Polpak

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dayens Ampino. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dayens Ampino. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Kolumny Divine Acoustics Electra 2







Wstęp
Po kilku ostatnio testowanych polskich kolumnach: Studio 16 Hertz Minas Anor III (test TU), Audio Academy Phoebe III (test TU) oraz Avcon Avalanche Reference Monitor (test TU) postanowiłem zabrać się za kolejne głośniki z Polski – Divine Acoustics Electra 2. Tak, wszystkie one są z naszego kraju, choć ich nazwy wcale, ale to wcale tego nie wskazują. A raczej sugerują wyrób prosto z krainy, gdzie nadal mówi się łaciną i nie chodzi mi tu o Watykan…

Kolumny zostały wypożyczone do testów z salonu audio "Hi-Fi Ja i Ty" w Gdańsku-Oliwie.

Divine Acoustics
To stosunkowo młode przedsięwzięcie – jak pisze na swojej firmowej stronie konstruktor i właściciel pan Piotr Gałkowski, formalny początek nastąpił w 2007 roku, kiedy to zabrał się za wykonanie monitorów bliskiego pola na zamówienie kolegi. Jednak pan Gałkowski już od 1996 roku budował różnego rodzaju kolumny, tak więc posiada spore, bo ponad 15-letnie doświadczenie w tej materii.

Divine Acoustics ma siedzibę i zakład produkcyjny w miejscowości Ozimek niedaleko Opola. Nazwa zaś pochodzi od łacińskiego sformułowania „divina proportio”, czyli boska proporcja. Innymi słowy, Divine Acoustics oznacza „boska akustyka”. Odważna nazwa.

W firmowym katalogu oprócz kilku modeli kolumn można też znaleźć platformy antywibracyjne oraz gramofony (w przygotowaniu). Wśród 5. konstrukcji kolumn jedynie dwa są bezpośrednio dostępne – to Electra 2 oraz Proxima 2, natomiast kolejne 3. w przygotowaniu: Alya, Maia oraz Antares. Co ciekawe, wszystkie produkty noszą kosmiczne (lub galaktyczne) nazwy. Na przykład platformy antywibracyjne to Stardust i Gravity, a planowane gramofony to Nebula, Quasar i Galaxy. Natomiast Electra, Proxima, Alya oraz Maia to oczywiście imiona astronomicznych gwiazd, czyli zostało konstruktorowi jeszcze „kilka” ciekawych nazw do wykorzystania… Przy okazji widać, że pan Gałkowski to wielki zwolennik „Gwiezdnych Wojen” i zagadnień kosmologii.

Wrażenia ogólne i budowa
Wystarczy jeden rzut oka na Electra 2, by stwierdzić, że te kolumny są piękne – wspaniały design typu włoskiego. Efektowne wzornictwo plus równie dobre wykonawstwo. Kolumny nie przypominają klasycznych skrzynek głośnikowych, a raczej konstrukcje zwane odgrodami. Są płaskie – to zaledwie 10 centymetrów, ale za to stosunkowo szerokie – 26 centymetrów oraz dość wysokie, bo aż 104 centymetry (razem z kolcami i cokołem). Skrzynki obudowy (bo jak inaczej to nazwać?) wykonano wyjątkowo perfekcyjnie, bo mają zaokrąglone boki dodatkowo obłożone skórą lub dobrą jej imitacją. Tego materiału zresztą producent nie żałował, bo można go także znaleźć także na panelach przednich wokół głośników, a także na szczycie kolumn oraz na okrągłym cokole, który cały jest obciągnięty skórą. Front i tył konstrukcji zaś pokrywa winylowa imitacja drewna egzotycznego macassar, lecz wywierająca pozytywne odczucia estetyczne, bez poczucia taniości, a nawet wręcz odwrotnie. Zresztą kolumny wyglądają na o wiele droższe niż w rzeczywistości są, a kosztują przecież tylko 3600 zł (znajomi poproszeni przeze mnie o odgadnięcie prawdziwej ceny zwykle wskazywali pułap pomiędzy 5, a 10 tysięcy złotych).

Z tyłu umieszczono pojedyncze terminale głośnikowe, które przykręcone są do specjalnej dodatkowej akrylowej przezroczystej płytki potęgującej korzystne walory wizualne kolumn. Owa płytka pełni również funkcję tabliczki znamionowej, na której znajdują się podstawowe informacje techniczne, a także napis „Designed and hand made in Poland”.

