sobota, 29 sierpnia 2015

Kolumny podłogowe Triangle Esprit Antal EZ - zapowiedź testu

W tym tygodniu przyjechały do mnie kolumny podłogowe Triangle Esprit Antal EZ. Esprit to oznaczenie serii wyższej. Z kolei Antal Esprit to stosunkowo nowa konstrukcja, bowiem pojawiła się na rynku niespełna rok temu. Triangle Electroacoustique to bardzo zasłużona dla audio-stereo francuska firma istniejąca od 35 lat. Słynie z high-endowych modeli kolumn takich jak Concerto i Concerto Grand, których ceny oscylują wokół odpowiednio 100 000 PLN i 200 000 PLN. Choć w ofercie są oczywiście również i bardziej przystępne cenowo modele.

Jak można przeczytać na firmowej stronie: "W roku 2014 ESPRIT powraca wraz z nowoczesnym, eleganckim wyglądem i dążeniem do najwyższej czystości dźwięku. Przetworniki skrywają się pod aluminiowymi obręczami z niewidocznymi śrubami mocującymi. Kolumny opierają się na podstawach ze szkła, wyposażonymi w kolce z możliwą regulacją wysokości, eliminującymi niepożądane wibracje, tym samym poprawiającymi jakość odsłuchu. Elegancja kolumn sprawia, że idealnie wpasują się w każde otoczenie, wydobywając całą intensywność dźwięku.

Przetwornik średniotonowy z naturalnej celulozy: nowa membrana, wykonana z naturalnej celulozy, została zaprojektowana, aby zmniejszyć wagę i zwiększyć sztywność. Tak zaprojektowane membrany dają dźwiękowi ESPRIT zupełnie nowe życie i dynamikę. Większy przetwornik pozwala na pokrycie szerszego spektrum dźwięku, oraz pozwala na łagodniejsze przejścia między wysokimi a niskimi tonami. Średnica jest dzięki temu łagodnym przejściem z najgłębszych barytonów do gładkich sopranów.

Przetwornik wysokotonowy: formowany przetwornik wraz z charakterystycznym korektorem fazowym zdecydowanie wyróżnia się z tłumu. Doskonale pokazuje filozofię TRIANGLE: precyzyjne odtwarzanie dźwięku bez kompromisów. Przetwornik łączy tytanową kopułkę wraz z komorą kompresyjną  zapewniając wysoką czułość, minimalne zniekształcenia i doskonałą dokładność. Wysokie tony są wyrafinowane i subtelne tak, aby poczuć całą złożoność dźwięków np. talerzy perkusyjnych czy fortepianu".

Kolumny Triangle Esprit Antal EZ prezentują się znakomicie - wykończenie to czarny lakier fortepianowy bardzo wysokiej próby. Poza tym Francuzi bardzo przyłożyli się do wszelkich detali budowy, wszystko jest dopieszczone i finezyjne. Esprit Antal EZ to wyjątkowo piękne kolumny i piszę to bez żadnej przesady. Stoją na szklanych cokołach (należy je przykręcić samodzielnie), zaś w nich osadzone są stopki. Gumowe lub zakończone aluminiowymi kolcami - to nabywca decyduje jakie zamontować. Wybrałem gumowe. Warto też wspomnieć, iż masa jednej sztuki Antal EZ to aż 27 kg. Kolumny mają aż 92 dB efektywności, co upoważnia do przyłączania ich do wzmacniaczy lampowych. Na razie jednak podłączyłem Triangle do wzmacniacza tranzystorowego Hegel H160, ale później nie omieszkam do lampowego Egg-Shell Classic 9WLT o mocy 2 x 9 Wat.












