piątek, 3 kwietnia 2020

Wzmacniacz zintegrowany Musical Fidelity M5si







Wstęp
Dziś zapraszam Czytelnika do lektury recenzji co prawda nie najnowszego już wzmacniacza (bo ten model ma już z dobrych kilka lat "na karku"), ale z całą pewnością wartego bliższej znajomości. To Musical Fidelity M5si (zobacz TUTAJ), a że jestem "Musical Fidelity-lubem", białostocki dystrybutor Rafko nie musiał mnie przekonywać, aby przygarnąć ten piecyk na testy. Tak - bardzo lubię produkty Musical Fidelity i jestem z tego dumy! Mają w sobie wysoką kulturę grania oraz jakąś taką szlachetną barwę, cudowną sensualność i plastyczność przekazu, którą trudno precyzyjnie zdefiniować, a która stuprocentowo zaświadcza o wysokim wyrafinowaniu dźwiękowym.

Przypomnę, że wcześniej miałem przyjemność opisywać dwa inne wzmacniacze zintegrowane Musical Fidelity. Były to: katalogowo niższy Musical Fidelity M3si (czytaj recenzję TUTAJ) oraz wyższy Musical Fidelity M6si (czytaj recenzję TUTAJ). Tytułowy model M5si oczywiście plasuje się pomiędzy nimi.

Wrażenia ogólne i budowa
Wzmacniacz dostarczany jest w sporym pudle, bo i samo urządzenie ma dość słuszne rozmiary (440 x 100 x 405 mm) i sporą masę niecałych 15 kg. Sprzęt w kartonie zabezpieczony jest grubymi formami z czarnych pianek. Uszkodzenie podczas transportu wydaje się być niemożliwe. W zestawie znajduje się także tradycyjny przewód zasilający, pilot zdalnego sterowania (model rodem z lat 90-tych XX wieku), a także instrukcja obsługi oraz gwarancja producenta.

M5si prezentuje się w zasadzie identycznie jak jego brat z wyższej półki, czyli jak model M6si. To takie same obudowy, identyczne fronty (różnice dotyczą jedynie obecności kilku dodatkowych przycisków), te same boczne radiatory. Jedyne, co zwraca uwagę to to, że M6si jest nieznacznie wyższy od M5si, bo o 2,5 centymetra, a także odmienne otwory wentylacyjne na górze obudowy. Design i wykonanie to typowe Musical Fidelity. Płyta czołowa skromna, ale estetyczna, nieprzeładowana. Brak na niej jakichkolwiek wyświetlaczy, diody też są dawkowane oszczędnie. Na bokach obudowy znajdują się duże żebra radiatorów, charakterystyczne dla prawie wszystkich urządzeń MF. Uwagę zwraca gruba frontowa płyta z lekko chropowatą powierzchnią; odlana jest ze stopu metali lekkich.

Centralne miejsce na przednim panelu zajmuje duża gała potencjometru wykonana z czystego, jasnego-białego aluminium. Taki kontrast białego aluminium z czarnym frontem doskonale się prezentuje. Po obu stronach gałki potencjometru umieszczono po trzy przyciski wyboru źródła, a nad nimi właściwe diody. Po lewej stronie znajduje się przycisk zasilania z trzema diodami w jego pobliżu (główny włącznik zasilania zamontowano na tylnym panelu). 

Na tylnym panelu, po lewej stronie, znajdują się dwie pary terminali głośnikowych. Środkową część zajmują wejścia i wyjścia. Są tu 4. pary analogowych wejść liniowych (jedno współdzielone z wejściem AV - przełączane odpowiednim przyciskiem), para wejść do przedwzmacniacza gramofonowego MM (nad nią znajduje się zacisk uziemienia), para regulowanych wyjść z poziomu przedwzmacniacza oraz para wyjść nieregulowanych. Jest też cyfrowe gniazdo wejściowe typu USB-B do wewnętrznego asynchronicznego przetwornika cyfrowo-analogowego 24-bit/96 kHz, co jest miłym prezentem. Dzięki takiemu DAC-owi bez problemu można strumieniować np. Tidal HiFi z poziomu komputera i odtwarzać dźwięk przez DAC zainstalowany w Musical Fidelity M5si.

