Polpak

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Wzmacniacz hybrydowy Taga Harmony HTA-1200

HTA-1200 (zdjęcie ze strony Taga Harmony)

Wstęp
Pod sam koniec listopada br. od dystrybutora (i równolegle producenta) Polpak z Warszawy odebrałem całkowicie nowy hybrydowy wzmacniacz zintegrowany Taga Harmony HTA-1200 (zobacz TUTAJ). To integra oparta o dwie lampy elektronowe 12AX7 w sekcji przedwzmacniacza z układem ze wspólną katodą oraz lampą 12AU7, która pełni funkcję wzmacniacza buforowego. W końcówkach mocy zainstalowano zaś cztery tranzystory firmy Toshiba. W środku urządzenia zaimplementowano DAC Texas Instruments PCM5100. Wzmacniacz pierwszy raz publicznie był prezentowany na warszawskiej wystawie Audio Video Show 2017. Jest "mniejszym bratem" modelu Taga Harmony HTA-2000B (który obecnie ma nową wersję oznaczoną jako HTA-2000B v.2). Na wspomnianym Audio Video Show pokazywany był też nieco odchudzony model HTA-800 (jeszcze w wersji przedprodukcyjnej). To miłe, że firma Taga Harmony po latach supremacji na rynku głośnikowym zdecydowała się także penetrować region wzmacniaczy zintegrowanych.

Przypomnę, że Stereo i Kolorowo recenzowało już parę modeli wzmacniaczy z logo Taga Harmony, w tym topowy HTA-2000B (czytaj test TUTAJ). Wzmacniacze są rzetelnie wykonywane i dysponują świetnym dźwiękiem - lekkim, aksamitnym i plastycznym. A do tego są więcej niż rozsądnie wyceniane; lubię takie rzeczy opisywać. Zaś firma Polpak/Taga Harmony zasługuje na dużą pochwałę za prowadzenie polityki umożliwiającej szeroki dostęp do dobrych sprzętów hi-fi nieomalże każdemu. Bez kompleksów i nabzdyczania się Polpak/Taga Harmony konsekwentnie projektuje w Europie (i czasem na Tajwanie) nowe konstrukcje kolumn, wzmacniaczy i innych urządzeń, by następnie zlecać ich produkcję w wyselekcjonowanej fabryce na Dalekim Wschodzie.

Wrażenia ogólne i budowa
Wzmacniacz dostarczany jest w dużym, podwójnym pudle charakterystycznym dla Taga Harmony - z wydrukowanymi nań wielkimi, ciemno-niebieskimi literami "Taga Harmony". Wewnątrz, pośród piankowych wytłoczyn, spoczywa HTA-1200 - dodatkowo owinięty materiałowym workiem ze ściągaczem. W komplecie są też aluminiowy pilot zdalnego sterowania (bardzo ładny), kabel zasilający, instrukcja obsługi wraz z gwarancją. To wszystko. Zresztą niczego więcej nie potrzeba.

No cóż, design wzmacniacza nie jest zbytnio wyrafinowany. Ze względów ekonomicznych postawiono na oszczędność wizualną, a nawet na prostotę. Przy czym owa stylistyczna prostota jest całkowicie akceptowalna. Obudowa wykonana jest z blach stalowych, zaś płyta czołowa z grubej płyty aluminiowej anodowanej na czarno. Brak tu jakichkolwiek udziwnień, czy fajerwerków. Jedynym uatrakcyjnieniem jest szklana wstawka po środku frontu, za którą widoczne są trzy lampy elektronowe (dwie 12AX7 sekcji przedwzmacniacza i jedną 12AU7 bufora). Bardzo to ładnie się prezentuje - zwłaszcza po zmroku. Lampy są dodatkowo podświetlane dyskretnym pomarańczowym światłem. Można je wyłączyć, stosowny guzik znajduje się na panelu tylnym.