piątek, 28 sierpnia 2015

Kolumny podstawkowe Zingali Zero Bookshelf




Wstęp, czyli kilka słów o Zingali Acoustics
Zingali Acoustics to stricte włoska marka. Nazwa pochodzi od nazwiska założyciela, właściciela oraz konstruktora firmy – Giuseppe Zingali. Przedsiębiorstwo powstało w 1986 roku, czyli prawie 30 lat temu. Pan Giuseppe zakładał firmę z myślą o wytwarzaniu głośników studyjnych, jako że wcześniej pracował w amerykańskich firmach o takim właśnie profilu. Wczesne lata istnienia Zingali upłynęły na współpracy z JBL, lecz z czasem pan Zingali opracował kilka swoich indywidualncych rozwiązań technicznych i patentów, które sprawiły, że wprowadził na rynek własne kolumny i to niekoniecznie przeznaczone na rynek profesjonalny. Kamieniem milowym było opracowanie systemu tubowego o bardzo zaawansowanej liniowości zakresu średnio-wysokotonowego, otrzymał on nazwę Omniray i został opatentowany. To był rok 1995. Dziś ten patent jest aplikowany we wszystkich kolumnach Zingali. W skrócie mówiąc, Omniray to nazwa związana z kształtem tuby (zawsze wykonanej z drewna), dzięki której dźwięk może być rozpraszany pod kątem 140°, swobodnie przechodząc do propagowanych z zasady wszech-kierunkowych niskich tonów. Poza tym średnica tuby przy wylocie jest taka sama, jak zastosowanego głośnika średnio-niskotonowego. Niby proste, ale opracowanie takiego patentu wymagało wręcz genialnej wiedzy o akustyce, a tego panu Zingali nie brakowało.

Dziś kolumny Zingali znane są na całej ziemi i cieszą się wielką renomą w audiofilskim świecie. Wszystkie produkowane są w fabryce pod Rzymem, w miejscowości Aprilia. Myślę, że nie ma co wymieniać tu wszystkich dostępnych modeli Zingali, bowiem ich wybór jest bardzo duży (blisko setka modeli). Oprócz tego wszystkie oferowane są w 200 odmianach kolorystycznych. Warto też wspomnieć, iż kolumny Zingali charakteryzują się ponadprzeciętnym wykończeniem stolarki – to artyzm najwyższej próby. To klasa stricte luksusowa. Dlatego też i ceny firmowych kolumn nie należą do najniższych – najdroższe Client Name 2.1 Evo kosztują w Polsce 360 000 PLN, a większość pozostałych modeli oscyluje wokół kwot sześcio- lub pięciocyfrowych.

Seria Zero została wprowadzona na rynek w 2011 roku, zastąpiła serię Italy. Nowa linia nawiązuje konstrukcyjnie do wyższej serii Twenty. Zastosowano w nich głośniki o rodowodzie profesjonalnym. Jest tu kompresyjny przetwornik współpracujący z firmową tubą sferyczną Omniray Horn oraz głośniki niskotonowe z papierowymi membranami o sztywnym zawieszeniu. Obudowy wykonano z MDF, a tubę wytoczono z litego drzewa. W serii Zero wyróżnić można trzy modele wolnostojące Zero Sei (11 000 PLN), Zero Otto (15 000 PLN) i Zero Dieci (20 000 PLN) oraz tytułowe podstawkowe Zero Bookshelf (8 000 PLN), a także głośnik centralny Zero Center oraz subwoofer Zero Sub, co powinno ukontentować zwolenników systemów wielokanałowych.

Zingali Zero Bookshelf zostały wypożyczone od polskiego dystrybutora marki – firmy GFmod z Wrocławia.

Głośnik tubowy
Zanim przejdę do opisu kolumn, warto zapoznać się z firmową ideą głośnika tubowego, co jest kluczem do zrozumienia budowy i następnie - brzmienia kolumn Zingali.

„Na głośnik tubowy można spojrzeć jako na transformator dopasowujący impedancję między membraną, a powietrzem. Kiedy membrana drga wytwarza się przed nią fala ciśnienia akustycznego. To jest muzyka, którą słyszymy. Precyzyjne przeniesienie ruchu membrany na ruch powietrza, wcale nie jest taką prostą sprawą ze względu na znaczne różnice w gęstości między tymi dwoma drgającymi ośrodkami. Można to opisać jako niedopasowanie impedancyjne. Jak doskonale wiadomo, dźwięk znacznie lepiej rozchodzi się w gęstych ośrodkach. W głośnikach to membrana jest tym znacznie gęstszym materiałem (wysoka impedancja), a powietrze tym o niskiej gęstości.

Tuba zachowuje się jak transformator dopasowujący między ciałem stałym - membraną, a gazem, działając jako pośrednie medium i wstępny akcelerator zwiększający ciśnienie, a tym samym gęstość powietrza w pobliżu membrany. Przez to głośnik osiąga większą sprawność przenoszenia mocy z membrany na powietrze. Mniejsze straty to znacznie szybsza odpowiedź impulsowa, co przekłada się na dynamikę, szczegółowość, mniejsze zniekształcenia, szybsze transjenty. Znacznie lepiej też przenoszą bardzo ciche i bardzo głośne dźwięki, z czym ma problemy wiele konwencjonalnych głośników”.