Warto zwrócić uwagę, że wyloty dwóch rur bass-refleksu umieszczono pionowo do podłogi, powietrze z kolumn wydmuchiwane jest wprost na podłogę poprzez okrągły otwór cokołu. Nietypowe rozwiązanie, ale logiczne i uzasadnione przy płaskiej konstrukcji. Zastosowane głośniki to wysokotonowa 20 mm jedwabna kopułka, a głośnik nisko-średniotonowy ma 130 mm i jego membrana wykonana jest z celulozy. Oba głośniki chronione są (lub ukryte) pod metalową siateczką uniemożliwiającą zidentyfikowanie ich pochodzenia. Ale jak informuje Divine Acoustics, tweeter pochodzi od renomowanego niemieckiego producenta, a drugi głośnik to produkcja własna manufaktury. Natomiast zastosowana zwrotnica posiada wysokiej jakości elementy konstrukcyjne, co obrazuje jedno z poniższych zdjęć.

Masa jednej sztuki to 10 kg (bez cokołu).










Dźwięk
Producent rekomenduje dość długo wygrzewać Electra 2 przed ich właściwym odsłuchem – od 70 do 100 godzin, czyli od 3 do 4 dni ciągłego grania. Przez kilka dni kolumny grały sobie więc samotnie w moim mieszkaniu, a w tym czasie ja przebywałem w poza domem, by nie skazić sobie uszu ich „niegotowym” dźwiękiem.

W związku z parametrami technicznymi zalecającymi przyłączanie do opisywanych głośników wzmacniacze o mocy do 4 Wat do 60 Wat (przy 8 Ohm), wybór amplifikacji zawęził się automatycznie do 3. urządzeń, bo Hegel H100 ze swoimi 2 x 120 Watami mógłby być "za mocny" w obciążającym teście.

Kolumny po kolei testowałem z następującymi integrami:
- Dayens Ampino (test TU) o mocy 2 x 25 Wat,
- Atoll IN30 (test TU) o mocy 2 x 50 Wat oraz
- Xindak MT-3 (test TU), który jest konstrukcją lampową i ma moc 2 x 18 Wat w trybie triodowym oraz 2 x 40 Wat w pentodowym.

Właściwy odsłuch przyniósł sporą niespodziankę – bo tak jak powłoka zewnętrzna kolumn jest piękna i elegancka, to i podobnie sprawa ma się z ich dźwiękiem. Na pewno można go nazwać spójnym i dobrze zharmonizowanym. Poszczególne podzakresy są ze sobą dobrze zszyte, powiązanie. Ma się poczucie jakby grał jeden głośnik szerokopasmowy – podobne wrażenie miałem ostatnio przy słuchaniu hornów Bodnar Audio Sandglass Fantasy (test TU). Niemniej jednak sam wolumen dźwięku jest nieco mniejszy. Nie chcę pisać, że odchudzony, bo nie w tym tkwi istota. Raczej właściwym sformułowaniem jest – skromniejszy. Electry 2 postawione w 30 m2 budowały realistyczny przekaz o ładnej scenie, nasyconej średnicy oraz dużej detaliczności, ale brakowało tu „ciała”. Inaczej wszystko zabrzmiało, kiedy przeniosłem kolumny do pomieszczenia o 16 m2 powierzchni. Dźwięk nabrał odpowiedniej skali oraz masy, a bas poprzednio raczej nikły – stał się wystarczająco pulsujący, choć dalej niedominujący. Jednak odpowiednio sprężysty i giętki, szybko poruszający się śladem pozostałych zakresów oraz budujący dla nich rzetelne i mocne wsparcie. Realne.

Co zwraca uwagę, to fakt, że kolumny mają umiejętność ukazywania sporej rozdzielczości nagrań – gęste zapisy i bardzo gęste nie gubią się w przestrzeni, a są najczęściej wyraźne i łatwe do lokalizacji przestrzennej. Na przykład wielowarstwowa (i często eksperymentalna) jazzowa elektronika norweskiego zespołu Jaga Jazzist na płycie „One-Armed Bandit” (Ninja Tune – 2010r.) zabrzmiała naturalnie i z wiarygodnym tłem pełnym detali oraz mikrowybrzmień. Natomiast klasyczne instrumenty takie jak klarnet, flet czy gitary zademonstrowały właściwy ich rozmiar oraz strukturę - dźwięczną oraz z ładnym wypełnieniem. Żywo i z polotem, a także z mięsistym basem, lecz bez niższych jego składowych. Niskie tony są niewątpliwie wysokiej jakości i wielopłaszczyznowe, lecz obcięte gdzieś na poziomie 45-50 Hz, dlatego nie polecam na  tych Divine Acoustics słuchać ścieżki dźwiękowej z filmu „Jurassic Park” albo „King Kong”...

