Polpak

wtorek, 29 maja 2012

DAC Hegel HD11




Wstęp
Gwałtowny, by nie napisać – lawinowy postęp w segmencie tzw. computer audio, a także mnogość źródeł cyfrowych (włączając to schyłkowy format płyty kompaktowej) wymusza na melomanach konieczność posiadania wielofunkcyjnego urządzania, które będzie zdolne przetwarzać sygnały cyfrowe wysokiej częstotliwości i rozdzielczości na wysokojakościowy sygnał analogowy. Stąd dziś niezbędne jest mieć porządny DAC, który będzie pełnić funkcję wypustki domowego centrum audio-stereo, a nawet wideo-audio-stereo.

Przetwornik cyfrowo – analogowy Hegel HD11 to nowość w ofercie firmy – jest dostępny w sprzedaży w Polsce od lutego 2012 roku. DAC ten uzupełnia ofertę przetworników, bo są także do wyboru modele: podstawowy Hegel HD2 (test TU), średni HD10 oraz topowy HD20. Jakby się z pozoru wydawało (patrząc na numerację modeli), HD11 to jest lekkie ulepszenie HD10, a w rzeczywistości jest to całkowicie nowa konstrukcja o nowych parametrach i możliwościach.

Hegel HD11 został wypożyczony z salonu audio Premium Sound w Gdańsku.

Umiejętności techniczne i budowa
Najważniejsze zmiany w budowie w porównaniu do modelu HD10 ukryte są w środku, bo nowy DAC Hegla ma umiejętność przyjmowania sygnału cyfrowego przez wejścia S/PDIF koaksjalne i optyczne o rozdzielczości do 24 bitów/192 kHz, a przez wejście cyfrowe USB do 24 bitów/96 kHz, co zapewnia wewnętrzny 32 bitowy przetwornik. W modelu HD10 wewnętrzny przetwornik pochodził z Analog Devices, a w HD11 jest to już bardziej zaawansowany chipset z japońskiej Asahi Kasei Microdevices Corporation – najnowszy delta/sigma AK4399 o dynamice 123 dB. Szczegóły TUTAJ. Producent ponownie nie przewidział możliwości dekodowania sygnału DSD (na przykład z SACD). Wielka szkoda… Co istotne, pasmo przenoszenia rozciąga się od 0 Hz do 50 000 Hz, co jest ewenementem w sprzęcie segmentu home-audio w cenie do 5000 zł.  A jeżeli dodać do tego informację, że typowe zniekształcenia pojawiają się poniżej 0,0007%, to już wyjątkowa sprawa. Warto także podkreślić, że wewnętrzny tor sygnałowy jest symetryczny, a całość zasilana jest z solidnego transformatora toroidalnego, tak, więc z zasadzie odpada konieczność dodatkowego apgrejdu o zewnętrzny zasilacz, wystarczy solidny kabel sieciowy.




Z zewnątrz norweski DAC wygląda typowo dla maniery firmowego designu: skromnie, by nie rzec – ascetycznie i „nierzucająco się w oczy”. Prosto, lecz użytecznie. Ot, niewielkie czarne pudełeczko stojące na 3. gumowych nóżkach.

Na panelu przednim, pod firmowym logo umieszczono niebieską diodą sieciową, a tuż nad nią 4. małe diody (też niebieskie) informujące o wybranym aktualnie wejściu. Wielkim nieszczęściem jest brak możliwości wyboru źródła z poziomu innego niż z pilota zdalnego sterowania, który jest wielkości i grubości znaczka pocztowego, łatwo więc go zawieruszyć na przykład pod serwetką podczas śniadania. A w takim przypadku zapomnijcie o zmianie typu wejścia w HD11… Trzeba koniecznie znaleźć pilot! Dobrym i praktycznym rozwiązaniem będzie tu przymocowanie do niego breloczka reagującego piskiem na gwizdanie. Ale dosyć żartów.

Na szczęście tył urządzenia jest bardziej bogaty niż front, bo można tu znaleźć liczne wyjścia, w tym analogowe RCA i symetryczne XLR oraz wejścia cyfrowe: S/PDIF – jedno optyczne i dwa elektryczne, a także i USB, które jest wejściem dla, jak to definiuje producent, karty dźwiękowej typu „plug&play”.   
Uwaga! Producent zaleca wejście cyfrowe „COAX 1” jako podstawowe, bo o najlepszej charakterystyce dźwięku.

Idąc dalej, z prawej strony umieszczono włącznik sieciowy oraz gniazdo sieciowe IEC, a przy nim okrągłą zaślepkę miejsca ze szklanym bezpiecznikiem. Jak to zwykle u Skandynawów, nie przewidziano możliwości pozostawienia urządzenia w trybie pracy „stand-by”. Ach, ta ekologia…
W odróżnieniu od wzmacniaczy Hegel H70 (TU), H100 (TU) i H200 (TU), opisywany DAC na szczęście zapamiętuje ostatnio wybrane (ustawione) źródło.





