Zawiadamiam Szanownego Czytelnika, że otrzymałem do testów Mastering DAC Antelope Zodiac +. Jest to przetwornik cyfrowo-analogowy, a w zasadzie, jak pisze producent - masteringujący przetwornik cyfrowo-analogowy HD oraz wzmacniacz słuchawkowy. Myślę, że jest to ciekawa "maszynka", która może wnieść dużo dobrego do systemu audio-stereo.
czwartek, 29 marca 2012
Mastering DAC Antelope Zodiac +, wkrótce test!
poniedziałek, 26 marca 2012
Wzmacniacz Hegel H100
Wstęp nr 1
Mam niezwykłą przyjemność zapoznania P.T. Czytelników z 3. kolejnym wzmacniaczem Hegla na odcinku
kilku ostatnich tygodni, bo po modelach H200 (TU) i H70 (TU) przyszła pora na H100.
Wypożyczając go wyobrażałem sobie jego dźwięk jako pośredni pomiędzy niższym i
wyższym modelem, taką ich „mieszankę firmową”, konglomerat dwóch stylów. Nic z
tego - Hegel H100 to pełnoprawny i rasowy egzemplarz o swojej
charakterystycznej manierze i kulturze. Wyjątkowy, można rzec.
Wstęp nr 2
Pewnie spora część Czytelników zastanawia się, jaki jest cel
tej mojej ciągłej szczególnej eksploracji i opisów Hegla? Czy to jest tylko taka czcza
pisanina? Zatem w tym miejscu muszę się przyznać, że oprócz frajdy obcowania ciągle to z nowymi urządzeniami mam też swoją ukrytą intencję – a
mianowicie, szukam odpowiedniego wzmacniacza dla mojego gramofonu Clearaudio
Emotion. Dlatego po opisie wzmacniacza Hegel H200 oraz H70 przystępuję do
modelu H100. Wśród tej trójki mam zamiar wybrać urządzenie najbardziej współpracujące
z gramofonem – pod względem dźwięku oraz funkcjonalności.
Budowa
Hegel jak to Hegel - formę ma prostą i ascetyczną. To surowy
kawał metalu postawiony na trzech nóżkach i z trzema manipulatorami na froncie,
na którym widnieje jeszcze oszczędny wyświetlacz. Typowo skandynawski design.
Piękny w swojej pozornej pospolitości, za którą kryje się duża logiczność i
ergonomiczność budowy. Trzy metalowe nóżki zapewniają wyjątkową stabilność na
podłożu – nic się nie ma prawa kiwać, czy przechylać się. Tu muszę dodać tę
samą uwagę co przy modelach H70 i H200 – metalowe nóżki od spodu mają wyłącznie
goły metal, dlatego konieczne jest bezwzględne zaopatrzenie się w dodatkowe
podkładki, zastosowałem świetne (i niedrogie) Rogoz-Audio BW40 (opis TU). Generalnie H100
wygląda jak H200 jest tylko ociupinę od niego niższy – o jakieś 3-4 centymetry.
Pokrętła potencjometru i selektora wejść, a także włącznika sieciowego chyba
takie same jak w H70 i H200. Zunifikowane. Wyświetlacz natomiast identyczny jak
w H200 i zdaje się, że też w odtwarzaczach płyt CD – CDP2A mk2 i CDP4A mk2.
Tym razem po czarnych jak noc egzemplarzach, wypożyczyłem
wersję srebrną, czy jak to opisuje producent „perłową srebrną” – i muszę
przyznać, że ta o wiele bardziej mi się podoba. Zarówno front jak i obudowa
wykonane są z pięknej blachy. Przód z jakby odlanego i polerowanego aluminium,
a pokrywa – ze stosunkowo grubej i drapanej stali . Coś pięknego! W czarnej
edycji nie widać naturalnej estetyki czystego metalu. Trudno to jednoznacznie i
precyzyjnie pokazać na zdjęciu, ale proszę spojrzeć na te moje poniższe.
Z tyłu urządzenia umieszczono wysokiej jakości terminale
głośnikowe a’la WBT, a tuż obok 4. pary wejść analogowych w postaci gniazd RCA
i 1. parę gniazd XLR. Dodatkowo znajduje się 1. para RCA dla kina domowego –
wówczas wzmacniacz pracuje w trybie „by-pass”, czyli ustawia się na 100%
głośności, a sterowanie dokonywane jest z systemu kina domowego. Przydatna
rzecz dla amatorów „home cinema”. Co niezwykle interesujące, H100 posiada także
3. pary wyjść RCA – w tym jedno do nagrywania, można więc podłączyć np.
magnetofon kasetowy i mieć prawdziwą pętlę magnetofonową:
nagrywanie/odtwarzanie. Wspaniała funkcja dla zwolenników kaseciaków! Pozostałe
2. pary gniazd RCA to wyjścia przedwzmacniacza, czyli istnieje możliwość
przyłączenia dwóch końcówek mocy lub subwoofer jeżeli komuś by było za mało
basu. Osobnego omówienia wymaga wejście USB dla komputera. Współczesny system
audio często pozbawiony jest już zwykłego (normalnego) odtwarzacza płyt CD, a
jego funkcję przejmuje komputer, dlatego coraz więcej producentów montuje wewnętrzny
przetwornik cyfrowo-analogowy, aby ułatwić życie melomanom korzystającym z
komputera jako źródła muzyki. Hegel, zarówno w modelu H70 jak i w tym
opisywanym, zaimplementował DAC, więc można spokojnie przyłączyć np. MacBook i
w ten sposób cieszyć się chociażby dźwiękiem sprowadzonym z Internetu.
Pilot zdalnego sterowania wykonany jest z takiego samego metalu co front wzmacniacza. To perłowe aluminium. Jest estetyczny i ergonomiczny, choć nie lekki. Można nim także obsługiwać inne modele wzmacniaczy lub odtwarzacze płyt CD.
Pilot zdalnego sterowania wykonany jest z takiego samego metalu co front wzmacniacza. To perłowe aluminium. Jest estetyczny i ergonomiczny, choć nie lekki. Można nim także obsługiwać inne modele wzmacniaczy lub odtwarzacze płyt CD.
Funkcjonalność wzmacniacza stoi na bardzo wysokim poziomie.
Tak jak już o tym wspomniałem wcześniej, urządzenie ma możliwość podłączenia 5.
źródeł analogowych oraz 1. cyfrowe (komputer), a także np. amplituner kina
domowego lub subwoofer. H100 ma także pełnoprawną pętlę magnetofonową.
Przypominam, że model H200 ma tylko 3. wejścia źródłowe (sic!), a H70 - aż 7.
Jeśli chodzi natomiast o ergonomię przełącznika sygnału, to jest ona
specyficzna dla Hegla. Po włączeniu sprzętu do sieci automatycznie ustawia się
na źródło zbalansowane i zawsze na poziomie wzmocnienia „+30”. Ciężko z tym
żyć…
Dźwięk
Akurat zbiegła się w czasie możliwość porównania H100 do
wzmacniacza lampowego Xindak MT-3 na lampach EL34 i nie jest to konfrontacja
nieuprawniona. Można powiedzieć, że ten model Xindaka jest w pewnych
środowiskach wręcz kultowy, bo dysponujący bardzo ładną barwą dźwięku oraz
wybornymi, jędrnymi basami. Natomiast Hegel, moim zdaniem, pomimo, że oparty jest
na amplifikacji czysto tranzystorowej to grający bardzo „lampową” manierą pod
względem ciepła i przyjemności dźwięku. Tak przynajmniej mi się kojarzy.
Sygnatura H100 jest nie tylko miła dla ucha jak z lamp elektronowych, ale także
bardzo plastyczna i sugestywna. Kształty poszczególnych dźwięków, tonów są
świetnie obrysowane w przestrzeni, instrumenty namacalne i z piękną aurą, a do
tego dokładnie zlokalizowane na scenie. Hegel odróżnia się natomiast od Xindaka
MT-3 większą szczegółowością - nie ma problemów z ukazaniem zróżnicowania
gęstych nagrań np. chórów, dużych składów instrumentalnych, etc.
Kolejną cechą, która może się podobać to jego umiejętność generowania niskich tonów. Te są świetnie porozciągane w dół, a jakość basu, jego sprężystość i wielopoziomowość, moc i atak predysponują norweski wzmacniacz do wysokiej klasy. Każdy rodzaj muzyki jest świetnie oddawany przez Hegla, czy to opera, czy rock, czy też jazz akustyczny – a wzmacniacz robi to tak czysto i naturalnie, że słuchanie to prawdziwa przyjemność. Piszę te słowa z rozmysłem – więc, podkreślę jeszcze raz: Hegel H100 ma bardzo radosny charakter dźwięku, którego słuchanie nigdy nie męczy, a wiem co piszę, bo odbiór niektórych egzemplarzy to czasami rzeczywiste katusze. Kiedyś słuchałem wysoko notowaną integrę Krell S300i – za przeproszeniem, krew z uszu, żyleta i udręka. Próbowałem zneutralizować jego specyficzną ostrość jakimiś łagodnymi kolumnami – bez efektu, to chyba wzmacniacz dla masochistów.
