Orton mkIV w czerwonej wersji (zdjęcie ze strony Sonneteer)
Prolog
Blog Stereo i Kolorowo prowadzę już od prawie siedmiu lat, napisałem ponad 1 000 postów, przetestowałem dobrych kilkaset urządzeń i akcesoriów audio. Czasem więc mam wrażenie, że nic ze świata hi-fi już specjalnie mnie nie zaskoczy. Ale jednak wciąż, co jakiś czas, zaskakuje. Kolejnym takim wielkim zaskoczeniem, a w zasadzie - odkryciem, jest brytyjski wzmacniacz zintegrowany Sonneteer Orton mkIV. Po jego włączeniu - dosłownie zbaraniałem. Nie chcę zbytnio uprzedzać faktów, ale to jest rewelacyjnie grający wzmacniacz!
Wstęp
Na początku maja kurier dostarczył mi przesyłkę z wzmacniacze zintegrowanym Sonneteer Orton mkIV (zobacz TUTAJ), prosto z wrocławskiej "Galerii Audio". Sonneteer nie jest marką szeroko znaną wśród melomanów i audiofilów, lecz w moim odczuciu, zdecydowanie wartą każdego grzechu. Stąd zainicjowany przeze mnie kontakt do wrocławskiej "Galerii Audio" i prośba przesłanie wzmacniacza na odsłuchy. Nie było z tym najmniejszego problemu, po kilku dniach wzmacniacz do mnie dotarł.
Sonneteer
Warto napisać kilka słów o firmie Sonneter, bo po raz pierwszy pojawia się na łamach Stereo i Kolorowo. Jak nie trudno się domyślić, nazwa "Sonneteer" pochodzi od artysty piszącego sonety. Przedsiębiorstwo powstało w 1994, ale historia założycielska sięga jeszcze wcześniejszych czasów. Na przełomie lat 80 i 90, podczas wspólnych studiów na uniwersytecie, panowie Haider Bahrani i Remo Casadei założyli firmę organizującą koncerty i nagrania dla małych zespołów. Pan Haider miał już swój zespół, który był głównym powodem założenia firmy, choć współpracowała ona z wieloma studenckimi zespołami. Jako studenci elektroniki Haider i Remo, którzy nie mieli całego potrzebnego im sprzętu i urządzeń często konstruowali je sami lub przerabiali inne. Pod koniec studiów Haider zaprojektował wzmacniacz, oprócz wymagań oceniających chciał spełnić jeszcze jeden warunek - stworzyć wzmacniacz optymalny do swoich nagrań. Po ukończeniu studiów pan Remo pożyczył od niego wzmacniacz i pokazał go kilku entuzjastom dobrego dźwięku hi-fi. Dzieło Haidera przypadło im do gustu, więc obaj panowie zaczęli się przygotowywać do produkcji tegoż wzmacniacza.
Ale dlaczego wybrano dla firmy nazwę Sonneteer? Jak podaje firmowa strona, pan Haider był zafascynowany poezją i chciał aby ich przyszłe produkty nosiły nazwy nawiązujące do pisarzy. Stąd też pierwszy wzmacniacz Sonneteera nosił nazwę "Sonneteer Campion" po angielskim poecie Thomasie Campionie". Wzmacniacz ten wprowadzono na rynek w 1995 roku. Cała historia dostępna jest pod TYM linkiem. Produkcja sprzętów odbywa się w angielskim mieście Guildford, 43 km na południowy zachód od Londynu. Warto też dodać, iż firmowe motto brzmi: "Wake UP the music!".
Obecnie Sonneteer nie osiągnął tak monstrualnych rozmiarów jak wiele innych brytyjskich firm (np. Naim, Rega, Linn, etc.) a wciąż jest niewielką manufakturą wytwarzającą sprzęt dla znawców, dla tych którzy cenią sobie jednostkowe produkcje, poszukują czegoś innego. Urządzenia marki Sonneteer nieczęsto można spotkać w salonach audio, ale przedsiębiorstwo prowadzi także sprzedaż wysyłkową. Polskim jej dystrybutorem jest wrocławska "Galeria Audio".
