Wstęp
Austriacko-czeski Pro-Ject Audio Systems (tak brzmi pełna nazwa firmy) głównie kojarzy się
melomanom z doskonałymi gramofonami proponowanymi w bardzo szerokiej ofercie i
wachlarzu cenowym. Od najtańszych linii Essential i Debut, poprzez konserwatywne Classic
Line, aż po finezyjne serii Signature. Gramofonowy katalog jest niezwykle
rozbudowany i liczy dobre kilkadziesiąt pozycji, co z czyni Pro-Ject absolutny
nr 1 pod tym względem. (Na Stereo i Kolorowo niedawno opisywałem gramofon
Pro-Ject RPM 5.1 – czytaj TUTAJ).
Drugi trzon
oferty stanowią urządzenia serii Box-Design by Pro-Ject Audio Systems
(zobacz TUTAJ). Jest równie rozbudowana jak ta gramofonowa, a
nawet bardziej. Kiedy przyjrzeć się dokładniej portfolio, można wyróżnić kilka
głównych grup: przedwzmacniacze gramofonowe, wzmacniacze słuchawkowe,
przedwzmacniacze i wzmacniacze stereo, a potem odtwarzacze płyt kompaktowych, sieciowe
i plikowe, przetworniki cyfrowo-analogowe, ale także tuner radiowy, słuchawki,
kolumny głośnikowe, przewody, szafki i całe mnóstwo akcesoriów audio. Cechą
wspólną Box-Design jest fakt, że większość sprzętów ma bardzo niewielkie gabaryty,
o wiele mniejsze niż mają to inne firmy dostępne na rynku. Owe pudełeczka można
układać jedno na drugim lub stawiać w specjalnych mini-szafkach, które Pro-Ject
również ma w ofercie. Niemniej jednak, pomimo niewielkich rozmiarów Box-Design
spełniają wszelkie kryteria hi-fi (oczywiście kolumny głośnikowe czy słuchawki
mają tu normalne rozmiary, a nie mini).
W drugiej połowie zeszłego roku firma Pro-Ject będąc wierna swoim miniaturowym rozmiarom serii
Box-Design wypuściła na rynek równie niewielkie urządzenie typu All-in-One.
Otrzymało ono nazwę Pro-Ject MaiA a jest w rzeczy samej przede wszystkim
wzmacniaczem zintegrowanym wraz z wbudowanym przetwornikiem cyfrowo-analogowym
(24 bit/192 kHz), przedwzmacniaczem gramofonowym dla wkładek typu MM,
słuchawkowym i liniowym, a także odbiornikiem Bluetooth aptX. Niedawno sprzęt
ten otrzymałem od polskiego dystrybutora marki Pro-Ject – firmy Voice Sp. z o.o. ze śląskiego Cieszyna, dziś publikuję test.
Wrażenie
ogólne i budowa
Nazwę MaiA
producent wynosi ze skrótu: My Audio Integrated Amplifier. Zanim jednak przejdę
do opisu właściwego, nadmienię, że do tej pory nie spotkałem się z aż tak małym
urządzeniem klasy audio hi-fi, które byłoby tak bogato wyposażone, a
jednocześnie miało aż tak niewielkie rozmiary i umiarkowaną cenę. MaiA jest pod
tym względem ewenementem. Napisać o MaiA, iż jest „niewielki” nie jest do końca
prawdą. On jest maciupeńki! Wszelkie jego funkcje "upchnięto"
w pudełeczku o bardzo małych gabarytach: 206 x 36 x 200 mm i masie 1 850 gram
(bez zasilacza). Dzięki temu nie zajmuje dużo miejsca na biuru, przy
komputerze. Oprócz funkcji amplifikacji sygnału (trzy pary wejść analogowych)
MaiA jest także: asynchronicznym przetwornikiem cyfrowo-analogowym (USB kość
XMOS - 24 bit/192 kHz, DAC Cirrus Logic CS4344), przedwzmacniaczem gramofonowym
dla wkładek typu Moving Magnet, odbiornikiem Bluetooth aptX, wzmacniaczem
słuchawkowym oraz przedwzmacniaczem liniowym. A do tego ma zdalne sterownie.