Kolejną cechą, która może się podobać to jego umiejętność generowania niskich tonów. Te są świetnie porozciągane w dół, a jakość basu, jego sprężystość i wielopoziomowość, moc i atak predysponują norweski wzmacniacz do wysokiej klasy. Każdy rodzaj muzyki jest świetnie oddawany przez Hegla, czy to opera, czy rock, czy też jazz akustyczny – a wzmacniacz robi to tak czysto i naturalnie, że słuchanie to prawdziwa przyjemność. Piszę te słowa z rozmysłem – więc, podkreślę jeszcze raz: Hegel H100 ma bardzo radosny charakter dźwięku, którego słuchanie nigdy nie męczy, a wiem co piszę, bo odbiór niektórych egzemplarzy to czasami rzeczywiste katusze. Kiedyś słuchałem wysoko notowaną integrę Krell S300i – za przeproszeniem, krew z uszu, żyleta i udręka. Próbowałem zneutralizować jego specyficzną ostrość jakimiś łagodnymi kolumnami – bez efektu, to chyba wzmacniacz dla masochistów.
Ale wracając do tematu, muszę napisać, że Hegel gra mocno
nasyconą średnicą, skrystalizowaną i ciut wypchniętą do przodu. Substancjalną
i nacechowaną emocjami. Mówiąc, zwięźle - tony średnie to prawdziwy high-end. I
to nie żaden przedsionek high-endu, a pełnoprawne i dobitne znaczenie tego
słowa. Zastanawiające jest, jak udało się konstruktorom zbudować urządzenie,
które produkuje taką masę wyrazistego i nasączonego wielobarwnością dźwięku,
który odbierany jest jako prawdziwy i często odpowiadający koncertowemu. Słuchacz
ma autentyczne wrażenie obecności wykonawców w pokoju odsłuchowym, blisko i
realnie - zdecydowanie, ale nie agresywnie.
Na płycie CD Boba Rockwella „Bob’s Ben” (Stunds Records)
saksofon tenorowy lidera zabrzmiał śpiewnie i słodko. W finezyjnym
przestrzennym kształcie i barwie. Zaś zespół towarzyszący Bobowi ustawiony był
na linii głośników, ani wypchnięty, ani cofnięty. Sugestywnie, dokładnie i z dużą wiarygodnością. Struny
kontrabasu wyraźnie zróżnicowane, nisko schodzące, ale bez subsonicznych
pomruków. Nie muszę, zdaje się, dodawać, że wrażenia stereofoniczne były
doskonałe, choć oprócz sumy gry wzmacniacza i kolumn należy tu także dołożyć
perfekcyjną realizację płyty, jak zwykle to ma miejsce w studio Stund Records w
Kopenhadze. Oczywiście, czasami można było się można przyczepić do najniższego
basu, który nie zawsze pojawiał się, choć on tam na płycie na pewno jest
zapisany, o czym dokładnie wiem, bo
słuchałem tej płyty też na innych systemach, w tym i słuchawkowych.
Trochę mnie zaskoczyła reedycja winylu Pink Floyd „The Wall”
z 2012 roku słuchana na gramofonie Clearaudio Emotion. Pierwszy utwór – „In the
Flesh?” wysłuchałem w skupieniu by móc w mózgu skalibrować sobie nowy analogowy
wzorzec dźwięku po wcześniejszych odsłuchach tej płyty na nośniku cyfrowym
(reedycja - podwójny CD z 1994 roku), który dobrze znam i uważam go za
majstersztyk realizatorski, taki soniczny odpowiednik „metra w Sevres”. Zaskakująca
była natomiast 3. ścieżka „Another Brick in the Wall Part 1” – początkowy
sugestywny nalot śmigłowca, a potem wielopłaszczyznowość planów, ich realna dookolność,
a także gęsta magma dźwięków, ale świetnie separowanych, przyniosła spektakl
totalny, całkowicie angażujący w muzykę i jej głęboką i skomplikowaną strukturę.
Dawno nie słyszałem, aż takiej substancjalności i wypełnienia dźwiękiem!
Zresztą muszę przyznać, że reedycja na LP pod względem dopieszczenia detali i przestrzeni
jest świetna, bo na płycie CD z 1994 roku ma się lekkie wrażenie kompresji
dźwięku, jego mniejszej skali. Efekty dźwiękowe i głosy na winylu są
trójwymiarowe, bez wątpienia sugestywne i żywe. Gitarowe solo Gilmoura na
ścieżce „Comfortable Numb” brzmi bardzo wyraźnie i blisko, słychać każdą strunę
– nuty przeszywają powietrze niczym błyskawica. Wspaniała płyta, a wzmacniacz
pokazujący ją w wielkim stylu zasługującym na pochwałę. Owszem, istnieją
wzmacniacze, które płytę tę zagrają z ukazaniem jeszcze większej ilości
szczegółów, ale zapewniam, że Hegel pomimo, że nie zawsze pochyla się nad nimi
specjalnie, to robi to z korzyścią dla ogólnego dźwięku, ponieważ niczego nie
spłaszcza, ani nie eliminuje, a przynajmniej nigdy nie ma się takiego poczucia.
Konfiguracje
Najbardziej podobało mi się połączenie wzmacniacza z
gramofonem Clearaudio Emotion – cechy charakterystyczne tego zestawu to
klarowność, gładkość i naturalność, a także i neutralność. Nie zanotowałem zbytniego
podkolorowania, często właściwego dla wielu konstrukcji. Na wielkie uznanie
zasługuje stereofonia z precyzyjnie oddaną sceną – szeroką i głęboką. Nie ma
wątpliwości, że Hegel H100 jest wręcz stworzony dla dźwięku gramofonu, swoją precyzją
czystą i zwinną górą oraz plastyczną średnicą kapitalnie oddaje wszelkie
dźwięki, a także zjawiska przestrzenne. Podobnie sprawa ma się z magnetofonem
kasetowym – przekaz jest płynny i homogeniczny, z soczystymi basami i mocnym bitem.
Spośród 4. par kolumn stosowanych w teście (Vienna Acoustics
Mozart Grand, Xindak MS-1201, Pylon Pearl Monitor oraz Usher S-520) każda z
nich ukazała zarówno swoje silne, jak i słabsze strony.
Vienna Acoustics Mozart Grand posiadają podobną ogólną
sygnaturę dźwięku jak Hegel H100 – plastyczność przekazu, referencyjną
średnicę, pewne niedoskonałości w najniższym basie, a także brak agresji.
Zestawione z „norwegiem” zagrały jednak pięknie, z dużą precyzją
stereofonicznego obrazu, z wielką sceną – szerszą niż rozstawienie kolumn.
Hegel wysterował je totalnie - narzucił głośnikom swój rytm i tempo. Mocno i
apodyktycznie, choć Vienny przez wiele wzmacniaczy, które testowałem, nie były
całkiem opanowywane. A Hegel zrobił to z łatwością, zresztą niższemu modelowi
H70, też to się nieźle udawało. Kolejną mocną stroną mieszanki
norwesko-austiackiej był duży zakres dynamiczny przekazu, a także jego fizyczna
bezpośredniość. Można ten styl opisać sformułowaniem - „granie koncertowe”.
Xindak MS-1201, pomimo że zalecane przez producenta do
wzmacniaczy lampowych z uwagi na jego budowę (tuba wysokotonowa oraz 12 calowy
głośnik niskotonowy) oraz wysoką skuteczność 95 dB to tworzące całkiem
interesującą synergię. Xindaki otrzymały od Hegla więcej niższego basu, a w
zamian Hegel – subtelność i szczegółowość, choć oczywiście w granicach
rozsądku. Myślę, że uprawnione pędzie to zjawisko podsumować określeniem - niezłe „zgranie”.
Z Usher S-520 dźwięk okazał się być niewymuszony, dokładny
(rzeczywisty), z szeroką sceną, a jednocześnie elastyczny i obrazowy, ale o
skali odpowiedniej do gabarytów kolumn. Z zaangażowaniem, lecz z
ograniczeniami na basie.
,„And last, but not least” – Pylon Pearl Monitor, które
bardzo lubię i uważam je za wspaniałą konstrukcję przy jednocześnie okazyjnej
wręcz cenie. I tym razem nie zawiodłem się na nich, bo z Heglem bardzo ładnie
zagrały – z dużą kulturą i z obszernym dźwiękiem. Rasowo i spontanicznie.
Pylony bardzo namacalnie ukazują zjawiska przestrzenne i mają bardzo dobrą
stereofonię. Oczywiście, pewne szczegóły, które Vienny wyłuszczały na pierwszy
plan, Pearle pozostawiały w tyle, lecz dalej były one obecne. Podobnie miała
się rzecz lokalizacją instrumentów – właściwa, lecz nie do końca precyzyjna i
bez owej „aury” wokoło. Podsumowując, Pylony zaproponowały bardzo dobry dźwięk,
naturalny i przyjemny w odsłuchach, przestrzenny i rzeczowy, ale bez
audiofilskich zapędów. I bardzo dobrze!
DAC
Hegel H100 ma bardzo dobry wewnętrzny DAC lub kartę
dźwiękową, jak to o nim pisze producent w materiałach informacyjnych.