Sonneteer w ofercie ma niewiele sprzętów audio hi-fi, albowiem katalog liczy jedynie trzy (!) pozycje. Dwa wzmacniacze zintegrowane i przedwzmacniacz gramofonowy. Wzmacniacz o nazwie Alabaster to podstawowy model, zaś Orton mkIV - średni. Przy czym protoplasta obecnego Ortona pojawił się już w 2014 roku, aktualny model to jego czwarta odmiana i wersja.
Budowa i wrażenia ogólne
Orton mkIV został wprowadzony na rynek w 2014 roku, czyli dokładnie na 20-lecie firmy. To czwarta edycja tego wzmacniacza. Dostępna jest w trzech wersjach kolorystycznych: standardowych czarnej i srebrnej oraz specjalnej czerwonej na zamówienie (i za dodatkową opłatą).
Wzmacniacz dostarczany jest w zwykłym pudle, typowym dla produkcji brytyjskich. Na nim umieszczono jedynie niewielką metkę z kilkoma okienkami opcji danego urządzenia i jego wyposażenia. Minimalizm posunięty do granic. W kartonie znajduje się wzmacniacz unieruchomiony dwoma gąbkowymi formami, dodatkowo owinięty jest w przezroczystą folię. W komplecie nabywca otrzymuje kabel sieciowy, instrukcję obsługi oraz gwarancję producenta. Jest też pilot zdalnego sterowania, który z racji swojej nietypowości zasługuje na osobny poemat. Wrócę do niego później.
Pomimo że Orton mkIV to produkcja manufakturowa, czyli niskonakładowa, wzmacniacz prezentuje się naprawdę dobrze, choć jest pewnego rodzaju odmianą minimalizmu, ale dobrze pojętego. Obudowa została wykonana z aluminiowych profili, zaś sam front jest naprawdę przyzwoity, a nawet ładny. To gruba aluminiowa płyta (anodowana na czarno), w której środkową część wkomponowano stalowe lustro. Pierwszorzędnie to wygląda. W części centralnej owego lustra zamontowano dużą gałkę wzmocnienia wytoczoną z aluminium. Zaś dookoła niej rozmieszczono sześć niebieskich diod sygnalizujących wybrane źródło. Owo źródło wybierane jest za pomocą dwóch metalowych przycisków znajdujących się po prawej stronie gałki potencjometru. Dalej, po prawej stronie jest jeszcze jeden identyczny przycisk - to włącznik sieciowy. Kiedy urządzenie znajduje się w trybie czuwania (stand-by), zapalona jest czerwona dioda. Uruchomienie trybu wyciszenia (mute) skutkuje zapaleniem się kolejnej czerwonej diody, tym razem takiej umieszczonej w gałce wzmocnienia, w podłużnym jej nacięciu sygnalizującym poziom wzmocnienia. Ale to nie wszystko. Kiedy regulować poziom wzmocnienia za pośrednictwem pilota zdalnego sterowania w tym nacięciu gałki zapala się żółta dioda a sama gałka płynnie obraca się w lewo lub w prawo (przy ściszaniu lub pogłaśnianiu). Sprytne!
Po lewej stronie gałki wzmocnienia znajduje się tajemnicza pomarańczowa dioda oznaczona trójkątem osadzonym na linii. To dioda wzmocnienia (gain). Każde z sześciu źródeł może mieć osobno zaprogramowane wzmocnienie sygnału. Producent rekomenduje stosować je jedynie w przypadku tunerów i magnetofonów, ale to użytkownik o tym ostatecznie decyduje. Aby aktywować funkcję dodatkowego wzmocnienia sygnału wejściowego należy wybrać odpowiednie źródło (od 1 do 6), na pilocie nacisnąć przycisk "Vol-" i przytrzymać przez około 15 sekund. Zapala się pomarańczowa dioda. Dobrze w czasie tej operacji odłączyć przewody źródła z tyłu urządzenia. Czynność tę można powtórzyć dla kolejnych następnych pięciu źródeł. Rzecz jest bardzo przydatna dla wyrównania poziomów wzmocnienia sygnału wejściowego. Ale należy też pamiętać, że takie podbicie wzmocnienia zmienia nieco liniowość dźwięku.