Na płycie czołowej umieszczono sporo przycisków i regulatorów, jak i diod. Po dwóch stronach "okienka z lampami" zainstalowano duże gałki wzmocnienia (po prawej) i selektora źródeł (po lewej). Warto podkreślić, że gałka wzmocnienia wyposażona jest w czerwoną diodę, która kręci się wraz z nią dając widoczny znak ustawianego poziomu głośności. Natomiast dolny rząd od lewej zajmują kolejno: 1) przycisk włącznika sieciowego, 2) gniazdo słuchawkowe 6,3 mm, 3) trzy diody sygnalizujące wybór źródła analogowego (CD, LINE i AUX), 4) przycisk podbicia dźwięku (LOUD), 5) detektor podczerwieni, 6) przycisk DIRECT (sygnał omijający regulację barwy), 7) trzy diody sygnalizujące wybór wejścia phono lub cyfrowego (optyczne lub elektryczne), 8) pokrętło regulacji sopranów i 9) pokrętło regulacji basów. Uff, trochę tego jest. Może te dwa ostatnie nie są zbytnio potrzebne, ale od takiego przybytku głowa nie boli. Oczywiście, większością funkcji można także sterować z poziomu pilota zdalnego sterowania (poza regulacją barwy dźwięku oraz trybami LOUD i DIRECT).

Tył wzmacniacza to niezła gęstwina rozmaitych gniazd. Od lewej zainstalowano cztery pary analogowych gniazd wejściowych RCA, w tym nieco oddzielone od nich gniazda przedwzmacniacza gramofonowego (i obok zacisku uziemienia). Co ciekawe, w sąsiedztwie wejść phono znajduje się przełącznik wyboru trybu wkładki umożliwiający odbiór zarówno sygnałów MM i MC. Bliżej środka zamontowano dwa gniazda cyfrowe (Toslink i coaxial) oraz parę RCA wyjścia z przedwzmacniacza (można tu podłączyć m.in. subwoofer). Zaraz obok znajduje się przełącznik "Dimmer" służący do wyłączania podświetlenia "okienka" z lampami na froncie. Po prawej, skrajnej stronie zamontowano gniazdo wejściowe IEC i tuż nad nim dwie pary gniazd głośnikowych. Te gniazda głośnikowe są umieszczone nieco nieszczęśliwie. Nie dość, że są bezpośrednio obok wejścia zasilania, to jeszcze po skrajnej stronie tyłu wzmacniacza - mało to ergonomiczne. O wiele lepiej byłoby je umieścić centralnie. Choć, jak rozumiem, taki zabieg wymuszony został wewnętrzną budowa wzmacniacza.

Kilka słów od producenta: "TAGA Harmony HTA-1200 to wysokiej jakości zintegrowany hybrydowy wzmacniacz o mocy 80 W / 8 Ohm wykorzystujący lampy 12AX7 w sekcji przedwzmacniacza z układem ze wspólną katodą oraz lampą 12AU7 (która pełni funkcję wzmacniacza buforowego) i czterech tranzystorów firmy Toshiba na wyjściu. Takie rozwiązanie zapewnia bardzo ciepły, liniowy i realistyczny dźwięk o wysokiej dynamicznej prezentacji. Lampy elektronowe oraz precyzyjny tranzystorowy stopień mocy zapewniają napięciową stabilność i bardzo niskie tętnienia prądu. Skutkuje to bardziej naturalnym i żywym dźwiękiem z głęboką wielowymiarową sceną. Wysokiej wydajności mocny toroidalny transformator o mocy 300 W dostarcza stabilnej, ciągłej i natychmiastowej mocy w każdym poziomie głośności. Z kolei wysokowydajny tranzystor wykorzystany w 0 dB obwodzie wzmocnienia prądowego uwalnia więcej brzmienia w muzyce, daje zastrzyk energii i dynamiki nawet najbardziej wymagającym kolumnom głośnikowym. Obwód lampowy połączony z kondensatorami MKP o audiofilskiej jakości umożliwia stabilne odtwarzanie dźwięku. Zainstalowany potencjometr głośności ALPS to minimalne szumy i przesłuchy międzykanałowe oraz oferuje doskonałą i precyzyjną obsługę jak również ogranicza błędy międzykanałowe".

Dane techniczne
Typ / Konstrukcja  Wzmacniacz hybrydowy
THD: Poniżej 0,1 % (1 kHz 1 W) 
Lampy 1 x 12AX7, 2 x 12AU7 
Moc wyjściowa na kanał / impedancja 2 x 120 W RMS / 4 Ohm, 2 x 80 W RMS / 8 Ohm
Klasa A/B 
Przetwornik cyfrowo-analogowy 24 bit/192 kHz Texas Instruments PCM5100 
Złącza wejściowe cyfrowe Optyczne, Coaxial 
Złącza wejściowe analogowe  RCA Stereo: CD, Liniowe, AUX, 
Phono (MM/MC):
• Impedancja wejściowa 47 vkΩ/47 vpF | 100 vΩ/47 vpF
• Wzmocnienie 60 vdB | 54 vdB
• Napięcie wyjściowe 58 vmV | 6.8 vmV
• THD < 0.05 %
• SNR > 83 dB | > 70 dB 
Złącza wyjściowe analogowe RCA Pre-Out
Wyjście słuchawkowe:
• Impedancja: 32 - 300 Ω
• Moc wyjściowa: 350 mW 300 Ω, 1.2 W (32 Ω) 
Pasmo przenoszenia 20 Hz – 20 000 Hz (+/- 0.5 dB) 
Stosunek sygnał-szum 90 dB
Zużycie energii 220 - 230 V 50/60 Hz, 300 W
Wymiary (W x S xG) 11,8 x 43 x 37,5 cm
Masa 11,5 kg



Super solidny sposób pakowania


Design oszczędny i ascetyczny, ale na swój sposób urokliwy


Bardzo estetyczny pilot zdalnego sterowania

"Okienko z lampami" za dnia...

...i po zmroku

Metalowa gałka regulacji głośności z wtopioną czerwoną diodą

Tył urządzenia

Zdjęcie wnętrza (ze strony Taga Harmony) - szyk, ład i świetne komponenty

Po lewej - mały iFi iOne; na obudowie wzmacniacza biała kostka streamera Auralic Aries Mini

HTA-1200 wyposażony jest również we wzmacniacz słuchawkowy z wyjściem 6,3 mm; na zdjęciu słuchawki Fostex TH-610


Rzut oka na cały system odsłuchowy

Wrażenia dźwiękowe
Do wzmacniacza przyłączałem trzy pary kolumn: podłogowe Living Voice Auditorium R3 i Klipsch Heresy III Anniversary oraz monitory Resonus Studio. Wzmacniacze porównawcze to lampowy Yaqin MS-650B, hybrydowy Pathos Classic One MKIII oraz tranzystorowe Hegel H160 i Resonus Altum. Przewody głośnikowe to za każdym razem XLO UltraPLUS U6-10. Pozostała część sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.

HTA-1200 kosztuje w Polsce niecałe 4 500 PLN, jest to więc pułap już nie budżetowy, ale jeszcze nie w pełni średni (jeśli wziąć pod uwagę cenę). To niełatwy przedział cenowy, bo konkurencja w nim przeolbrzymia. Jednakże z tej konfrontacji nowy Taga Harmony wychodzi więcej niż obronną ręką. Nie dość, że jest bardzo bogato wyposażony (DAC Texas Instruments PCM5100), przedwzmacniacz gramofonowy MM/MC, lampy w układzie przedwzmacniacza, etc., to przede wszystkim dysponuje kapitalnym dźwiękiem. To dźwięk bardzo żywy i energiczny, bezpośredni i masywny (a nawet potężny), lecz równolegle pozbawiony nachalności i szklistości. Stricte analogowy. Można napisać, że panuje tu pełna harmonia i uporządkowanie. Stuprocentowy balans tonalny.

Zaskakujący jest fakt, że wzmacniacz zapewnia bardzo rozległą i wielowymiarową scenę, wręcz horyzontalną - zupełnie jak w droższych urządzeniach. Przestrzeń jest budowana szeroko, przy czym nie jest to jakieś sztuczne rozciągnięcie, a rzeczywiste odwzorowanie sceny, czyli precyzyjnie rozłożonych na niej instrumentów i wokali. Ułuda prawdziwego 3D jest silna i bezwzględna. Tym bardziej, że i głębia sceny również jest pierwszorzędnie oddawana. Tu przychodzą mi na takie zaawansowane oraz renomowane analogie konstrukcyjne jak NAD, czy Rotel, gdzie zagadnienie realizmu przestrzeni muzycznej oraz pełnia stereo traktowane są z należną atencją. Tak, scena, jak i stereofonia w nowym HTA-1200 są niezwykłe. Cyzelunek, wymiar i gradacja na piątkę z plusem.

W zasadzie każdy gatunek muzyczny zagrany na Taga Harmony ma szansę zabrzmieć pełnowymiarowo i spektakularnie. Wzmacniaczowi nie brakuje ani pary, ani drajwu, ani tym bardziej efektywnej energii. Czy to wysublimowana klasyka, czy pogięta elektronika, czy wreszcie ostry rock, to HTA-1200 buduje żywy koncert z dużą ilością nut i wybrzmień, z powydobywanymi niuansami nagrań i z poodkrywaną głębią tonalną. Czuć naturalny wymiar instrumentów, ich obrys, jak i wibrujące powietrze wokół. Dzięki temu zarówno odsłuchy kameralistyki, czy rozbudowanych składów są wielce satysfakcjonujące. Nie mam zastrzeżeń i uwag. 

Z racji, iż wzmacniacz ma kilka lamp (przedwzmacniacz i bufor), dźwięk jest z lekka "podgrzany", a przez to przywilejujący średnicę względem innych pasm. Nie jest to ani osłodzenie, ani ocieplenie, ani tym bardziej zamazanie średnich tonów. Lampy wprowadzają do brzmienia niejaką fizjologiczność i organiczność, które nadają nieco wyższą temperaturę wokalom, czy takim instrumentom jak fortepian, gitary i saksofony. Przynoszą też plastyczność i charyzmę, dopełnienie i ciepłą otoczkę; zapewniają czytelność, fizyczność i sensualizm. A przy okazji wprowadzają delikatne zaokrąglenie i ciut misiowaty aksamit, tępiąc przy tym metalowe wybrzmienia blach oraz ścinając ostre kolce najwyższych sopranów. Coś za coś.

Kilka słów o zainstalowanym wewnętrznym przetworniku cyfrowo-analogowym. Jego serce stanowi kość firmy Texas Instruments o symbolu PCM5100 (często występujący ze starą nazwą Burr-Brown) o maksymalnej rozdzielczości 24 bit/192 kHz. To popularna kość wykorzystywana przez tak renomowane firmy jak Marantz, czy Harman/Kardon. Przy okazji napiszę, że Taga Harmony już od kilku lat konstruuje własne konwertery c/a, tak więc ma wypracowane własne konw-how w tej dziedzinie. Niestety, producent nie zdecydował się na montaż pełnoprawnego DACa w HTA-1200 obsługującego też wejście USB - ograniczył możliwości jedynie dla przyjęcia sygnałów cyfrowych via S/PDIF Toslink lub coaxial. Nie można napisać, że zainstalowany przetwornik jest jakoś super-rozdzielczy, czy ultra-neutralny, bo tak nie jest. To raczej prosty DAC będący wartością dodaną wzmacniacza. Ma miłą barwę dźwięku, ożywia i nasącza nijaki sygnał cyfrowy doprowadzany np. z telewizji kablowej, czy z telewizora. Zapewnia dodatkową masę i żyzność brzmienia, a jednocześnie uwalnia dźwięk od cyfrowego osuszenia i kompresji. Tylko tyle i aż tyle.

Konkluzja
Jeżeli ktoś ma do wydania nie więcej i nie mniej niż około 4 500 PLN na wzmacniacz, a preferuje stricte analogowy dźwięk z pięknie poszerzoną sceną oraz z pierwszorzędnie masywnym i plastycznym przekazem, to nie musi daleko szukać. Taga Harmony HTA-1200 spełni te oczekiwania z nawiązką, a dodatkowo zaoferuje wewnętrzny DAC, wbudowany przedwzmacniacz gramofonowy MM/MC i słuchawkowy. Polecam Taga Harmony HTA-1200, bo to wzmacniacz z lampową duszą i muzykalnym sercem! 

Cena w Polsce - 4 299 PLN.

System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Yaqin MS-650B (test TU), Pathos Classic One MKIII (test TU) i Resonus Altum.
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Klipsch Heresy III Anniversary, Resonus Studio i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacz CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO.
Odtwarzacze sieciowe: Pioneer N-70AE (test TU) i Auralic Aries Mini (test TU).
DAC: Pioneer U-05 (test TU), S.M.S.L. M7 (test TU), Resonus Dictum, iFi nano iOne (test TU), NuPrime DAC-9 oraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU) i 1ARC Arrow SE (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofony kasetowe: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU) i Marantz 5020.
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Wzmacniacze słuchawkowe: Pioneer U-05 (test TU) i S.M.S.L. M7 (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). 
Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.


sobota, 16 grudnia 2017

Słuchawki Audictus Achiever

Słuchawki Achiever (zdjęcie ze strony Audictus)

Wstęp
Jak by to delikatnie napisać? W tym roku powstała kolejna (kolejna po Krüger&Matz) polska marka słuchawkowa - to Audictus (zobacz TUTAJ). Specjalnie nie piszę, "o polskich słuchawkach", a o słuchawkowej polskiej marce właśnie. Albowiem identycznie jak w przypadku Krüger&Matz, w Polsce, w Audictus opracowywane są koncepcje i projekty słuchawek, zaś te produkowane są na Dalekim Wschodzie. Tak, czy inaczej, to budujące i korzystne, że powstają nowe firmy, których celem i misją jest wytwarzanie słuchawek, Ale wracając do Audictus. Póki co, przedsiębiorstwo ma w ofercie sześć modeli słuchawek - trzy douszne i trzy nauszne. Wszystkie mieszczą się w pułapie cenowym pomiędzy 80 - 250 PLN, co nie jest przecież bez znaczenia. W pełni demokratyczna dostępność hi-fi. To musi cieszyć. I cieszy.

Podczas pierwszego kontaktu z działem marketingu Audictus poprosiłem do testów jakiś model nauszny, ale nie wiedziałem jaki konkretnie wybrać. W rezultacie tego, zamiast jednego, przyjechały aż trzy, czyli wszystkie nauszne. To modele Achiever, Dreamer i Creator z serii City Soul. Słuchawki dotarły w zeszłym miesiącu, czyli w listopadzie. Muszę pochwalić firmę Audictus, bowiem słuchawki kosztują poniżej 250 PLN, a wykonane są doskonale. Bardzo estetyczne opakowania, rzetelna budowa z solidnych materiałów (tworzywo ABS, aluminium i ekologiczna skóra) pierwszorzędny design i niezłe wyposażenie. Model Achiever w komplecie zawiera nawet bardzo poręczne etui transportowe. Ma też odpinany przewód słuchawkowy, zaś same słuchawki mają składaną konstrukcję. Wszystkie modele są fabrycznie wyposażane w regulatory i mikrofony przypinane na przewodzie słuchawkowym.

Ostatecznie na pierwszy testowy ogień wybrałem "topowe" słuchawki Audictus, czyli model Achiever. Pozostałe (Dreamer i Creator) opiszę innym razem. Dlaczego nie opisuję wszystkich razem? Albowiem uznałem, że słuchaweczki te są na tyle interesujące, że zasługują na osobne monografie. Do dzieła więc!

Wrażenia ogólne i budowa
Przy pierwszym kontakcie ze słuchawkami Achiever trudno uwierzyć, że kosztują one około 200 PLN, bowiem ich wysoka jakość wykonania, zastosowane materiały, bogactwo akcesoriów, jak i samo opakowanie zdają się mówić zupełnie coś innego. Prezentują poziom znacznie wyższy niż ich cena (zresztą inne słuchawki marki Audictus także!).

Słuchawki dostarczane są w bardzo estetycznym opakowaniu - rozkładanym kartoniku (na część dolną i wieko). Na szarym, błyszczącym kartonie nadrukowane są duże fotografie Achiever. Bardzo efektownie to wygląda. W pudełku znajduje się etui transportowe (równie estetyczne jak słuchawki i opakowanie). Etui jest świetne - płaskie, wykonane z tkanych materiałów, ale twarde. Odporne ma nawet bardzo silny nacisk lub upadek z dużej wysokości (ale nie z dziesiątego piętra, oczywiście). W dolnej części etui umieszczono wytłoczenia, które są futerałem dla Achiever. Idealnie skrojone pod obrys złożonych słuchawek. Nieczęsto aż tak staranne i przemyślane rozwiązania można spotkać - i to nawet w przedziale do 1 000 PLN (nawiasem mówiąc to ewenement - podobne rozwiązanie przychodzi mi do głowy przy słuchawkach Meze 99 Neo, czy Beyerdynamic T50p).

Wracając do wyposażenia. Oprócz powyżej zachwalanego etui transportowego, w komplecie znajduje się także materiałowy woreczek ochronny. W zestawie jest też instrukcja obsługi, gwarancja i odłączany przewód słuchawkowy z przymocowanym nań mikrofonem oraz regulatorem. Kabel ma długość 120 cm, powleczony jest gumowatym płaszczem - nie plącze się, nie zwija, nie mikrofonuje. Oba wtyki są proste, pozłacane. Tuleje wtyków wykonane są z metalu, a nie z plastiku - brawo.

Z drugiej strony przydałby się jeszcze jeden przewód w komplecie - nieco dłuższy niż fabryczny (1,2 m). Optymalne około 2 metrowy. Ale nie ma co zanadto wybrzydzać.

Po wyjęciu Archiever z pokrowca od razu czuć i widać, że ma się do czynienia z rzetelnym produktem. Wszystko jest dokładnie spasowane, wypolerowane i wykonane - żadnych niedoróbek, czy niedociągnięć (jak to mają czasami słuchawki takich tanich marek jak wspominane we wstępie Krüger&Matz, czy dodatkowo Superlux). Może nie jest to przedział premium, ale wykonanie Audictus jest więcej niż poprawne. Solidne, twarde i odporne czarno-matowe tworzywo ABS (kopolimer akrylonitrylo-butadinenowo-styrenowy) zastosowane do budowy muszli, aluminiowe kapsle na zewnętrznych częściach muszli, stalowy pałąk obciągnięty sztuczną skórą (a od spodu z dodatkową poduszeczką), wygodny mechanizm regulacji, miękkie pady (odpinane, trzymają się na czterech zaciskach) ze stosunkowo dużymi poduszkami pokryte ekologiczną skórą miłą w dotyku i estetyczną w prezencji. W cenie 200 PLN naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Jest super.

Ważną cechą konstrukcji tytułowych słuchawek jest fakt, iż poszczególne ich fragmenty zostały poskręcane, a nie posklejane. Widoczne są główki śrubek na muszlach (po cztery w każdej) i na pałąku przy mechanizmie regulacji (też po cztery na każdej stronie). Zupełnie jak w np. o wiele droższych Meze 99 Neo. Nieprawdopodobna rzecz.

Ergonomia
Archiever są lekkie, ale wydają się być bardzo trwałe i solidne. Z racji niedużej masy własnej, jak i miękkich, grubych padów oraz szerokiej poduszki pod pałąkiem w zasadzie nie czuć ich na głowie i uszach. Pady wygodnie osiadają na małżowinach usznych dopasowując się do ich kształtu wręcz wzorowo. Słuchawki na czaszce układają się zaś lekko i dokładnie. Nie cisną, nie uwierają. Problem może być jedynie w przypadku dużych głów, albowiem mechanizm regulacji objętości pałąka jest dość ograniczony (u mnie takich problemów nie było). Innymi słowy, na wielkie łby nie nadają się.

Co istotne, tłumienie zapewniane przez pady jest bardzo dobre. Tłumią odgłosy zewnętrzne w sposób rzetelny i istotny. Podobnie w odwrotną stronę - muzyka ze słuchawek "nie ucieka". Można je używać w obecności innych osób, bez przeszkadzania im. To ważna zaleta.

Dane techniczne
• Przetworniki: 40 mm, dynamiczne, zamknięte
• Pasmo przenoszenia: 20 - 20 000 Hz
• Impedancja: 32 Ohm
• Czułość: 103 dB
• Masa (bez kabla): 138 g

Trzech muszkieterów marki Audictus - nauszne Dreamer, Creator i Archiever 


Bogate wyposażenie - etui transportowe, materiałowy woreczek ochronny, wymienny przewód słuchawkowy, instrukcja obsługi, etc.  


Złożone Archiever bezpiecznie spoczywają w pokrowcu transportowym 



Słuchawki tanie, a prezentujące się niczym klasa premium. Niezwyczajna rzecz...

Pad łączony na cztery zaciski; przetwornik na cztery śrubki




Całkiem niezły przetwornik

Łączenie na śrubki, nie na klej







Kilka przykładów słuchanych albumów (via Tidal HiFi)

Wrażenia dźwiękowe
Jako słuchawki porównawcze używałem głównie tańsze modele z mojej kolekcji, czyli Encore RockMaster Live, Senncheiser PX100 oraz Koss PortaPro, ale nie uniknąłem też konfrontacji z droższymi Fostex TH610, Meze 99 Neo i Final Audo Design Pandora Hope VI. Wzmacniacz słuchawkowy to najczęściej Encore mDSD, a potem S.M.S.L. M7 i Pioneer U-05. Źródła to przeważnie iPad Air 2 i iPhone 6S (z serwisem Tidal HiFi), jak i również streamer Auralic Aries Mini.

Pytanie. Czy budżetowe słuchawki za 200 PLN mogą dobrze grać? Bez żadnych uprzedzeń napiszę, że jak najbardziej tak. Znam tu takie przykłady jak Senneheiser PX100, Koss PortaPro, Encore RockMaster Live, czy Creative Arvana Live! Ale czy nieznane jeszcze w zeszłym roku Adictus Achiever też mogą dobrze zagrać? Odpowiedź brzmi - tak! Tytułowe słuchawki zapewniają bardzo ładny i przyjazny dźwięk - harmonijny, barwny i potoczysty, ale dobrze rozciągnięty oraz masywny. Całość brzmienia jest dobrze ułożona i poukładana. Doskonale czuć strukturę muzyki, substancję instrumentów i wypełnienie wokali. To pozytywna i ważna wartość.

Średnica jest nieco zagęszczona i przybliżona, ale dzięki temu wyraźna i dosadna. Słychać w niej "dużo" dźwięku - jest mięsista i skondensowana. ale nie przeładowana - całkiem rozdzielcza i odkrywcza. Z kolei niskie tony są mocne i żywe, choć nie zapuszczają się w najniższe rejestry. Są sprężyste i giętkie, lecz nie nazbyt (przesadnie) obfite. Nie po atomowemu mocarne. (Tu tzw. basoluby mogą nieco kręcić nosem, ale dla mnie bas jest optymalny). Zaś soprany są raczej jasne i intensywne w wymiarze i strukturze. Pokazują i światło, i nasycenie. Są lekko zaokrąglone, a czasem nawet wycofane. Nie sprzyja to rozdzielczości, ale zapewnia komfort odsłuchów bez wyostrzeń i szkła. Coś, za coś - tu kompromis jakościowy jest widoczny, ale zapewniający dobry balans brzmienia. Ogólnie rzecz biorąc, dźwięk oferowany przez Achiever jest zrównoważony i tonalnie nasączony.

Można mieć zastrzeżenia do szerokości i głębokości sceny, bo ta jest raczej niezbyt rozbudowana, ale dla uczciwości należy napisać, że w porównywalnym poziomie cenowym to norma, standard. Scena bardziej rozkłada się na boki (i to niedalekie), niż w głąb. Nie słychać wyraźnie poszczególnych warstw, nie ma dalekiego tła, czy super głębi - całość przekazu koncentruje się na frontowych obszarach. Przy czym taki, a nie inny charakter soniczny nie przeszkadza w realistycznych i przyjemnych odsłuchach. Po pewnym czasie słuchacz zapomina o efektach 3D, a skupia się wyłącznie na muzyce. A ta przez Archiever jest podawana sugestywnie i ekspresyjnie.

Kilka słów o źródłach. Moim zdaniem głównym przeznaczeniem Archiever będą przede wszystkim smartfony. W takim zestawieniu słuchawki te czują się bezpiecznie i wygodnie. Mój iPhone 6S nie miał żadnych problemów z pełnym i zadowalającym wysterowaniem. Nie brakowało ani pary, ani mocy, ani masy. Słuchawki dużo wybaczają gorszym realizacjom, nie dudniąc i jednocześnie nie sybilizując. Są łatwe w adaptacji i przystosowywaniu się do każdego gatunku muzycznego. Inaczej mówiąc, są uniwersalne. Dźwięk ulega jeszcze lekkiej poprawie, kiedy dodać mobilny wzmacniacz słuchawkowy. U mnie był to Encore mDSD - tu nieco zyskiwała przestrzeń, cyzelunek instrumentów oraz dopełnienie tonalne. Poprawiał się też atak i energia grania. Co do innych wzmacniaczy, czyli znacznie droższych - to używałem ich wyłącznie w celu praktyczno-teoretycznego testu. Nie one są realnym adresem dla Audictus Achiever.