Wrażenia ogólne i budowa
Kiedy, po wypakowaniu kolumn z pudeł, spojrzeć na Zero Bookshelf, od razu widać, że ma się do czynienia z czymś nietypowym, wielce oryginalnym. Otóż kolumny Zingali znacząco różnią się od klasycznego kanonu designu kolumn. To przede wszystkim duża tuba wydrążona w przedniej ściance (w rzeczywiści to osobna tuba wykonana z litego drewna doklejona do frontu – Omniray GZ 6’’); lej, w którego głębi umieszczono głośnik wysokotonowy (kopułka 25 mm). Na dole przedniej ścianki (łukowo wyciętej na każdej krawędzi) zamontowano duży głośnik średnio-niskotonowy o przekroju 14 cm. Zarówno otwór tuby, jak i głośnika średnio-niskotonowego mają identyczną średnicę około 16 cm. Dodatkowo, otwór przeznaczony dla głośnika średnio-niskotonowego przykryty jest tekstylną, czarną siateczką. Front wykonany jest z osobnej płyty MDF o grubości 30 mm, pomalowany jest wysokogatunkowym lakierem na białe, pastelowe fortepianowe wykończenie. 

Przednia płyta od dołu wycięty ma spory łuk, dzięki czemu uzyskany został efekt "nibynóżek", na których stoi Zero Bookshelf. W rzeczywistości to ujście przednie bass-reflexu, bowiem rura skierowana jest do dołu (od spodu koluny). Podobnie jest z tylną ścianką – jest dłuższa od dołu niż wysokość skrzynki, przez co skrzynka unosi się jakieś 3 - 4 cm nad powierzchnią, a przednia i tylna ścianki tworzą rodzaj podstawek. Wentylowanie niskich tonów odbywa się właśnie tą drogą. Tylna ścianka jest o wiele węższa niż frontowa, albowiem w przekroju poprzecznym opisywane Zingali tworzą trójkąt z wybrzuszonymi dwiema krawędziami. Tylna ścianka ma także grubość 3 mm, jest lakierowana na czarny mat – podobnie jak pozostała część skrzynki (z wyjątkiem frontów, ma się rozumieć) – ta cześć wykonana jest z płyty MDF o przekroju 16 mm. Na wąskiej tylnej ściance zamontowano podwójne mosiężne gniazda głośnikowe, a pod nimi galanteryjną tabliczkę znamionową.

Warto podkreślić, że Zero Bookshelf to są stosunkowo duże monitory. Rozmiar skrzynki to 44 x 21,5 x 34 cm (W x S x G), czyli znacznie więcej niż klasycznych kolumn podstawkowych. W związku z tym, że od spodu umieszczone są wyloty rur bass-reflexów, kolumny spoczywają na specyficznych „nóżkach” utworzone przez specjalnie wycięte płyty czołowe i tylne skrzynek. Przez to Zingali należy ustawiać na specjalnych podstawkach głośnikowych, obliczonych na ich spory obwód lub oczywiście na dużej (i szerokiej) komodzie, biurku, etc. Masa jednej sztuki to aż 12 kg, czyli tyle, ile może ważyć jedna kompaktowa kolumna podłogowa.

Nie muszę, zdaje się, dodawać, iż wykończenie Zingali Zero Bookshelf jest luksusowe - gabinetowe. To najwyższa klasa jakościowa stolarki, lakierowania, dbałości o detale, a także prawdziwie artystyczny włoski design. Nic dodać, nic ująć. Nikt obok Zingali nie przejdzie obojętnie, bo to intrygujące monitory. Czas więc na odsłuch.