Z tyłu, po środku, zamontowano dwa rzędy ośmiu par gniazd RCA. Sześć z nich to klasyczne gniazda wejściowe, a kolejne dwa - regulowane wyjście z poziomu przedwzmacniacza i nieregulowane wyjście na końcówkę mocy. Wszystkie gniazda są opisane klasycznie i "go góry nogami", tak aby po włożeniu głowy z tyłu urządzenia od razu móc zorientować się w opisie gniazd. Po obu bokach umieszczono po parze terminali głośnikowych. Bardzo oryginalnych terminali, należy dodać. Nigdy z takimi się nie spotkałem. Jednak ze swoich funkcji wywiązują się znakomicie. Po lewej stronie tylnego panelu znajduje się gniazdo sieciowe IEC a zaraz obok bolcowe wejście zasilania dla opcjonalnego zewnętrznego firmowego zasilacza 12 V.
A teraz wracam do pilota zdalnego sterowania. Wyrzeźbiony jest z bloku aluminium i anodowany na czarno. Estetyka na najwyższym poziomie. Ale to bardzo nietypowy pilot. Po spodem umieszczono cztery gumowe stopki, aby nie rysować nim powierzchni blatów (np. szklanych). Sterownik nie ma zwykłych baterii, ładuje się go jak telefon komórkowy via przewód sieciowy i ładowarkę sieciową. Jeden cykl ładowania, wg. zapewnień producenta, powinien, wystarczyć na rok zwykłego użytkowania. No chyba, że wykorzystywać pilot jako latarkę, a i w taką funkcję jest wyposażony (sic!). Na górnej krawędzi urządzenia zamontowano białą diodę, która działa jako zwykła latarka. W tym celu należy nacisnąć przycisk oznaczony jako "light". Pilotem zdalnego sterowania można obsługiwać wszelkie funkcje wzmacniacza, łącznie z ustawianiem poziomu wzmocnienia dla poszczególnych wejść źródłowych. Bardzo oryginalna sprawa.
Orton mkIV to konstrukcja dual-mono, stąd wewnątrz dwa osobne transformatory toroidalne przeznaczone osobno dla każdego z kanałów. Urządzenie wyposażone jest w system zabezpieczeń, które w przypadku przesterowania odłączają kolumny głośniowe. Ale także w przypadku zwarcia zacisków głośnikowych. Budowa wewnętrzna przedstawia bardzo ładny, choć do bólu klasyczny, układ amplifikacji. I w tym, zdaje się, tkwić cała siła Sonneteera. Układ jest maksymalnie uproszczony, bez żadnych udziwnień i modyfikacji. Jak kiedyś powiedział Albert Einstein: "Wszystko trzeba robić tak prosto, jak to tylko jest możliwe, ale nie prościej". Zaś konstruktorzy Ortona mkIV ów balans zachowali idealnie. Wręcz genialnie.