Jak podaje producent, konstrukcyjnie M5si składa się z dwóch niezależnych monobloków z oddzielnym przedwzmacniaczem. Wszystko zmontowane jest na jednej płycie PCB. Duże znaczenie ma fakt, że M5si był zaprojektowany zaraz po wprowadzeniu do sprzedaży serii Nu-Vista 800. W konsekwencji niektóre rozwiązania montażowe zastosowane w najwyższych, topowych urządzeniach firmy zostały wykorzystane również w M5si. Masa M5Si to 15 kilogramów, zaś maksymalne zużycie prądu może sięgnąć nawet 450 Watów. Nieźle!

I dalej cytuję za Musical Fidelity: "Minimalistyczna budowa. Solidna, metalowa obudowa z dużym potencjometrem regulującym poziom głośności na środku frontowego panelu. Oprócz tego włącznik, 6 przycisków wyboru źródła oraz dioda podczerwieni. W M5si nie znajdziemy nic niepotrzebnego.

Tradycja i współczesność. Na tylnym panelu zainstalowano w przeważającej większości złącza analogowe – 4 pary wejść RCA, jedno wyjście liniowe oraz wyjście przedwzmacniacza, pracującego w klasie A. Po drugiej stronie znajdziemy owoc zamiłowania do winylu, którego nie kryje założyciel firmy. Każdy topowy wzmacniacz Musical Fidelity wyposażony jest w przedwzmacniacz gramofonowy oparty o podzespoły super popularnego przedwzmacniacza gramofonowego serii V90.

Doskonałe brzmienie. M5si oferuje brzmienie zbliżone do M6si, tzn o dojrzałej, szlachetnej barwie i stonowanym, neutralnym charakterze przy zachowaniu dużego zapasu mocy, który skutkuje dynamiką i zejściem basu we właściwych momentach. Szczególną uwagę przykuwa niezwykle szlachetna góra pasma – rozdzielcza bez grama ostrości, nawet w przypadku odsłuchu na kolumnach o wyraźnie wzmocnionych wysokich tonach. Majstersztykiem, jak zawsze w przypadku wzmacniaczy Musical Fidelity pozostaje średnica – bliska, detaliczna, ocieplona, gęsta i doskonale wypełniona. Stąd M5si w dalszym ciągu wpisuje się w nadrzędną maksymę marki: wierny muzykalności. Całość przekazu jest bardzo bliska i wyśmienicie kontrolowana, dzięki bardzo wydajnej sekcji zasilającej". Koniec cytatu.

Specyfikacja techniczna
- Moc wyjściowa: 150 W na kanał przy 8 Ohm
- Stosunek sygnał/szum: >100 dB ‘A’
- Pasmo przenoszenia: +0, –0,1 dB, 10 Hz do 20 kHz
- Wejścia:
4x RCA
1x USB typ B asynchroniczne do 24-bit/96 kHz
1 x MM phono
- Trigger in
- Czułość: 3 mV nominal (MM)
- Impedancja wejściowa: 50 kOhms (MM)
- Pasmo przenoszenia: RIAA/IEC ±0,5 dB 20 Hz - 20 kHz
Wyjścia:
- Trigger out
- Fixed, line level output
- Regulowane wyjście przedwzmacniacza
- Wymiary: W x H x D (mm): 440 x 100 x 405
- Masa: 14.6 kg.


Przesyłka prosto z Białegostoku

Dość spory karton

Znakomite zabezpieczenie grubymi formami z pianki

Design typowy dla Musical Fidelity

Duża gałka wzmocnienia siły głosu

Przyciski sterujące

M5si by Musical Fidelity

Solidne radiatory

Otwory wentylacyjne



Tył wzmacniacza


Na wzmacniaczu stoi przedwzmacniacz gramofonowy Fezz Audio Gaia MM

Wieczorową porą



Spojrzenie ogólne na cały system odsłuchowy


Wrażenia dźwiękowe
Do Musical Fidelity M5si przyłączałem przede wszystkim trzy pary kolumn głośnikowych: Living Voice Auditorium R3, Fyne Audio F702 oraz Gato Audio FM-30. Przewody głośnikowe to za każdym razem Vermouth Audio Rhapsody. Wzmacniacze odniesienia to: dwie monofoniczne końcówki mocy SPL Performer m1000, Pathos Audio Classic One MKIII oraz Haiku-Audio Origami 6550 SE. Pełna lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu niniejszego tekstu.

