Polpak

czwartek, 24 sierpnia 2023

Musical Fidelity A1, wzmacniacz zintegrowany - zapowiedź testu


 

Brytyjski Musical Fidelity w 1985 roku wprowadził na rynek wzmacniacz zintegrowany oznaczony symbolem A1. Wzmacniacz ten okazał się być olbrzymim rynkowym przebojem, sprzedano ponad 100 000 jego egzemplarzy - produkowany był w niezmiennej formie przez kolejnych dwadzieścia kilka lat (choć dość mocno zmodernizowany około roku 2008). A1 w połowie lat 80-tych XX wieku prezentował się niczym przybysz z kosmosu. Niesamowicie oryginalna, geometryczna obudowa - wówczas na wskroś nowatorska, nietypowa. Ale A1 wyróżniał się nie tylko ze względu na obudowę, ale także doskonałym projektem amplifikacji zorientowany na czystą klasę A. Wzmacniacz ten brzmiał niczym bardzo dobry wzmacniacz lampowy. To nie przypadek, bo za jego projektem stał pan Tim de Paravicini, inżynier-elektronik, który był najbardziej znany ze swoich projektów wzmacniaczy lampowych i niestandardowych prac dla wielu profesjonalnych studio nagrań.

W istocie rzeczy, taki a nie inny projekt / kształt obudowy, był wymuszony przez specyficzne wewnętrzne obwody klasy A1, które pobierają spory mocy i generują bardzo dużo ciepła. A1 grzał się dosłownie jak żelazko (temperatura obudowy sięgała 55-60 st. C), potrzebował więc skutecznej obudowy/radiatora, który by owo ciepło efektywnie rozproszył / odprowadził na zewnątrz. Ożebrowana obudowa jest więc tak naprawdę zintegrowanym radiatorem. Lecz dzięki temu, że A1 był wzmacniaczem klasy A wytwarzał bardzo małe zniekształcenia, brzmiał bardzo plastycznie i, nomen omen, ciepło. Melodyjnie i bardzo atrakcyjnie. Hipnotycznie. Brzmienie wzmacniacza A1 na lata zdeterminowało firmowy sound Musical Fidelity, już zawsze kojarzony z ciepłym, gładkim i fizjologicznym dźwiękiem o słodkiej średnicy, czyli z ogólnie powabnym i przyjemnym brzmieniem. Super-muzykalnym.

Wraz z drugą wersją wzmacniacza A1, czyli na początku roku 2008, Musical Fidelity zaproponował do kompletu odtwarzacz płyt kompaktowych, nazwany, a jakże - A1 CD Pro. W tamtych latach kupiłem dla siebie odtwarzacz płyt A1 CD Pro, ale wzmacniacza już nie zdążyłem. Odtwarzacz A1 CD Pro mam do dziś i jest on moim jedynym odtwarzaczem CD. Ulubionym. Zresztą na Stereo i Kolorowo dość dokładnie go opisałem (czytaj moją recenzję TUTAJ).

Po 38. latach od premiery pierwszej wersji wzmacniacza A1 oraz po 15. latach od wprowadzenia drugiej wersji, Musical Fidelity (dziś wchodzący w skład Audio Tuning Vertriebs GmbH) zdecydował się zaproponować kolejną, czyli trzecią. Właśnie trwa rynkowa premiera "nowego" wzmacniacza Musical Fidelity A1 (zobacz TUTAJ i TUTAJ). Stylistycznie i konstrukcyjnie wzmacniacz został oparty na wersji z 1985 roku, lecz rozmiar obudowy jest nieco większy (jest szersza i głębsza) - dokładnie tak, jak to było w wersji z 2008 roku. Zmieniono także kolor diody sieciowej z czerwonej na niebieską. Współczesny A1 został też wyposażony w zdalne sterowanie. Dokładna lista modernizacji poniżej.