Trzeba podkreślić, że konstruktorowi Electra 2 udało się nadać im ładną barwę – przyjemną w odbiorze oraz niemęczącą, a to niełatwa sztuka. Nie ma w dźwięku odczuwalnych jego nieprzyjemności, jakiejś nadmiernej krzykliwości, czy metaliczności. Wszystko brzmi czysto, naturalnie i płynnie – swobodnie. Klasowo, można napisać, a przy uwzględnieniu ceny kolumn, wręcz wybitnie w tym pułapie.

Konfiguracje
Najbardziej podobało mi się zestawienie kolumn ze wzmacniaczem lampowym Xindak MT-3 (test TU) w triodowym trybie pracy. Niskie tony dostały tu swojego rodzaju „spulchnienia” i dodatkowej akceleracji, a także i ciężaru gatunkowego oraz miłej okrągłości swej struktury. Bardzo korzystnie też ze sobą korespondowały wzajemne charaktery wzmacniacza lampowego oraz barwy kolumn, uzupełniały swe niedociągnięcia, a braki sprytnie maskowały. Pełna synergia. Co ważne, w trybie triodowym wzmacniacz zapewniał więcej kolorystyki skali i nasączenia przestrzeni wypełnieniem dźwiękowym.

Podobnie stało się z połączeniu serbskiego Dayens Ampino z Electra 2 - pełna współpraca, swoboda i rozmach, choć precyzja i szczegółowość nie zawsze była tu priorytetem. Jednak odsłuchy zapewniały sporo przyjemności oraz niebanalnej rzetelnej muzykalności.

Z francuskim wzmacniaczem Atoll IN30 było poprawnie, lecz bez specjalnej finezji. Na wyjątkowe zaś uznanie zasługiwał spory bas - elastyczny, choć dość krótki.







Konkluzja
  1. Divine Acoustics Electra 2 to przykład rzetelnej konstrukcji w nietypowym dla kolumn kształcie przypominającym odgrody, a nie klasyczną skrzynkę z głośnikami. To piękne wzornictwo poparte wysokiej klasy wykonawstwem oraz dobrej jakości zastosowanymi materiałami do budowy. Włączając w to elementy zwrotnicy, zastosowane głośniki oraz okleinę obudowy: winylową imitację drewna egzotycznego oraz skórę.
  2. Dźwięk harmonijny, z dobrze pozszywanymi podzakresami – wydaje się, że gra jeden głośnik, a nie dwa. Bogata średnica z dużą ilością detali i dobrym nasączeniem skali tonów. Soprany rozdzielcze, aczkolwiek nie przykro dominujące. Niskie tony sprężyste z dobrze zarysowanym wyrazem i masą, choć niezapuszczające się w najniższe rejestry.
  3. Kolumny wręcz predysponowane do wzmacniaczy lampowych. W powyższym teście Electry 2 z najlepszej strony pokazały się właśnie w takim towarzystwie, a dokładniej z chińskim Xindak MT-3 na lampach elektronowych EL34, przynosząc, piszącemu te słowa, dużo niekłamanej radości z odsłuchów.
  4. Nie znam lepiej wykonanych (i zbudowanych) oraz tak dobrze grających kolumn jednocześnie w cenie, którą trzeba zapłacić za Divine Acoustisc Electra 2. Proporcja jakość/cena – wyśmienita.
Dane techniczne
Dostępne na stronie producenta Divine Acoustics: TUTAJ.