Podłączałem MacBooka Apple do wejścia USB i słuchałem różnych plików z
komputera, odtwarzałem płyty CD w komputerowym napędzie, a także słuchałem
muzykę z serwisów „YouTube” i „LastFM”. Muszę przyznać, że dźwięk za każdym
razem wywierał bardzo dobre wrażenie. Hegel ma specyficzną umiejętność
realizowania z komputerowego dźwięku cyfrowego (nie najlepszego, przecież)
angażującego spektaklu o fenomenalnej przestrzeni i z wielką dynamiką. Z
namacalnymi instrumentami oraz wyjątkowo wyraźnymi wokalami. Dobrym niskim i
mięsistym basem. Dźwiek całościowo jest jednorodny i gładki. Dla mnie pierwsza
klasa, choć nie jestem gorącym zwolennikiem computer-audio, a raczej
zdystansowanym sceptykiem.
Hegel H100 versus Accuphase E-213
Wydawało by się, że to zestawienie z pozoru jest nieuprawnione - z jednej strony silny i surowy, a nawet nieokrzesany "norweg", a z drugiej strony luksusowy i dopieszczony "japończyk". Muszę szczerze w tym miejscu przyznać się, że Accuphase E-213 zawsze był moim ulubionym wzmacniaczem. Bo Accu hipnotyzuje pięknymi podświetlonymi wskaźnikami wychyłowymi, które po zmroku pięknie falują w rytm muzyki. Jest w tym coś urzekającego. Ponadto Accuphase posiada niesamowicie dopracowaną budowę i design - wytworny i estetyczny. Do tego całą rozciągłość wyboru wejść, trybów pracy, pętlę magnetofonową z trybem "monitor", możliwość implementacji wewnętrznej karty DAC, przedwzmacniacza gramofonowego, etc. Niestety, wszystkie jego powyższe zalety bledną gdy zestawić go z Heglem H100, bo tak jak Accuphase wygląda, tak Hegel H100 gra i odwrotnie. I nie ma w tym sformułowaniu ani krzty przesady, czy zbytniej hiperboli. Hegel H100 podaje muzykę tak kompletnie i namacalnie oraz w sposób tak niezwykle wyrafinowany, że "świecidełka" Accuphase stają się nieważne/pomijalne i wręcz tandetne przy charakterze prawdziwego dźwięku "norwega". Co więcej, model H100 może stanąć śmiało także i do konfrontacji z Accuphase E-360 - i jestem całkowicie spokojny o wynik tego pojedynku. Bo Hegel to bardzo mocny konkurent.
Accuphase E-213 stoi po stronie miłego i sympatycznego dźwięku, z dużą ilością detali i mikro-wybrzmień, a Hegel po stronie wyrafinowanego przekazu o mocnej i dosadnej charakterystyce. Plastycznej i cielesnej. Namacalnej.
Hegel H100 versus Accuphase E-213
Wydawało by się, że to zestawienie z pozoru jest nieuprawnione - z jednej strony silny i surowy, a nawet nieokrzesany "norweg", a z drugiej strony luksusowy i dopieszczony "japończyk". Muszę szczerze w tym miejscu przyznać się, że Accuphase E-213 zawsze był moim ulubionym wzmacniaczem. Bo Accu hipnotyzuje pięknymi podświetlonymi wskaźnikami wychyłowymi, które po zmroku pięknie falują w rytm muzyki. Jest w tym coś urzekającego. Ponadto Accuphase posiada niesamowicie dopracowaną budowę i design - wytworny i estetyczny. Do tego całą rozciągłość wyboru wejść, trybów pracy, pętlę magnetofonową z trybem "monitor", możliwość implementacji wewnętrznej karty DAC, przedwzmacniacza gramofonowego, etc. Niestety, wszystkie jego powyższe zalety bledną gdy zestawić go z Heglem H100, bo tak jak Accuphase wygląda, tak Hegel H100 gra i odwrotnie. I nie ma w tym sformułowaniu ani krzty przesady, czy zbytniej hiperboli. Hegel H100 podaje muzykę tak kompletnie i namacalnie oraz w sposób tak niezwykle wyrafinowany, że "świecidełka" Accuphase stają się nieważne/pomijalne i wręcz tandetne przy charakterze prawdziwego dźwięku "norwega". Co więcej, model H100 może stanąć śmiało także i do konfrontacji z Accuphase E-360 - i jestem całkowicie spokojny o wynik tego pojedynku. Bo Hegel to bardzo mocny konkurent.
Accuphase E-213 stoi po stronie miłego i sympatycznego dźwięku, z dużą ilością detali i mikro-wybrzmień, a Hegel po stronie wyrafinowanego przekazu o mocnej i dosadnej charakterystyce. Plastycznej i cielesnej. Namacalnej.
Podsumowanie
Hegel H100 ma bas o niezłym rozciągnięciu, zdyscyplinowany, wielowarstwowy
i jędrny, choć nie do końca referencyjny. Średnie tony są bardzo pełne,
charakterystyczne dla „lampy” - nasycone i wyraźne, ale trudno tu mówić o
wyjątkowej szczegółowości i skrupulatnej wierności. Duża detaliczność nie jest
priorytetem dla Hegla. Soprany bardzo śpiewne i niemęczące. Gdyby ten opis
zakończyć w tym miejscu, to nie wyszłaby najlepsza opinia dla „norwega”. Trzeba
więc koniecznie napisać, że te powyższe elementy, pomimo, że w pojedynkę nie high-endowe,
to podane łącznie tworzą arcyciekawy i wyjątkowy konglomerat plastyczności
dźwięku, wglądu w jego prawdziwą wielowątkową strukturę, nieprawdopodobną
stereofonię i tego co najważniejsze w odbiorze muzyki – emocje. Bo te
generowane przez H100 są nieprzeciętnie żarliwe, budujące realny przekaz –
pełen nut, nasączony muzyką i z rzeczywistą mocą dźwięków. Dźwięk jest elastyczny
i świeży z dużą sugestywną plastyką, ze wspaniałą niepowtarzalną barwą i
wyborną harmonią. Wzmacniacz narzuca głośnikom swój rytm i tempo. Angażuje je
do maksymalnego wysiłku. Apodyktycznie i kompletnie. Wzorowo.
Wzmacniacz bardzo dobrze gra w połączeniu z komputerem przed
wejście USB, a także z odtwarzaczami płyt CD. Ma styl gry, który każdy materiał
(zarówno ten lepiej, jak i ten gorzej zrealizowany) ukazuje w sposób przyjemny
dla ucha i z dużym poczuciem realności oraz namacalności dźwięku. Można powyższe
zjawisko nazwać niepospolitą muzykalnością. Jest szczególnie predysponowany do
źródła analogowego – gramofonu oraz magnetofonu, tym bardziej, że producent
zaopatrzył H100 w świetną pętlę magnetofonową.
Hegel H100 tworzy bardzo zaawansowany dźwięk, gra bardzo
bezpośrednio – wprost do uszu, prosto do serca. Wart każdej złotówki, a przy
cenie 10 500 PLN to prawdziwa okazja.
Zakończenie
Ulegam silnemu wrażeniu, że opisywany wzmacniacz nareszcie kupię dla siebie. I będzie to nieodłączny kompan dla gramofonu Clearaudio Emotion…
Cena w Polsce - 10 500 PLN.
Sprzęt użyty podczas testu
Wzmacniacze: Accuphase E-213, Yaqin MC-100B (z wymienionymi lampami), Xindak MT-3
Odtwarzacz płyt CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO
Gramofon: Clearaudio Emotion
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1
Tuner: Rotel RT-1080
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand, Xindak MS-1201, Usher S-520 oraz Pylon Pearl Monitor
Kable: głośnikowe - Siltech Amsterdam, IMG, Klotz, interkonekty - Acrolink, Furutech, Belkin i Klotz, sieciowe - Oyaide i DIY
Kondycjoner: Bada LB-5600 oraz Filtercon
Akcesoria: stoliki VAP oraz Ostoja, sprzęt antywibracyjny: Rogoż-Audio (platforma pod gramofon oraz stopy antywibracyjne pod Hegel H100).
Dane techniczne
Dostępne na stronie producenta: TUTAJ
Cena w Polsce - 10 500 PLN.
Sprzęt użyty podczas testu
Wzmacniacze: Accuphase E-213, Yaqin MC-100B (z wymienionymi lampami), Xindak MT-3
Odtwarzacz płyt CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO
Gramofon: Clearaudio Emotion
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1
Tuner: Rotel RT-1080
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand, Xindak MS-1201, Usher S-520 oraz Pylon Pearl Monitor
Kable: głośnikowe - Siltech Amsterdam, IMG, Klotz, interkonekty - Acrolink, Furutech, Belkin i Klotz, sieciowe - Oyaide i DIY
Kondycjoner: Bada LB-5600 oraz Filtercon
Akcesoria: stoliki VAP oraz Ostoja, sprzęt antywibracyjny: Rogoż-Audio (platforma pod gramofon oraz stopy antywibracyjne pod Hegel H100).
