymagają niskie tony. Są one odbierane jako substancjonalne, z poczuciem ich dużej masy, dociążenia, a zarazem są ściśle skorelowane z pozostałymi zakresami, bo nie wysuwają się do przodu, przed szereg - są punktualne i ze zgrabną potęgą tworzą konstrukcję podtrzymującą cały pozostały przekaz. Poza tym basy wykazują dużą dozę autentyczności – są muskularne i jędrne, ale gasną dość szybko – nie dudnią, nie rozlewają się niepotrzebnie. Bardzo podobała mi się w nich punktualność i cielesność, poczucie obecności, a także ich dźwięczność wykazująca się dużą kulturą oraz niezwyczajną solidnością.

Cała średnica oddawana jest z dużą otwartością i bezpośredniością. A równocześnie miękko i z wyważeniem. Jak to wzmacniacze lampowe często czynią z dźwiękiem – jest on bliski i z lekka wygięty do przodu, przez co zarówno wokale i instrumenty grające głównie środkiem (np. fortepian lub gitara akustyczna) odbierane są jako niedalekie – wręcz dostępne na wyciągnięcie ręki, co sprzyja ułudzie obecności muzyków w pomieszczeniu odsłuchowym. Nie muszę dodawać, że wokale czarują bezpretensjonalnym ciepłem i są nacechowane dużymi emocjami i temperaturą.

Ogólna klasa dźwięku wzmacniacza jest na wysokim poziomie. Na wyższym niż by wskazywała cena urządzenia. Xindak MS-8 to nie jest jednak przykład urządzenia klasy hi-end, ale nienagannej i uczciwej klasy średniej audio.




Dobór kolumn
Testowałem wzmacniacz z 3. parami kolumn: monitorami tubowymi Xindak MS-1201, podłogowymi Vienna Acoutstics Mozart Grand oraz podstawkowymi Pylon Pearl Monitor. Najwięcej emocji i wrażeń przyniósł zestaw pierwszy.

Tubowe monitory Xindak MS-1201 prawdziwie oczarowały bardzo   zróżnicowaną paletą barw, wielopłaszczyznowymi planami oraz referencyjnymi sprężystymi oraz plastycznymi basami. Xindaki zagrały bardzo, ale to bardzo namacalnie i bezpośrednio. Można było poczuć się jak na sali koncertowej, bo przekaz bliski był autentyczności. Realistyczny.

Z kolumnami Vienna Acoustics Mozart Grand wzmacniacz Xindaka poradził sobie bez żadnych kłopotów – opanował je w całości i nadał im swój rytm oraz tempo. Dźwięk tej pary okazał się być mniej nasycony niż poprzedniego zestawu, ale nadal z pełnym temperamentem dźwięków oraz z dużym nasyceniem masą i dynamiką. Z ładną plastycznością i świetną stereofonią.

Z Pylon Pearl Monitor, pomimo tego, że to najtańsze głośniki używane w powyższym teście wzmacniacz lampowy Xindak także ukazał sporo swoich zalet. Przede wszystkim Pylony nie miały najmniejszych problemów z budową sceny, którą skonstruowały bardzo szeroko, a także dość głęboko. Poszczególni muzycy zostali precyzyjnie na niej poustawiani, a ich instrumenty zabrzmiały żywo i dużą namacalnością. Ponadto brzmienie było swobodne i nacechowane dużą energią, choć nie z taką dużą naturalnością jak z Xindaków czy Vienny. Dużym atutem Pylonów był natomiast fakt, że pomimo swoich niewielkich gabarytów zagrały bardzo obszernym i rozległym dźwiękiem, który wydawał się być większy niż wydobywający się z monitorów. Pełny i dokładny.






Konkluzja
  1. Xindak MS-8 to bardzo udany wzmacniacz na lampach EL34. Rzetelnie i rozmyślnie zbudowany z porządnych materiałów, brak w nim jakiejkolwiek tandety. Jest wspaniale masywny i ciężki. Posiada elegancki design nawiązujący do najlepszych wzorców konstrukcji lampowych – między innymi tych japońskich.
  2. Wzmacniacz o ładnej barwie dźwięku – przyjemnej i przywodzącej na myśl konstrukcje o wiele droższe. Bas wysokiego gatunku, z lekka zaokrąglony, ale z kapitalnym atakiem i nieograniczoną swobodą. Piękna emocjonalna i bogata średnica, ale nieprzesłodzona. Szczegółowość trochę gorsza niż charakteryzująca wzmacniacze tranzystorowe w podobnym pułapie cenowym, ale typowa dla przekazu lampowego.
  3. Urządzenie współpracujące chętnie z różnymi głośnikami, choć najlepiej z wysoko skutecznymi. W tym teście w najwyższym stopniu zgrały się z monitorami tubowymi Xindak MS-1201, ale z pozostałymi używanymi kolumnami w recenzji również nieźle kooperujące. Bez wysiłku i wiarygodnie.
  4. Rekomendacja „Stereo i Kolorowo – Underground”!

Dane techniczne
Konstrukcja: zintegrowany wzmacniacz lampowy, konfiguracja push-pull
Moc wyjściowa: 32 W (8 Ohmów)
Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 20 KHz
SNR: > 89 dB
THD: 0,35 % 91 KHz/2V)
Lampy na stopniu końcowym: 4 x EL-34
Lampy w sekji przedwzmacniacza: 1 x 12AX7, 2 x 6N8 (6SN7GT)
Wejścia: 3 x RCA, 1 x XLR
Masa: 28 kg
Wymiary: (W x S x G): 220 x 450 x 375 mm
Wyjścia: złącza głosnikowe WBT dla 8 Ohm i 4 Ohm
Pilot zdalnego sterowania: tak

Link na stronę producenta: TUTAJ

System testowy
Wzmacniacze: Accuphase E-213 oraz Yaqin MC-100B.
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand, Xindak MS-1201 oraz Pylon Pearl Monitor.
Źródła: odtwarzacz płyt CD - Musical Fidelity A1 CD-PRO, gramofon - Clearaudio Emotion oraz magnetofon kasetowy Nakamichi Cassette Deck 1.
Akcesoria antywibracyjne: Rogoz-Audio.
Kable: różne.