Dane techniczne
• Klasa A/B
• Dual mono
• 33 Wat/8 Ohm
• 60 Wat/4 Ohm
• 6 wejść liniowych programawalnych
• Czułość 650 mv/295 mv
• Wyjścia 1 line, 1 pre-out
• H x W x D 70 x 430 x 280 mm
• Masa netto 16 kg
Wrażenia dźwiękowe• Dual mono
• 33 Wat/8 Ohm
• 60 Wat/4 Ohm
• 6 wejść liniowych programawalnych
• Czułość 650 mv/295 mv
• Wyjścia 1 line, 1 pre-out
• H x W x D 70 x 430 x 280 mm
• Masa netto 16 kg
Skromne opakowanie
Orton - Black
Orton unieruchomiony piankowymi formami
Eleganckie opakowanie pilota
Multifunkcyjny sterownik
Niebrzydki design
Po prawej trzy przyciski - dwa służące do wyboru źródła i jeden sieciowy
Gałka wzmocnienia a wokół niej sześć niebieskich diod sygnalizujących wybrane źródło
W nacięciu gałki wzmocnienia umieszczono diodę; świeci na czerwono w trybie wyciszenia (mute), a na żółto podczas regulacji wzmocnienia
Pod literą "E" znajduje się pomarańczowa dioda; świeci w przypadku aktywacji funkcji "Gain" (dla poszczególnego wejścia źródłowego)
Aluminiowa obudowa
Osiem par gniazd RCA; opisane są także "do góry nogami"
Bardzo oryginalne terminale głośnikowe
Przewód zasilający to Hiend-Audio Ziggy Picasso
Orton mkIV stoi na wzmacniaczu Hegel H160
Na samym dole, po lewej wzmacniacz Cayin CS-120A
Spojrzenie na cały system odsłuchowy
Do wzmacniacza podłączałem dwie pary kolumn: Living Voice Auditorium R3 oraz Opera Quinta SE. Przewody głośnikowe to XLO UltraPLUS U6-10. Przewód sieciowy to Hiend-Audio Ziggy Picasso. Wzmacniacze porównawcze to: Hegel H160, Moinro MC201, Cayin CS-120A, Haiku-Audio Bright MK4 i Pathos Classic One MKIII. Pozostała część sprzętu towarzyszącego wymieniona jest na końcu niniejszego tekstu.
Na początek napiszę, że wzmacniacz pomimo swojej małej nominalnej mocy (2 x 33 Wat przy 8 Ohm) nie miał najmniejszego problemu aby całkowicie wysterować moje kolumny (Living Voice i Opera).Taki stan rzeczy może wydawać się dziwny, ale producent ma na to specjalny patent. Orton mkIV ma rezerwową podaż mocy 160 VA na kanał z kaskadowym ustawieniem kondensatorów, co oznacza że sygnał jest podawany bez żadnych opóźnień i w całym spektrum. To konfiguracja klasy A/B z wysokim odchyleniem do A. Jego moc również podwaja się przy 4 Ohm. Dzięki temu dynamika i energia grania są wręcz niesamowite. Moc i żar dźwięku mogą kruszyć ściany, a jednocześnie brzmienie jest na wskroś harmonijne, spójne i ułożone. Ponadto nasycenie i wypełnienie dźwięku jest bardzo realistyczne - słychać wiele warstw tonalnych, czuć głębię i szerokość przekazu, wszystko jest podane blisko i dotykalnie. Muzyka płynie z dużą łatwością, bezpretensjonalnie i szybko, choć jest leciutko ocieplona i zaokrąglona.
Na pewno Ortona mkIV nie można nazwać wzorcem neutralności, bo ewidentnie uprzywilejowuje średnicę. Ale to zjawisko w odbiorze jest niesamowicie przyjemne, bo zrobiono to ze smakiem i wyczuciem. Nic na "twarz" nie jest rzucane, a lekkie wypuklenie średnicy jest bardzo fizjologiczne i naturalne. Wręcz po lampowemu analogowe w przekazie i treści. Oczywiście, dźwięk nie koncentruje się jedynie na średnicy, bo i inne zakresy są czytelne i wyraźnie istniejące. Nic niczego nie przykrywa i nie dominuje - panuje porządek i współistnienie. Całość brzmienia można nazwać bardzo zróżnicowanym, bogatym w kontent i, co najważniejsze - nieprawdopodobnie barwnym i ekspresyjnym. Z jedwabistą strukturą i teksturą dźwiękową. Przynosi to przekaz autentyczny i żywy, bardzo organiczny i soczysty. Fenomenalnie plastyczny i kształtny. Pozbawiony nieczystości i artefaktów.