Efektowny, aczkolwiek elegancki włoski design

Zingali Zero Bookshelf to duże monitory

Porównanie z monitorami Zingali Client Nano

Rzut na frontową ściankę


Głośnik średnio-niskotonowy kryje się za czarną materiałową siateczką

Frez na górnej krawędzi


Tuba Omniray


Nóżki utworzone przez łukowate wycięcia tylnej i przedniej ścianki


Podwójne terminale głośnikowe

Przekrój poprzeczny Zingali podobny jest do trójkąta


Po lewej - wzmacniacz lampowy Egg-Shell Classic 9WTL


Zestaw nabiurkowy - źródło to NuForce Air DAC (czarna skrzyneczka po prawej stronie wzmacniacza)


Wrażenia dźwiękowe
Skuteczność Zero Bookshef to aż 92 dB (wysoka efektywność to zresztą cecha charakterystyczna Zingali Acoustics), tak więc, są predysponowane do połączeń z niezbyt wydajnymi mocowo wzmacniaczami – w tym naturalnie z lampowymi. Jako, że w czasie testów dysponowałem polskim Egg-Shell Classic 9WLT o mocy 2 x 9 Wat, uczyniłem z niego podstawowy wzmacniacz, zaś w drugiej kolejności był to tranzystorowy Hegel H160. Kolumny porównawcze to szerokopasmowe Bodnar Audio Hornton, Xavian Neox 2, Triangle Esprit Antal EZ oraz Vienna Acoustics Mozart Grand. Dokładna lista sprzętu towarzyszącego dostępna jest na końcu tekstu.

Przede wszystkim w dźwięku Zero Bookself zachwyca jego precyzja, a także doskonale odczuwalna przestrzeń – głęboka i szeroka. Brzmienie odbierane jest jako naturalne, wielce plastyczne, a także bardzo dynamiczne. Kolumny grają szybko i bezpośrednio, ale czysto i nie drażniąco – co zresztą jest częstą bolączką głośników wysokotonowych umieszczanych w tubach, bo rozpędzone w taki sposób soprany potrafią zaatakować narząd słuchu niczym pikinier piką. Tu, w Zingali, dzięki zastosowaniu patentu Omniray zjawisko to jest zredukowane nieomal do zera, występuje w stopniu szczątkowym. W związku z tym wysokie są bardzo rozdzielcze i szybkie, a jednocześnie wybornie wyraźne i mocno zaakcentowane. Dokładne, ale nie agresywne. Ponadto dźwięk promieniuje bardzo szeroko, w ogóle nie da usłyszeć skąd się wydobywa (co jest bardzo pożądane w audio-stereo), jest nieomal dookolny, a przy tym mimośrodowy. Innymi słowy, źródła pozorne budowane są na trójwymiarowej siatce 3D, a słuchacz nie ma najmniejszych problemów by je zarejestrować w optymalnej lokalizacji, dokładnie tam, gdzie się znajdują według nagranego materiału muzycznego. Zingali pod tym względem zachowują się jak rasowe monitory studyjne, a ułatwia im to zadanie innowacyjna tuba Omnimary.

Wielu melomanom do gustu może przypaść wysoki stopień nasycenia tonalnego dostarczany przez włoskie głośniki. Dźwięk jest bardzo głęboki i gęsty, przesiąknięty nutami niczym gąbka wodą, intensywny w charakterze, a równolegle lekki i swobodny. Ma charyzmatyczną barwę i kolor, które pomimo, że są raczej spokojne i nie "przeostrzone", to nie są rozmazane, czy rozproszone – wyraźnie dają odczuć się niuanse tonalne głosów ludzkich, ich tekstura i zróżnicowanie. Muzyka brzmi pierwszorzędnie, jest wyrafinowana i do tego przyjemna – słychać zaokrąglenie każdego detalu, zaawansowaną finezję zjawisk mikrodynamicznych; nawet pozornie najprostsze dźwięki mają swoją indywidualną okazałość i aromat. Z kolei umiejętność czystości grania Zingali pozwala wybrzmieć im harmonijnie i komofortowo - naturalnie i wiarygodnie. Kolumny dostarczają barwny spektakl, żywy i ofensywny, ale zawsze spójny i uporządkowany, bowiem w 100 % panują nad rozedrganiem energii grania, trzymają w ryzach entropię i entalpię dźwięku, zapewniając tym samym efektowny, aczkolwiek pełnokrwisty styl high-fidelity. Równowaga tonalna jest tu idealna.

