niedziela, 10 czerwca 2018

Wzmacniacz zintegrowany Monrio MC201



Wzmacniacz MC201 (zdjęcia ze strony Monrio) 

Wstęp
Na samym początku maja br. doszła do mnie paczka zawierająca wzmacniacz zintegrowany Monrio MC201 (zobacz TUTAJ). To najniższy model wzmacniacza włoskiej manufaktury pana Giovanniego Gazzoli. "Najniższy" nie oznacza, że budżetowy, albowiem MC201 kosztuje w Polsce około 8 000 PLN, więc można go nazywać klasą średnią i to przyzwoitą. Monrio MC201 został wprowadzony na rynek w 2016 roku i w tymże pierwszy raz został zaprezentowany polskim melomanom na wystawie Audio Video Show w Warszawie. Produkowany jest przez niewielką manufakturę prowadzoną przez pana Giovanniego Gazolę. Trudno spotkać produkty Monrio w wielu salonach audio, to są sprzęty o niewielkich seriach, a przez to dość ekskluzywne. Można napisać, że tylko dla wtajemniczonych.

Jak już pisałem podczas testu modelu najwyższego MC207 MKII (czytaj test TUTAJ), Monrio ma swój indywidualny sposób zarówno na design urządzeń, jak i na ich brzmienie. Firma przez 30 lat istnienia wypracowała własny "sound" i styl, który może się podobać lub nie, ale na pewno nikogo nie pozostawi obojętnym. Piszącego te słowa model MC207 MKII całkowicie zauroczył i rozkochał. Stąd niedawny kolejny mail do polskiego dystrybutora Monrio Manufaktury Smaku spod Poznania i prośba o wysyłkę następnego wzmacniacza. MC201 bardzo szybko dojechał, grał u mnie przez prawie miesiąc, a dziś publikuję ostateczną recenzję.

Wrażenia ogólne i budowa
Wzmacniacz zapakowany jest w zwykłe niewielkie, płaskie pudło. W komplecie nabywca otrzymuje jeszcze kabel sieciowy, pilot zdalnego sterowania i instrukcję obsługi. To wszystko.

Pod względem wizualnym MC201 nie jest ani ekstrawagancki, ani designerski, ani tym bardziej jakoś specjalnie elegancki. To prosta obudowa z zbudowana w całości (!) z nieomal surowego aluminium i niezbyt wyszukana (też aluminiowa) płytą czołową. MC201 to połączenie ascezy stylistycznej ze stylem zahaczającym o surowość sprzętu profesjonalnego, na nawet nieomal o segment DIY. Trudno w tym designie doszukać się głębszej galanterii. Ale wbrew pozorom, na żywo, Moinro prezentuje się całkiem, całkiem. Dla estetów taki styl będzie nie do przyjęcia, zaś dla wielbicieli prostoty - jak najbardziej. Na pewno ładnie wygląda lekko szczotkowane aluminium obudowy i frontu. Prostota też ma swoje atuty, a w Moinro nic nie razi. Dla mnie takie ascetyczne rozwiązanie, a nie barokowe, jest bardzo OK.

Płyta czołowa to gruby plaster aluminium z zainstalowanym dużym pokrętłem głośności po lewej stronie, rzędem aluminiowych guzików (to selektory źródeł) i drugim rzędem niebieskich diod sygnalizacyjnych. (Tych wejść jest cztery oraz dodatkowe wejście USB). Na froncie jest jeszcze "oko" podczerwieni i wygrawerowane czarne logo Monrio. Z poziomu pilota zdalnego sterowania (to mały, niepozorny i niezbyt ergonomiczny "pilocik") można dokonać jedynie regulacji głośności. Wybór danego źródła musi odbywać się poprzez naciśnięcie odpowiedniego przycisku funkcyjnego na froncie. Niezbyt to funkcjonalne.

Tył jest równie ubogi jak front. Na skrajnej prawej stronie umieszczono dwa rzędy gniazd RCA (pięć par). Cztery z nich to wejścia liniowe, a piąte to wyjście pętli magnetofonowej. Zaraz obok umieszczono wejście cyfrowe USB do wewnętrznego DACa (AKM DAC, 24-bit/192 kHz). Pośrodku zamontowano dwie pary terminali głośnikowych WBT, a po lewej - gniazdo sieciowe IEC wraz z włącznikiem zasilania. Nic więcej tam nie ma. No chyba, że wspomnieć jeszcze o tabliczce znamionowej i znajdującym się tam napisie "Made in Italy".
  
Tradycyjnie kilka słów bezpośrednio od dystrybutora: "Monrio MC201 to przykład na to, że doskonale brzmiący wzmacniacz nie musi kosztować pięciocyfrowej kwoty. Obudowa wykonana z kawałków aluminium i stali kryje w sobie solidny wzmacniacz średniej półki. Idealny wybór dla tych, którzy cenią emocje w muzyce.

