Polpak

piątek, 7 września 2012

Słuchawki HiFiMan HE-500







Wstęp
Firma HiFiMan jest firmą chińską, lecz oficjalnie zarejestrowaną w USA i tam posiadająca biuro handlowe, przedstawicielstwo oraz główny adres. Została założona przez Chińczyka - pana Fang Bian (i za chińskie pieniądze) w 2008 roku w Nowym Jorku. HiFiMan produkuje sprzęty w dwóch fabrykach w Chinach i tam też ma biuro R&D. Hurtownia zaś znajduje się w stanie Illinois w USA, a biuro klienta, serwis - w Nowym Jorku. Bardzo rozsądne posunięcie, strategiczne, można rzec. Bo w ten sposób, firmowe produkty mają od razu „obywatelstwo” amerykańskie, choć projektowane i produkowane są w Państwie Środka. Innymi słowy, HiFiMan jest firmą z amerykańską twarzą, powłoką zewnętrzną, ale z chińskim ciałem i taką duszą. Ot, signum temporis…

Obecnie, HiFiMan koncentruje się głównie na sprzęcie słuchawkowym – ma w ofercie 6. modeli słuchawek tzw. pełnowymiarowych, a także kilka dousznych. Poza tym dostępnych jest kilka odtwarzaczy plikowych, trzy stacjonarne wzmacniacze słuchawkowe i parę przenośnych. Portfolio uzupełnia także DAC i kilka akcesoriów typu torby na słuchawki, kable, przewody, etc. Naprawdę, spory i zróżnicowany wachlarz produktów, jak na firmę o 5 letnim stażu rynkowym. Co istotne, wytwory HiFiMan, a szczególnie słuchawki, odznaczają się dużą innowacyjnością budowy oraz nietypowym, z lekka archaicznym wzornictwem. Ponadto, w konstrukcjach odtwarzaczy plikowych używane są równie oldschool’owe przetworniki cyfrowo-analogowe. Są to kultowe kości Philipsa TDA1543, które niedawno opisywałem TUTAJ. Ale wracając, do HiFiMan - można śmiało napisać, że firma łączy nowoczesność z przeszłością. Bo zewnętrzny design zarówno słuchawek, jak i odtwarzaczy plikowych jest staroświecki, podobnie używane kości DAC, ale myśl techniczna jest już nowożytna, a nawet futurystyczna, gdy popatrzeć na ideę słuchawek elektromagnetycznych, o czym szczegółowo napiszę w dalszej części tekstu.

Słuchawki HiFiMan HE-500 oraz wzmacniacz HiFiMan EF5 (+ DY-1) zostały wypożyczone z salonu audio Premium Sound w Gdańsku.

Budowa i ergonomia
Jak napisałem powyżej, słuchawki projektem przypominają konstrukcje z lat 70-tych XX wieku, jednak materiały użyte do ich produkcji są osadzone w technologii high-tech XXI wieku. Pałąk i muszle wykonane są lekkiego stopu metali, na zewnątrz pomalowane proszkowo lub niektórych miejscach - drapane. Pałąk obszyty jest wysokogatunkową skórą, podobnie jak pady. W komplecie zresztą znajduje się i ich druga para – z weluru. W zestawie jest też kabel ze srebrnej plecionki (3 metrowy), zakończony z jednej strony tzw. dużym jackiem 6,3 mm, a z drugiej – miedzianymi wkrętkami, które należy przykręcić do muszli. Całość spoczywa w poręcznym pokrowcu, walizeczce. Wykończenie słuchawek, bez wątpliwości jest luksusowe. Cieszą oczy niczym wyrób jubilerski.

Najważniejsza jednak część - ich serce, czyli specjalna membrana ukryta jest w muszlach, dzięki czemu nazywa się ten typ słuchawek magnetoelektrycznymi, planarnymi lub ortodynamicznymi. Słuchawki HE-500 różnią się w tej kwestii od „normalnych” słuchawek dynamicznych, gdzie rolę przetwornika pełni zwykły głośnik, taki jak spotyka się w kolumnach, lecz oczywiście mniejszy. Tu zastosowano formułę magnetoelektryczności. Stąd funkcję przetwornika spełnia cienka błona (folia) z myalaru, na którą napylono film z czystego aluminium lub, innymi słowy, nadrukowano ultra-cienką cewkę elektryczną. Ta zaś została rozciągnięta pomiędzy (lub wewnątrz, jak kto chce) dwoma płaskimi perforowanymi arkuszami magnesów. Dostarczany prąd elektryczny ze wzmacniacza pobudza powyższy układ tworząc dzięki temu ciśnienie akustyczne, czyli dźwięk. Niezwykle ciekawa koncepcja i jakże odmienna od klasycznych przetworników dynamicznych stosowanych w przeważającej części słuchawek. Co istotne, HiFiMan HE-500 są pierwszym firmowym modelem planarnym, który można podłączyć bezpośrednio do zwykłego wzmacniacza słuchawkowego lub nawet do urządzenia typu iPod czy iPad.