Dane techniczne
Dostępne na stronie producenta: TUTAJ
piątek, 23 marca 2012
Xindak MT-3 - niebawem recenzja
Zawiadamiam niniejszym Szanownych Czytelników, że testuję właśnie wzmacniacz lampowy Xindak MT-3 w wykończeniu drewnianym. Jest to integra na lampach EL34. Bardzo ciekawe urządzenie, zarówno pod względem estetycznym, jak i dźwiękowym, ale po szczegóły zapraszam za kilka dni.
Xindak MT-3 będę porównywał z następującymi wzmacniaczami:
1. Yaqin MC-100B (z wymienionymi lampami)
2. Accuphase E-213
3. Hegel H100,
a używane w teście pary kolumn to:
1. Xindak MS-1201
2. Vienna Acoustics Mozart Grand
3. Usher S-520
4. Pylon Pearl Monitor
PS. Niestety, dostawa nowych wzmacniaczy Yaqin do Polski opóźni się o około miesiąc, tak więc nie będę ich opisywał tym miesiącu, a najprawdopodobniej - dopiero w kwietniu.
środa, 21 marca 2012
Wzmacniacz Hegel H100 - zapowiedź testu
Otrzymałem właśnie wzmacniacz zintegrowany Hegel H100. To już 4. urządzenie tej norweskiej firmy, które mam przyjemność opisywać i testować, a 3. wzmacniacz - po H70 i H200. Będę go podłączał do 4. różnych par kolumn:
1. Vienna Acoustics Mozart Grand
2. Xindak MS-1201
3. Pylon Pearl Monitor (na standach VAP)
4. Usher S-520 (również na standach VAP).
Jako wzmacniacze odniesienia używać będę:
1. Accuphase E-213
2. Yaqin MC-100B (z wymienionymi lampami)
3. Xindak MT-3
Tym razem, jak widać na zdjęciach poniżej, mam Hegla w kolorze srebrnym, który chyba bardziej mi się podoba niż czarny.
Zapraszam P.T. Czytelników za kilka dni do lektury recenzji!
sobota, 17 marca 2012
Filtr przeciwzakłóceniowy Filtercon PFpz2-4-D
Wstęp
Postanowiłem skreślić kilka słów na temat tego filtru
ponieważ, jak przypuszczam, wiele osób poszukuje rozsądnego i niedrogiego urządzania tego
typu do swoich systemów audio-video, a nie chcą zadowalać się zwykłą tzw. komputerową
listwą przeciwprzepięciową i jednocześnie nie dysponują zbyt dużym
zasobem gotówki by móc zaopatrzyć się w drogie stosunkowo produkty np. Gigawatt
lub Enerr.
Ogólnie można powiedzieć, że istnieją dwie zasadnicze szkoły
używania „polepszaczy” prądu – pierwsza, która mówi, że koniecznie należy
stosować tego typu przyrządy jak: listwy, kondycjonery, filtry, etc dla
właściwego funkcjonowania sprzętu audio oraz druga, która zakłada, że najlepszy
jest „czysty” prąd - prosto z gniazdka w ścianie, bez żadnych modyfikacji, zbędnych jego
poprawek. Ta pierwsza grupa dzieli się jeszcze na podgrupy, które zalecają
wymianę bezpieczników w tablicy rozdzielczej oraz w wewnątrz urządzeń audio, czy stosowanie tylko kondycjonera, ale już nie listew (lub odwrotnie), etc. Nie
chcę zbyt drążyć tego tematu, który jest niezwykle wielowątkowy i zawiły, a
nawet, powiedzmy – kontrowersyjny, bo często stojący w sprzeczności z klasyczną
fizyką, więc proponuję przejść od razu do kolejnego punktu.
Mam w swoich zasobach sprzętowych kilka filtrów i listew,
które nazwać można też wg. poprawnej nomenklatury – kondycjonerem pasywnym.
Takim kondycjonerem jest np. Bada LB-5600, którą kiedyś opisałem TU. Posiadam
także niezłą ekranowaną listwę sieciową z gdańskiego Sonus Oliva, następnie Supra, a również filtr przeciwzakłóceniowy (i listwę antyprzepięciową w jednym) Filtercon PFpz2-4-D,
o którym szerzej piszę dalej.
Filtercon
To polska firma z Radomia, która od 30 lat produkuje
szeroką gamę sieciowych filtrów przeciwzakłóceniowych wykorzystywanych w
różnorakich urządzeniach elektronicznych – między innymi w kasach fiskalnych,
wagach elektronicznych, układach komputerowych, sprzęcie laboratoryjnym i
medycznym, etc. Filtercon cieszy się także dużą renomą wśród
audiofilów-melomanów, którzy w dużym stopniu i z powodzeniem stosują filtr
przeciwzakłóceniowy PFpz2-4-D w systemach audio-stereo oraz video.
Budowa i wygląd
To niewielka skrzynka o kolorze czarnym lub srebrnym stojąca
na 4. gumowych nóżkach. Co istotne, cała obudowa wykonana jest z dość grubej
blachy malowanej proszkowo. Na wierzchu znajduje się zintegrowane gniazdo na 3. wtyki z uziemieniem,
a obok, tuż przy boku - podświetlany na czerwono włącznik sieciowy. Z boku znajduje się
wkręcany bezpiecznik, a na następnym boku wyjście przewodu zasilania (o długości 1,5 m). Metalowa
obudowa jest uziemiona, działa więc jak ekran dla zewnętrznych zakłóceń RFI
(Radio Frequency Interference). Wewnątrz umieszczono dławik oraz kilka układów filtrujących,
których schemat pokazuje poniższa ilustracja.
Jego wygląd trudno nazwać wyszukanym, ale z pewnością
spełnia standard estetyki sprzętu laboratoryjnego – schludna użyteczna
prostota. Dużą zaletą jest natomiast jego cena około 50 zł (słownie: pięćdziesiąt),
co czyni go chyba jednym z tańszych tego typu urządzeń na rynku.
Wpływ na dźwięk
Używam Filtercon jako listwę do przyłączenia wzmacniacza
słuchawkowego Musical Fidelity X-Can v.3 oraz gramofonu Clearaudio Emotion, a
także przedwzmacniacza gramofonowego. Dodatkową wartością zastosowanej listwy
jest możliwość jednoczesnego, a przez to wygodnego - włączania/wyłączania
podpiętych do niej przyrządów za pomocą włącznika sieciowego.
W instalacji elektrycznej mieszkań pojawia się dużo zakłóceń
z różnych źródeł. Właściwym zadaniem filtra to tłumienie zakłóceń z sieci
elektrycznej, ale także i eliminacja zakłóceń, które produkują różne domowe
sprzęty typu np. lodówka oraz te posiadające zasilacze impulsowe jak komputer
czy przenośny dysk twardy. Są dwa zasadnicze rodzaje zakłóceń: 1. zakłócenia
różnicowe występujące pomiędzy przewodem fazowym a neutralnym oraz 2. Zakłócenia
wspólne występujące na obu liniach zasilających jednocześnie, czyli na
przewodzie fazowym i naturalnym domowej instalacji elektrycznej. W dźwięku systemu
audio objawia się to najczęściej zapiaszczeniem średnicy i czasami obciętymi
niskimi basami, a także oddaleniem sceny oraz zmniejszeniem rozdzielczości
brzmienia. Oczywiście, są to zjawiska subtelne, ale jednak odczuwalne.
Moim zdaniem, warto podłączać wszystkie urządzenia audio-stereo do filtrów. Wszystkie, oprócz wzmacniaczy (z wyjątkiem słuchawkowych), które lepiej wpinać bezpośrednio do gniazda w ścianie, z powodu tego, że (w moim przekonaniu) wzmacniacze są najmniej wrażliwe na zakłócenia sieci. Natomiast Filtrercon PFpz F-4-D to zdroworozsądkowy wybór, bo jakością budowy zewnętrznej i wewnętrznej nie ustępuje innym sprzętom tego typu, a czasami nawet sporo, droższym. Znane są przypadki, gdy listwa kupiona za około 1000 zł zawierała o wiele więcej „audiofilskiego powietrza” niż rzetelnych elementów. Zastosowany Filtercon nie ogranicza dynamiki przekazu, ukazuje nieco więcej szczegółów nagrań, a co najważniejsze - nie wpływa w najmniejszym stopniu na barwę dźwięku.
Moim zdaniem, warto podłączać wszystkie urządzenia audio-stereo do filtrów. Wszystkie, oprócz wzmacniaczy (z wyjątkiem słuchawkowych), które lepiej wpinać bezpośrednio do gniazda w ścianie, z powodu tego, że (w moim przekonaniu) wzmacniacze są najmniej wrażliwe na zakłócenia sieci. Natomiast Filtrercon PFpz F-4-D to zdroworozsądkowy wybór, bo jakością budowy zewnętrznej i wewnętrznej nie ustępuje innym sprzętom tego typu, a czasami nawet sporo, droższym. Znane są przypadki, gdy listwa kupiona za około 1000 zł zawierała o wiele więcej „audiofilskiego powietrza” niż rzetelnych elementów. Zastosowany Filtercon nie ogranicza dynamiki przekazu, ukazuje nieco więcej szczegółów nagrań, a co najważniejsze - nie wpływa w najmniejszym stopniu na barwę dźwięku.