Dźwięk
Hegel HD11 jest dość przezroczysty, to znaczy, że nie dodaje/nadaje zewnętrznemu sygnałowi swojej charakterystyki dźwiękowej, czy własnej barwy. DAC otrzymany sygnał tak „obrabia” i porządkuje, że dźwięk zyskuje przede wszystkim na przestrzenności, potem uszczegółowieniu w rozumieniu nabrania większej precyzji, a także dodaje ogólnej masy i ciężaru. Ale po kolei.

W nagraniu Kyoto Jazz Massive „Fueled for the Future” (Jazznova – 2008 r) zauważalnie poszerza się scena, panorama - lepiej definiowane są zjawiska stereofoniczne, a poszczególne dźwięki mają lepiej obrysowane kontury i więcej powietrza dookoła. Tony brzmią dźwięczniej – bardziej rzeczywiście i mocniej namacalnie. To, co często do tej pory było skrywane lub niedostatecznie słyszalne, wypływa na wierzch – najbardziej dotyczy to mikro-wybrzmień i niuansów nagrań takich jak dzwonki, ciche uderzania w czynele, końcówki śpiewanych wyrazów, kolorystyka wokali. Są to z pozoru detale, ale często ważne w oddaniu całościowego charakteru nagrań, ich emocji i prawdziwego tonu. Struktura niskich tonów zaś otrzymała większe nasycenie oraz pozorną moc, bo basy stały się obszerniejsze i z większym bitem, uderzeniem, a także energetyczną sprężystością, która często decyduje o przyjemności odbioru muzyki i jej naturalności znanej z prawdziwych koncertów.

Na płycie Dave Douglasa „Freak In” (RCA Victor/BMG – 2003 r) trąbka lidera zabrzmiała entuzjastycznie, ciepło i z niezłą głębią oraz z kapitalną lokalizacją przestrzenną – wydawało się, że instrument ten gra realnie „tu i teraz”. Piękna ułuda!  Jednocześnie zdawało się, że wyższy podzakres basu był nieco podkreślony, ale za to najniższy zyskał więcej masy, obfitości, bo gitara basowa Brada Jonesa otrzymała dużo szybkości i zróżnicowania poszczególnych strun, przy zwiększonym ich wolumenie i dynamice, ale ciągle przy realistycznym (wiarygodnym) poziomie, bez zbytniego podkręcenia, niepotrzebnego podrasowania barw. Co istotne, i co winduje norweski DAC na wysoki pułap jakościowy, wszystkie dźwięki zostały wygenerowane w sposób absolutnie uporządkowany, czysto i nieprawdopodobnie klarownie, z dużą rozdzielczością ukazującą każdy z instrumentów osobno (włączając w to i komputer Jamie Safta) dokładnie i dużą kulturą. Piszę „z dużą kulturą”, bo Hegel HD11 niczego nie robi na siłę, nie wydobywa na wierzch tego, co niepotrzebne, co nie decyduje o istocie muzyki, nie sili się na eksponowanie wszystkich detali tła, a jedynie tych istotnych dla całościowego przekazu. Bardzo mi taki rodzaj grania odpowiada, przemawia do mojego gustu – duże emocje i wierna muzykalność na pierwszym miejscu, a pogłębiona analiza, sucha kliniczność – dopiero na drugim. Taki dźwięk można nazwać jako optymalnie muzykalny, bo w połączeniu z dużą skalą i z właściwym rozmachem jest wysokiej klasy. Pierwszej klasy w tym przedziale cenowym!






Konfiguracje
Norweski DAC równie chętnie i dobrze współpracuje zarówno z komputerem (u mnie to MacBook Apple), z odtwarzaczem płyt CD (Musical Fidelity A1 CD-PRO), jak i z serwerem muzycznym (CocktailAudio X10 - test TU).
Warto zwrócić uwagę na to, że podczas pracy z komputerem z poziomu pilota (o ile będzie akurat gdzieś pod ręką i niezagubiony pod np. pudełkiem zapałek) można sterować kolejnymi słuchanymi plikami muzycznymi, a także i ścieżkami w np. „You Tube”. Pilotem można także regulować poziom głośności sygnału wychodzącego z komputera. Wielce użyteczna funkcja. Jeżeli natomiast chodzi o różnice pomiędzy wejściem cyfrowym S/PDIF Toslink vs. elektryczne, to moim zdaniem optyczne w odbiorze powoduje leciutkie zmiękczenie dźwięku, większą jego płynność („lanie się”), lecz jest to bardzo mały niuans - na granicy percepcji, a może i autosugestii (?). Co do wyjść analogowych, RCA kontra symetryczne XLR to oczywiście na tych drugich dźwięk jest nieco bardziej dynamiczny (głośny), co nie oznacza, że lepszy. Na pewno gniazda zbalansowane są wygodniejsze w użytku, w związku z czym używałem (i używam) je jako podstawowe w połączeniu z symetrycznymi wejściami we wzmacniaczu Hegel H100. Kabel na wtykach XLR łatwiej zaaplikować i lepiej (porządniej) się trzyma w dedykowanym gnieździe.