MaiA
opakowany jest w stosunkowo nieduże, aczkolwiek estetyczne płaskie pudełko.
Wewnątrz znajduje się wzmacniacz, zewnętrzny zasilacz impulsowy, mały pilot
zdalnego sterowania, antena Bluetooth, płyta instalacyjna, kilka przewodów,
stosowne gwarancje i instrukcje. Wyposażenie jest bardzo dobre.
Całość zbudowana jest bardzo solidnie i estetyczne. Obudowa
wykonana jest z płyty stalowej, zaś niewielki (około 3 x 20 cm) panel frontowy
z anodowanego aluminium. Na tym panelu umieszczono po środku gałkę regulatora
głośności (z wbudowanym silniczkiem) oraz kilka małych przycisków i diod.
Przycisk po lewej stronie to włącznik/wyłącznik sieciowy, a dwa po prawej –
selektory źródeł. Tych źródeł do MaiA przyłączyć można aż dziewięć (sic!), co
jest kolejnym punktem chwały Pro-Ject (gramofon z wkładką MM, trzy liniowe,
trzy cyfrowe optyczne i elektryczne, USB i Bluetooth). Wybór odpowiedniego
źródła sygnalizowane jest zapaloną niebieską diodą nad właściwym oznaczeniem
liczbowym (od 1 do 9) i skrótem opisu wejścia. Na froncie znajduje się także pełnowymiarowe wyjście słuchawkowe 6,3 mm (a nie małe 3,5 mm).
Tył gęsto
jest usiany rozmaitymi gniazdami wejściowymi i wyjściowymi (19 sztuk). Na
skraju prawej strony upchnięto dwie pary metalowych terminali głośnikowych,
które akceptują pełnowymiarowe wtyki głośnikowe typu banany, widełki, czy gołe
przewody. Zaraz obok znajduje się gniazdo sieciowe 20 Volt. Mniej więcej środek
tylnego panelu zarezerwowany jest dla wejść cyfrowych (dwa optyczne i po jednym
cyfrowym i USB) i gniazda anteny Bluetooth. Natomiast od lewej strony znajdują
się: zacisk uziemienia dla gramofonu, para wejść do wewnętrznego
przedwzmacniacza gramofonowego dla wkładek MM, dwie pary wejść liniowych RCA i
jedno 3,5 mm (na tzw. mini-jack). Tamże umieszczono również wyjście z
przedwzmacniacza 3,5 mm dla podłączenia końcówki mocy, monitorów aktywnych lub
subwoofera. Jak widać, funkcjonalność oraz zagospodarowanie w wejścia i wyjścia
są zdecydowanie ponadstandardowe.
Pro-Ject
MaiA to wzmacniacz zintegrowany klasy D, zbudowany na zasadzie dual-mono z
bardzo wysokiej jakości komponentów japońskiej firmy Flying Mole, które dostarczają (jak pisze
producent) żywiołowy dźwięk klasy hi-fi. I to pomimo stosunkowo małej mocy 2 x
25 Wat (8 Ohm) lub 2 x 37 Wat (4 Ohm). Wejście USB obsługiwane jest przez układ
XMOS GT1325L, a DAC to kość Cirrus Logic CS4344. Rozdzielczość maksymalna to 24
bit/192 kHz. Wewnątrz zainstalowany jest także przedwzmacniacz gramofonowy dla
wkładek typu MM, co jest miłym dodatkiem od Pro-Ject, specjalisty od budowy
gramofonów i adresowanych im przedwzmacniaczy.