Niestety, zastosowane magnesy są ciężkie, w związku z tym i masa całkowita słuchawek nie jest mała, bo aż 502 gramy, czyli znacznie więcej niż Sennheiser HD650, które ważą 260 gram. Fakt ten wpływa na komfort odsłuchów, bo przy wielogodzinnych półkilogramowe obciążenie na głowie może męczyć, a na pewno powodować konieczność przerwy, odpoczynku. Inna sprawa, że pady są wystarczająco szerokie, by schowały się pod nimi każde uszy. Nawet chyba największe. Dzięki temu słuchawki opierają się nie tylko na górze głowy pałąkiem, ale i też miękko układają się padami na skórze czaszki dookoła uszu (a precyzyjniej  - na kościach skroniowych). Jednocześnie HE-500 nie ściskają głowy zbyt mocno, ale wystarczająco, aby nie mieć poczucia, że spadną przy gwałtowniejszym ruchu.




















Dźwięk
Po przełożeniu na uszy (ze słuchawek Sennheiser HD650) HiFiMan HE-500 pierwsze wrażenie jest takie, że dźwięk jest nieprawdopodobnie przejrzysty, czysty i klarowny. HD650 zresztą mają taką manierę firmową, polegającą na tym, że wysokie tony są lekko przygaszone, a bas – „poprzepalany”, co skutkuje jego dodatkową głębią, ale też i czasami spowolnieniem. Wiele osób określa ten model Sennheiserów jako „ciemny” i rzeczywiście, w moim mniemaniu jest to trafne określenie. W HE-500 takiego zjawiska nie ma. Soprany są bardzo wyraziste i ekspresyjne, ale absolutnie niedominujące w przekazie, nie krzykliwe, natomiast bas jest silny, substancjonalny i świetnie artykułowany, z solidną dozą przyjemnego ciepła. Natomiast słyszalna przestrzeń jest bardzo daleka, ułuda szerokości i głębi sceny – fenomenalnie gigantyczna, nieomal nieograniczona. Nie spodziewałem się, aż tak spektakularnie dojrzałego dźwięku z HE-500, a jest to przecież dopiero średni model w firmowej ofercie. Ciekawe, nawiasem mówiąc, jak w takim razie gra flagowy HE-6 (?).

Co istotnie, przekaz jest bardzo żywiołowy i dosadny, ale nieprzesadzony w tym względzie, nie napastliwy, czy agresywny. Z dobrze zestrojonym balansem pomiędzy ekspansywnym atakiem, a energetyczną swobodą, która sprzyja relaksacyjnym odsłuchom – z dużą dozą realistyczności, choć niekoniecznie perfekcyjnej naturalności. Jak napisałem, dźwięk jest żywy, z dużą szybkością i mocno zaznaczonym (a nawet wyrafinowanym) timingiem, który uzyskiwany jest dzięki dużej precyzji średnicy, która pozwala odkrywać wiele szczegółów nagrań, a często niesłyszanych na kolumnach. Warto zaznaczyć, że tony średnie są niezwykle precyzyjne, świetnie zróżnicowane i doskonale poukładane, a także i odseparowane od siebie. Wsłuchując się dokładniej, można zauważyć dobrze obrysowane kontury instrumentów z dużą dozą powietrza dookoła, aurę, która zaświadcza o wysokiej klasie sprzętu, – bo ta kwalifikuje go wprost do pułapu high-end. I tak tu właśnie jest. HiFiMan HE-500 produkują spektakularnie otwarty dźwięk z mnóstwem szczegółów i dużą dozą precyzji. Przy tym wszystkim przekaz nie jest nieprzyjemnie agresywny, ale z pewnością jest angażujący, emocjonalny. Z ostrą, rozdrobnioną górą, ale niewyostrzoną. Poza tym soprany kapitalnie zintegrowane są z pozostałymi zakresami. Nie ma tu żadnego słyszalnego rozwarstwienia podzakresów. Pełna symbioza!