Konkluzja
Filtr Filtercon jest prosty i wręcz śmiesznie tani (około 50 zł), a dobry. Zalecany
do wielu urządzeń audio-video. W sposób właściwy filtrujący zakłócenia wysokiej
częstotliwości z domowej sieci 230 V, a przez to mający realny wpływ na
polepszenie parametrów dźwięku systemów audio-stereo. Nie jest to urządzenie
klasy high-end, ale nieustępujące parametrami urządzeniom z wyższych pułapów dźwiękowych (w granicach rozsądku, oczywiście), a także korzystnie wpływające na dźwięk sprzętu audio-video, w zupełności
wystarczające do audio z pułapu tzw. średnio-budżetowego.
Parametry techniczne
Napięcie znamionowe - 250 V, 50 Hz
Maksymalne obciążenie - 4A (880W)
Prąd upływu - < 0,5 mA
Absorbcja energii - 145 J
Maksymalny prąd impulsu - 6500 A (8/20us)
Czas opóźnienia - < 25 ns
System ochrony - system 2 P + Z
Tłumienie > 80 dB w zakr. 1 - 100 MHZ
Link na stronę producenta: TUTAJ
środa, 14 marca 2012
Monitory tubowe Xindak MS-1201
Wstęp
Każdy, kto ma za sobą doświadczenie ze wzmacniaczami lampowymi,
wie, że dobrać optymalne do nich kolumny nie jest łatwo. Na rynku jest
olbrzymia ilość różnych kolumn – większych i mniejszych, podłogowych i
podstawkowych, o różnej impedancji i różnej liczbie Ohm. Niestety, przeważająca
część tych głośników jest wykonywana i strojona uniwersalnie „pod tranzystor”,
czyli innymi słowy, mało który producent konstruując nowe kolumny myśli o tym,
żeby ich dedykowanym odbiorcą był wzmacniacz lampowy. Natomiast jednoczesna
rosnąca popularność wśród melomanów wzmacniaczy opartych na lampach
elektronowych w układzie końcówek mocy powyższy problem jeszcze bardziej
poszerza. Użytkownicy „lamp” dobierają więc do nich zwykłe kolumny, czyli
uniwersalne lub posiłkują się konstrukcjami DIY w postaci np. hornów na
głośnikach szerokopasmowych. Na szczęście z roku na rok pojawia się coraz to
więcej propozycji ciekawych kolumn zbudowanych z myślą głównie o szalonych miłośnikach „lamp”, którzy powoli, lecz skutecznie wymuszają na producentach głośniki
dla siebie. Na przykład wśród polskich konstruktorów kolumn, specjalne dla
wzmacniaczy lampowych produkuje krakowska Harpia Acoustisc – modele 300B oraz katowicki
Bodnar Audio – modele Woodline Hornton, Sandglass Fantasy i inne. Moją
natomiast uwagę przykuły monitory tubowe, pochodzące z dalekich Chin – Xindak
MS-1201…
Monitory Xindak MS-1201 zostały wypożyczone do testu z firmy Polpak - polskiego dystrybutora marki Xindak.
Kilka słów o pierwszych wrażeniach i budowie
Mówiąc krótko, monitory wyglądają atrakcyjnie, nieprawdopodobnie
korzystnie i wielce intrygująco. Nie muszę chyba dodawać, że ich wzornictwo
przynosi pozytywne skojarzenia z najlepszymi produkcjami z lat 70-tych –
Xindak'i są jakby żywcem wyjęte z tamtych czasów, wrażenie to potęgują dodatkowo
maskownice o bardzo wintadżowej prezencji. W zestawie dołączone są podstawy (bo
nie podstawki, przecież) o muskularnej posturze wykonane z twardego i
piekielnie ciężkiego drewna o odcieniu identycznym jak monitory. Komplet głośnik
plus podstawa waży około 35 kg/sztuka, w tym monitory – 21 kg. Bardzo zwraca
uwagę wysoka jakość drewna użytego do oklejenia kolumn – zastosowano tu drewno
egzotyczne o ładnym i regularnym usłojeniu, świetnie korespondujące z oldskulowym
stylem Xindaków.
Większą część frontu zajmuje wielka membrana niskotonowego
głośnika z wełny, który ma 12 cali średnicy (305 mm) i jak podaje producent,
został wyprodukowany na zamówienie na Tajwanie (czyżby Usher?). U góry znajduje się
ujście tuby głośnika wysokotonowego, tuba wykonana została z drewna i
aluminium, na zewnątrz wyłożona drewnianą okleiną, co nieprawdopodobnie dobrze
się prezentuje. Tuż obok horna umieszczono wyloty dwóch rur bass-refleksu. Na
przedniej ścianie dookoła brzegów zdecydowano się na pozostawienie widocznego wcięcia w
miejscu łączenia deszczułek – rowek ten nadaje ciekawy i nietuzinkowy styl
wizualny. Z tyłu zamontowano pojedyncze terminale głośnikowe a’la WBT. Należy
podkreślić, że tuż obok terminali, na wspólnej z nimi tabliczce znamionowej,
pod przezroczystą zakręcaną pokrywką znajduje się bateria (Sony) zintegrowana z
przełącznikiem hebelkowym z oznaczaniem „detect”. W przypadku przełączenia
hebelka do góry, zapala się czerwona dioda z oznaczeniem „voltage”. Rozumiem, że jest to
system wykrywania ewentualnego błędu przy połączeniu kolumny – wzmacniacz. To
nie koniec ulepszeń i oryginalnych rozwiązań inżynierów Xindak, bo obok
terminali umieszczono kolejny przełącznik hebelkowy – tym
razem z opisem „bias”. Jak pisze producent, zastosowanie tego systemu
(oryginalnego i opatentowanego) ma podnosić jakość odtwarzania wysokich i
średnich tonów przez monitor.
Wnętrze skrzynek jest schludne i logicznie poukładane. Na
dole umieszczono zwrotnicę zbudowaną z porządnych elementów – widać tu głównie
cewki i kondensatory. Okablowanie wewnętrzne jest wykonane z przewodów
kierunkowych firmy Western Electric (a więc kultowej wśród użytkowników lamp –
vide: Western Electric 300B). Kolumny są wytłumione białą włókniną na bocznych i
tylnych ściankach.
Dźwięk
Choć producent zaleca łączyć te kolumny ze
wzmacniaczami lampowymi to oczywiście przeprowadziłem też eksperyment ze
wzmacniaczem tranzystorowym – Accuphase E-213 oraz z dość staroświeckim amplitunerem SABA. Następnie zestawiałem je ze lampami: Xindak MS-08 na EL-34 oraz Yaqin MC-100B
na KT88.
Tranzystor
Choć monitory są olbrzymie, a membrana basowa ma ponad 30 cm
szerokości, to po włączeniu wzmacniacza tranzystorowego Accuphase E-213 do uszu płynie bardzo
spokojny przekaz, bez eksplozji basu i bez przykrej natarczywości jakiegoś
zakresu. Nic z tych rzeczy – dźwięk jest w pełni harmonijny i uporządkowany,
bez słyszalnego podbicia któregoś z pasm. Muszę w tym miejscu napisać, że
Xindaki grają innym stylem niż znane mi „normalne” kolumny takie jak Vienna
Acoustics Mozart Grand czy Epos M16i lub Harpia Acoustics Amstaff. Więcej tu specyficznej troski o szczegóły nagrań,
wybrzmiewanie mikrotronów, oddania barwy instrumentów i eksplikacji muzyki, a
nie translacji jej rozmachu czy nadmiernego uwidoczniania potencjału skali. Monitory malują
intensywny obraz muzyczny, spokojny i delikatny, ale z ogromnymi emocjami
drzemiącymi w muzyce, a szczególnie w wokalach. Bardzo ta maniera przypadła mi
do gustu, choć, trzeba przyznać, że jest ona niezwykle oryginalna, nieczęsto
spotykana. Testowałem też Xindaki ze starym amplitunerem SABA S-9240 electronic, który mimo że staruszek z końca lat 70-tych i niezbyt dużej mocy, to całkiem ładnie zagrał - melodyjnie i przyjemnie. Po pierwszych wrażeniach i rozgrzewce kolumn z tranzystorem przyszła
pora na podłączenie monitorów tubowych do wzmacniaczy lampowych, czyli do
właściwego dla nich sposobu amplifikacji, bo rekomendowanej przez producenta.
Lampa
Tu zaszła duża zmiana w dźwięku. Zrozumiałem po włączeniu
lampy, dlaczego producent Xindaków zaleca przyłączać je właśnie do tego typu
konstrukcji. MS-1201 mają dużą skuteczność – 95 dB przy łatwej oporności 8 Ohm,
więc już te parametry dużo mówią o ich lampowym powinowactwie, symbiozie.