Musical Fidelity A1 - wersja z 1985 roku

Musical Fidelity A1 - wersja z 2008 roku


A1 na przestrzeni czasu - ulepszenia w stosunku do oryginału z 1985 roku (cytuję za Musical Fidelity):
- Zaktualizowany transformator do bardziej wydajnych uzwojeń "dual mono split rail"
- Wysokiej jakości i zaktualizowany potencjometr ALPS serii RK do regulacji głośności
- Pilot zdalnego sterowania na podczerwień dodany do regulacji głośności
- Blok wzmocnienia przed regulacją głośności całkowicie przełączalny za pomocą przełącznika "direct" (- 10 dB)
- Wszystkie tranzystory, w tym wyjściowe, są starannie dobranymi nowoczesnymi odpowiednikami
- Wszystkie kondensatory w ścieżce sygnału są typu polipropylenowego (PP)
- Rezystory są nowoczesnymi niskoszumnymi metalowymi foliami
- Zadbano o to, aby nie zmieniać specyfikacji żadnych komponentów w stosunku do oryginału, ale zaktualizować je do nowoczesnych odpowiedników o długiej żywotności.
- Układ wiernie podąża za oryginałem w obrębie sekcji obwodów na płytce drukowanej
- Lepiej rozplanowane sekcje obwodów, w szczególności oddzielne zasilacze i wzmacniacze mocy
- Ulepszono stopień gramofonowy i przedwzmacniacz w celu zmniejszenia szumów i przydźwięków




Podwójne pudło


Solidne zabezpieczenie

W zestawie m.in. pilot zdalnego sterowania, ściereczka i para bawełnianych rękawiczek

Przed pierwszym uruchomieniem





Znakomite wykonanie, piękna stylistyka vintage!


Estetyczna dioda zasilania

Groźny wygląd z profilu!


Obudowa w istocie rzeczy to radiator, bo urządzenie nagrzewa się aż do temperatury około 55-60 st. C.


Duża liczna gniazd

Porównanie z odtwarzaczem Musical Fidelity A1 CD Pro



Identyczne wymiary i kształty, ale wzmacniacz A1 stylistycznie nawiązuje bezpośrednio do wersji z 1985 roku, zaś odtwarzacz A1 CD Pro przedstawia zmodernizowaną linię wzorniczą Musical Fidelity z 2008 roku 



Oba urządzenia ładnie ze sobą wyglądają (choć odtwarzacza CD nie należy stawiać na wzmacniaczu, ten bardzo mocno się grzeje!)


2 x A1

7 komentarzy:

  1. Niestety ale te niebieskie diody odstraszają i przywodzą na myśl tanie chińskie wzmacniacze z Ali

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekałem na niego , ale ten niebieski przekreślił temat ...

      Usuń
  2. Zgadzam się z szanownym przedmówcą. Cały "design" dotyka taniości i braku pomysłu. Cofnęliśmy się tutaj o 30 lat ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie o 30 lat a o 38 i o to tu właśnie chodzi. Moim zdaniem wygląd MF A1 jest dużo ciekawszy niż innych wzmacniaczy w tej cenie. Dla mnie bomba.

    OdpowiedzUsuń
  4. Najważniejsze jak to gra w porównaniu do wzmacniaczy z 2023 roku? To inna konkurencja niż 38 lat temu. Do tego cena 7500 zł powoduje, iż musi być doskonały w tej cenie, ponieważ można wybierać w łapach jak i tranzystorach....zobaczymy czy "feedback" i próba zarobienia na legendzie przyniesie w sukces w zatłoczonym dziale wzmacniaczy do 8000 PLN.fajnie jakbyście podali pobór energii podczas pracy. Szybko wyliczymy różnice klasy A vs AB i D.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe jak wypadnie w konkurencji ze wzmacniaczami w 2023roku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy A1 to jest po prostu killer! Niebawem więcej napiszę w monograficznej recenzji.

      Usuń

Komentarz będzie oczekiwać na moderację