Mario Biondi z zespołem podczas koncertu w Trafostacji Sztuki w Szczecinie; 8 marca br.
Autograf Biondiego na moim winylu "Sun", czyli poprzedniej płycie artysty
Bezpośrednim impulsem do napisania tego krótkiego tekstu był
koncert Mario Biondiego w ramach Szczecin Jazz Festival w Trafostacji Sztuki w
Szczecinie zorganizowany i poprowadzony przez Marka Niedźwieckiego z radiowej
Trójki. Miało to miejsce 8 marca, koncert był rewelacyjny, zaś zaraz potem
zamówiłem tytułowy winyl w internetowym sklepie. Płyta dopiero co doszła, więc
skrobię parę słów.
Mario Biondi nie jest zbytnio popularny w Polsce, moim
zdaniem niesłusznie. Bowiem ten włoski artysta dysponuje nieprzeciętnym głosem,
głębokim barytonem o barwie przypominającej takich wielkich wokalistów jak
Barry White, Isaac Hayes, czy Johnny Hartman. Urodził się jako Mario Ranno, w Katanii
na włoskiej Sycylii w 1971 roku. Początkowo, jako dziecko, śpiewał w chórach
kościelnych, a potem w charakterze wokalisty sesyjnego dla niszowych wytwórni.
Ciągle doskonalił swój głos. Został zauważony przez redaktora muzycznego stacji
BBC1 Normana Jay'a za przyczyną singla „This Is What You Are” wydanego w …Japonii.
Pierwszą solową płytę Mario nagrał dość późno, bo dopiero w 2006 roku, czyli w
wieku 35 lat. Debiutancki album "Handful of Soul" nagrany z
tradycyjnym jazzowym combo, wydany przez wytwórnię Schema Records, okazał się
dużym sukcesem, szybko pokrył się poczwórną platyną we Włoszech. Potem przyszła pora na kilka różnych płyt, w tym wysoko ocenianą „If” (trzy platyny). Kolejnym
etapem, już stricte międzynarodowym, była współpraca z soulowo/acid-jazzową
grupą Incognito prowadzoną przez Jeana-Paula
'Bluey' Maunicka. Zaowocowała albumem „Sun” wydanym w 2013 roku. W sesji
nagraniowej wzięli udział artyści jak Al Jarreau,
Chaka
Khan, James Taylor oraz wspomniane Incognito. Oczywiście
płyta szybko osiągnęła status platynowej we Włoszech i stała się dużym
światowym przebojem. Z kolei Biondi zaśpiewał na nowej płycie Incognito.
5 maja 2015 roku nakładem wytwórni Columbia/Sony Music ukazała
się najnowsza płyta artysty zatytułowana „Beyond”. Jak pisałem wcześniej,
zamówiłem wersję winylową. Warto wiedzieć, że płyty analogowe Biondiego w
związku z tym, że tłoczone są w limitowanych, krótkich nakładach, osiągają po
czasie spore kwoty na serwisie eBay. Póki co, „Beyond” kosztuje jednak normalne 25 Euro. Album ten reprezentuje poziom nieco poniżej wysokich możliwości Mario (i na tle wcześniejszych dokonań). W zamyśle
miała to być płyta inspirowana czarnym soundem Motown, czyli groovem przeplecionym
soulem i funkiem. Kilka utworów rzeczywiście trzyma przyzwoity poziom, chociażby te
napisane wspólnie z Jeanem-Paulem
'Bluey' Maunickiem z Incognito „Another Kind Of Love” i z Dee Dee Brightwater „All I Want Is You”, czy jeszcze singlowy „Love is the Temple” w ciekawej
aranżacji mid-tempo. Pozostałe kawałki wydają się być kalką wcześniejszych
dokonań artysty i mogą być po prostu uznane za wtórne. Zaś taneczny „I Chose You” jest dziwnie infantylny, a przez to wręcz drażni. Szkoda, bo generalnie album
jest przepięknie wydany, z edytorską starannością, a przede wszystkim nagrany z kapitalnymi aranżacjami i z audiofilską precyzją. I to na dwóch 180 gramowych winylach. Dźwięk płyt jest doskonały, referencyjny w skali hi-fi. Instrumenty brzmią bardzo wyraźnie i przestrzennie, mają masę i strukturę, słychać dużo subtelności i detali. Dęciaki i smyczki zostały nagrane rewelacyjnie.
Tak, czy inaczej, niski i głęboki baryton Biondiego rekompensuje repertuarowe wpadki, albowiem doskonale słychać, że artysta jest w wysokiej formie i brzmi jak sam boski Barry White. Jeżeli ktoś jeszcze nie zna tego włoskiego wokalisty, polecam zacząć odsłuchy od jego wcześniejszych płyt, chociażby jazzowej "Handful of Soul" lub soulowo-funkowej „Sun”. Trochę rozczarowujący „Beyond” proponuję zagorzałym zwolennikom talentu Mario, do których przynależy również piszący te słowa. Czekam na kolejny album włoskiego artysty. I to najlepiej nagrany w całości w jego rodzimym języku.
Tak, czy inaczej, niski i głęboki baryton Biondiego rekompensuje repertuarowe wpadki, albowiem doskonale słychać, że artysta jest w wysokiej formie i brzmi jak sam boski Barry White. Jeżeli ktoś jeszcze nie zna tego włoskiego wokalisty, polecam zacząć odsłuchy od jego wcześniejszych płyt, chociażby jazzowej "Handful of Soul" lub soulowo-funkowej „Sun”. Trochę rozczarowujący „Beyond” proponuję zagorzałym zwolennikom talentu Mario, do których przynależy również piszący te słowa. Czekam na kolejny album włoskiego artysty. I to najlepiej nagrany w całości w jego rodzimym języku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz będzie oczekiwać na moderację