No dobrze, napisałem, że Orton mkIV gra barwnie i soczyście, ciepławo i słodkawo, z dużą dynamiką i treściwie. Ale czy to przesądza o jego wyjątkowości? Nie, o jego wyjątkowości zaświadcza jeszcze jeden parametr, ale niesamowicie istotny dla muzyki. To jego nieprawdopodobnie przekonujący styl gry. Muzyka generowana przez wzmacniacz brzmi tak, jakby niejako była w stanie tworzenia się, a nie była reprodukowana. To dźwięk bliski stylowi "live", muzyce "in statu nascendi". Dzięki temu wszystkie tony brzmią autentycznie, emfatycznie, wyraźnie i obszernie. Muzyka wchodzi w uszy jak nóż w masło. Totalnie i namacalnie. Takie cechy tonalne Ortona mkIV prowadzą go wprost w sens i znaczenie pojęcia high-end. To największy atut tytułowego wzmacniacza. I nie ma ma tu znaczenia ani obniżony stopień analityczności, ani niepełna przejrzystość brzmienia, albowiem ułuda prawdziwości dźwięku jest fenomenalna. Magiczna.
Konkluzja
Sonneteer Orton mkIV to wybitny wzmacniacz. Pierwszorzędnie skonstruowany i fenomenalnie grający. Przeznaczony dla świadomych melomanów, poszukujących w muzyce autentyczności, kontentu, emocji i esencji. Nie polecany dla miłośników czystej neutralności, zaawansowanej analityczności i stuprocentowej transparentności. Orton mkIV pokazuje muzykę w pełni analogowo i organicznie, realistycznie i żywo. Bezwarunkowa rekomendacja!
Cena w UK - 2 500 - 2 700 Funtów (w zależności od wykończenia).
System testowy
Wzmacniacze: Hegel H160 (test TU), Cayin CS-120A (test TU), Monrio MC201, Haiku-Audio Bright MK4 (test TU), Taga Harmony HTA-800 (test TU) i Pathos Classic One MKIII (test TU).
Kolumny: Living Voice Auditorium R3 (test TU), Opera Quinta SE, Martin Logan 35XT (test TU) i Guru Audio Junior (test TU).
Odtwarzacze CD: Musical Fidelity A1 CD-PRO i Synthesis Roma 14DC (test TU).
Odtwarzacz sieciowy: Auralic Aries Mini (test TU).
DACi: Pioneer U-05 (test TU) oraz Encore mDSD (test TU).
Komputery: MacBook Apple Pro i Dell Latitude E6440.
Gramofon: Nottingham Analogue Horizon (test TU).
Wkładka gramofonowa: Ortofon 2M Black (test TU).
Przedwzmacniacze gramofonowe: Musical Fidelity MX-VYNL (test TU), Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl (test TU), Taga Harmony TTP-300 (test TU), Audio Analogue AAphono i 1ARC Arrow SE (test TU).
Tunery: Rotel RT-1080, Sansui TU-5900 i Tivoli Model One (test TU).
Magnetofon kasetowy: Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Minisystem: Pioneer P1-K (test TU).
Słuchawki: Fostex TH-610 (test TU), Meze 99 Neo (test TU), MEE Audio Matrix 2 (test TU), Audictus Achiever (test TU) i Final Audio Design Pandora Hope VI (test TU).
Kondycjoner sieciowy: Xindak PC-200V (test TU).
Akcesoria: podstawa antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), podstawy głośnikowe Rogoz-Audio 4QB80 (test TU), podstawy głośnikowe Solid Tech, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40, szafka audio Solid-Tech Radius Duo 3 (test TU), mata gramofonowa Harmonix TU-800EXi (test TU) i krążek dociskowy do gramofonu Clearaudio Clever Clamp (test TU). Kondycjoner masy dla głośników QAR Dynamit (test TU). Zatyczki do gniazd RCA Sevenrods. Zworki głośnikowe Sevenrods Speaker Jumper.
Mam i mogę podpisać się obiema rękoma pod tą recenzją. Niesamowity wzmacniacz. Na długo zatrzymuje w fotelu.
OdpowiedzUsuń