Napisałem już o tym, że Zero Bookshelf budują bardzo wiarygodną przestrzeń, zapewniają wysoki stopień wysycenia tonalnego, są rozdzielcze i selektywne, a także, iż grają niezwykle energetycznie (w stosunku do swoich monitorowych rozmiarów). Nie wspomniałem jednakowoż jeszcze nic o średnicy oraz o tonach niskich. Otóż tony średnie są podobne  jak ogólny klimat i profil dźwięku – gęste i zawiesiste, lecz plastyczne i lotne, płynne i stonowane – adekwatne. Równomierne i symetryczne. Dodatkowo średnica jest odpowiednio dociążona i wypełniona, ma sporą masę i ciężar, które zapewniają piękną dźwięczność instrumentom (szczególnie akustycznym). Muzyka oddawana jest potoczyście i transparentnie. Tonalnie.

I kilka słów o niskich tonach. Bass-refleksy kolumn wyprowadzane są od spodu skrzynek, lecz jest tam sporo miejsca na swobodne wentylowanie. Zingali nie generują basu bardzo obfitego i wyeksponowanego, bo fizycznie nie jest to możliwe. Niemniej jednak ów bas jest bardzo wysokiej klasy - nie rozlewa się, nie zagarnia całego brzmienia – jest proporcjonalny. Na pewno jest solidny i szybki, sięga dość nisko, wibruje i mlaska kiedy trzeba, ma niezłe tempo i rytm. Jednak zawsze jest typu monitorowego – pozbawiony jest najniższych składowych. Zresztą taki charakter niskich tonów jest bardzo pożądany, kiedy słuchać na opisywanych Zingali w układzie rekomendowanym przez producenta – stawiane na komodzie, biurku, etc. jako monitory bliskiego pola. Wówczas rozmiar i rozmach niskich tonów jest optymalny – słuchacz nie ma poczucia jakichś braków, czy niedomagań, bas ma prawidłowy wymiar i harmonię.

Konkluzja
Kolumny podstawkowe Zingali Zero Bookself to perfekcja i artyzm wykonania oraz taki sam dźwięk. Brzmienie jest bujne, nasycone i eufoniczne, a równolegle wysoce rozdzielcze, precyzyjne oraz harmonijne. Zaawansowane, wyrafinowane, a przede wszystkim fascynująco piękne. Kolumny Zingali to kolumny dla prawdziwych znawców, dla melomanów pragnących zobaczyć i usłyszeć więcej, dla osób poszukujących proporcjonalności i plastyczności w dźwięku. To crème de la crème w high-fidelity audio. Egzemplifikacja prawdziwego brzmienia monitorów. 

Cena w Polsce – 8 000 – 9 000 PLN (w zależności od rodzaju wykończenia).

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Burson Timekeeper (test TU), Taga Harmony HTA-700B (test TU) oraz Egg-Shell Classic 9WTL (test TU).
Kolumny: Bodnar Audio Hornton (test TU), Wigg Art Enzo (test TU),  Xavian Neox 2, Vienna Acoustics Mozart Grand, Pylon Sapphire 25 (test TU), Zingali Zero Bookshelf, Zingali Client Nano + Sub, Guru Audio Junior (test TU), Taga Harmony Platinium One (test TU) i Studio 16 Hertz Canto Two (test TU).
Źródła cyfrowe: odtwarzacz CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, Pioneer U-05-S (test TU) i NuForce Air DAC (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Toshiba Satellite S75.
Gramofony: Clearaudio Emotion z wkładką Goldring Legacy (test TU) i Goldring 1042.
Przedwzmacniacze gramofonowe: iFi Phono (test TU) i Ri-Audio PH-1 (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Yamaha T-550 i Sansui TU-5900.
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1.
Minisystemy: Pioneer P1-K (test TU) i Cayin MM-3.
Słuchawki: RHA MA750 (test TU), Final Audio Design Adagio V (test TU), Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU), Oppo PM-3 (test TU), Sennheiser HD650 z kablem Ear Stream (test TU) i AKG K545 (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Burson Conductor Virtuoso (test TU), NuForce HA-200, Oppo HA-2 (test TU), Musical Fidelity X-Can v.3 (test TU) z zasilaczem ULPS Tomanek (test TU) i Taga Harmony HTA-700B (test TU).
Okablowanie: Audiomica Laboratory serie Red i Gray, DC-Components (test TU) oraz Harmonix CI-230 Mark II (test TU). Przewód zasilający KBL Sound Fluid (test TU). Przewody głośnikowe Cardas 101 Speaker, Melodika Brown Sugar BSC 2450 i Taga Harmony Platinium-18 (test TU).
Akcesoria: podstawa pod gramofonem to Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU) i mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU).




piątek, 21 sierpnia 2015

Wzmacniacz słuchawkowy/DAC Cayin C5 DAC - zapowiedź testu

Wakacje mijają, czas więc na nowe zapowiedzi testów.