System testowy
Wzmacniacze: Hegel H100, Atoll IN30, Xindak MT-3 oraz Dayens Ampino.
Źródła: odtwarzacz płyt CD - Musical Fidelity A1 CD-PRO, gramofon Clearaudio Emotion oraz komputer MacBook Apple.
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand, Usher S-520 oraz Pylon Pearl Monitor.
Kable: róźne.
Akcesoria: panele akustyczne Vicoustic Wave Wood, antywibracyjne Rogoz-Audio, stolik audio oraz standy pod monitory - VAP.

niedziela, 10 czerwca 2012

Wzmacniacz zintegrowany Atoll IN30





Wstęp
Od dłuższego czasu marka Atoll jest popularna w Polsce. Dużo pisze się o niej i mówi. Postanowiłem samemu przekonać się o jej jakości pod względem konstruktorskim, a także, co ważniejsze - reprezentowanej katregorii klasy dźwięku. Wypożyczyłem podstawowy model wzmacniacza zintegrowanego – Atoll IN30, ponieważ mając akurat na testach inne dwa wzmacniacze z tej kategorii cenowej (Dayens Ampino TU oraz Xindak MT-3 TU) pomyślałem, że warto by je bezpośrednio porównać i ocenić. Dodatkowo, uważam, że najniższy model często przynosi dużo informacji o prawdziwych intencjach producenta, stylu gry jego urządzeń, jak i jakości podejścia do klienta z grupy „entry-level”, czyli takiego melomana, który najczęściej rozpoczyna swą przygodę ze sprzętem audio-stereo i w wielu przypadkach nie wie jeszcze, co jest naprawdę dobre, a co niekoniecznie. Stąd ten test.

Wzmacniacz został wypożyczony z salonu audio Premium Sound w Gdańsku.

Atoll Electronique
Atoll Electronique to firma założona przez braci Stefana i Emmanuela Dubreuil w 1997 roku w północnej Francji, a konkretnie w Normandii, czyli w krainie powstałej na skutek wczesnośredniowiecznej łupieżczej inwazji Normanów – potomków Wikingów z północnej chłodnej Europy. Nazwa Atoll bardziej jednak kojarzy się z rajskim koralowym atolem na gorącym południowym morzu Polinezji Francuskiej, co jak widać na katalogowym zdjęciu (na samej górze), nie jest skojarzeniem nietrafionym…

Atoll oferuje cały wachlarz produktów różnego asortymentu i z wielu kategorii cenowych. Jest tu referencyjny zestaw (cd plus integra) Gamme 400, przedwzmacniacze, odtwarzacze płyt CD, a nawet tuner radiowy oraz elementy kina domowego. Ponadto można tu znaleźć przetwornik cyfrowo-analogowy Atoll DAC 100, z bardzo dobrą światową prasą, a także kilka przedwzmacniaczy gramofonowych. Atoll proponuje też klika modeli wzmacniaczy od topowego Gamme 400, poprzez kolejne IN200, IN200, IN80, IN50 aż do najniższego IN30. Jak widać, firma ma kompletną ofertę dla różnych klas i poziomów odbiorców. W zasadzie brakuje tylko gramofonu.

To, co wyróżnia urządzenia Atoll spośród innych to dość niesztampowy design oraz nietypowe rozwiązania dotyczące zastosowanych regulatorów głośności. Część sprzętów wyglądem przypomina bardziej oldskulowe urządzenia z kabiny nawigacyjnej okrętu podwodnego Kapitana Nemo (tu kłania się francuski pisarz - Jules Verne) niż klocki audio – vide Gamme 400.

Jak Atoll Electronique pisze o sobie na firmowej stronie internetowej: „Atoll to wysokiej klasy dźwięk w przystępnej cenie, elektronika ręcznie montowana we Francji z zastosowaniem najwyższych standardów jakości i perfekcjonizmu. Naszym celem jest zapewnienie bardzo dużej grupie odbiorców słuchania ze sprzętu o wysokiej wydajności oraz wysokiej rozdzielczości – prawdziwego dźwięku high-end w rozsądnej cenie, a także radości z super-realistycznie wiernej muzyki ze wspaniale głęboką, namacalną oraz dynamiczną sceną dźwiękową. Aby osiągnąć ten cel, Atoll oferuje linię produktów z niesamowicie i nieporównywalnie rewelacyjną proporcją muzykalności do ceny. Dlatego też podjęliśmy konkretne decyzje, jak np. jednoczesny pomiar i testowanie każdego nowego produktu realizowanego przez nasz zespół R&D. Innym kluczowym wyborem jest niezmienność dźwięku Atoll w jakikolwiek sposób, dlatego nasze sprzęty nie mają regulacji „bas” i „sopran”, ponieważ te korekty mają wiele wad: częstotliwość i faza reakcji stają się nieliniowe, dają dodatkowe „ubarwienie” i sztuczne lub pasożytnicze „szumy” w brzmieniu, które piętnują jasność dźwięku i jego przejrzystość oraz utrudniają dynamikę całego systemu”.

