Polpak

wtorek, 19 czerwca 2012

Kolumny Spendor A5 - zapowiedź testu!

Informuję Szanownych Czytelników, że testuję kolumny z kultowej firmy brytyjskiej Spendor. Jest to model Spendor A5. Jak widać na zdjęciu poniżej, kolumny te nie są zbyt duże, ale zapewniam, że mają rasowy dźwięk. Wkrótce napiszę o nich więcej. Zapraszam.

Kolumny zostały wypożyczone z salonu audio Premium Sound w Gdańsku.

Będę je słuchać z następującymi wzmacniaczami:

- Ming Da MC-34 A
- Hegel H100 oraz
- Dayens Ampino.



piątek, 15 czerwca 2012

N-Audio DAC-3 Plus przybył z Ukrainy!

Jest mi niezmiernie przyjemnie poinformować P.T. Czytelników, że testuję właśnie przetwornik cyfrowo-analalogowy N-Audio DAC-3 Plus (szczegóły TUTAJ), który jest produkowany u naszych słowiańskich braci na Ukrainie w firmie N-Audio. Cieszę się, że okres odsłuchu ukraińskiego DACa zbiega się z właśnie odbywającymi się wspólnymi mistrzostwami Europy UEFA - EURO 2012 Polska - Ukraina!

Urządzenie wypożyczyłem z salonu audio Hi-Fi Ja i Ty w Gdańsku - Oliwie. 

Jak widać na firmowej stronie N-Audio, nie jest to typowy DAC, bo nie zawiera op-ampów. Ma budowę symetryczną oraz, co można zobaczyć na jednym ze zdjęć poniżej, ładny środek o interesującej budowie. Ma wejścia cyfrowe elektryczne oraz optyczne, a także USB. Natomiast wyjścia analogowe to para RCA i para zbalansowanych na XLR.

Na dokładny opis brzmienia zapraszam w przyszłym tygodniu.






czwartek, 14 czerwca 2012

Kable Audiomica Laboratory z serii Excellence przybyły na testy!

Uprzejmie zawiadamiam P.T. Czytelników, że otrzymałem do testów kable polskiej firmy Audiomica Laboratory z Gorlic (TUTAJ). Będę je odsłuchiwać przez dłuższy czas w różnych konfiguracjach i zestawach.

Owe kable Audiomica Laboratory pochodzą z najnowszej serii Excellence i są to następujące modele:

1. kabel zasilający Audiomica Laboratory Ness Excellence, 
2. interkonekt (łączówka) Audiomica Laboratory Erys Excellence oraz
3. kabel głośnikowy Audiomica Laboratory Celes Excellence.

Wszystkie przewody przyszły porządnie zapakowane w białe tekturowe pudełka, a w nich ukryte były piękne drewniane skrzynki, w których natomiast spoczywały kable. Widać, że firma ma bardzo poważne podejście do klienta oraz do tzw. sprawy audio, a do tego - dobry gust. Zapewniam, że wszystko to razem sprawia jak najlepsze wrażenie estetyczne oraz solidności produktów. Do każdego kabla dołączona jest osobna sygnatura (certyfikat) z dokładnym opisem, numerem seryjnym oraz informacją o tym kto konkretnie  dany przewód wykonywał oraz testował.

Myślę, że dam sobie trochę czasu, zanim umieszczę dokładny i szczegółowy test kabli Audiomica Laboratory  serii Excellence. 
Zapraszam na test wkrótce!



środa, 13 czerwca 2012

Wzmacniacz lampowy MingDa MC34-A - zapowiedź opisu!

Miły kurier dostarczył dziś do mnie sporą paczkę ze wzmacniaczem zintegrowanym MingDa MC34-A opartym o lampy elektronowe EL34. Nie powiem, wzmacniacz wygląda zachwycająco. Niezła robota! Jak można się zorientować ze zdjęć w Necie, wnętrze nie zawiera jakichś tam płytek drukowanych, ale same ścieżki "point to point", a to już wysoka klasa montażu, bo można coś takiego wykonać wyłącznie przy użyciu ludzkich rąk, choć w tym przypadku są one oczywiście chińskie. Ale na pewno te ręce są, mimo, że małe, to sprytne i wysoce wykwalifikowane, bo firma MingDa otrzymała już wiele nagród za swoje wyroby.
Zresztą wystarczy spojrzeć na stronę firmową: TU. Prawda, że robi wrażenie?

Testowany sprzęt otrzymałem od polskiego przedstawiciela marki MingDa firmy TubeAudio.

MingDa MC34-A będę porównywał z innym lampowcem - wzmacniaczem Xindak MT-3, a także z tranzystorowymi Dayens Ampino oraz Hegel H100.

Zapraszam na szczegółowy opis w przyszłym tygodniu.

I kilka zdjęć.
Poniżej, po prawej Xindak MT-3, a po lewej - MingDa MC34-A.








poniedziałek, 11 czerwca 2012

Kolumny Divine Acoustics Electra 2







Wstęp
Po kilku ostatnio testowanych polskich kolumnach: Studio 16 Hertz Minas Anor III (test TU), Audio Academy Phoebe III (test TU) oraz Avcon Avalanche Reference Monitor (test TU) postanowiłem zabrać się za kolejne głośniki z Polski – Divine Acoustics Electra 2. Tak, wszystkie one są z naszego kraju, choć ich nazwy wcale, ale to wcale tego nie wskazują. A raczej sugerują wyrób prosto z krainy, gdzie nadal mówi się łaciną i nie chodzi mi tu o Watykan…

Kolumny zostały wypożyczone do testów z salonu audio "Hi-Fi Ja i Ty" w Gdańsku-Oliwie.