Panel frontowy jest nieduży, lecz ma wszelkie niezbędne manipulatory, a także pełnowymiarowe gniazdo słuchawkowe 6,3 mm
Porównanie z opakowaniem CD dużo mówi o gabarytach MaiA; na przedzie - pilot zdalnego sterowania
Na tylnym panelu upchniętych jest sporo gniazd; do MaiA można przyłączyć aż 9. źródeł
MaiA stoi na stopach antywibracyjnych Rogoz-Audio BW40
Pro-Ject MaiA w roli przedwzmacniacza dla końcówki mocy Burson Timekeeper
Zestaw odsłuchowo - porównawczy
Na niższej półce szafki stoi wzmacniacz zintegrowany Roksan K3
Rzut ogólny na tzw. duży system odsłuchowy
MaiA jako sprzęt nabiurkowy
Na biurku monitory Taga Harmony Platinium One i gramofon Lenco L-175
Zbliżenie na gramofon Lenco L-175
Pro-Ject MaiA bardzo lubi dźwięk pochodzący z winyli!
Wrażenia
odsłuchowe
Pro-Ject
MaiA nie miał w czasie testów łatwego towarzystwa. Musiał „robić” za
przedwzmacniacz dla wymagającej końcówki mocy Burson Timekeeper, być
bezpośrednio porównywany z referencyjnym DACiem i wzmacniaczem gramofonowym
Mytek Manhattan DAC, a także ze wzmacniaczem Roksan K3; wreszcie być zestawiany z
gramofonem Lenco L-175, czy grać z niełatwymi monitorami Impulse Audio Alize. Od
razu napiszę, iż z tej próby ognia i wody MaiA wyszedł obronną ręką, choć nie
uniknął też kilku draśnięć.
MaiA
kosztuje w Polsce 2 190 PLN, trudno więc oczekiwać od niego cudów. Nie
mniej jednak za te pieniądze można spodziewać się naprawdę uczciwego dźwięku
oraz multi-funkcjonalności. Pro-Ject oferuje przede wszystkim bardzo
zrównoważone brzmienie, stosunkowo mocne i z dużym wolumenem, ale pozbawione
przykrej napastliwości, czy sztucznego przesterowania. Zamiast tego przekaz
jest rześki i soczysty, dobrze przyprawiony muzykalnością oraz z nieźle
zaznaczonymi basami.
Główna linia melodyczna jest świetnie oddawana, a prezentacja
jest otwarta i rytmiczna. Całość brzmi atrakcyjnie i powabnie. Proporcjonalnie
i symetrycznie. Dźwięk stoi po stronie ciepła i gładkości, nie czuć wyostrzeń
lub innych przykrych jaskrawości. Brzmienie jest dość dynamiczne, ale wyważone.
Nie jest zbyt analityczne, lecz na pewno muzykalne – przyjemne w odbiorze.
Scena
muzyczna nie jest tak obszerna i głęboka jak to ma miejsce w droższych wzmacniaczach,
ale nie ma co się dziwić. W cenie około 2 000 PLN i tak jest nieźle. MaiA
ładnie organizuje przestrzeń, źródła pozorne są dobrze określane, choć brakuje
im ostatecznego zogniskowania, szlifu - nie mają stricte precyzyjnie nakreślonych konturów, są
jakby leciutko zamazane. Dotyczy to szczególnie dalszych miejsc na scenie, bo
te bliższe są naprawdę dobrze lokalizowane – wyraźnie i jednoznacznie, lecz
czasem przydałoby się więcej powietrza dookoła. Lecz przy uwzględnieniu faktu,
że większość zjawisk dźwiękowych w Pro-Ject odbywa się na linii głośników, a
nie poza nią, nie jest to w ogóle dokuczliwe. Scena muzyczna odbierana jest
jako oczywista, dobrze nasycona tonalnie, proporcjonalna i z dość jasną
perspektywą.
