(fot. materiały prasowe)
Wysmakowana i galanteryjna muzyka Arctic Monkeys A.D. 2018
I dla porównania punkowy Arctic Monkeys z 2005 roku...
Pierwszy raz na żywo widziałem zespół Alexa Turnera 9 lat temu na koncercie podczas gdyńskiego Open'era (wówczas jeszcze był to Heineken Open'er) 2 lipca 2009 roku. Arctic Monkeys wówczas mnie nie zachwycił. Muzycznie byli po prostu słabi, a w trakcie koncertu dodatkowo zabrakło prądu. Po tej kilkuminutowej przerwie koncert już całkowicie się posypał - muzycy pogubili się, zabrakło energii i magii. Nie podobało mi się. Choć sama muzyka Arctic Monkeys z połowy lat 2000 wydawała się być interesująca i żywa. Drugi raz Alexa Turnera z zespołem widziałem dwa lata temu, na tym samym festiwalu w Gdyni - Open'erze. Było to 29 czerwca 2016 roku, a zespół ten to The Last Shadow Puppets. I ta stylistyka muzyczna bardziej do mnie przemawiała. The Last Shadow Puppets to fascynujący projekt, o ostatniej płycie napisałem więcej TUTAJ.
Arcitc Monkeys A.D. 2018 to już zupełnie inna stylistyka muzyczna niż ta z początków istnienia zespołu. Punk-rock wyparował, garażowe granie ustąpiło elegancji i wysmakowaniu znanemu z projektu The Last Shadow Puppets. Najnowszy album "Tranquility Base Hotel + Casino" zaskoczy na pewno wielu fanów Arctic Monkeys, a część z nich w ogóle go nie zaakceptuje. Nie jest to już tzw. indie-rock. Muzyka oparta głównie na fortepianie, zaś gitary są skrzętnie poukrywane. Melodie ciągną się leniwie, wiją wokół refrenu, rytm jest wyraźny, z pulsującą perkusją i podkręconą gitarą basową. Nagrania nie są oczywiste, a melodie nieproste - rozbudowane. Nie od razu przyswajalne, ale z czasem głęboko wbijające się mózg. Hipnotyzujące. To jakby muzyka filmowa, ilustracyjna, bardzo niepokojąca. Luksusowa i psychodeliczna jednocześnie. Dużo dobrego wnosi wokal Turnera, który śpiewa niczym wczesny David Bowie zabarwiony Sergem Gainsbourgiem.
"Tranquility Base Hotel + Casino" to album koncepcyjny. Obraca się wokół spraw dorosłości, realizacji i nie realizacji młodzieńczych zamiarów, spełnionych i niespełnionych marzeń, ale także mówi o rozczarowaniu i nudności świata, niejaką jego gentryfikacją. Szaleńcze młodzieńcze plany i ambicje konfrontowane są z dorosłą twardą rzeczywistością. To wszystko przyobleczone jest stylistyką rodem z science-fiction. Turner z zespołem uciekają w kosmos, na Księżyc. Tranquility Base to miejsce pierwszego lądowania człowieka na Księżycu (program Apollo w 1969 roku). W tytułowym utworze "Tranquility Base Hotel + Casino" miejsce to zamienia się w luksusowy resort turystyczny dla bogatych i znudzonych emerytów. Warto podkreślić, iż na okładce albumu znajduje się projekt owego hotelu (zresztą makieta hotelu osadzona jest na magnetofonie szpulowym Revox A77).
Do mnie dotarła winylowa wersja albumu, ale nie klasyczna czarna, a wytłoczona na tzw. przezroczystym winylu 180 gram. To rozkładówka - w jednej jej części ukryta jest 16-stronicowa elegancka książeczka z teksami i fotografiami. W drugiej znajduje się przezroczysty winyl zaopatrzony w czarną kopertę z folią antystatyczną (brawo!). Okładkę (zaprojektowaną przez samego Turnera) zdobi kartonowa makieta Tranquility Base Hotel + Casino osadzona na kultowym magnetofonie szpulowym marki Revox A77. Na rozkładówce widnieje zdjęcie Turnera dotykającego owej makiety. Poligrafia, projekt, smak artystyczny na najwyższym poziomie.
Płyta nagrana jest doskonale. Bardzo głęboko i wyraźnie, soczyście. Basy są nasycone i wielowarstwowe, wokale wyodrębnione z tła, przestrzeń szeroka i daleka. Winyl brzmi o wiele lepiej niż FLAC 16 bit/44,1 kHz strumieniowany z serwisu Tidal HiFi.
11 maja 2018 r. - Domino Recording Company.
Winyl kupiony w Media Markt Gdańsk za 106,99 PLN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz będzie oczekiwać na moderację