Wstęp
Prawdopodobnie, kiedy każdemu audiofilowi wymienić nazwę kraju „Wielka
Brytania”, od razu do głowy przychodzi mu całe mnóstwo pozytywnych skojarzeń ze sprzętem
audio. Począwszy od takich marek jak Linn, Spendor, Harbeth, ATC, Cyrus,
Tannoy, SME i PMC, poprzez Rega, Creek, Audiolab, KEF, czy Musical Fidelity, a
kończąc na Roksan, Arcam i Mordaund-Short oraz Cambridge Audio i Naim,
naturalnie. Tak, Wielka Brytania, pod tym względem, jest prawdziwą potęgą w
świecie audio-stereo. W latach 60-tych, 70-tych i 80-tych XX wieku wykuwało się mnóstwo brytyjskich
marek audio. To wówczas powstały Harbeth, Linn, Creek, Rega, SME, Arcam, Cyrus,
czy właśnie Naim.
Wiele powyższych firm ma obecnie już status kultowych lub legendarnych, a ich produkty są obiektem pożądania wielu melomanów – choćby duże monitory Harbeth, gramofon Linn Sondek LP-12 lub kolumny Tannoy Glenair. Sprzęt audio-stereo z Wielkiej Brytanii ma to, czego wielu innych producentów nie ma i nigdy nie będzie miało – brytyjski prestiż, wyspiarski styl i klasę, a także wysoką jakość - połączone w jednym miejscu, w konkretnym urządzeniu. One mają audiofilską duszę. Nie inaczej jest i w przypadku firmy Naim - jest kultowa, ma ciekawą historię i produkuje sprzęt audio najwyższej próby jakościowej i dźwiękowej.
Wiele powyższych firm ma obecnie już status kultowych lub legendarnych, a ich produkty są obiektem pożądania wielu melomanów – choćby duże monitory Harbeth, gramofon Linn Sondek LP-12 lub kolumny Tannoy Glenair. Sprzęt audio-stereo z Wielkiej Brytanii ma to, czego wielu innych producentów nie ma i nigdy nie będzie miało – brytyjski prestiż, wyspiarski styl i klasę, a także wysoką jakość - połączone w jednym miejscu, w konkretnym urządzeniu. One mają audiofilską duszę. Nie inaczej jest i w przypadku firmy Naim - jest kultowa, ma ciekawą historię i produkuje sprzęt audio najwyższej próby jakościowej i dźwiękowej.
Naim Audio
Przedsiębiorstwo istnieje od 1973 roku, zlokalizowane jest w angielskim mieście Salisbury. W 2011 roku Naim Audio zostało przejęte przez francuską firmę Focal - JMLab.
Generalnie patrząc na ofertę Naim, jest ona niezwykle
rozbudowana – dostępnych jest około 60 pozycji pogrupowanych w różnych
kategoriach klasowych oraz cenowych, od flagowej serii 500 do
średnio-budżetowej 5i, od analogu do cyfry, od odtwarzaczy sieciowych do kolumn
głośnikowych. Są tu także systemy nagłośnieniowe dla samochodów Bentley, czym
firma szczególnie się szczyci. Naim to także liczący się wydawca muzyki –
posiada swoje studio nagrań i wytwórnię płyt „Naim Label”, dla której nagrywa
słynny gitarzysta Antonio Forcione, grupa Acoustic Alchemy, czy Dominik Miller
lub zespół Phantom Limb. Nie trzeba, zdaje się dodawać, że firma ma własny
sklep internetowy z muzyką, skąd można pobrać (za opłatą) pliki hi-res lub po
prostu kupić zwykłą płytę CD. Zwykłą płytę, ale o wysokiej, referencyjnej
jakości nagrania.
Seria XS to druga „od dołu” propozycja w katalogu firmy
Naim. Oprócz tu opisywanych wzmacniacza zintegrowanego Nait XS oraz odtwarzacza
płyt CD5 XS, przynależą także do niej między innymi tuner NAT05 XS, zasilacz
FlatCap XS, odtwarzacz sieciowy ND5 NS, a także dwa przedwzmacniacze oraz
końcówka mocy.