Wzmacniacze lampowe (Xindak MS-8 i Yaqin MC-100B) bardzo ładnie napędziły te
wielkie kolumny, zrobiły to w sposób kompletny i zupełnie bez wysiłku,
naturalnie i kulturalnie. Dźwięk dostał jeszcze więcej nasycenia, pełności i
klasy niż to było z Accuphase. Muzyka odbierana z nich jest jako gęsta od nut i
tonów, napełniona treścią i informacjami. Prawdziwy strumień dźwięku.
Co istotne, monitory całkowicie „znikają” w pomieszczeniu, dźwięk jest holograficzny – bardzo przestrzenny. Scena i lokalizacja instrumentów na scenie przyjemnie klarowna i łatwa do wyimaginowania. Trzeba podkreślić, że koegzystencja „lampa plus tuba” przynosi obu stronom wymierne korzyści – wzmacniacz lampowy dostaje wybitnej akceleracji jego potencjału dźwiękowego, podkreślenia pięknej barwy lamp, a kolumny otrzymują namacalność dźwięku, jego sensualność i gorące emocje. Występuje tu pełna synergia, czyli zjawisko polegające na tym, że te dwa układy zyskują na jakości dźwięku więcej niż ich osobne możliwości. Brzmienie kolumn jest bardzo dosadne i bezpośrednie, ale nie agresywne i (co ciekawe) bez gigantycznego basu, który oczywiście jest, ale jakby nieco schowany. Bo czuje się tu jego realną obecność i jest go dość sporo - czuć jego potencjalną moc, która kipi pod pozorną powierzchnią spokoju, bo kiedy potrzeba wyprodukować więcej niskich tonów, to szybko wydobywa się na zewnątrz, a potrafi być niesamowicie silny i dosadny. Kiedy słuchałem początkowej partii kontrabasu Sławomira Kurkiewicza na 3. ścieżce płyty „Suspended Night” kwartetu Tomasza Stańki (ECM) to bas był wyśmienicie zróżnicowany, kolorowy – słychać było każdą strunę osobno, a zejście dźwięku było bardzo niskie, a jednocześnie obfite, bez żadnego buczenia, czy rezonowania. Super.
Co istotne, monitory całkowicie „znikają” w pomieszczeniu, dźwięk jest holograficzny – bardzo przestrzenny. Scena i lokalizacja instrumentów na scenie przyjemnie klarowna i łatwa do wyimaginowania. Trzeba podkreślić, że koegzystencja „lampa plus tuba” przynosi obu stronom wymierne korzyści – wzmacniacz lampowy dostaje wybitnej akceleracji jego potencjału dźwiękowego, podkreślenia pięknej barwy lamp, a kolumny otrzymują namacalność dźwięku, jego sensualność i gorące emocje. Występuje tu pełna synergia, czyli zjawisko polegające na tym, że te dwa układy zyskują na jakości dźwięku więcej niż ich osobne możliwości. Brzmienie kolumn jest bardzo dosadne i bezpośrednie, ale nie agresywne i (co ciekawe) bez gigantycznego basu, który oczywiście jest, ale jakby nieco schowany. Bo czuje się tu jego realną obecność i jest go dość sporo - czuć jego potencjalną moc, która kipi pod pozorną powierzchnią spokoju, bo kiedy potrzeba wyprodukować więcej niskich tonów, to szybko wydobywa się na zewnątrz, a potrafi być niesamowicie silny i dosadny. Kiedy słuchałem początkowej partii kontrabasu Sławomira Kurkiewicza na 3. ścieżce płyty „Suspended Night” kwartetu Tomasza Stańki (ECM) to bas był wyśmienicie zróżnicowany, kolorowy – słychać było każdą strunę osobno, a zejście dźwięku było bardzo niskie, a jednocześnie obfite, bez żadnego buczenia, czy rezonowania. Super.
Nie muszę chyba dodawać, że słuchanie wokali z Xindak
MS-1201 to prawdziwa przyjemność. Głos ludzki jest reprodukowany przez monitory
wyśmienicie, bardzo naturalnie i namacalnie. Wiernie. Wzmacniacze lampowe
dodają tu trochę słodyczy i gorąca do ich barwy, a monitory – dokładają z kolej
im tempa i wiarygodności. Tworzy się z tego wysokiej jakości konglomerat,
wypełniony emocjami i namiętnym pulsem. Głos koreańskiej wokalistki Youn Sun
Nah na płycie „Same Girl” (ACT Music) zabrzmiał czarująco i blisko, kiedy potrzeba
był okrutnie żarliwy, a innymi razy - subtelny i delikatny, z wyborną intonacją
i artykulacją. Fascynujący i piękny.
Dobór lamp elektronowych
Kolumny podłączone do wzmacniacza Xindak MS-08 odsłuchiwałem
na lampach EL34 firmy Shuguang, radzieckich militarnych 6N8C z lat 70-tych oraz
12AX7 Tung-Sol. W tej konfiguracji dźwięk był płynny, lejący się naturalnie z głośników,
które „znikały” w pomieszczeniu. Brzmienie było żarliwe i wiarygodne, lecz
wyczuwalnymi gdzieniegdzie podbarwieniami, które przyjmowane były jednak
naturalnie i bez szkody dla dźwięku.
Jednak najbardziej podobał mi się dźwięk zestawu Yaqin
MC-100B plus monitory Xindak. Przy czym dodam, że wzmacniacz „grał” na lampach
KT88 Shuguang Black Treasure Series oraz 6N8C i 12AX7 Tung-Sol. Mocną stroną
tego połączenia była precyzja w oddawaniu pojedynczych, poszczególnych dźwięków,
tonów i mikro-tonów, a także separacja instrumentów oraz wyraźna klarowność
sceny. Kolejnym atutem tego duetu okazał się być mocny i jędrny bas - pulsujący
i organiczny. Rytmiczny i z dużym uderzeniem, ale nie zapuszczający się w najniższe rejony. Natomiast wokale były ukazywane z
ich naturalnym pięknem, lekką słodyczą i dużą namiętnością. Z soczystą –
fascynującą barwą, można rzec.
Konkluzja
1.Monitory tubowe Xindak MS-1201 to rzetelna konstrukcja pod
względem budowy – świetny projekt oraz bardzo solidne materiały i poszczególne
elementy. Wysokiej jakości głośniki – 305 mm niskotonowy wykonany z prasowanej
wełny, a wysokotonowy umieszczony w głębokiej tubie.
2. Estetyka na wysokim poziomie – te kolumny to prawdziwa ozdoba salonu. Piękny, wintadżowy styl.
3. To kolumny o silnym i zdecydowanym charakterze dźwięku, podające muzykę blisko i bardzo bezpośrednio, nacechowane emocjami i skupiające się głównie na średnicy, ale niezapominające także o pozostałych podzakresach. Ze specyficznym basem - mocnym i z dużym potencjałem, ale nie schodzącym zbyt nisko. Monitorowym.
4. Sprzęt oferujący spójny i harmonijny przekaz z żywiołową, bardzo przekonującą prezentacją każdej odmiany muzyki, szeroką sceną i wiernym oddaniem wokali. Referencyjna stereofonia. Wysoka klasa - high-fidelity.
5. Kolumny wymagające doboru odpowiedniego wzmacniacza. Najlepiej (w powyższym teście) współpracujące z lampami KT88, które zapewniły mu najwięcej szczegółowości, timingu; przyniosły czysty wydestylowany dźwięk oraz mocne, nasycone basy.
Informacja ze strony producenta
Tubowy zestaw głośnikowy MS-1201 to unikalna konstrukcja zaprojektowana bez kompromisów cenowych z wykorzystaniem najlepszych materiałów. Do budowy wykorzystano układ 12dB 2-drożnej zwrotnicy, która charakteryzuje się świetną charakterystyką fazową częstotliwości. Użycie opatentowanej przez Xindak technologii „Bias Technology” wpływa na idealne odtwarzanie wysokich i średnich tonów.
Tuba głośnika jest specjalnie zaprojektowana i wykonana z drewna i aluminium. Wykorzystano
okablowanie wewnętrzne firmy Western Electric. Głośnik średnio-nisko tonowy ma średnicę 12 cali
(305 mm) i został wyprodukowany na zamówienie Xindak na Tajwanie. Posiada 160 mm stalowy magnes, aluminiowy kosz i 34 mm cewkę z włókna szklanego oraz membranę wełnianą. Membrana posiada podwójnie wzmocnione zawieszenie. Kolumny charakteryzują się wysoką czułością.
Dźwięk MS-1201 jest słodki, naturalny, jedwabisty a jednocześnie mocny i dynamiczny.
MS-1201 są zalecane do wykorzystania z wzmacniaczami lampowymi, co pozwala w pełni wykorzystać ich możliwości dźwiękowe.
Parametry techniczne
Impedancja: 8 Ohm
Moc: 8 W ~ 150 W
Pasmo przenoszenia: 42 Hz ~ 18 KHz
Czułość: 95 dB (1,5 m)
Częstotliwość podziału: 1,8 KHz
Wymiary: 385 mm (szer) 580 mm (wys) 330 mm (gł)
Masa: 42 kg /para (bez podstawek)
Link na stronę Xindak: TUTAJ.
niedziela, 11 marca 2012
Clearaudio Clever Clamp – krążek dociskowy do gramofonu
Źródło zdjęcia Analog Apartment
Wstęp
Link do sklepu internetowego Clearaudio TUTAJ.