Co istotne,
MaiA nie boi się głośniejszych natężeń dźwięku! Spokojnie można nim nagłaśniać
nawet 20 – 25 m2 powierzchni. Przekaz ma odpowiedni ciężar gatunkowy, ma świetne dopełnienie i wyborną sprężystość. Swoją niewielką moc wzmacniacza wykorzystuje
bardzo efektywnie i produktywnie. Przynosi to mocny i pewny dźwięk do nieco
więcej niż średnich poziomów głośności (do około połowy skali potencjometru). Bez żadnych przesterowań, czy
przeskalowań – potem bywa różnie w zależności od materiału muzycznego. Jeżeli
będzie to ciężki heavy-metal, to MaiA polegnie, ale kiedy będzie to lekka muzyka
akustyczna, to świetnie sobie poradzi. Chcę przez to napisać, że opisywany
wzmacniacz pomimo niewielkiej mocy jest naprawdę wydajny i skuteczny, mądrze
zagospodarowuje każdy pojedynczy Wat. Przypomina w tym względzie innego dziarskiego malucha,
a mianowicie kapitalnego japońskiego Olasonic Nano-UA1 (czytaj test TUTAJ). Ale to nic dziwnego, bo
MaiA ma amplifikację opartą o podobnej klasy (co Olasonic) moduły, także japońskiej firmy
Flying Mole. I to bezsprzecznie słychać.
Konfiguracje
Kilka słów o
konfiguracjach. Wewnętrzny przetwornik USB obsługiwany jest przez układ XMOS
GT1325L, a DAC przez kość Cirrus Logic CS4344. Są to naprawdę dobre komponenty. W zupełności
wystarczające dla jakości amplifikacji wzmacniacza i jego umiejętności. Być może
gdyby te układy przełożyć do droższych konstrukcji, to można by wykryć jakieś
niedomogi i niedociągnięcia tonalne. Tu, w MaiA wewnętrzny DAC czyni wiele dobrego i można
go uznać za doskonały w swojej klasie. Przyłączony komputer przez wejście USB
przynosi czysty dźwięk, dobrze nasycony i wyraźny, choć trudno mówić o jakiejś
wybitnej selektywności, czy referencyjnych poziomach dynamiki. Ale zapewniam,
że jest znacznie lepiej niż poprawnie.
Odbiornik
Bluetooth szybko rozpoznaje nowe źródło sygnału, parowanie odbywa się bez
przeszkód i zakłóceń. Dźwięk pochodzący z tych źródeł jest taki jaki powinien
być z bezprzewodowego Bluetooth. Nieco ograniczony na dole i górze, ale wyraźny
i pewny. Stabilny i dynamiczny. Bez zaostrzeń. Adekwatny.
Z kolei zainstalowany
przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek typu MM (lub High-MC) jest zaskakująco
dobry. Nie dziwota to, bo przecież jego konstruktorem jest specjalista od
tego typu spraw, czyli Pro-Ject. Po przyłączeniu gramofonu Lenco L-175 w
wkładką Nagaoka MP-110 dźwięk okazał się być bardzo energetyczny i dynamiczny,
wybitnie soczysty i dogęszczony. Obfity i wyraźny. Dźwięk pochodzący z
analogowego źródła ma dużo plastyczności i emfazy. Jest kapitalnie muzykalny,
ale nie jest tak samo selektywny i szczegółowy. Dalsze detale są niewidoczne,
niuanse są pomijane, mikro-dynamika nie jest priorytetem. Ale ogólnie winyle grają
świetnie. Są emocje, jest radość. I o to chodzi!
MaiA miał
trochę pecha jeśli chodzi o jego zastosowanie jako przedwzmacniacz liniowy. A
to z tej przyczyny, że równolegle z nim testowałem super wymagającą końcówkę
mocy Burson Timekeeper i próbowałem używać Pro-Ject jako pre do niej. Niestety,
MaiA okazał się za mało szczegółowy i selektywny, aby ukazać pełnię walorów
owej końcówki (lecz plastyczność dźwięku i jego barwa były naprawdę świetne!).
Dlatego po pierwszych kilku podejściach w tej materii, porzuciłem to zestawienie.
Jednakowoż MaiA powinien optymalnie sprawdzać się jako przedwzmacniacz do
monitorów aktywnych maksymalnie ze średniego pułapu cenowego albo do podobnego
subwoofera.