Opisywany zestaw Naim XS został wypożyczony z salonu audio Premium Sound w Gdańsku.
Budowa oraz wrażenia ogólne
Komplet Naim XS zbudowany jest typowo po angielsku. I to
dosłownie. Obowiązuje, panuje tu „ruch lewostronny” – no może nie wszędzie, ale
ten na pewno zwraca od razu uwagę, kiedy użytkownik sprzętu Naim próbuje
przyłączyć kable głośnikowe do wzmacniacza. Bo lewy głośnik przyłącza się tu do
prawej pary zacisków głośnikowych, a prawą kolumnę do lewej pary zacisków. W
ten sposób zachodzi konieczność krzyżowania kabli z tyłu urządzenia. Ciekawa
koncepcja. Można ją obejść (w przypadku niechęci krzyżowania kabli
głośnikowych) za pomocą odwrotnego przyłączania sygnału do wzmacniacza, czyli
lewy kanał np. z odtwarzacza CD5 XS do
prawego w Naim Nait XS, prawy do lewego i tak dalej. Takich oryginalnych
rozwiązań jest tu oczywiście więcej. Nie ma tu także „normalnych” terminali
głośnikowych – ich rolę pełnią po prostu „otwory” w obudowie otoczone małym
plastikowym pierścieniem czerwonym lub czarnym. Inżynierowie Naim uważają, że
taki sposób montowania zacisków (?) głośnikowych jest najlepszy dla dźwięku. W
związku z powyższym, aby podłączyć głośniki trzeba użyć (po stronie
wzmacniacza) końcówek kabli zaopatrzonych w tzw. banany. Inna wersja
wykluczona.
Szczególną troskę brytyjscy konstruktorzy poświęcili
izolacji gniazd sygnałowych i innych od masy obudowy. Z tym, że są to gniazda
typu pięcio-bolcowe DIN, klasyczne i dla reszty świata - w zasadzie
historyczne, bo już nieużywane od lat. A u Naima z powodzeniem wciąż
implementowane. I nie bez racji, warto dodać. Bo tak, jak przed chwilą
wspomniałem, są one całkowicie izolowane od masy obudowy – są montowane na listwie
umieszczonej wewnątrz sprzętu, DINy nie stykają się z obudową – w miejscu ich
wyprowadzenia na zewnątrz obudowa jest odpowiednio wycięta. Dlatego Naim zaleca
łączyć swoje urządzenia wyłącznie kablami DIN. Poza tym zacisk DIN oprócz
przewodzenia sygnału, ma też inne zadanie – jeden z jego bolców odpowiedzialny
jest za uziemienie. Oczywiście, sprzęt Naima posiada też gniazda RCA – te
jednak nie są izolowane od obudowy urządzeń. Jednakowoż zewnętrzne wyjście przedwzmacniacza
i końcówki mocy w Naim Nait XS połączone są zworką typu DIN. Opcji RCA – brak.
I bardzo dobrze. Mówiąc szczerze, taka logika bardzo mnie przekonuje i to
dobrze, że pod tym względem Naim jest aż tak konserwatywny (podobnie zresztą
jak i Linn).
Co do wnętrza, to niezwykły jest gigantyczny transformator
toroidalny wzmacniacza – nie dość, że zajmuje nieomal połowę jego objętości to
jest jeszcze przytwierdzony „na luźno”, a nie sztywno. Kiedy potrząsnąć wzmacniaczem
- słychać lekki klekot. Taki sposób montażu ma zmniejszać ewentualne wibracje.
Toroid ma moc 380 Wat, przy deklarowanej mocy wzmacniacza Nait XS zaledwie 2 x
60 Wat przy 8 Ohm. Te liczby mówią wiele o potencjale prądowym – moc impulsowa
może być gigantyczna.
Pozwolę sobie nie opisywać wszystkich elementów budowy
kompletu Naim Nait XS i CD5 XS – są one dostępne w sieci. Napiszę jeszcze kilka
słów o wrażeniach ogólnych.