Divine Acoustics
To stosunkowo młode przedsięwzięcie – jak pisze na swojej firmowej stronie konstruktor i właściciel pan Piotr Gałkowski, formalny początek nastąpił w 2007 roku, kiedy to zabrał się za wykonanie monitorów bliskiego pola na zamówienie kolegi. Jednak pan Gałkowski już od 1996 roku budował różnego rodzaju kolumny, tak więc posiada spore, bo ponad 15-letnie doświadczenie w tej materii.

Divine Acoustics ma siedzibę i zakład produkcyjny w miejscowości Ozimek niedaleko Opola. Nazwa zaś pochodzi od łacińskiego sformułowania „divina proportio”, czyli boska proporcja. Innymi słowy, Divine Acoustics oznacza „boska akustyka”. Odważna nazwa.

W firmowym katalogu oprócz kilku modeli kolumn można też znaleźć platformy antywibracyjne oraz gramofony (w przygotowaniu). Wśród 5. konstrukcji kolumn jedynie dwa są bezpośrednio dostępne – to Electra 2 oraz Proxima 2, natomiast kolejne 3. w przygotowaniu: Alya, Maia oraz Antares. Co ciekawe, wszystkie produkty noszą kosmiczne (lub galaktyczne) nazwy. Na przykład platformy antywibracyjne to Stardust i Gravity, a planowane gramofony to Nebula, Quasar i Galaxy. Natomiast Electra, Proxima, Alya oraz Maia to oczywiście imiona astronomicznych gwiazd, czyli zostało konstruktorowi jeszcze „kilka” ciekawych nazw do wykorzystania… Przy okazji widać, że pan Gałkowski to wielki zwolennik „Gwiezdnych Wojen” i zagadnień kosmologii.

Wrażenia ogólne i budowa
Wystarczy jeden rzut oka na Electra 2, by stwierdzić, że te kolumny są piękne – wspaniały design typu włoskiego. Efektowne wzornictwo plus równie dobre wykonawstwo. Kolumny nie przypominają klasycznych skrzynek głośnikowych, a raczej konstrukcje zwane odgrodami. Są płaskie – to zaledwie 10 centymetrów, ale za to stosunkowo szerokie – 26 centymetrów oraz dość wysokie, bo aż 104 centymetry (razem z kolcami i cokołem). Skrzynki obudowy (bo jak inaczej to nazwać?) wykonano wyjątkowo perfekcyjnie, bo mają zaokrąglone boki dodatkowo obłożone skórą lub dobrą jej imitacją. Tego materiału zresztą producent nie żałował, bo można go także znaleźć także na panelach przednich wokół głośników, a także na szczycie kolumn oraz na okrągłym cokole, który cały jest obciągnięty skórą. Front i tył konstrukcji zaś pokrywa winylowa imitacja drewna egzotycznego macassar, lecz wywierająca pozytywne odczucia estetyczne, bez poczucia taniości, a nawet wręcz odwrotnie. Zresztą kolumny wyglądają na o wiele droższe niż w rzeczywistości są, a kosztują przecież tylko 3600 zł (znajomi poproszeni przeze mnie o odgadnięcie prawdziwej ceny zwykle wskazywali pułap pomiędzy 5, a 10 tysięcy złotych).

Z tyłu umieszczono pojedyncze terminale głośnikowe, które przykręcone są do specjalnej dodatkowej akrylowej przezroczystej płytki potęgującej korzystne walory wizualne kolumn. Owa płytka pełni również funkcję tabliczki znamionowej, na której znajdują się podstawowe informacje techniczne, a także napis „Designed and hand made in Poland”.

Warto zwrócić uwagę, że wyloty dwóch rur bass-refleksu umieszczono pionowo do podłogi, powietrze z kolumn wydmuchiwane jest wprost na podłogę poprzez okrągły otwór cokołu. Nietypowe rozwiązanie, ale logiczne i uzasadnione przy płaskiej konstrukcji. Zastosowane głośniki to wysokotonowa 20 mm jedwabna kopułka, a głośnik nisko-średniotonowy ma 130 mm i jego membrana wykonana jest z celulozy. Oba głośniki chronione są (lub ukryte) pod metalową siateczką uniemożliwiającą zidentyfikowanie ich pochodzenia. Ale jak informuje Divine Acoustics, tweeter pochodzi od renomowanego niemieckiego producenta, a drugi głośnik to produkcja własna manufaktury. Natomiast zastosowana zwrotnica posiada wysokiej jakości elementy konstrukcyjne, co obrazuje jedno z poniższych zdjęć.

Masa jednej sztuki to 10 kg (bez cokołu).