Wrażenia ogólne oraz budowa
Atoll IN30 na pierwszy rzut oka mało przypomina typowy wzmacniacz – na próżno szukać tu klasycznego potencjometru głośności, czy selektora źródeł w postaci tradycyjnych gałek. Ich funkcje pełni kilka małych aluminiowych przycisków. Potencjometr to dwa guziki, które przyciskając steruje się głośnością  (głośniej lub ciszej), a poziom wzmocnienia jest obrazowany za pomocą 9. zielonych diod ułożonych w półokrąg, które zapalają się w miarę uzyskiwanego natężenia dźwięku. Natomiast drugi półokrąg 5. zielonych diod (przylegający do półokręgu diod wzmocnienia) całego „okręgu sygnalizacyjnego” to diody pokazujące aktualnie wybrane źródło przy pomocy 2. kolejnych metalowych guzików (lub pilotem, oczywiście). Bardzo nietypowe rozwiązanie, ale i jednocześnie intrygujące i na pewno ładne wizualnie. Niestety, na tym kończy się mój zachwyt designem Atolla IN30, bo ogólnie wzmacniacz ten nie wywiera pozytywnych odczuć estetycznych. Razi przede wszystkim świecąca czarna blacha obudowy oraz frontu (który jest pokryty identycznym lakierem jak obudowa) kojarząca się raczej z jakimś tanim dalekowschodnim odtwarzaczem DVD, a nie z rasową integrą. Poza tym nieładne są napisy na przednim panelu – to tandetnie odciśnięty biały lakier, niektóre litery są nie całkiem nadrukowane i z lekka rozmazane. Bardzo to niechlujne i sprawiające wrażenie taniości. Jako tako sytuację ratuje intrygujące logo Atoll IN30 umieszczone po lewej stronie, lecz nadrukowane identycznie nonszalancko jak opisy przycisków…

Tył urządzenia to 6. par złoconych gniazd RCA oraz 2. pary zacisków głośnikowych (też złoconych). Terminale głośnikowe nie akceptują wtyków bananowych, a do tego nie wyglądają na drogie. Z prawego boku umieszczono gniazdo sieciowe IEC – nie poziomo jak to mają wszystkie mi znane sprzęty, a w poprzek. Ach, ci Francuzi – zawsze muszą coś skomplikować lub wykonać nietypowo. Obok gniazda IEC znajduje się przycisk włącznika sieciowego (klasyczny). Wzmacniacz spoczywa na 4. półokrągłych czarnych gumowych nóżkach. Masa urządzenia to 5 kg, czyli niewiele.

Pilot zdalnego sterowania jest. I do tego, w kontraście do obudowy – jest naprawdę estetyczny. Sterownikiem tym można wygodnie obsługiwać nie tylko dedykowany wzmacniacz, ale i firmowy tuner oraz odtwarzacze płyt CD i DVD. Oczywiście i w tej beczce miodu jest i łyżka dziegciu, bo zastosowane baterie to nietypowe litowe CR2025…













Po odkręceniu pokrywy wzrok przykuwa olbrzymi zasilacz toroidalny, odpowiedzialny chyba za więcej niż połowę ciężaru wzmacniacza. Widać, że konstruktorzy bardzo poważnie podeszli tu do sprawy właściwego zasilania – to cieszy. Generalnie, jak widać na jednym ze zdjęć poniżej, w środku jest raczej pustawo – cały układ zamontowano na jednej niewielkiej płytce, a dwie pary tranzystorów typu MOSFET przykręcono po prostu do blachy nałożonej na spód metalowej obudowy, która pełni też rolę radiatora. Tranzystory przyjechały prosto z USA, to model IRFP150N z International Rectifier (TU).











Dźwięk
Jako wzmacniacze odniesienia użyłem dwa inne z podobnego pułapu cenowego około 2500zł:
  1. chiński Xindak MT-3 na lampach elektronowych EL34 (test TU) oraz
  2. serbski Dayens Ampino (test TU).
Oba swojego czasu zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie pod względem umiejętności generowania porządnego dźwięku: dynamicznego, zharmonizowanego, dobrze poukładanego i co najważniejsze - o miłej, przyjaznej uszom, barwie. Dlatego też niezmiernie byłem ciekawy, czy opisywany francuz dotrzyma kroku lampowemu chińczykowi oraz tranzystorowemu serbowi.