Bardzo podobały mi się słuchane na HiFiMan nagrania stricte fortepianowe. Kiedy Glenn Gould uderzał palcami w klawisze swojego Steinwaya (model D Concert Grand), dźwięk jego instrumentu był wielokolorowy, świetnie przestrzennie plastyczny oraz wybornie wciągający. Angażujący. Wydawało się, że ten fortepian stoi rzeczywiście w pokoju, jego przekaz był silnie sugestywny, realny. A do tego roztaczający czar, któremu można było szybko ulec, zatopić się w nim. W owej trójwymiarowej przestrzeni, z kapitalną atmosferą. Holistycznym trójwymiarze. Podsumowując, słuchawki pana He reprezentują naturalną prezentację, która sprzyja muzyce akustycznej (w tym fortepianowej) dzięki niezwykle transparentnej i soczystej średnicy. Wielowymiarowej średnicy.

Konfiguracje
Słuchawki przyłączałem do 4. wzmacniaczy słuchawkowych:
1. Musical Fidelity X-Can v.3 z zasilaczem ULPS firmy Tomanek,
2. HiFiman EF5 z dedykowanym zasilaczem DY-1 oraz
3. Yagin PH-5L na lampach 6J1, a także dla porównania, do serwera muzycznego
4. Olive 06HD, który ma wbudowany fantastyczny wzmacniacz słuchawkowy.

Pierwsze trzy powyższe wzmacniacze w sekcji przedwzmacniacza mają zamontowane lampy elektronowe, które niewątpliwie dodawały dźwiękowi testowanych słuchawek naturalnej gładkości, dźwięki czemu przekaz otrzymywał sporą dozę miękkości i płynności, lecz także i odbierał ciut bezpośredniości, ale nie melodyjności, bo ta była, mówiąc krótko – perfekcyjna. Wysokiej klasy. Najbardziej do gustu przypadł mi przekaz budowany przez Musical Fidelity X-Can v.3 z zewnętrznym zasilaczem ULPS Tomanek. Tu najwięcej było spektakularnej energii i gorących muzycznych emocji. Dźwięk był bogaty i plastyczny. Podobało mi się to, że wszystkie detale po prostu były i nie musiałem się specjalnie wysilać, aby je usłyszeć. Mogę napisać, że przekaz był podobny do tego „na żywo” (live).
Yaqin PH-5L dostarczył, niezależnie od przyjętych standardów brzmienia „lampowego”, dużo dźwięku, który najłatwiej opisać przymiotnikami: czyste i neutralne, a zarazem pełne mocy i dynamiki. Być może bas mógłby być obszerniejszy i z większą siłą przebicia, ale nie jest to nic uwłaczającego nagraniom, ich naturalnemu realizmowi, a także rytmice i energii, bo te były po prostu – rewelacyjne. Niebawem zresztą opiszę to urządzenie szczerzej.
Podobał mi się dźwięk firmowego wzmacniacza HiFiMan EF5 wraz z zasilaczem DY-1. Po prostu, odnalazłem się w jego sygnaturze. Niewątpliwie jest to dobry sprzęt i z mojej dźwiękowej „bajki”. Chociaż jest najmniejszy gabarytowo wśród pozostałych testowych towarzyszy, to nie z „małym” dźwiękiem, bo ten buduje spory, substancjalny, a także – żarliwy, co jest zasługą zastosowanej lampy 12AU7 (chińskiej firmy Fullmusic) w układzie przedwzmacniacza, która nadaje charakterystycznego spulchnienia przekazu, nasycenia, ale nie jego rozdrobnienia. Trzeba taki dźwięk lubić. A ja lubię. Jednak HiFiMan EF-5 znacznie ustępuje jakością, pod względem dźwięku, słuchawkom HE-500.
O, dziwo – bardzo dobrze słuchało się z Olive 06HD, który wręcz zaskoczył mnie wysoką jakością dźwięku, który był szybki i mocny, ale też proporcjonalny i kapitalnie harmonijny. Dynamiczny i głęboki. Brawo!

Niestety, nie dysponowałem w czasie testów wzmacniaczem słuchawkowym, który klasą odpowiadałby referencyjnemu dźwiękowi HE-500, bo sądzę, że zasługują one na takie urządzenie, by wydobyć z nich jeszcze więcej. Bo potencjał tych słuchawek jest olbrzymi, możliwości, zdaje się, też, więc śmiało można je przyłączać (i trzeba) do wzmacniaczy klasy high-end. Mam nadzieję niebawem to uczynić, wówczas postaram się też powrócić do tematu, ale osobnym już tekstem.