Dźwięk
Producent rekomenduje dość długo wygrzewać Electra 2 przed ich właściwym odsłuchem – od 70 do 100 godzin, czyli od 3 do 4 dni ciągłego grania. Przez kilka dni kolumny grały sobie więc samotnie w moim mieszkaniu, a w tym czasie ja przebywałem w poza domem, by nie skazić sobie uszu ich „niegotowym” dźwiękiem.

W związku z parametrami technicznymi zalecającymi przyłączanie do opisywanych głośników wzmacniacze o mocy do 4 Wat do 60 Wat (przy 8 Ohm), wybór amplifikacji zawęził się automatycznie do 3. urządzeń, bo Hegel H100 ze swoimi 2 x 120 Watami mógłby być "za mocny" w obciążającym teście.

Kolumny po kolei testowałem z następującymi integrami:
- Dayens Ampino (test TU) o mocy 2 x 25 Wat,
- Atoll IN30 (test TU) o mocy 2 x 50 Wat oraz
- Xindak MT-3 (test TU), który jest konstrukcją lampową i ma moc 2 x 18 Wat w trybie triodowym oraz 2 x 40 Wat w pentodowym.

Właściwy odsłuch przyniósł sporą niespodziankę – bo tak jak powłoka zewnętrzna kolumn jest piękna i elegancka, to i podobnie sprawa ma się z ich dźwiękiem. Na pewno można go nazwać spójnym i dobrze zharmonizowanym. Poszczególne podzakresy są ze sobą dobrze zszyte, powiązanie. Ma się poczucie jakby grał jeden głośnik szerokopasmowy – podobne wrażenie miałem ostatnio przy słuchaniu hornów Bodnar Audio Sandglass Fantasy (test TU). Niemniej jednak sam wolumen dźwięku jest nieco mniejszy. Nie chcę pisać, że odchudzony, bo nie w tym tkwi istota. Raczej właściwym sformułowaniem jest – skromniejszy. Electry 2 postawione w 30 m2 budowały realistyczny przekaz o ładnej scenie, nasyconej średnicy oraz dużej detaliczności, ale brakowało tu „ciała”. Inaczej wszystko zabrzmiało, kiedy przeniosłem kolumny do pomieszczenia o 16 m2 powierzchni. Dźwięk nabrał odpowiedniej skali oraz masy, a bas poprzednio raczej nikły – stał się wystarczająco pulsujący, choć dalej niedominujący. Jednak odpowiednio sprężysty i giętki, szybko poruszający się śladem pozostałych zakresów oraz budujący dla nich rzetelne i mocne wsparcie. Realne.

Co zwraca uwagę, to fakt, że kolumny mają umiejętność ukazywania sporej rozdzielczości nagrań – gęste zapisy i bardzo gęste nie gubią się w przestrzeni, a są najczęściej wyraźne i łatwe do lokalizacji przestrzennej. Na przykład wielowarstwowa (i często eksperymentalna) jazzowa elektronika norweskiego zespołu Jaga Jazzist na płycie „One-Armed Bandit” (Ninja Tune – 2010r.) zabrzmiała naturalnie i z wiarygodnym tłem pełnym detali oraz mikrowybrzmień. Natomiast klasyczne instrumenty takie jak klarnet, flet czy gitary zademonstrowały właściwy ich rozmiar oraz strukturę - dźwięczną oraz z ładnym wypełnieniem. Żywo i z polotem, a także z mięsistym basem, lecz bez niższych jego składowych. Niskie tony są niewątpliwie wysokiej jakości i wielopłaszczyznowe, lecz obcięte gdzieś na poziomie 45-50 Hz, dlatego nie polecam na  tych Divine Acoustics słuchać ścieżki dźwiękowej z filmu „Jurassic Park” albo „King Kong”...

Trzeba podkreślić, że konstruktorowi Electra 2 udało się nadać im ładną barwę – przyjemną w odbiorze oraz niemęczącą, a to niełatwa sztuka. Nie ma w dźwięku odczuwalnych jego nieprzyjemności, jakiejś nadmiernej krzykliwości, czy metaliczności. Wszystko brzmi czysto, naturalnie i płynnie – swobodnie. Klasowo, można napisać, a przy uwzględnieniu ceny kolumn, wręcz wybitnie w tym pułapie.

Konfiguracje
Najbardziej podobało mi się zestawienie kolumn ze wzmacniaczem lampowym Xindak MT-3 (test TU) w triodowym trybie pracy. Niskie tony dostały tu swojego rodzaju „spulchnienia” i dodatkowej akceleracji, a także i ciężaru gatunkowego oraz miłej okrągłości swej struktury. Bardzo korzystnie też ze sobą korespondowały wzajemne charaktery wzmacniacza lampowego oraz barwy kolumn, uzupełniały swe niedociągnięcia, a braki sprytnie maskowały. Pełna synergia. Co ważne, w trybie triodowym wzmacniacz zapewniał więcej kolorystyki skali i nasączenia przestrzeni wypełnieniem dźwiękowym.

Podobnie stało się z połączeniu serbskiego Dayens Ampino z Electra 2 - pełna współpraca, swoboda i rozmach, choć precyzja i szczegółowość nie zawsze była tu priorytetem. Jednak odsłuchy zapewniały sporo przyjemności oraz niebanalnej rzetelnej muzykalności.

Z francuskim wzmacniaczem Atoll IN30 było poprawnie, lecz bez specjalnej finezji. Na wyjątkowe zaś uznanie zasługiwał spory bas - elastyczny, choć dość krótki.







Konkluzja
  1. Divine Acoustics Electra 2 to przykład rzetelnej konstrukcji w nietypowym dla kolumn kształcie przypominającym odgrody, a nie klasyczną skrzynkę z głośnikami. To piękne wzornictwo poparte wysokiej klasy wykonawstwem oraz dobrej jakości zastosowanymi materiałami do budowy. Włączając w to elementy zwrotnicy, zastosowane głośniki oraz okleinę obudowy: winylową imitację drewna egzotycznego oraz skórę.
  2. Dźwięk harmonijny, z dobrze pozszywanymi podzakresami – wydaje się, że gra jeden głośnik, a nie dwa. Bogata średnica z dużą ilością detali i dobrym nasączeniem skali tonów. Soprany rozdzielcze, aczkolwiek nie przykro dominujące. Niskie tony sprężyste z dobrze zarysowanym wyrazem i masą, choć niezapuszczające się w najniższe rejestry.
  3. Kolumny wręcz predysponowane do wzmacniaczy lampowych. W powyższym teście Electry 2 z najlepszej strony pokazały się właśnie w takim towarzystwie, a dokładniej z chińskim Xindak MT-3 na lampach elektronowych EL34, przynosząc, piszącemu te słowa, dużo niekłamanej radości z odsłuchów.
  4. Nie znam lepiej wykonanych (i zbudowanych) oraz tak dobrze grających kolumn jednocześnie w cenie, którą trzeba zapłacić za Divine Acoustisc Electra 2. Proporcja jakość/cena – wyśmienita.
Dane techniczne
Dostępne na stronie producenta Divine Acoustics: TUTAJ.


System testowy
Wzmacniacze: Hegel H100, Atoll IN30, Xindak MT-3 oraz Dayens Ampino.
Źródła: odtwarzacz płyt CD - Musical Fidelity A1 CD-PRO, gramofon Clearaudio Emotion oraz komputer MacBook Apple.
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand, Usher S-520 oraz Pylon Pearl Monitor.
Kable: róźne.
Akcesoria: panele akustyczne Vicoustic Wave Wood, antywibracyjne Rogoz-Audio, stolik audio oraz standy pod monitory - VAP.

niedziela, 10 czerwca 2012

Wzmacniacz zintegrowany Atoll IN30





Wstęp
Od dłuższego czasu marka Atoll jest popularna w Polsce. Dużo pisze się o niej i mówi. Postanowiłem samemu przekonać się o jej jakości pod względem konstruktorskim, a także, co ważniejsze - reprezentowanej katregorii klasy dźwięku. Wypożyczyłem podstawowy model wzmacniacza zintegrowanego – Atoll IN30, ponieważ mając akurat na testach inne dwa wzmacniacze z tej kategorii cenowej (Dayens Ampino TU oraz Xindak MT-3 TU) pomyślałem, że warto by je bezpośrednio porównać i ocenić. Dodatkowo, uważam, że najniższy model często przynosi dużo informacji o prawdziwych intencjach producenta, stylu gry jego urządzeń, jak i jakości podejścia do klienta z grupy „entry-level”, czyli takiego melomana, który najczęściej rozpoczyna swą przygodę ze sprzętem audio-stereo i w wielu przypadkach nie wie jeszcze, co jest naprawdę dobre, a co niekoniecznie. Stąd ten test.

Wzmacniacz został wypożyczony z salonu audio Premium Sound w Gdańsku.

Atoll Electronique
Atoll Electronique to firma założona przez braci Stefana i Emmanuela Dubreuil w 1997 roku w północnej Francji, a konkretnie w Normandii, czyli w krainie powstałej na skutek wczesnośredniowiecznej łupieżczej inwazji Normanów – potomków Wikingów z północnej chłodnej Europy. Nazwa Atoll bardziej jednak kojarzy się z rajskim koralowym atolem na gorącym południowym morzu Polinezji Francuskiej, co jak widać na katalogowym zdjęciu (na samej górze), nie jest skojarzeniem nietrafionym…

Atoll oferuje cały wachlarz produktów różnego asortymentu i z wielu kategorii cenowych. Jest tu referencyjny zestaw (cd plus integra) Gamme 400, przedwzmacniacze, odtwarzacze płyt CD, a nawet tuner radiowy oraz elementy kina domowego. Ponadto można tu znaleźć przetwornik cyfrowo-analogowy Atoll DAC 100, z bardzo dobrą światową prasą, a także kilka przedwzmacniaczy gramofonowych. Atoll proponuje też klika modeli wzmacniaczy od topowego Gamme 400, poprzez kolejne IN200, IN200, IN80, IN50 aż do najniższego IN30. Jak widać, firma ma kompletną ofertę dla różnych klas i poziomów odbiorców. W zasadzie brakuje tylko gramofonu.

To, co wyróżnia urządzenia Atoll spośród innych to dość niesztampowy design oraz nietypowe rozwiązania dotyczące zastosowanych regulatorów głośności. Część sprzętów wyglądem przypomina bardziej oldskulowe urządzenia z kabiny nawigacyjnej okrętu podwodnego Kapitana Nemo (tu kłania się francuski pisarz - Jules Verne) niż klocki audio – vide Gamme 400.

Jak Atoll Electronique pisze o sobie na firmowej stronie internetowej: „Atoll to wysokiej klasy dźwięk w przystępnej cenie, elektronika ręcznie montowana we Francji z zastosowaniem najwyższych standardów jakości i perfekcjonizmu. Naszym celem jest zapewnienie bardzo dużej grupie odbiorców słuchania ze sprzętu o wysokiej wydajności oraz wysokiej rozdzielczości – prawdziwego dźwięku high-end w rozsądnej cenie, a także radości z super-realistycznie wiernej muzyki ze wspaniale głęboką, namacalną oraz dynamiczną sceną dźwiękową. Aby osiągnąć ten cel, Atoll oferuje linię produktów z niesamowicie i nieporównywalnie rewelacyjną proporcją muzykalności do ceny. Dlatego też podjęliśmy konkretne decyzje, jak np. jednoczesny pomiar i testowanie każdego nowego produktu realizowanego przez nasz zespół R&D. Innym kluczowym wyborem jest niezmienność dźwięku Atoll w jakikolwiek sposób, dlatego nasze sprzęty nie mają regulacji „bas” i „sopran”, ponieważ te korekty mają wiele wad: częstotliwość i faza reakcji stają się nieliniowe, dają dodatkowe „ubarwienie” i sztuczne lub pasożytnicze „szumy” w brzmieniu, które piętnują jasność dźwięku i jego przejrzystość oraz utrudniają dynamikę całego systemu”.

Wrażenia ogólne oraz budowa
Atoll IN30 na pierwszy rzut oka mało przypomina typowy wzmacniacz – na próżno szukać tu klasycznego potencjometru głośności, czy selektora źródeł w postaci tradycyjnych gałek. Ich funkcje pełni kilka małych aluminiowych przycisków. Potencjometr to dwa guziki, które przyciskając steruje się głośnością  (głośniej lub ciszej), a poziom wzmocnienia jest obrazowany za pomocą 9. zielonych diod ułożonych w półokrąg, które zapalają się w miarę uzyskiwanego natężenia dźwięku. Natomiast drugi półokrąg 5. zielonych diod (przylegający do półokręgu diod wzmocnienia) całego „okręgu sygnalizacyjnego” to diody pokazujące aktualnie wybrane źródło przy pomocy 2. kolejnych metalowych guzików (lub pilotem, oczywiście). Bardzo nietypowe rozwiązanie, ale i jednocześnie intrygujące i na pewno ładne wizualnie. Niestety, na tym kończy się mój zachwyt designem Atolla IN30, bo ogólnie wzmacniacz ten nie wywiera pozytywnych odczuć estetycznych. Razi przede wszystkim świecąca czarna blacha obudowy oraz frontu (który jest pokryty identycznym lakierem jak obudowa) kojarząca się raczej z jakimś tanim dalekowschodnim odtwarzaczem DVD, a nie z rasową integrą. Poza tym nieładne są napisy na przednim panelu – to tandetnie odciśnięty biały lakier, niektóre litery są nie całkiem nadrukowane i z lekka rozmazane. Bardzo to niechlujne i sprawiające wrażenie taniości. Jako tako sytuację ratuje intrygujące logo Atoll IN30 umieszczone po lewej stronie, lecz nadrukowane identycznie nonszalancko jak opisy przycisków…

Tył urządzenia to 6. par złoconych gniazd RCA oraz 2. pary zacisków głośnikowych (też złoconych). Terminale głośnikowe nie akceptują wtyków bananowych, a do tego nie wyglądają na drogie. Z prawego boku umieszczono gniazdo sieciowe IEC – nie poziomo jak to mają wszystkie mi znane sprzęty, a w poprzek. Ach, ci Francuzi – zawsze muszą coś skomplikować lub wykonać nietypowo. Obok gniazda IEC znajduje się przycisk włącznika sieciowego (klasyczny). Wzmacniacz spoczywa na 4. półokrągłych czarnych gumowych nóżkach. Masa urządzenia to 5 kg, czyli niewiele.

Pilot zdalnego sterowania jest. I do tego, w kontraście do obudowy – jest naprawdę estetyczny. Sterownikiem tym można wygodnie obsługiwać nie tylko dedykowany wzmacniacz, ale i firmowy tuner oraz odtwarzacze płyt CD i DVD. Oczywiście i w tej beczce miodu jest i łyżka dziegciu, bo zastosowane baterie to nietypowe litowe CR2025…













Po odkręceniu pokrywy wzrok przykuwa olbrzymi zasilacz toroidalny, odpowiedzialny chyba za więcej niż połowę ciężaru wzmacniacza. Widać, że konstruktorzy bardzo poważnie podeszli tu do sprawy właściwego zasilania – to cieszy. Generalnie, jak widać na jednym ze zdjęć poniżej, w środku jest raczej pustawo – cały układ zamontowano na jednej niewielkiej płytce, a dwie pary tranzystorów typu MOSFET przykręcono po prostu do blachy nałożonej na spód metalowej obudowy, która pełni też rolę radiatora. Tranzystory przyjechały prosto z USA, to model IRFP150N z International Rectifier (TU).











Dźwięk
Jako wzmacniacze odniesienia użyłem dwa inne z podobnego pułapu cenowego około 2500zł:
  1. chiński Xindak MT-3 na lampach elektronowych EL34 (test TU) oraz
  2. serbski Dayens Ampino (test TU).
Oba swojego czasu zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie pod względem umiejętności generowania porządnego dźwięku: dynamicznego, zharmonizowanego, dobrze poukładanego i co najważniejsze - o miłej, przyjaznej uszom, barwie. Dlatego też niezmiernie byłem ciekawy, czy opisywany francuz dotrzyma kroku lampowemu chińczykowi oraz tranzystorowemu serbowi.

Po włączeniu Atoll IN30 pierwsze wrażenie jest pozytywne – wzmacniacz gra ładnie dynamicznie budując przy tym ciekawą szeroką i wiarygodną panoramę. Co wyjątkowo zwraca uwagę, to sprężysty i nasycony przełom niskiego i średniego basu, który niewątpliwie jest dobrej jakości i potrafi być więcej niż przyjemny. Na wielu słuchanych płytach ten bas wybornie pokazywał grę kontrabasu lub gitary basowej – z przekonującym temperamentem oraz z dużą energią. Ten element sposobu gry IN30 zasługuje na uznanie. Niestety, przy dalszych odsłuchach i zagłębianiu się w zdolności i styl gry Atolla nie było już tak kolorowo. Bo w porównaniu do dwóch pozostałych wzmacniaczy francuz wydawał się mniej doskonały. To, co niekiedy można było odczuć to cecha, że wzmacniacz ma manierę podkręcania wysokich tonów, wypychania ich do przodu szczególnie przy głośniejszym słuchaniu.  Tak stało się np. z płytą smooth-jazzowego trębacza Ricka Browna „All It Takes” (Mack Avenue Records – 2009r) – jego trąbka nabrała ciut nieprzyjemnej metaliczności i nachalności, a saksofon Richarda Elliota – trochę za dużo szorstkości. Co istotne, przy w miarę umiarkowanie głośnych odsłuchach dźwięk był porządny, dobrze poukładany i choć nie do końca idealny, to najczęściej przyjemny i wciągający, ale już przy wyższych poziomach głośności pojawiała się pewnego rodzaju kompresja  – wydaje się, że Atoll IN30 to bardzo dobrze grające urządzenie przy rozsądnych poziomach wzmocnienia, natomiast przy większych - niekoniecznie przekonujący. Można powiedzieć, że jest to wzmacniacz o trudnym silnym charakterze i niełatwy do ujarzmienia.

Trzeba trochę dobrych chęci i prób, aby znaleźć odpowiednie dla niego towarzystwo kolumn. W zasadzie z moimi 5. parami testowych kolumn Atoll IN30 zgrywał się, ale nie zawsze do końca. Chyba najlepiej współpracował z polskimi Pylon Pearl Monitor (test TU), które łagodziły jego niedociągnięcia w sferze budowania przestrzeni, a jednocześnie Atoll nadawał im więcej sprężystego i obszerniejszego basu, którego monitorom nigdy nie jest w nadmiarze. Podobnie sprawa miała się z Divine Acoustics Electra 2 (test TU) - to są przyjazne kolumny, które przyłączone nawet do trudniejszej elektroniki, temperują ją swym przyjemnym i asertywnym charakterem. Kanty łagodzą, ewentualne dziury w przestrzeni zaklejają, a to co zbyt rozproszone, ładnie skupiają i porządkują. I w tym przypadku zestawu Atoll + Electra 2 nastąpiła korzystna współpraca tych dwóch sprzętów dla ich wspólnego dobra a przede wszystkim dla reprodukowanej muzyki.

Mówiąc krótko - jest to udany model manufaktury Atoll Electronique, a choć budżetowy, to ma spore serce do grania, ale nie jest to zawsze łatwy i miły kompan. Trochę taki szorstki drań typu francuski aktor Belmondo, który jak chce, to potrafi być wyjątkowo miły.

Początkowo miałem większe oczekiwania wobec recenzowanego powyżej wzmacniacza, ale ostatecznie trudno oczekiwać cudów od podstawowego w serii urządzenia, które i sprawdziło się w niełatwym teście porównawczym przecież nie najgorzej.

Zakończenie
1. Krótko i zwięźle pisząc - Atoll IN30 niespecjalnie wygląda, ale gra ładnym, uporządkowanym (do pewnych granic) dźwiękiem, z wyjątkowo dobrym basem oraz specyficznym, a nawet oryginalnym - można rzec, swoistym charakterem, który może się podobać lub nie, jednak mi nie przypadł do gustu, choć być może są osoby, które zachwyci.

2. Budżetowy wzmacniacz o dość rasowym dźwięku, choć są też i inne integry na świecie do wyboru...

3. Atoll Electronique to niewątpliwie innowacyjna i rzetelna firma, która bezspornie zasługuje na bliższą znajomość. Niebawem mam zamiar ją pogłębić, bo interesuje mnie wzmacniacz IN100 lub przetwornik DAC100, które mają bardzo dużo dobrych opinii użytkowników na świecie.

System testowy
Kolumny: Divine Acoustics Electra 2, Usher S-520, Pylon Pearl Monitor (test TU), Koda K-2000B (test TU) oraz Vienna Acoustics Mozart Grand.
Wzmacniacze: Dayens Ampino, Xindak MT-3 oraz Hegel H100 (test TU).
Źródła: odtwarzacz płyt CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, gramofon Clearaudio Emotion i magnetofon Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Kable: różne.
Akcesoria: panele akustyczne Vicoustic Wave Wood (test TU), stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40 (test TU), platforma antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), stoliki audio VAP (test TU) oraz Ostoja oraz standy pod monitory – VAP.

Dane techniczne
Dostępne na stronie firmowej Atoll Electronique TUTAJ.

Katalog firmowy w formacie PDF: TUTAJ.
Internetowe forum Atoll Audio w języku francuskim: TUTAJ.






piątek, 8 czerwca 2012

Avcon Avalanche Reference Monitor – wrażenia z odsłuchu w salonie audio



Wstęp
Postanowiłem w kilku słowach opisać swoje wrażenia z niedawnego odsłuchu kolumn Avcon Avalanche Reference Monitor, który miał miejsce w salonie audio Premium Sound w Gdańsku. Oczywiście, mógłbym też wypożyczyć te głośniki i posłuchać ich w swoim systemie, ale ze względu na „pewne” problemy logistyczne nie uczyniłem tego – bowiem jedna sztuka kolumn waży 35 kg (41 kg z podstawą), a ich rozmiary też nie są minimalistyczne. Trzeba by przyjechać po odbiór kolumn, co najmniej autem typu pick-up i mieć do pomocy w ich targaniu kilku Szerpów.

Avcon
To polska firma z Błonia pod Warszawą (TUTAJ) ze stosunkowo niedługim stażem w budowie kolumn. Ale chociaż formalnie początek sprzedaży własnych kolumn nastąpił kilka lat temu, to właściciel i konstruktor Avcona – pan Przemysław Nieprzecki ma dość długi staż i doświadczenie w budowaniu skrzynek głośnikowych. Nawiasem mówiąc, nazwa Avcon pochodzi od skrótu Audio Video Consultants, bo druga gałąź działalności firmy to dystrybucja sprzętu audio-video – można tu znaleźć na przykład lampowe sprzęty japońskiej TRI, tranzystorowce francuskiego Lavardine, czy polskie kable Audiomica. Natomiast wśród produktów własnych są w ofercie kolumny głośnikowe (pięć modeli), stoliki audio oraz panele akustyczne. Avcon Avalanche Reference Monitor to aktualnie najwyższy firmowy model kolumn.

Avcon Avalanche Reference Monitor – kilka słów o budowie
Jak napisałem we wstępie, kolumny nie są małe (75x35x32 cm), a są to przecież monitory. Już ich masa 35 kg budzi respekt i należny szacunek wobec ich potencjalnych umiejętności, a gdy przyjrzeć się bliżej zastosowanym głośnikom, to naprawdę może to lekko oszołomić melomana-audiofila. Bowiem za reprodukcję basu odpowiadają wielkie 26 centymetrowe topowe Seas Prestige z powlekaną papierową membraną, ze średnicę też Seas Prestige, ale o średnicy 15 centymetrów, natomiast za tony wysokie – wstęga i to nie byle jaka! To Aurum Cantus, czyli aluminiowa wstęga z Chin, która przebojem zdobyła świat audio już kilka lat temu, a sama firma choć z Pekinu, to swoją ofertą i jej jakością zdumiewa (TUTAJ). Ogólnie Avcony prezentują się wyśmienicie pod względem staranności budowy oraz jakości stolarki, choć i uczciwie trzeba przyznać, że ich design jest dość klasyczny, by nie rzec – staroświecki. Prosta forma, aczkolwiek elegancka. Bez szaleństw – umiarkowana w wyrazie. Nawiązująca do stylu dużych monitorów typu Harbeth czy Spendor, piszę nawiązująca, bo w tamtych konstrukcjach nie ma wstęgi, lecz typowe głośniki wysokotonowe w formie kopułek.





Parę słów o dźwięku
Jak pisze producent w materiałach reklamowych: „monitory Avalanche są referencyjną konstrukcją firmy, ukierunkowaną na kompletność prezentacji muzycznej w pełni pasma. To połączenie potęgi basu reprodukowanego przez głośnik niskotonowy o dużej średnicy, ze zwinnością prezentacji sopranów przez głośniki wstęgowe” i nie są to czcze słowa, ale o tym za chwilę.

Wcześniej warto jeszcze w paru słowach opisać warunki odsłuchu i sprzęt towarzyszący kolumnom. Pokój osłuchowy to zaadaptowane akustycznie pomieszczenie około 35 m2 wyposażone w liczne rozpraszacze (dyfuzory), pułapki basowe, absorbery, etc. Całość jest widoczna na jednym ze zdjęć poniżej. Przy okazji należy wspomnieć, że pomieszczenie to w salonie Premium Sound w Gdańsku, przypomina jakąś świątynię lub siedzibę sekty z ołtarzem ofiarnym pośrodku, a nie coś, co ma służyć wyłącznie dobremu dźwiękowi. Wrażenie to potęguje dodatkowo półmrok tu panujący, co wytwarza nastrój prawdziwie medacyjno-kontemplacyjny, czyli w sam raz dla rytuału metafizycznego zanurzania się w dźwięk i odrzucający to, co fizyczne oraz aktualnie mniej ważne.