Jak prezentuje się zestaw Naim Nait XS plus CD5 – każdy
widzi. Tak, jak są tradycjonalistyczne gniazda w Naim oraz podejście do sprawy
zasilania, tak samo i ortodoksyjna jest estetyka wizualna. Od lat niezmieniana,
a raczej tylko lekko korygowana. Naim to zawsze duże firmowe logo (podświetlane
na zielono) umieszczone na panelu przednim. Wieczorem wygląda to więcej niż
fascynująco – hipnotyzująco wręcz. Lewa strona panelu to regulator głośności we
wzmacniaczu oraz szuflada na płytę – w odtwarzaczu CD. Oczywiście, szuflada otwierana
(i zamykana) ręcznie – żadnej mechaniki. Po jej otwarciu, płytę kompaktową
nakłada się na napęd, a następnie przykrywa krążkiem z magnesem. I zamyka. To coś
w stylu odtwarzaczy CD typu „top-loader” (np. Musical Fidelity A1 CD-PRO), ale
bez wkładania płyty od góry obudowy, a ze strony jej frontu. Zresztą, moim zdaniem,
rozwiązanie takie jest bardzo funkcjonalne i niekłopotliwe w użytkowaniu.
Wracając do panelu przedniego. Prawą jego część zawsze zajmują
przyciski funkcyjne – guziki te naciśnięte stawiają dostojny lekki opór i
momentalnie zapala się pod nimi zielone firmowe światełko. Piękna rzecz.
Podświetlenie zarówno przycisków, logo „Naim”, wyświetlacza odtwarzacza CD
można modyfikować lub całkowicie wyłączyć.
Warto jeszcze dodać, że wzmacniacz przyłączony do sieci, nagrzewa
się przez kilkanaście sekund i dopiero po tym czasie zaczyna grać, jest gotowy
do pracy.
Pilot zdalnego sterowania wykonany jest z plastiku. Za jego
pomocą można obsługiwać wszystkie funkcje zestawu, a także i w dedykowanym
tunerze radiowym. Sterowanie jest proste, ale wymaga trochę nauki, a także
przyzwyczajenia, bo też jest nietypowe. Na przykład, by obsłużyć CD trzeba
najpierw wybrać owe źródło (pilotem, oczywiście) we wzmacniaczu, a następnie przycisnąć guzik „CD” na
pilocie, by sterować odtwarzaczem. Urocza sprawa.
Ogólnie, design Naima bardzo mi się podoba, przypada do
gustu. Jest oszczędny stylistycznie, ale niewątpliwie piękny w swej skromności
i prostej logice funkcjonalności.
Dźwięk
Na początek przesłuchałem winyl Davida Bowiego „The Rise and Fall of Ziggy Sturdust and the Spiders
from the Mars”, remaster z 2012 roku (test TU). Gitara basowa Trevora Boldera zabrzmiała
dostojnie i bardzo realistycznie – jej struny wręcz porażały dosadnością i mocą
obecności. Do tego ich stan skupienia był nieprawdopodobnie gęsty, z fascynującym
poczuciem realnego grania, a nie jego odtworzenia z płyty. Z kolei wokal
Bowiego wydał się wspaniale wycięty z przestrzeni i zogniskowany w jednym miejscu,
solidnie podkreślony i wybornie kolorowy, z intrygującą teksturą. Sam dźwięk
winylu był nisko schodzący, nieprawdopodobnie masywny („mięsisty”) z olbrzymią
dynamiką. Szokująco dużą dynamiką, trzeba podkreślić. Uderzenia pałeczek w
perkusję były solidnie atakujące oraz z odczuwalnym dużym bitem. Natomiast
gitary miały niesłychanie rozwibrowane struny, więcej niż zdyscyplinowane i
rytmiczne – fascynujące. Niewyobrażalnie dźwięczne.
Potem przyszła pora na płytę CD z kompilacją muzyki
etnicznej z dominacją hinduskiej „Doosha Project” (Sony Polska – 2006 r.). Tu
rzecz miała się podobnie jak poprzednio. Nieprawdopodobnie skupiony, ciężki
dźwięk, lecz jednocześnie z wyborną lekkością.
Pasmem, które najbardziej (i najwcześniej) dało o sobie znać były basy.