Model MC201 mimo najniższej pozycji w ofercie posiada wszystko to, co w niezbędne w rasowej integrze. Cztery wejścia liniowe i jedno USB zapewniają szeroki wachlarz połączeń. Mocny zasilacz razem z wydajną prądowo końcówką mocy pomimo średniej mocy na papierze zaskakująco dobrze radzi sobie z kolumnami różnej maści. Całością zarządza sterownik zoptymalizowany, żeby jak najmniej ingerować w sekcję audio. Dla jednego początek przygody, dla innego jej koniec. Maksimum przyjemności dla każdego".

Dane techniczne
Masa: 10 kg
Wymiary (wys. x szer. x gł.): 80 x 430 x 320 mm
Moc wyjściowa: 60 W przy 8 Ω
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 50 000 Hz
Stosunek sygnału do szumu: 90 dB
Wejścia analogowe: 4 x gniazdo RCA
USB - na tylnym panelu
Zdalne sterowanie: tak
Przetwornik: AKM DAC, 24-bit/192 kHz


Pospolity karton

Solidny sposób pakownia


Ascetyczny design - jak nie rodem z Włoch

Logo Monrio

Przyciski selekcjonujące źródła

Diody sygnalizujące wybrane źródło




Gałka głośności


Tył urządzenia; przewód zasilający to Hiend-Audio Ziggy Picasso

Porównanie z Sonneteer Orton mkIV


Porównanie z Hegel H160

Spojrzenie na cały system odsłuchowy

Wrażenia dźwiękowe
Do wzmacniacza przyłączałem kolejno trzy pary kolumn: Living Voice Auditorium R3, Opera Quinta SE i Pylon Ruby 25. Wzmacniacze porównawcze to: Hegel H160, Fezz Audio Alfa Lupi, Sonneteer Orton mkIV, Pathos Classic One MKIII i Cayin CS-120A. Przewody głośnikowe to za każdym razem XLO UltraPLUS U6-10. Pomieszczenie około 30 m2. Dokładna lista sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

Jak już wspominałem we wstępie, przed testem tytułowego modelu Monrio MC201 odsłuchiwałem i opisywałem najnowszy wzmacniacz Monrio MC207 MKII (to najwyższa firmowa integra). Zaś MC201 to obecnie najniższy, podstawowy model wzmacniacza zintegrowanego Monrio. Różni je nieco design (głównie za sprawą gałki głośności tzw. Pinokio w MC207 MKII), różni cena (8 000 PLN versus 14 500 PLN) i oczywiście - różni brzmienie. I na tym ostatnim chciałbym się skupić. Oczywiście, tańsze urządzenie danej linii nigdy nie zagra identycznie jak droższe. Nie ma co się łudzić. W tym tańszym zastosować trzeba przecież jakieś tańsze komponenty wewnętrzne, zaaplikować prostsze rozwiązania techniczne, czyli, krótko pisząc - na czymś trzeba zaoszczędzić. Cała sztuka jednak na tym polega, aby uczynić to w umiejętny sposób; tak, by jakość dźwięku zbytnio nie ucierpiała, była ogólnie akceptowalna i harmonijna. Nie wiem jakich czarów używa pan Giovanni Gazola (konstruktor Monrio), ale jego podstawowy model MC201 gra po prostu ...znakomicie!

To, co wyróżnia się w brzmieniu MC201 to przede wszystkim wysoki poziom nasycenia tonalnego, znakomita gęstość i zawiesistość średnicy, kapitalna (a wręcz rewelacyjna!) panorama stereo i powiększona przestrzeń (i to zarówno wgłąb, jak i wszerz) oraz znakomita tonalność i muzykalność. Ponadto, dawno nie słyszałem aż tak realistycznego grania - oczywiście poza Monrio MC207 MKII. W MC201 królują takie czynniki dźwięku jak wypełnienie, nasączenie i plastyczne wybrzmienia. Czuć i słychać realną miąższość brzmienia, soczystość struktury tonalnej, pełne obrazowanie poszczególnych nut - ich środek, obrys i krawędzie. Przy czym Monrio nie obrazuje tego zjawiska jakoś klinicznie czy sucho, a płynnie, barwnie i lekko krągło. Dźwięk jest wyraźny i rześki a równolegle cudownie plastyczny i elastyczny. Mocno sugestywny, ilustracyjny i ekspresywny. Swą dojrzałością organicznym oraz mocnym akcentem na średnicę przypomina najlepsze produkty takich firm jak Naim, Dayens, Cyrus, Sudgen, czy Pathos. To identyczne wyborne napełnienie i dotykalność brzmienia połączone z dużą przejrzystością oraz perfekcyjną głębią tonalną, jak i kapitalnie zorganizowaną sceną muzyczną - szeroko, precyzyjnie i wiarygodnie. Pod tymi względami Monrio MC201 jest doskonały, wręcz bezkonkurencyjny w swojej cenie.