Wyjście
słuchawkowe nie jest tu tylko dodatkiem, czy ozdobą. Przyłączone słuchawki grają
całkiem poprawnie, lepiej niż można było się spodziewać. Żywo i energetycznie,
lecz nie jest to pułap osobnego wzmacniacza słuchawkowego. Czasem brakuje tu właściwego nasycenia i dalszej głębi.
Na koniec rozdziału napiszę pewnego rodzaju oczywistość. MaiA grał podczas powyższego testu z czterema parami kolumn: podłogowymi Vienna Acoutics Mozart Grand (skuteczność 90 dB), małymi monitorami Taga Harmony Platnium One (86 dB), dużymi monitorami Impulse Audio Alize (84 dB) oraz wysoko skutecznymi monitorami Martin Logan Motion 35XT (92 dB). Optymalnym zestawieniem okazało się być to ostatnie. Panowała tu największa synergia i symbioza. To obfity dźwięk - nasycony i żywy. Dobrze sprawdziły się także Taga Harmony Platinium One, lecz te wykorzystywałem jedynie w roli monitorów bliskiego pola, kiedy stały na biurku. Zapewniły silny rytm, dużą masę dźwięku, a także niezłą selektywność i taką samą scenę muzyczną. Bardzo przyjemne zestawienie. I tanie.
Podsumowanie
Pro-Ject
MaiA to wzmacniacz zintegrowany/DAC, który jest w stanie zapewnić wysokiej jakości
dźwięk wyższej klasy niż to z pozoru się wydaje (patrząc na niewielkie jego
gabaryty i bardzo umiarkowaną cenę). Zwłaszcza jeśli czyni to z innymi
urządzeniami, które podkreślają jego liczne pozytywne cechy. Kapitalnie zgrywa
się z gramofonem z zainstalowaną wkładką MM, świetnie gra z wewnętrznego DACa,
bardzo dobrze obsługuje Bluetooth. Jako przedwzmacniacz powinien być zestawiany
ze sprzętami nie droższymi niż średni pułap hi-fi.
Nie ulega wątpliwości, że Pro-Ject wykonał doskonałą robotę! MaiA w swojej cenie jest po
prostu genialny. Jest wielofunkcyjny, a do tego całościowo kapitalnie gra.
Rekomendacja.
Cena w
Polsce – 2 190 PLN.
System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Hegel H100 (test TU), Roksan K3, Cayin MT-35 S (test TU), NuForce DDA-100 (test TU), Taga Harmony HTA-700B (test TU) oraz Dayens Ampino (test TU).
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand, Taga Harmony Platinium F-100 SE v.2 (test TU), Impuls Audio Alize (test TU), Guru Audio Junior, Taga Harmony Platinium One (test TU), Amphion Ion+ (test TU), Pylon Topaz 15 i Studio 16 Hertz Canto Two (test TU)
Źródła cyfrowe: odtwarzacz CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, Mytek Manhattan DAC i NuForce Air DAC (test TU).
Komputery: McBook Apple Pro i Toshiba Satellite S75.
Gramofony: Clearaudio Emotion z wkładką Goldring Legacy (test TU) oraz Lenco L-175 z Nagaoka MP-110 (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi Phono (test TU) i Ri-Audio PH-1 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Yamaha T-550 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Słuchawki: Sennheiser Momentum Wireless, Audeze LCD-2, Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI, HiFMan HE-300 (test TU), Sennheiser HD438, Sennheiser HD650 z kablem Ear Stream (test TU), AKG K545 (test TU), Sennheiser PX100 i Koss PortaPro (test TU), a także douszne EarPods Apple.
Wzmacniacze słuchawkowe: Mytek Manhattan DAC, Cayin C6, Schiit Valhalla 2, Musical Fidelity X-Can v.3 (test TU) z zasilaczem ULPS Tomanek (test TU), Taga Harmony HTA-700B i Ming Da MC66-AE (test TU).
Okablowanie: Audiomica Laboratory serie Red i Gray, DC-Components (test TU) oraz Harmonix CI-230 Mark II (test TU). Komplet okablowania i listwy zasilające Furutech.
Akcesoria: podstawa pod gramofonem to Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU).