Po ostatnim genialnym
albumie grupy zatytułowanym “El Camino” wydawało się, że The Black Keys nie
powtórzą tego sukcesu i nagrają płytę gorszą. Nic z tego, artyści zmienili
nieco stylistykę muzyczną, ale utrzymali wysoki poziom
kompozytorsko-wykonawczy. Mówiąc krótko, najnowsza „Turn Blue” to płyta od początku do
końca rewelacyjna.
The Black
Keys tworzą dwaj muzycy: Dan Auerbach (wokal i gitary) oraz Patrick Carney
(perkusja). Wspólnie komponują muzykę i piszą teksty. Zespół powstał w 2001
roku w stanie Ohio (USA). Nagrali w sumie osiem albumów długogrających, dwie EP’ki
i jedną płytę koncertową. Ich muzyka oscyluje wokół stylów określanych jako
blues-rock (albo rock-blues) indie-rock i „rock garażowy” (ang. garage rock), czasami zahaczając o glam-rock. Czarne
Klawisze tworzą utwory przepełnione żywiołowością charakterystyczną dla rocka,
często inspirują się muzyką lat siedemdziesiątych, kiedy to ten gatunek
przeżywał największy rozkwit.
„Turn Blue”
to 11 utworów napisanych przez duet, na klawiszach wspiera ich Brian Burton
i niekiedy wokalnie Regina Ann oraz Alfreda McCrary. Płytę wraz z nimi wyprodukował
Danger Mouse. Kompozycje utrzymane są w stylu typowym dla grupy, czyli
amerykańskim rock-bluesie wspartym z lekka na folku. Jest tu minimalistyczny
wigor bluesa i rockowa furia gitar, które brzmią pełnie i obficie. Płyta
wypełniona jest melodyjną dynamiką opartą o surowość i żywioł perkusji Carneya
oraz o charyzmatyczny i silny wokal Auerbacha. To wszystko okraszone jest
jeszcze dźwięcznymi klawiszami Burtona, który wbrew nazwie zespołu (Czarne
Klawisze) nie jest oficjalnym jego członkiem, a muzykiem towarzyszącym. Bardzo
dobry album - brzmiący świeżo i stworzony bez żadnych kompleksów, choć nie odkrywczy, czy
przełomowy. To dobry, nowoczesny rock, wypływający wprost z jego najlepszych tradycji
i czerpiący inspirację z rozwibrowanych muzycznie lat 70-tych.
Dodam
jeszcze, że byłem na koncercie grupy na tegorocznym Open'er Festival w Gdyni
(2 lipca) i muszę przyznać, że na żywo są fenomenalni. To był fascynujący wieczór,
muzycy zagrali na pełnym drajwie. Dla mnie najlepszy występ festiwalu (1-4
lipca, około 60 różnych koncertów).
Płyta
winylowa wydana jest bardzo estetycznie. Na przedniej okładce umieszczono
grafikę, która jest jakby wirem lub spiralą czerwono – niebieskich pasków, w środku
których znajduje się wpisana nazwa zespołu oraz tytuł albumu. Po prostu "skręcony niebieski", posiłkując się tytułem albumu ("Turn Blue"). Z tyłu takie same paski
układają się ponownie w wir, lecz dodatkowo pofalowany. Wewnątrz znajduje się
duży plakat będący powtórzeniem przedniej okładki – ma wielkość mniej więcej
czterech powierzchni okładki płyty. Koperta zamiast wiru ma zbiegające się do
wewnątrz niebieskie i czerwone romby; z tyłu koperty znajdują się informacje o płycie (dość skąpe).
Koperta nie jest zaopatrzona w folię antystatyczną. Winyl wytłoczony jest na 180 gramowym
nośniku. Labele mają nadrukowane identyczne niebiesko-czerwone wiry jak na
przodzie okładki. Fascynująco to wygląda podczas obracania się płyty. Do winylu dołączona
jest płyta kompaktowa, co jest miłym bonusem, bowiem na próżno niestety szukać tego
albumu na serwisach streamingowych typu WiMP, czy Spotify.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarz będzie oczekiwać na moderację