Wielu użytkowników gramofonu zastanawia się, czy nie można
polepszyć parametrów dźwięku z odsłuchiwanej płyty przy pomocy dociśnięcia jej
do talerza gramofonu. Zagadnienie to jest bardzo rozległe z punktu fizycznego i
dalej – dźwiękowego. W skrócie mówiąc, dociśnięcie winylu do talerza zmniejsza (absorbuje) rezonanse płyty, a poza tym może nieco prostować krzywą, pofałdowaną
(wypaczoną) płytę – oczywiście, robi to wyłącznie do pewnego stopnia. Ponadto docisk
zabezpiecza przed ewentualnym jałowym obracaniem się talerza pod płytą (rzadko
spotykane zjawisko i tylko w ekstremalnych przypadkach, ale jednak).
Kilka rodzajów docisków
1. Docisk zakręcany/dokręcany na gwintowanym szpindlu talerza. Jego zaletą jest to, że dokładnie dociska płytę do talerza jednocześnie, pomimo że sam jest najczęściej dużej masy to jego ciężar jest przejmowany przez szpindel (oś). Naturalnie, dokręcany docisk jest fabrycznie stosowany jedynie w niektórych modelach gramofonów - np. AVID, niektóre Pro-Ject. Trudno we własnym zakresie gwintować szpindel, choć nie jest to rzecz niemożliwa do wykonania. Małą wadą tego rozwiązania jest konieczność przed odsłuchem winylu dokładne jego dokręcanie do płyty, a po – odkręcanie. Zajmuje to trochę czasu, ale może też być przecież i przyjemną częścią rytuału słuchania płyt.
2. Docisk w formie nakładki na talerz, kładziony na szpindel. Najczęstsza postać docisku, która występuje w różnych odmianach i kształtach - mogą to być krążki lub ciężarki wykonane z metalu, szkła, tworzywa sztucznego, etc. Mają zróżnicowaną masę - od kilkudziesięciu gram do nawet kilku tysięcy. Mogą być używane w zasadzie w każdym gramofonie, łatwe i praktyczne w użyciu. Jednak trzeba koniecznie pamiętać o tym, że w gramofonach nieprzystosowanych do ciągłego zwiększonego nacisku na łożysko przez dużą masę dodatkowego docisku może dojść do nadmiernego i zbyt szybkiego zużycia łożyska. Poza tym zbyt duży ciężar talerza z dociskiem obciąża również silnik napędowy gramofonu, a także paski napędowe.
3. Docisk z tworzywa sztucznego zaciskany na szpindlu talerza. Tu jedynym znanym mi reprezentantem jest Clearaudio Clever Clamp. Docisk zaciskany jest na osi gramofonu, a dociska z dużą siłą płytę do talerza jednocześnie nie zwiększając istotnie masy talerza. Do zastosowania w wielu odmianach gramofonów z wyjątkiem tych z gwintowanym szpindlem oraz ze sprężynowym sub-chassis – np. Linn Sondek LP 12.
1. Docisk zakręcany/dokręcany na gwintowanym szpindlu talerza. Jego zaletą jest to, że dokładnie dociska płytę do talerza jednocześnie, pomimo że sam jest najczęściej dużej masy to jego ciężar jest przejmowany przez szpindel (oś). Naturalnie, dokręcany docisk jest fabrycznie stosowany jedynie w niektórych modelach gramofonów - np. AVID, niektóre Pro-Ject. Trudno we własnym zakresie gwintować szpindel, choć nie jest to rzecz niemożliwa do wykonania. Małą wadą tego rozwiązania jest konieczność przed odsłuchem winylu dokładne jego dokręcanie do płyty, a po – odkręcanie. Zajmuje to trochę czasu, ale może też być przecież i przyjemną częścią rytuału słuchania płyt.
2. Docisk w formie nakładki na talerz, kładziony na szpindel. Najczęstsza postać docisku, która występuje w różnych odmianach i kształtach - mogą to być krążki lub ciężarki wykonane z metalu, szkła, tworzywa sztucznego, etc. Mają zróżnicowaną masę - od kilkudziesięciu gram do nawet kilku tysięcy. Mogą być używane w zasadzie w każdym gramofonie, łatwe i praktyczne w użyciu. Jednak trzeba koniecznie pamiętać o tym, że w gramofonach nieprzystosowanych do ciągłego zwiększonego nacisku na łożysko przez dużą masę dodatkowego docisku może dojść do nadmiernego i zbyt szybkiego zużycia łożyska. Poza tym zbyt duży ciężar talerza z dociskiem obciąża również silnik napędowy gramofonu, a także paski napędowe.
3. Docisk z tworzywa sztucznego zaciskany na szpindlu talerza. Tu jedynym znanym mi reprezentantem jest Clearaudio Clever Clamp. Docisk zaciskany jest na osi gramofonu, a dociska z dużą siłą płytę do talerza jednocześnie nie zwiększając istotnie masy talerza. Do zastosowania w wielu odmianach gramofonów z wyjątkiem tych z gwintowanym szpindlem oraz ze sprężynowym sub-chassis – np. Linn Sondek LP 12.
Clearaudio Clever Clamp
Sprzedawany przez Clearaudio, dodawany jako zwyczajowe
wyposażenie gramofonów tej firmy. Nie jest to jednak oryginalny produkt
Clearaudio, a patent rodem z USA. Zaprojektowany został przez pana Lou Southera, produkowany zaś jest w
USA przez Souther Engineering Corp.
Clever Clamp ma pomysłową i nowatorską konstrukcję. To 20-sto gramowy krążek z twardego przezroczystego tworzywa sztucznego o wyglądzie ekstrawaganckiej
popielniczki. Po środku ma wycięcie w kształcie rombu, w które wciska się
szpindel gramofonu. Przez to wycięcie przebiega długie podłużne nacięcie
(szczelina), a równolegle do niego (po jednej i drugiej stronie) kolejne dwa nacięcia,
ale nieco szersze i krótsze. To wszystko. Budowa jest bardzo prosta, ale niezwykle skuteczna.
Krążek bardzo łatwo nasadza się na szpindel gramofonu - wystarczy tu jedna ręka, przy zdejmowaniu zresztą też. Nałożony na winyl dociska go do talerza niesamowicie mocno – z siłą odpowiadającą co najmniej 1 000 gram lub większą, potrafi więc dość skutecznie rozprostować (do pewnych granic, oczywiście) pofałdowaną płytę. Dodatkową korzyścią z jego użycia jest eliminacja rezonansów przez efektywne zwiększenie masy płyty bez nadmiernego jednoczesnego obciążenia talerza. Zwiększa wydajność gramofonu nie przyczyniając się do niechcianego szybszego zużycia jego elementów, tak jak to mogą czynić inne dociski - nieumiejętnie lub nierozważnie stosowane. Co istotne, docisk jest praktycznie niezniszczalny. Używam go naprawdę bardzo intensywnie od ponad roku w gramofonie Clearaudio Emotion, a nie stwierdziłem praktycznie żadnych śladów zużycia, czy rozluźnienia siły zacisku na szpindlu.
Krążek bardzo łatwo nasadza się na szpindel gramofonu - wystarczy tu jedna ręka, przy zdejmowaniu zresztą też. Nałożony na winyl dociska go do talerza niesamowicie mocno – z siłą odpowiadającą co najmniej 1 000 gram lub większą, potrafi więc dość skutecznie rozprostować (do pewnych granic, oczywiście) pofałdowaną płytę. Dodatkową korzyścią z jego użycia jest eliminacja rezonansów przez efektywne zwiększenie masy płyty bez nadmiernego jednoczesnego obciążenia talerza. Zwiększa wydajność gramofonu nie przyczyniając się do niechcianego szybszego zużycia jego elementów, tak jak to mogą czynić inne dociski - nieumiejętnie lub nierozważnie stosowane. Co istotne, docisk jest praktycznie niezniszczalny. Używam go naprawdę bardzo intensywnie od ponad roku w gramofonie Clearaudio Emotion, a nie stwierdziłem praktycznie żadnych śladów zużycia, czy rozluźnienia siły zacisku na szpindlu.
Konkluzja
Stosowanie docisku Clearaudio Clever Clamp zmniejsza i amortyzuje lub całkowicie eliminuje rezonanse płyty, a jednocześnie nie obciąża niepotrzebnie łożyska gramofonu oraz silnika, bo waży tyle, co nic. Zalecany do
wielu modelów gramofonów. Łatwy w użyciu. Inteligentny. Potrzebny.
Cena w Polsce - około 110 PLN.
Cena w Polsce - około 110 PLN.