Po włączeniu Atoll IN30 pierwsze wrażenie jest pozytywne – wzmacniacz gra ładnie dynamicznie budując przy tym ciekawą szeroką i wiarygodną panoramę. Co wyjątkowo zwraca uwagę, to sprężysty i nasycony przełom niskiego i średniego basu, który niewątpliwie jest dobrej jakości i potrafi być więcej niż przyjemny. Na wielu słuchanych płytach ten bas wybornie pokazywał grę kontrabasu lub gitary basowej – z przekonującym temperamentem oraz z dużą energią. Ten element sposobu gry IN30 zasługuje na uznanie. Niestety, przy dalszych odsłuchach i zagłębianiu się w zdolności i styl gry Atolla nie było już tak kolorowo. Bo w porównaniu do dwóch pozostałych wzmacniaczy francuz wydawał się mniej doskonały. To, co niekiedy można było odczuć to cecha, że wzmacniacz ma manierę podkręcania wysokich tonów, wypychania ich do przodu szczególnie przy głośniejszym słuchaniu.  Tak stało się np. z płytą smooth-jazzowego trębacza Ricka Browna „All It Takes” (Mack Avenue Records – 2009r) – jego trąbka nabrała ciut nieprzyjemnej metaliczności i nachalności, a saksofon Richarda Elliota – trochę za dużo szorstkości. Co istotne, przy w miarę umiarkowanie głośnych odsłuchach dźwięk był porządny, dobrze poukładany i choć nie do końca idealny, to najczęściej przyjemny i wciągający, ale już przy wyższych poziomach głośności pojawiała się pewnego rodzaju kompresja  – wydaje się, że Atoll IN30 to bardzo dobrze grające urządzenie przy rozsądnych poziomach wzmocnienia, natomiast przy większych - niekoniecznie przekonujący. Można powiedzieć, że jest to wzmacniacz o trudnym silnym charakterze i niełatwy do ujarzmienia.

Trzeba trochę dobrych chęci i prób, aby znaleźć odpowiednie dla niego towarzystwo kolumn. W zasadzie z moimi 5. parami testowych kolumn Atoll IN30 zgrywał się, ale nie zawsze do końca. Chyba najlepiej współpracował z polskimi Pylon Pearl Monitor (test TU), które łagodziły jego niedociągnięcia w sferze budowania przestrzeni, a jednocześnie Atoll nadawał im więcej sprężystego i obszerniejszego basu, którego monitorom nigdy nie jest w nadmiarze. Podobnie sprawa miała się z Divine Acoustics Electra 2 (test TU) - to są przyjazne kolumny, które przyłączone nawet do trudniejszej elektroniki, temperują ją swym przyjemnym i asertywnym charakterem. Kanty łagodzą, ewentualne dziury w przestrzeni zaklejają, a to co zbyt rozproszone, ładnie skupiają i porządkują. I w tym przypadku zestawu Atoll + Electra 2 nastąpiła korzystna współpraca tych dwóch sprzętów dla ich wspólnego dobra a przede wszystkim dla reprodukowanej muzyki.

Mówiąc krótko - jest to udany model manufaktury Atoll Electronique, a choć budżetowy, to ma spore serce do grania, ale nie jest to zawsze łatwy i miły kompan. Trochę taki szorstki drań typu francuski aktor Belmondo, który jak chce, to potrafi być wyjątkowo miły.

Początkowo miałem większe oczekiwania wobec recenzowanego powyżej wzmacniacza, ale ostatecznie trudno oczekiwać cudów od podstawowego w serii urządzenia, które i sprawdziło się w niełatwym teście porównawczym przecież nie najgorzej.

Zakończenie
1. Krótko i zwięźle pisząc - Atoll IN30 niespecjalnie wygląda, ale gra ładnym, uporządkowanym (do pewnych granic) dźwiękiem, z wyjątkowo dobrym basem oraz specyficznym, a nawet oryginalnym - można rzec, swoistym charakterem, który może się podobać lub nie, jednak mi nie przypadł do gustu, choć być może są osoby, które zachwyci.