Konkluzja
Audictus Achiever to słuchawki młodej, polskiej firmy spod Poznania. Skonstruowane zupełnie bez żadnych uprzedzeń, kompleksów i zahamowań - i to pomimo niskiej ceny (200 - 250 PLN). Bardzo rzetelna budowa, solidne materiały, niezły design oraz bogate wyposażenie. Dźwięk może niezbyt przestrzenny i z lekkimi ubytkami w selektywności, lecz w swojej ogólnej ocenie więcej niż doskonały. Harmonijny, tonalnie bogaty, z nasączoną średnicą, niezłym basem oraz doświetlonymi sopranami. Pierwszorzędne słuchawki do smatrfonów - można napisać, iż grają z nich muzykę jak ta lala!

Cena w Polsce - 199 - 249 PLN.


środa, 13 grudnia 2017

Chris Rea „Road Songs for Lovers” - 2 x LP 45 RPM

(Materiały prasowe)

Stary Mistrz brytyjskiego blues-rocka znowu przypomina o sobie. Przypomina o sobie świetną płytą zatytułowaną „Road Songs for Lovers” wydaną 29 października 2018 r. Myślę, że Chrisa Rea nie trzeba bliżej przedstawiać - sprzedał więcej niż 30 mln płyt na całym świecie. Skomponował, zaśpiewał i zagrał (na gitarach) takie przebojowe utwory jak "On the Beach", "Let's Dance", "Josephine", "Looking for the Summer', czy w końcu "The Road to Hell".

Niestety, Mistrz ostatnio dość poważnie choruje. W 2001 roku przeszedł operację usunięcia raka trzustki, zaś w 2016 roku przebył udar mózgu. Niedawno zaś stracił przytomność podczas jednego z koncertów aktualnej trasy koncertowej. Tym bardziej cieszy nowa płyta "Road Songs for Lovers". Optymistyczna, pogodna, czasem melancholijna, ale nie smutna. Chris po raz kolejny uruchamia na niej cały swój przebogaty arsenał gitar, śpiewa swoim charakterystycznym nieco zachrypniętym, ale ciepłym głosem. Stylistycznie konsekwentnie porusza się w dobrze znanym klimacie - piosenek drogi z lekkim bluesowym podkładem. Można mieć wrażenie, że słychać tu melodie już gdzieś wcześniej słyszane na albumach Chrisa lub oscylujące wokół nich. Nie jest to żadna ujma - tej płyty słucha się pierwszorzędnie!

Nie lada gratką dla winylowców jest album "Road Songs for Lovers" wydany na dwóch czarnych krążkach 180 gram. Przy czym wersja standardowa to wersja 2 x winyl 45 RPM (!), czyli wydawnictwo stricte audiofilskie (nie wydano, póki co, wersji 33 1/3 RPM). Płyta dzięki temu brzmi świetnie - plastycznie, głęboko i soczyście. Wspaniały prezent na Święta!

Lista utworów
A1 Happy On The Road  3:46 
A2 Nothing Left Behind  5:29 
A3 Road Songs For Lovers  4:13 
B1 Money  5:57 
B2 Two Lost Souls  4:46 
B3 Rock My Soul  4:07 
C1 Moving On  5:10 
C2 The Road Ahead  4:16 
C3 Last Train  6:33 
D1 Angel Of Love  4:29 
D2 Breaking Point  5:53 
D3 Beautiful  3:40 

Bass Guitar – James Ahwai
Drums – Martin Ditcham
Guitar, Lead Vocals – Chris Rea
Keyboards – Neil Drinkwater
Rhythm Guitar – Robert Ahwai

Label: BMG
Format: 2 × winyl 45 RPM, Stereo 
Data wydania: 29 października 2017 r.