Idąc na łatwiznę, najprościej by było napisać, że tytułowy wzmacniacz M5si gra nieomal identycznie jak model wyższy M6si... Ale to nie jest do końca ani takie oczywiste, ani proste. Rzeczywiście, to taka sama maniera brzmienia, identyczny ogólny styl dźwięku, ale są pewne odrębności (o czym dalej). Musical Fidelity to Musical Fidelity, który od wielu lat przyzwyczaił swoich odbiorców do własnej szkoły brzmienia. Najprecyzyjniej opisują ją trzy proste słowa: muzykalność, plastyczność i barwa. To bardzo gładkie granie z soczystym wypełnieniem tonów, z organiczną barwą muzyki, sporym dopełnieniem wszelkich konturów, jak i z lekkim "podgrzaniem" całego przekazu - jakby grały lampy elektronowe a nie tranzystory. Przy czym jest to brzmienie dokładne i precyzyjne, bez żadnego rozmazywania kształtów, czy jakiegoś przepalania średnicy. Dźwięk jest w swej naturze organiczny i żyzny, choć jednocześnie subtelny i wycyzelowany. Elastyczny, ale nie miękki!

Dużym atutem brytyjskiego wzmacniacza jest jego bezwarunkowa soczystość brzmienia, głębia tonalna oraz doskonała czytelność wszelkich pasm. Niejakie połączenie gęstości z sensualnością. Musical Fidelity czaruje bezwzględnym prowadzeniem rytmu, wspaniałym opanowaniem basu (punktualnym, acz ofensywnym), zachowaniem przykładnej równowagi brzmienia oraz jego zaawansowanym uniwersalizmem. Przejawia się to doskonałą dynamiką, zdecydowanym i prężnym obrazowaniem instrumentów, konturowością i substancjalnością dźwięku we wszystkich pasmach. Dobrze się tego słucha.

Z kolei rozdzielczość i selektywność stoją na poziomie zdecydowanie powyżej średniej. Bez problemu i wysiłku można usłyszeć sporo szczegółów i subtelności przekazu - dźwięki okrągłe, płaskie czy ostre są przez M5si wydobywane na powierzchnię, ujawniana jest ich siła, złożoność i koloryt. Widoczna jest cała ich treść, substancja i zabarwienie. To, można napisać, spojrzenie empiryczne i holistyczne. Takie "z lotu ptaka". Aczkolwiek, co należy wyraźnie podkreślić, Musical Fidelity nie ma przesadnych tendencji analitycznych. Jest raczej uważny i odkrywczy, ale nie "kliniczny". Zachowane są odpowiednie proporcje pomiędzy wnikliwością a naturalnością brzmienia.

W odróżnieniu od wyższego M6si model niższy M5si gra oczywiście nieco inaczej, lecz nie są to różnice dotyczące samego indywidualnego charakteru organicznego brzmienia oraz jego barwności, bo te są w zasadzie identyczne. Pozostają niezmienne w swym organicznym wnętrzu. Różnice najbardziej można odczuć na samej mocy i ekspresji dźwięku jako takiego. Nie jest to zresztą zbyt dużym odkryciem, bo spoglądając na parametry obu wzmacniaczy samemu można do tego dojść prostą drogą dedukcji (2 x 220 Wat przy 8 Ohm versus 2 x 150 Wat przy 8 Ohm). Nie żeby M5si nie radził sobie z optymalną ekspresją przekazu czy wyrażaniem siły i potęgi dźwięku, albowiem Musical Fidelity takie cechy ma głęboko wpisane w DNA. Raczej chodzi o to, że mniej tu (w porównaniu do M6si) odczuwalnej podskórnej energii, nieco mniej potencjału ekspansji oraz siły przebicia czy wyrazu masy.