Ale jakie basy! Stan nasycenia niskich tonów był niezwykle gęsty i sprężysty.
Mówiąc szczerze, dawno nie słyszałem tak wysokiej jakości tego zakresu, no
chyba, że były to konstrukcje o wiele, wiele droższe. Grupa wokalna z Republiki
Tuwa (Federacja Rosyjska) - Huun-Huur-Tu zaśpiewała swymi nosowo-krtaniowymi (gardłowymi)
alikwotowymi głosami tak realistycznie, że miałem silne wrażenie bycia na ich prawdziwym koncercie. Ich śpiew był bliski i wiarygodny. Aksamitnie gładki i niepopadający
w szorstkość, ostrość. Dobrze zróżnicowany.
Gdybym w tym miejscu zakończył opis, Drogi Czytelnik pomyślałby,
że testowany zestaw Naima jest doskonały i całkowicie bez wad. A tak nie jest.
Pierwszy kontakt sensoryczny jest tu bardzo fascynujący, emocje wielkie, a
dźwięk rozległy i spektakularny. Żywy i dynamiczny. Tłusty i kaloryczny, można rzec. I co ważne, ta dynamika i
emocje idą w parze – po drodze im z poczuciem tempa i ruchu; można zaryzykować sformułowanie dla właściwego opisania tego zjawiska - „wierna rytmiczność”. Zaś dźwięk instrumentów i
wokale są odbierane jak prawdziwe – wyodrębnione każdy z osobna i kreślone
niczym na koncercie. Po prostu wspaniale.
Niestety, pomimo tego, że scena jest bardzo szeroka,
rozległa i sięgająca daleko poza linię kolumn, to można ją nazwać płaską lub spłaszczoną.
Głębia sceny jest mocno ograniczona – większość źródeł pozornych znajduje się
na przedzie, blisko. Dalsze plany są trudne do uchwycenia. Oświetlenie tyłu
sceny jest umiarkowane, bo to śródpole jest głównym królestwem Naima. Często miałem wrażenie,
jakby ktoś włączył hipotetyczny przycisk „surround”, a nawet „loudness”. Dźwięk
jest niezwykle bogaty i wiarygodny, ale przesunięty do przodu. Może to
przeszkadzać, ale można też przyzwyczaić się do tej maniery – jeżeli taka
definicja przekazu komuś przypadnie do gustu, to na zawsze pokocha Naima, a w
zasadzie jego firmowy styl grania. Natchniony, lecz napompowany. Taka jest cena
kompromisu pomiędzy wiarygodnym dźwiękiem, a jego rozciągnięciem w głąb i przy
(relatywnie) umiarkowanej cenie zestawu.
Idąc dalej a propos dźwięku. Do powyższego opisu należy
dodać także odczuwalny mniejszy błysk instrumentów na wysokich rejestrach, umiarkowaną
rozdzielczość sopranów - walutą jest tu namacalne ciepło, ale nie przesadna szczegółowość.
Analizowanie dźwięku, pochylanie się nad każdym tonem, czy mikro-tonem nie jest
w stylu Naima. Detale słabiej odciskają się na czarnym, dalekim tle. Tu jest
raczej ogólne nakreślenie dźwięku, jego wiarygodna obecność, a nie lupa
powiększająca – Naim nie wyciąga na zewnątrz szczegółów i szczególików, nie
podkreśla złych realizacji dźwiękowych (nagrań), a te rewelacyjne nieco spłaszcza.
Uśrednia.
Konfiguracje
Zestaw Naima przyłączałem do trzech par kolumn: monitorów
PMC Twenty.21 oraz Divine Acoustics Alya, a także do podłogówek Vienna
Acoustics Mozart Grand.