Tym razem anonsuję kolejny sprzęt przenośny. Od polskiego dystrybutora Audiomagic.pl z Warszawy otrzymałem mobilny wzmacniacz słuchawkowy Cayin C5 oraz taki sam wzmacniacz, lecz dodatkowo wyposażony w przetwornik cyfrowo-analogowy Cayin C5 DAC. Urządzenia te są stosunkowo niedrogie (jak na standardy audiofilskie), aczkolwiek zbudowane są pierwszorzędnie. Bardzo korzystne wrażenie wywierają obudowy wzmacniaczy wykonane niczym iPhone'y z serii Gold, bo pokryte są złotawym metalem.

Zapraszam do lektury testu we wrześniu.














czwartek, 20 sierpnia 2015

Mieczysław Weinberg: Symphony No. 4 & Violin Concerto, Warsaw Philharmonic Orchestra, Ilya Gringolts (violin), Jacek Kaspszyk (conductor) - dwie płyty winylowe, Warner Music Polska

Sala Koncertowa Filharmonii Warszawskiej (zdjęcie z Internetu)


Niedawno przez Internet przetoczyła się fala krytyki za to, że Warner Music Polska w styczniu br. przejął kontrolę (a de facto kupił) słynną polską wytwórnię płytową Polskie Nagrania wraz z całym jej bogatym archiwum liczącym około 40 000 nagrań. Jednakowoż Polskie Nagrania od dawna współpracowały z Warner Music Polska, więc to przejecie wydaje się być fizjologiczne i naturalne, tym bardziej, że polskie wydawnictwo z różnych przyczyn nie radziło sobie na rynku, a w roku 2013 ogłosiło upadłość.

Tymczasem jeszcze w ubiegłym roku Warner Music Polska podpisał czteroletni kontrakt z Filharmonią Warszawską na rejestrację różnych koncertów polskich i międzynarodowych artystów. Seria wydawnicza nosi nazwę „Filharmonia Warszawska” albo z angielska „Warsaw Philharmonic”. Jednocześnie uzgodniono, że Warner będzie wydawać także archiwalne koncerty w ramach serii „Warsaw Philharmonic Archive”. I tak kilka tygodni temu ukazał zremasterowany z analogowych taśm-matek album koncertu, który miał miejsce 21 lutego 1955 r. a obejmował dzieła najwybitniejszych polskich kompozytorów. Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Narodowej pod batutą legendarnego polskiego dyrygenta – Witolda Rowickiego, wykonała Uwerturę koncertową „Bajka” Stanisława Moniuszki, Koncert na orkiestrę Witolda Lutosławskiego oraz I Koncert Skrzypcowy op. 35 Karola Szymanowskiego. Solistką była skrzypaczka Wanda Wiłkomirska. Album nosi tytuł „THE 1ST CONCERT IN THE REBUILT HALL 1955 WARSAW PHILHARMONIC, WITOLD ROWICKI, WANDA WIŁKOMIRSKA” (tak, właśnie dużymi literami). Warto podkreślić, iż nagrania zostały zremasterowane i zedytowane przez znakomitych reżyserów dźwięku, laureatów Grammy Award: Aleksandrę Nagórko i Andrzeja Sasina.

Cofając się w czasie. Pierwsza płyta głównej serii „Warsaw Philharmonic” trafiła do sprzedaży 24 listopada 2014 roku, znalazły się na niej kompozycje "Koncert skrzypcowy g-moll op. 67" oraz "IV Symfonia a-moll op. 61" skomponowane przez Mieczysława Weinberga. Zespołowi Filharmonii Narodowej (zdobywcy Grammy Award!) pod kierownictwem Jacka Kaspszyka (i jednocześnie dyrektora artystycznego Filharmonii Warszawskeij) towarzyszy rosyjski skrzypek Ilya Gringolts, laureat nagród m.in. Henryk Wieniawski Violin Competition (1997), Paganini Competition (1998) oraz statuetki Gramophone Award w kategorii "muzyka kameralna".