Przeczytawszy powyższe peany na cześć MC201, Czytelnik na pewno zapyta czy opisywany model ma jakieś słabsze strony. Oczywiście, że ma. Przede wszystkim Monrio nie jest mistrzem dynamiki i ekspresji. Owszem, do poziomów średnich i średnio-wyższych natężenia głośności wszystko w dźwięku trzyma się w kupie - jest harmonijne i proporcjonalne, jednakże przy wyższych zaczyna się rozłazić na szwach. Trzeba mieć świadomość ograniczeń mocowych wzmacniacza (2 x 60 Wat/8 Ohm) i jego osobniczych preferencji grania. Świetnie (a wręcz genialnie) sprawdza się podczas napędzania rozmaitych kolumn do efektywności od 87-88 dB, poniżej tej wartości może być różnie. Ale nawet powyżej skuteczności 88 dB Monrio nigdy nie posłuży do nagłośnienia dyskoteki czy klubu nocnego. On najlepiej sprawdzi się w średnio-umiarkowanym poziomie głośności. Wówczas dynamika w skali makro i mikro będą doskonałe. A nawet genialne.

Do wad MC201 może być zaliczona (ale wcale nie musi) jego tendencja do lekkiego koloryzowania dźwięku. Monrio lubi podbarwić średnicę, pokolorować dźwięki fortepianu, podkręcić struny gitar, wypchnąć wokale do przodu, zaokrąglić kanty nut, porozciągać scenę na boki (i poukładać po swojemu muzyków ma niej), wypchać watą wątły bas, podlać go cięższym sosem, domalować brakujące wypełnienie tonalne, zwielokrotnić uderzenie pałeczki o werbel, zadbać o głębszy wymiar muzyki, ubogacić strukturę średnicy, nasączyć blachy metalem, etc. Innymi słowy Monrio MC201 nie zalicza się ani do neutralnych, ani tym bardziej do naturalnych wzmacniaczy. Owszem jest precyzyjny i dokładny w pokazywaniu obrazu muzycznego, ale czyni to na swoich warunkach, w indywidualnej odmianie dźwięku. Jednocześnie robi to z wdziękiem, pomysłem i pełnym zaangażowaniem. Muzyka "obrobiona" przez włoski wzmacniacz zawsze brzmi atrakcyjnie, powabnie i smacznie. To danie trochę pieprzne, nieco słodkie, bardzo kaloryczne i dodatkowo podane na ciepło. Ale nie ociekające tłuszczem, nie kapiące masłem, choć wysokoenergetyczne. Łatwostrawne.

Na koniec kilka słów o wewnętrznym przetworniku cyfrowo-analogowym. To kość AKM DAC o maksymalnym próbkowaniu 24-bit/192 kHz. Można do niego doprowadzić sygnał z dowolnego komputera, jednak ja dla potrzeb testu wykorzystywałem serwer muzyczny Auralic Aries Mini wyprowadzając zeń via przewód USB sygnał cyfrowy do Monrio. Sygnał pochodził z serwisu Tidal HiFi/MQA o jakości do 24-bit/192 kHz. I w takiej aplikacji wewnętrzny DAC sprawdził się idealnie. A ten nie ma pretensji audiofilskich. Dźwięk jest, można napisać, standardowy. Ani nie jakoś specjalnie bogaty, ale też nie odchudzony. Wszystko brzmi poprawnie, wiarygodnie i przejrzyście. Słychać wielobarwność dźwięku, jego warstowowość, dobre nasączenie. W zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Ale za coś szczególnego też nie można pochwalić. (No może jedynie za dobrą uniwersalność). Jeżeli chcieć myśleć o dźwięku wyższej próby niezbędny będzie nabytek dodatkowego zewnętrznego DACa. I to takiego powyżej pułapu cenowego 1 000 - 1 500 PLN. Zaś poniżej tej kwoty można sobie dać spokój, albowiem wewnętrzny DAC Monrio gra właśnie na takim poziomie. Czyli całkiem nieźle.

Konkluzja
Monrio MC201 to nietypowy wzmacniacz zintegrowany. Ma bardzo skromną powłokę cielesną, zaś kontent dźwięku ma wyjątkowo urodzajny. Ten kontrast jest niesamowity - po włączeniu wzmacniacza do uszy dociera kapitalnie bogaty dźwięk - pełny, zawiesisty i eufoniczny - po stokroć muzykalny. Z pięknym wypełnieniem, gęstą średnicą i wyjątkowo szeroką oraz głęboką sceną (oraz rozciągniętą panoramą stereo). Wzmacniacz rekomendowany dla rasowych melomanów, dla wielbicieli barwy i kolorów w dźwięku, zwolenników ciepłego i kształtnego brzmienia, poszukiwaczy emocji i ekspresji. Nie rekomendowany dla czcicieli stuprocentowej wierności, doskonałej precyzji i wyważonej neutralności przekazu. Krótko pisząc, Monrio MC201 to wzmacniacz, który po prostu kocha muzykę, bo gra ją przepięknie! Produktywnie, efektownie i wysokogatunkowo.

Cena w Polsce - 8 000 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), Sonneteer Orton mkIV (test TU), Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Fezz Audio Alfa Lupi, Taga Harmony HTA-800 (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Pylon Ruby 25, Opera Quinta SE (test TU), Martin Logan 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
DACi: Pioneer U-05 (test TUoraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU), Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl (test TU), Taga Harmony TTP-300 (test TU), Audio Analogue AAphono i 1ARC Arrow SE (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz będzie oczekiwać na moderację