Konkluzja
1. HiFiMan HE-500 to słuchawki magnetoelektryczne, gdzie funkcję przetwornika spełnia folia aluminiowa rozpięta pomiędzy dwoma elektromagnesami.
2. Budowa niezwykle solidna i wyszukana, zastosowane materiały – wysokiej próby, a wykończenie, mówiąc krótko – luksusowe. Design a’la retro.
3. Dźwięk nieprawdopodobnie przestrzenny, z dużą ułudą realizmu i cielesności. Przekaz niezwykle żywy, dynamiczny i spektakularny, ale nieprzesadzony, bez sztucznego „napompowania” któregokolwiek z zakresów, czy podzakresów. Naturalny. Średnica klarowna, wielokolorowa, dźwięczna – z pięknie namacalnymi wokalami. Niskie tony sprężyste i mocne, ale nieprzerysowane. Wysokie tony wyraźne, sugestywne i z kapitalnym rozdrobnieniem sprzyjającym detaliczności, a jednocześnie nie przykre, bez śladów szklistości, kłucia w uszy. Super!
4. Słuchawki im do wyższej klasy wzmacniacza przyłączone, tym bardziej odwdzięczające się rasowym dźwiękiem (i podobnie z sygnałem źródłowym). Tu obowiązuje zasada bezpośredniego przyrostu proporcjonalności. Im lepszy dostarczony sygnał do słuchawek, tym bardziej rasowy i dojrzały dźwięk HE-500 generują.
5. HiFiMan HE-500 mają jedynie dwie wady, które jednak można pokonać. Pierwsza, to ich spora masa – ponad 500 gram, lecz ich dźwięk rekompensuje z nawiązką tę niedogodność. A droga strona ujemna, to nieumiarkowana cena około 4000zł, którą też można znieść. Warto poświęcić te nieważne, marne kilka złotych na ołtarzu świątyni dźwięku, który w tym przypadku bezdyskusyjnie jest wart takiej błahej ofiary. Bo te słuchawki przenoszą człowieka w inny wymiar czasoprzestrzeni – bliżej Nieba. Audiofilskiego Raju.

Sprzęt testowy
Wzmacniacze słuchawkowe: Musical Fidelity X-Can v.3 wraz z zasilaczem ULPS firmy Tomanek (test TU), Yaqin PH-5L oraz wewnętrzny w serwerze muzycznym Olive 06HD.
Źródła: odtwarzacz płyt kompaktowych Musical Fidelity A1 CD-PRO, komputer Apple MacBook oraz gramofon Clearaudio Emotion.
Okablowanie: interkonekty - Ear Stream Signature (test TU), a także Audiomica Laboratory Rhod Reference oraz Mica Transparent GLD. Kable zasilające Audiomica Laboratory Jasper Reference oraz Volcano Transparent (test TU).
Słuchawki: Sennheiser HD650 z kablem firmy Ear Stream (test TU) oraz Grado SR-60i (test TU).
Akcesoria: stojak na słuchawki Woo Audio oraz stolik VAP (test TU).

Dane techniczne
Dostępne są na stronie firmowej HiFiMan TUTAJ.

I jeszcze jedno zdjęcie. Jak widać poniżej, słuchawki HiFiMan HE-500 są naprawdę "wysokich lotów".


6 komentarzy:

  1. Witam. Jeżeli kiedyś w towarzystwie HD 650 oraz 598, mógł pojawić się gościnnie model HifiMan HE-300, to też by było miło :) W miarę możliwości oczywiście i obranego kierunku. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Paul Safian,

    Postaram się wypożyczyć HiFiMan HE-300. Ta firma mnie okropnie intryguje.
    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuu widzę, że nie lubimy krytyki :) nieładnie...

    OdpowiedzUsuń
  4. XYZPawel,

    Krytyka konstruktywna jest mile widziana. Spamowanie - nie!

    Proszę tu pisać w temacie, a nie o swoim blogu i czy jest lepszy od mojego, czy nie. I o podobnych sprawach.

    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Broń boże to nie była reklama mojego bloga, ale krytyka Twojego braku wiedzy o audio jak najbardziej :) ale widzę, że masz problem z krytyką... ale tak to jest jak się pisze o audio z pozycji lekarza i posiadacza ładnych widoczków :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarz będzie oczekiwać na moderację