Z kolei Mieczysław Weinberg to polsko-żydowskiego pochodzenia obywatel Związku Radzieckiego, a potem Federacji Rosyjskiej. Z jego tzw. "polskością" nie należy przesadzać, ale wiadomo, iż miał duży sentyment do naszego kraju. Dowodem może tu być jego Symfonia nr 8 "Kwiaty polskie". Weinberg urodził się w 1919 roku w Warszawie, a zmarł w 1996 roku w Moskwie. Jak wielu ludzi z jego pokolenia, życie miał zawiłe, poplątane przez wojnę światową, stalinizm i komunizm. Edukację muzyczną rozpoczął w Konserwatorium Warszawskim, a ukończył w Konserwatorium Mińskim, zaś w 1943 roku, dzięki protekcji Dymitra Szostakieicza, wyjechał do Moskwy i tam zamieszkał na stałe. Kilka razy popadł w duże kłopoty, trafił nawet na trzy miesiące do więzienia za „antyklasowość i żydowski nacjonalizm burżuazyjny”. Dzięki stałemu wsparciu Szostakowicza, który był pod wielkim wrażeniem talentu Weinberga, udało mu się opuścić więzienie (1953 rok) i powoli zdobyć należne uznanie melomanów. Dużym osiągnięciem Weinberga była muzyka do radzieckiego filmu „Lecą żurawie” (ros. Летят журавли) w reżyserii Michaiła Kałatozowa (właściwe nazwisko to Micheil Konstantines dze Kalatoziszwili) z 1957 roku, nagrodzonego Złotą Palmą na festiwalu w Cannes w 1958 roku.

Muzyka Weinberga cechuje się mieszaniną melancholii, patosu i groteski. To wysmakowana, uwodzicielsko niepokojąca muzyka, osnuta wokół szerokich melodii, które dla artysty stanowiły naturalne serce i istotę kompozycji. Nie inaczej jest na albumie "Koncert skrzypcowy g-moll op. 67" oraz "IV Symfonia a-moll op. 61" pod batutą Kaspszyka. To żywioł przeplatający się wybitną melodyjnością, ale opartą na refleksji i zadumie, zmiennych nastrojach i emocjach.

Trzeba także podkreślić nienaganną poligrafię albumu oraz piękną edycję. Jako, że do mnie dotarły płyty winylowe (ich premiera to koniec czerwca br.), zachwyt może być jeszcze większy. Frontowa okładka jest bardzo minimalistyczna, utrzymana w barwie ciemnozielonej, a tylna – w jaskrawozielonej. Duży kontrast, ale świetnie wpisujący się w muzykę Weinberga, która jest bardzo zmienna – łatwo przechodzi z wesołej i skocznej w mroczną oraz groźną - i odwrotnie. Rozkładówka zawiera noty biograficzne i opisy artystów (w językach polskim i angielskim), a także zdjęcia.

Tłoczenie winyli jest głębokie i czyste, każda z dwóch płyt waży po 180 gram, czyli są to tzw. heavy records. Muzyka brzmi obficie i energetycznie, ale kiedy potrzeba subtelnie i nastrojowo. Dźwięk jest żywy, przestrzenny i wyjątkowo analityczny. Wspaniała realizacja. Ale za nagranie, miksowanie i mastering ponownie byli odpowiedzialni nasi znakomici reżyserzy dźwięku (przypomnę - laureaci Grammy Award) - niezrównani Aleksandra Nagórko i Andrzej Sasin.

LP 1
 Koncert skrzypcowy g-moll op. 67
Strona 1
1. Allegro molto
2. Allegretto
Strona 2
1. Adagio
2. Allegro risoluto

LP 2
 IV Symfonia a-moll op. 61
Strona 1
1. Allegro
2. Allegretto
Strona 2
1. Adagio – Andantino
2. Vivace

Stereo i Kolorowo rekomenduje serię „Warsaw Philharmonic” i „Warsaw Philharmonic Archive” Warner Music Polska, a szczególnie edycje winylowe!

***

Z ostatniej chwili. Niebawem ukaże się następny album serii „Warsaw Philharmonic”; to kolejna realizacja pod batutą Jacka Kaspszyka – tym razem jest to muzyka Brahmsa i Bacha orkiestrowana przez Schoenberga.