Poza powyższym, być może, węższe (bardziej ograniczone) będą możliwości doboru ewentualnych głośników. Co 220 Wat to nie 150 Wat, ale należy przyznać, że i tak ta wartość jak na tranzystor jest potężna, więc raczej zwykły śmiertelnik (czytaj - normalny meloman) nie będzie miał tu żadnego problemu. Z całym przekonaniem zapewniam, że 99% populacji nie zabraknie tu ani mocy, ani rezerwy dźwięku. A więc owo ograniczenie jest raczej hipotetyczne, a nie do końca prawdziwe. W codziennej naturze rzeczy M5si to prawdziwy mocarz, a nie jakiś ułomek!

Konkluzja
Myślę że podsumowanie powyższej recenzji jest zupełnie proste i jednoznaczne. Tytułowy wzmacniacz zintegrowany Musical Fidelity M5si to idealny kompromis pomiędzy modelem wyższym M6si a niższym 3Msi. Wypośrodkowanie wszelkich ich pozytywnych cech dźwiękowych jest doskonałe, a mocy więcej niż potrzeba (2 x 150 Wat przy 8 Ohm). Dlatego uważam, że model M5si zasługuje nie tylko na dużą uwagę każdego melomana, ale i na nagrodę specjalną, którą niniejszym przyznaję. Brawo Musical Fidelity!

Cena w Polsce - 7 595 PLN (do niedawna cena wynosiła 9 900 PLN!).

System odsłuchowy
Pomieszczenie: 30 m2 z częściową adaptacją akustyczną, ustroje Vicoustic Wave Wood - 10 sztuk.
Wzmacniacze: SPL Director Mk2/SPL Performer m1000/SPL Performer m1000 (przedwzmacniacz/DAC i dwie monofoniczne końcówki mocy - test TU), Haiku-Audio Origami 6550 SE (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Pylon Diamond 30 (test TU), Gato Audio FM-30 (test TU), Fyne Audio F702 (test TU), Martin Logan Motion 35XTi (test TU), Guru Audio Junior (test TU) i Studio 16 Hertz Canto One New SE (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
System strumieniowania sieciowego: Auralic Aries G2, Auralic Leo GX i Auralic Vega G2 (transport, generator zegara i DAC - test TU).
DAC-i i wzmacniacze słuchawkowe: NuPrime DAC-10H (test TU), CocktailAudio HA500H, Lampizator Amber 3 DAC (test TU) oraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: Dell Latitude 7390 i MacBook Apple Pro.
Smartfon/tablet: iPhone XR i iPad Air 2.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładki gramofonowe: Ortofon 2M Black (test TU) i Hana SH.
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU), Fezz Audio Gaia MM (test TU) i Audiokultura Iskra 1 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU) i Focal Elegia.
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Listwy sieciowe: Solid Core Audio Power Supply (test TU) i ZiKE Labs Powerbox (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech Radius Stand, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy QAR S-15 (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper oraz adaptery głośnikowe bi-wire Perkune Audiophile Cables (test TU).



12 komentarzy:

  1. Czy do rocka to dobry wybór, czy może poszukać czegoś innego?
    Pozdrawiam
    Sławomir

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, czy podłączenie przez USB iPad Air 2 z TIDAL HI FI dział bez problemów? Czy robił Pan taką próbę - jak dźwięk?
    Pozdrawiam Andrzej

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, czy z Dali Opticon 6 lepiej MF m5si czy Atoll in200 signature?
    Dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tez mnie zastanawiają te dwa modele.MF M5si vs atoll IN200sig. Atoll w srodku wygląda dużo lepiej. Porzadne zasilanie na wielkich trafach i sporej baterii kondensatorów Nichicon.

      Usuń
    2. Oba są ciekawe - polecam samemu posłuchać, ocenić i wybrać.

      Usuń
  4. Czy ten wzmacniacz poradzi sobie z kolumnami Dynaudio Conour 20 ? Czy może mi Pan coś rekomendować dla tych kolumn w cenie do 15 tyś.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzień dobry, Kolumny ATC SCM 40 byłyby odpowiednie do wzmacniacza MF 5si?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szukałbym bardziej skutecznych głośników niż ATC SCM40. 85 dB może być problematyczne (ale nie musi). Polecam odsłuchy.

      Usuń

Komentarz będzie oczekiwać na moderację