W połączeniu ze wzmacniaczem lampowym Xindak MT-3 (TU) Hegel HD11 zapewnił lekkie utwardzenie basu, a także jego większe zaokrąglenie, co bardzo pozytywnie wpłynęło na ogólną prezentację dźwięku. Poza tym, co oczywiste, poszerzyła się panorama stereofoniczna, a poszczególni wokaliści i muzycy, a w zasadzie ich instrumenty znaleźli ściśle przyporządkowane miejsce na scenie, choć naturalnie w granicach lampowej normy, czyli mniej precyzyjnej niż w tranzystorze Hegel H100.
Jednym z optymalnie grających połączeń było zestawienie ze wzmacniaczem Hegel H100 oraz z kolumnami podstawkowymi Amphion Helium 510 (TU) jako monitorami bliskiego pola, gdzie źródłem był naprzemiennie komputer MacBook Apple lub serwer muzyczny CocktailAudio X10. Przyjemne, relaksujące granie z piękną średnicą, mocnym (przekonującym) dźwiękiem oraz  wspaniałą harmonią przekazu.
Opisywany DAC sprawdził się również wybornie w zestawie słuchawkowym składającym się ze wzmacniacza słuchawkowego Musical Fidelity X-Can v.3 z dedykowanym zasilaczem Tomanek (TU) oraz słuchawkami Sennheiser HD650. Podniósł jego dźwięk o spory poziom, klasę.






Konkluzja

  1. Budowa zewnętrzna „nienachalna” – surowa, aczkolwiek schludna. Minimalistyczna, bo brak tu jakiegokolwiek wyświetlacza na panelu frontowym.
  2. Brak możliwości sterowania urządzeniem inaczej niż przy użyciu malutkiego pilota zdalnego sterowania. Duża wada.
  3. Wielofunkcyjne urządzenie – grające dobrze zarówno z komputerem, jak i z innymi źródłami. Liczne wejścia i wyjścia. Zaawansowany 32 bitowy chipset firmy Asahi Kasei Microsystems.
  4. Dźwięk charakteryzujący się wybitną przestrzennością oraz wyborną stereofonią. Świetnie lokalizowane są źródła pozorne.
  5. DAC wydobywa na wierzch to, co najistotniejsze w substancji muzyki – gęstą, zniuansowaną średnicę naszpikowaną licznymi detalami, a także silny motoryczny bas oraz tzw. dźwięczność.
  6. Ogólnie można napisać, że przekaz cechuje się wysmakowaną kulturą oraz wielobarwną muzykalnością, która decyduje o radości i swobodzie słuchania. DAC nie wyciąga na siłę wszelkich detali, trudno go nazwać analitycznym.
  7. Bardzo dobra proporcja jakość/cena – około 4000 zł to kwota, która jest warta wydania za tak udane i rzetelnie grające urządzenie, które jednocześnie posiada wiele funkcji i liczne możliwości.
Sprzęt używany w teście
Wzmacniacze: Hegel H100 i Xindak MT-3 oraz wzmacniacz słuchawkowy Musical Fidelity X-Can v.3 z zasilaczem Tomanek (TU).
Źródła: odtwarzacz płyt CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, komputer MacBook Apple, serwer muzyczny CocktailAudio X10, a także sygnał cyfrowy telewizji kablowej Multimedia i liczne inne. 
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand, Audio Academy Phoebe III oraz Amphion Helium 510.
Słuchawki: Sennheiser HD650.
Kable: różne.
Akcesoria: stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40 (TU), stolik audio VAP (TU), stojak na słuchawki Woo Audio, a także 10. sztuk paneli akustycznych Vicoustic Wave Wood (TU).

Parametry techniczne
Dostępne są na stronie firmowej Hegel Polska: TUTAJ.

Zdjęcia wnętrza pochodzą z TEJ strony.

5 komentarzy:

  1. O widzę że Ty rzeczywiście nad morzem mieszkasz, nad samym morzem |:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hi
    Popraw fragment "przez wejścia SPDIF koaksjalne i optyczne o rozdzielczości do 24 bitów/192 kHz, a przez wejście cyfrowe do 24 bitów/96 kHz" - brakuje USB przed "do 24 bitów/96 kHz"
    Pzdr. Fr@ntz

    OdpowiedzUsuń
  3. Sea Tower! Super zdjęcie z Klubu Mieszkańca. Co do sprzętu Hegl'a to się miotam między H200 a Audio Research VSi60. Czy masz jakiś pogląd w tej sprawie? Głównie słucham Tria Jazzowego i fortepianu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, Sea Towers.

    Natomiast w sprawie ewentualnego wyboru wzmacniacza proszę o list na adres violett_wolf@gazeta.pl

    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń

Komentarz będzie oczekiwać na moderację