środa, 7 marca 2012
Magnetofon Nakamichi Casssette Deck 1
Wstęp
Firma Nakamichi oraz Akai to dwie wielkie marki magnetofonów,
które kiedyś dominowały jako najwięksi specjaliści od konstruowania mechanizmów
magnetofonowych, a dziś już w zasadzie nieliczące się w audio, choć dalej prowadzące działalność. Nakamichi obecnie koncentruje się na systemach audio z segmentu
life-style i mini-systemach, bo przestaje się także niestety liczyć jako
producent radioodtwarzaczy samochodowych do niedawna seryjnie montowanych w
lexusach. Akai zajmuje się natomiast głównie produkcją elektronicznych
instrumentów muzycznych oraz telewizorów. Złote lata panowania tych firm w
audio-stereo minęły, zdaje się, że bezpowrotnie. Zresztą takich przykładów jest
więcej – japońskie Sansui, niemieckie SABA, szwajcarskie Lenco. Kiedyś budowały
bardzo zaawansowane technicznie urządzenia, dziś albo nie istnieją lub skupiły
się na produkcji jakiejś masowej galanterii. Wielka szkoda.
Nakamichi zawsze był kojarzony głównie z magnetofonami
kasetowymi, lecz produkowano tu także niezłe wzmacniacze, tunery, a nawet
gramofony. Jednak to magnetofon był głównym motorem rozwoju firmy, a po
rozpowszechnieniu się odtwarzaczy płyt CD na świecie w latach 90-tych –
przyczyną upadku, bo Nakamichi koncentrując się na kasetowcach, będąc mistrzem
w ich konstrukcjach, nie był w stanie podjąć realnej i równej walki z formatem
CD. Magnetofony kasetowe poszły, więc do lamusa i dziś używane są tylko przez
garstkę melomanów, którzy albo nigdy nie przestali na nich słuchać (z wielu
względów) lub zarażeni analogowym wirusem zdecydowali takowy kupić.
Dziś na magnetofonach ponownie słucha muzyki coraz to więcej ludzi na
świecie, choć trudno mówić tu o prawdziwym renesansie tego formatu podobnym do
gramofonów i płyt winylowych, których sprzedaż w ostatnich 5-10 latach
lawinowo rośnie.
Nakamichi to w wielu środowiskach marka kultowa, która ma
wielu fanów i wyznawców. Ich nieoficjalna strona to naks.com: TU.
Nakamichi
Firma Nakamichi została założona w Tokio w 1948 roku przez
Etsuro Nakamichi. Na początku zajmowała się produkcją radioodbiorników
przenośnych, ramion gramofonowych, etc. Począwszy od lat 60-tych w
przedsiębiorstwie po kolei wdrażano do produkcji liczne innowacyjne patenty takie jak
technologię DAT, trzygłowicowe magnetofony, własne głowice
magnetofonowe, autorewes, możliwość kalibracji kąta nachylenia głowicy i wiele
innych. Szczytowym osiągnięciem technologicznym był model oznaczony symbolem 1000 ZXL (kosztował 6000 USD!), a potem także słynny i legendarny model
Dragon produkowany w latach 1982-1993, który kosztował 2500 USD. Jedną z
ostatnich serii była Cassette Deck, do której przynależy także i opisywany
model Cassette Deck 1, który był w katalogu w latach 1990-1992. Pożegnalny magnetofon kasetowy zjechał z taśmy Nakamichi w roku 2002…
Nakamichi Cassette Deck 1 to część serii, do
której oprócz magnetofonów kasetowych przynależały także i inne sprzęty takie
jak Nakamichi Tuner, Nakamichi Receiver, Nakamichi Player, które miały
oznaczenia - 1, 2 lub 3.
Magnetofony tej serii były cztery: najwyższy trzygłowicowy
- Cassette Deck 1, Cassette Deck 1, 5 (bez funkcji Playback Azimuth) oraz
Casette Deck 2 (dwugłowicowy), a także edycja specjalna Cassette Deck 1 Limited
odróżniająca się tym, że dostępna była w kolorze srebrnym. Linia ta została wprowadzona do oferty katalogowej w 1990
roku i charakteryzowała się bardzo nowoczesnym wzornictwem jak na tamte czasy. Częścią
wspólną jest smukły front (zawsze z anodyzowanego aluminium) oraz podobny układ
przycisków w większości przypadków rozmieszczonych przy lewej i prawej
krawędzi, a stanowiące zintegrowany fragment panelu przedniego. Bardzo ciekawy
zabieg estetyczny.
Kilka słów o budowie
Magnetofon został wyposażony we wszystkie funkcje jakie
powinien mieć porządny sprzęt tego typu: trzy głowice (nagrywająca, kasująca
oraz odtwarzająca), systemy redukcji szumów Dolby-B i Dolby-C, filtr MPX, możliwość
używania trzech odmian taśm (metalowe, żelazowe i chromowe), regulację BIAS,
głośność nagrywania, etc.
Cassette Deck 1 jest bezpośrednim następcą modelu Dragon - oczywiście
odchudzonym, ale dużo rozwiązań z niego tu zastosowano. Najważniejszym
innowacyjnym patentem jest Playback Azimuth – funkcja ta polega na tym, że
głowica odtwarzająca zmienia kąt nachylenia podczas odtwarzania taśmy – w tym
celu na panelu przednim zainstalowano specjalne pokrętło, którym można ustawić
żądany kąt głowicy. Ma to duże znaczenie szczególnie przy odtwarzaniu kaset
nagranych na innych magnetofonach niż ten, ponieważ na „obcych” magnetofonach
ten kąt nachylenia przy nagrywaniu mógł być inny niż głowicy odtwarzającej –
niweluje się tę różnicę właśnie przy pomocy Playback Azimuth i ma to duży
potencjalnie korzystny wpływ dla dźwięku.
Wyświetlacz jest niezwykle kontrastowy, wyświetlają się na
nim słupki natężenia dźwięku – osobne dla lewego i prawego kanału. Muszę przyznać, że
wygląda to niezwykle intrygująco podczas odtwarzania taśmy, a nawet uroczo. Pojawiają
się także tu informacje o przesuwie taśmy (w tym licznik), aktywnym filtrze
redukcji szumów, etc.
Po prawej stronie panelu przedniego, tuż pod wyświetlaczem
znajduje się uchylana metalowa klapka, pod którą znajduje się cała masa
regulatorów użytecznych podczas nagrywania (ustawianie siły głosu, balans,
BIAS), odtwarzania (przyciski filtrów redukcji szumów Dolby i MPX), a także
liczne funkcje licznika – przewijanie taśmy do wybranego miejsca, pamięć, etc. Regulacja
Playback Azimuth umieszczona jest na środku frontu, podświetlana zieloną diodą.
Wrażenia z odsłuchu
Ten model jest moim drugim magnetofonem Nakamichi – do
niedawna miałem dwu-głowicowiec Nakamichi LX-3 (opis TU). Jest coś niezwykle specyficznego w
firmowej sygnaturze dźwięku Nakamichi. Można to opisać jako ciepły i
gładki dźwięk, potoczysty i jędrny o wspaniałej scenie. Nakamichi Cassette Deck
1 gra pełnym i otwartym dźwiękiem, bardzo poukładanym, czystym i nasyconym.
Jednak to średnie tony są jego głównym atutem – głos ludzki oddawany jest
nieprawdopodobnie autentycznie i wiernie, wokale charakteryzują się specyficzną
wysoką temperaturą, są energetyczne i powabne jednocześnie. Trudno ten styl
nawet do jakiegoś innego sprzętu przyrównać – może trochę do „lampowego”
dźwięku, ale tu nie ma tej lampowej okrągłości, a jest duża dosadność i
realizm, namacalność. Bas jest twardy i sprężysty, z przyzwoitym kompromisem
pod względem dynamiki i masy, lecz muszę przyznać, że nie schodzi tak nisko jak
w np. odtwarzaczu płyt CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, jest jednak wystarczająco
obfity.
Słuchanie za pośrednictwem magnetofonu złożonych partii
instrumentalnych zespołu amerykańskiego puzonisty Trombtone Shorty na albumie „Backatown”
(Verve) przyniosło dużą, a wręcz spektakularną dynamiczną grę, o bardzo
precyzyjnej scenie i kapitalnej stereofonii. Co istotne, cały przekaz pomimo,
że bardzo dokładny (a nawet bardzo „obecny” w pomieszczeniu) i mocny, nigdy nie
był agresywny, a raczej ciepły z lekkim rozmiękczeniem, które jak najbardziej w
tym przypadku można nazwać analogowym. Tu czuć mistrzostwo inżynierów
Nakamichi, którzy potrafili tak dostroić dźwięk swoich produktów w ten sposób,
że pokazują one wszelkie szczegóły i detale na pierwszym planie, świetnie
rozmieszczone w przestrzeni, ale odbierane jako przyjemne, bez przykrej
nachalności.
Konkluzja
Bardzo udany model magnetofonu Nakamichi, choć nie zdobył wielkiej popularności - jego premiera zbiegła się w czasie z największą amplitudą zachwytu płytą CD. Plus to ładne wzornictwo, logiczne. Bardzo dużo funkcji
odtwarzania i nagrywania, w tym świetny mechanizm zmiennego nachylenia głowicy
odtwarzającej – Playback Azimuth. Gładki i rzetelny dźwięk, barwa średnicy
nieomal referencyjna, bas dobry - lekko miękki i wielopoziomowy, lecz bez sejsmicznych umiejętności.
Informacje o opisywanym modelu: TUTAJ.
Tzw. serwisówka: TUTAJ.
Subskrybuj:
Posty (Atom)