Trzeba zaznaczyć, że wzmacniacz napędzający Avalanche to potężna integra, czyli bezkompromisowy Xindak A-600E (TUTAJ), który pracuje w czystej klasie „A” i dysponuje mocą wyjściową 2 x 160 Wat przy 8 Ohm i aż 2 x 320 Wat przy 4 Ohm, a jego masa to zaledwie …53 kg (sic!). Prawdziwy potwór, który zasługuje na osobny opis, ale o tym bliżej innym razem. Natomiast, jako źródło posłużył serwer muzyczny Olive HD06, czyli obecnie najwyższy model tej firmy. Jak widać, załoga Premium Sound łącząc te powyższe sprzęty razem przygotowała prawdziwą mieszaninę wybuchową. Pora, więc na właściwy opis dźwięku.






Pomimo, że z pozoru wydawać się mogło, że dźwięk słuchanego zestawu mógł być zbyt nachalny, czy zbyt „mocny” to nic takiego nie miało miejsca. Do uszu docierał przekaz, który był całkowicie zharmonizowany, z piękną przestrzenią, a także o silnym, lecz niezbyt mocnym basie. Bardzo lubię styl monitorowego grania, a nie akceptuję zbyt dominującego basu. Avalanche właśnie tak mają. Monitorowa gra to także wspaniała stereofonia, z obszerną sceną – często szerszą niż ta dobiegająca z wielu innych kolumn podłogowych. Avcon na pewno są mistrzami w ukazywaniu zjawisk przestrzennych, ich precyzyjnej lokalizacji w trójwymiarze. Jeżeli chodzi natomiast o strukturę dźwięku, to bardzo charakterystyczna jest subtelna (w znaczeniu przyjazna) góra, która jest bardzo wyraźna i szczegółowa, ale nienaprzykrzająca się krzykliwością, co jest niewątpliwą zasługą zastosowania wstęgi w tweeterach. Średnica wydała mi się nieco wypychana do przodu, wyoblona, ale niewykluczone, że za to był odpowiedzialny wzmacniacz Xindak, który w tym zestawie silnie narzucał swoją manierę. Średnie tony z pewnością można scharakteryzować jako głęboko nasycone tonami, z licznymi mikro-wybrzmieniami oraz zdecydowanie z umiejętnością analizy i różnicowania poszczególnych planów, ich plastycznością. Ten styl to bardzo wysoka jakość gry. Co istotne, kolumny Avcon Avalanche są niezmiernie odporne na głośne odsłuchy – odkręciłem gałę (no, bo nie gałkę) potencjometru prawie na maksymalny poziom, a kolumny dalej nie objawiały zmęczenia, ani nie generowały żadnych przesterów.

Niskie składowe nie są zbyt twarde, ale także i nie miękkie – są podskórne, niby drzemiące, bo tylko od czasu do czasu mruczące, ale jeżeli zajdzie potrzeba (z uwagi na zapis nagrania) odezwać się to czynią to niezwykle dynamicznie i, co ważne – bardzo szybko i z całą potęgą i potencjałem 26 centymetrowej membrany. A zapewniam, potrafią uderzyć zarówno po uszach, jak i po brzuchu słuchacza, który masują niczym tajska masażystka. Delikatnie, ale i precyzyjnie. Skutecznie. Jednak zwolennicy subsonicznych pomruków basu, czy najniższych jego składowych mogą poczuć się zawiedzeni tymi monitorami, bo nie mają one wpisane w swój repertuar takich umiejętności. Niski, atomowy, czy wulkaniczny bas to nie jest ich domena, ale za to jakość pozostałych podzakresów niskich tonów jest więcej niż dobra – można napisać, że wybitna.

Miało być krótko i rzeczowo, a znowu przynudzam. OK, już kończę.

Podsumowanie
Klasyczna budowa skrzynek, wysoka jakość wykonania oraz referencyjne zastosowane głośniki – Seasy z linii Prestige plus tweeter wstęgowy z Aurum Cantus przynoszą bardzo dobry klasowo dźwięk. Nasycony, pełny i z wybitną przestrzenią. Rozdzielczy, realistyczny o szerokiej panoramie. Niekrzykliwe soprany, ale świetnie precyzyjne. Średnie tony plastyczne i namacalne. Basy chociaż sprężyste i potężne, to niedominujące, bo pozostające w pół kroku za średnicą, ale o wysokiej jakości, kategorii.

Słowo „avalanche” zarówno w języku angielskim, jak i francuskim oznacza lawinę. Ta lawina przynosi całą gęstwinę dźwięków, dojrzałych i rasowych, ale na szczęście, pomimo tego że jest wyjątkowo solidna i mocna, to nie zagrażająca zdrowiu, a tym bardziej życiu słuchaczy, bo jest wprost przeciwnie.

Dane techniczne
Dostępne na stronie producenta Avcon: TUTAJ.