Vienna Acoustics Mozart Grand to kolumny lubiące dużo watów
dostarczanych ze wzmacniacza – im więcej, tym lepiej dla ich pełnego
wysterowania. Wiele wzmacniaczy nie udźwignęło tego zadania w całości, a kilka
poległo. Naim Nait XS mimo, że dysponujący zaledwie mocą 2 x 60 Wat opanował w
całości prądożerne wiedeńczyki, nadał im swój ton i rytm. Ujarzmił bez
problemu. Wspaniale napełnił basem i wielokolorową średnicą, nie zapominając o
wysokich tonach. Rewelacja, choć przy głośniejszych odsłuchach ta magia ginęła. Dodatkowo, przestrzeń rysowana była horyzontalnie i
wertykalnie, a nie w głąb. To raczej 2D, a nie 3D.
Co do monitorów PMC Twenty.21 to dokładniej je opisałem TUTAJ, a Divine Acoustics Alya TUTAJ. Na podstawie tych obserwacji mogę
napisać, że wzmacniacz Naim Nait XS radzi sobie wyśmienicie z różnymi
kolumnami, nie jest wybredny, czy trudny przy wyborze głośników.
Konkluzja
1. Zestaw Naim XS – wzmacniacz Nait XS oraz odtwarzacz CD5 XS
to solidna budowa, znakomite materiały użyte do konstrukcji, a także ortodoksyjne podejście do zasilania, przesyłu sygnału (gniazda DIN). „Lewostronny”
sposób podłączenia głośników.
2. Konserwatywna brytyjska szkoła designu oraz definicji
dźwięku - do przesady poprawna, ale ze swoją charakterystyczną manierą – dużej
ekspresji, mocnego bitu, bardzo rozbudowanej komunikatywności w średnicy, przy jednoczesnym
zdystansowaniu krzykliwości, zbytniej przesadzonej ekspresji. Bogactwo barw i
pogłosów.
3. Wybitna dynamika, scena pozorna niezwykle szeroka, ale z ograniczoną głębią,
a nawet jej brakiem. Dźwięk silnie wypchnięty do przodu, przez to odbierany
jest jako bliski i wiarygodny, ale też i płaski. Liniowy. Zestaw Naim nie jest
mistrzem ukazywania szczegółów nagrań, nie jest analityczny.
4. Wzmacniacz Naim Nait XS nie jest wymagający, co do
przyłączanych kolumn – w teście bez problemu wysterował każdą parę, choć nie jest mistrzem głośnego grania, a do średnich pułapów natężenia dźwięku.
5. Czy Naim Nait XS oraz Naim CD5 XS to dobry sprzęt hi-fi? Tak
– to wybitny komplet, trzeba jednak lubić firmowy styl gry. Jedno jest pewne,
Naim to marka, którą można tylko nienawidzić lub uwielbiać. "Kochaj albo rzuć" - innych, pośrednich
opcji - brak.
Sprzęt używany podczas testu
Źródła cyfrowe: odtwarzacze CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, komputer MacBook Apple, a także przetwornik cyfrowo-analogowy Matrix Quattro DAC (test TU).
Źródła analogowe: gramofon Clearaudio Emotion oraz
magnetofon kasetowy Nakamichi Cassette Deck 1, a także Referencyjny Tuner UKF FM Amplifikator.
Przedwzmacniacz gramofonowy: PreAmplifikator.
Akcesoria: panele akustyczne Vicoustics Wave Wood (10.
sztuk) - (test TUTAJ), platforma antywibracyjna Rogoz-Audio3SG40 (test TU) pod gramofonem, stopy
antywibracyjne Rogoz-Audio BW40 (test TU) pod wzmacniaczem Hegel H100, stoliki audio Ostoja T3
oraz VAP, standy pod monitory VAP, a także akcesoria firmy Sevenrods – zatyczki
do gniazd RCA oraz jumpery do terminali głośnikowych kolumn (testy TU).
Dane techniczne
Który lepiej brać. Tego Naima Xs czy Rega Elicit-r?
OdpowiedzUsuńRzecz gustu. Mi bardziej odpowiada Rege Elecit-R.
OdpowiedzUsuńJeszcze jedno pytanie.
OdpowiedzUsuńElicit-R ma impedencję 8 ohmów.
Mam okazję kupić taniej głośniki Spendor A5R gdzie w specyfikacji jest ohmów 6 lub B&W CM9 w których mam 4 ohmy. O co w tym chodzi Panie Ludwiku?
Czy głośniki te spasują z Regą?