2. Budżetowy wzmacniacz o dość rasowym dźwięku, choć są też i inne integry na świecie do wyboru...

3. Atoll Electronique to niewątpliwie innowacyjna i rzetelna firma, która bezspornie zasługuje na bliższą znajomość. Niebawem mam zamiar ją pogłębić, bo interesuje mnie wzmacniacz IN100 lub przetwornik DAC100, które mają bardzo dużo dobrych opinii użytkowników na świecie.

System testowy
Kolumny: Divine Acoustics Electra 2, Usher S-520, Pylon Pearl Monitor (test TU), Koda K-2000B (test TU) oraz Vienna Acoustics Mozart Grand.
Wzmacniacze: Dayens Ampino, Xindak MT-3 oraz Hegel H100 (test TU).
Źródła: odtwarzacz płyt CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, gramofon Clearaudio Emotion i magnetofon Nakamichi Cassette Deck 1 (test TU).
Kable: różne.
Akcesoria: panele akustyczne Vicoustic Wave Wood (test TU), stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40 (test TU), platforma antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (test TU), stoliki audio VAP (test TU) oraz Ostoja oraz standy pod monitory – VAP.

Dane techniczne
Dostępne na stronie firmowej Atoll Electronique TUTAJ.

Katalog firmowy w formacie PDF: TUTAJ.
Internetowe forum Atoll Audio w języku francuskim: TUTAJ.






poniedziałek, 4 czerwca 2012

Wzmacniacz zintegrowany Dayens Ampino




Wstęp
Serbia przeciętnie kojarzy się Polakowi z dawną Jugosławią, pięknym miastem Belgrad, ewentualnie może jeszcze ze smaczną kuchnią bałkańską – ćevapčići, pljeskavicą lub sałatką szopską. Natomiast mało kto wiąże ten uroczy kraj z elektroniką, a tym bardziej z audio. A Serbem był przecież nieprzeciętnie genialny wynalazca oraz konstruktor – Nicola Tesla, który był pionierem opracowania generatorów prądu przemiennego (jak i jego przesyłu) oraz radiotechniki… Nic więc dziwnego, a tym bardziej przypadkowego, że w tym bałkańskim kraju istnieją i świetnie funkcjonują firmy działające z segmencie audio elektroniki. Jedną z nich jest na przykład państwowy zakład Ei Niš, czyli część Electronic Industry Holding produkujący lampy elektronowe do zastosowań audio (TUTAJ), a także znany i uznany na całym świecie Trafomatic. Innym zaś serbskim przedsiębiorstwem działającym w segmencie elektroniki domowej jest Dayens Audio (TU), które jest całkowicie prywatnym przedsięwzięciem.



Dayens Audio
Istnieje od 1991 roku, kiedy to pan Dejan Dobrins formalnie założył firmę, choć już od wielu lat wcześniej miał bogatą praktykę w budowaniu różnych modeli kolumn oraz wzmacniaczy. Dayens Audio ma siedzibę w Šabac, czyli w mieście położonym w zachodniej Serbii w równej około 80 kilometrowej odległości zarówno od Belgradu jak i od granicy z Chorwacją. Firma obecnie produkuje kilka modeli wzmacniaczy włączając w to końcówki mocy oraz przedwzmacniacz. Wśród integr można znaleźć trzy modele: podstawowy Ampino, wyższy Menuetto a także topowy – Ecstasy II. Zakres działalności Dayens Audio to też kolumny głośnikowe oraz kable audio. Firma ma bardzo rozległą sieć sprzedaży, pokrywającą w zasadzie cały świat, bo jej produkty można kupić zarówno w USA, jak i w Australii, czy w Singapurze. Od niedawna zaś jej urządzenia można nabyć w Polsce, ponieważ sprzedażą w naszym kraju zajął się nowy dystrybutor – Progress IT.


Wrażenia ogólne i budowa
Dayens Ampino prezentuje się skromnie i co by tu nie napisać, to jednak dość ubogo, choć ostatecznie schludnie i w miarę ergonomiczne. Wzmacniacz to niewielkich rozmiarów czarne pudełeczko o posturze przypominającej raczej wzmacniacz słuchawkowy, a nie pełnoprawną integrę. Zresztą kojarzy się trochę z ciekawym japońskim Musica Ibuki  (test TU). Front wykonany jest z czarnej "lustrzanej" akrylowej płytki, której centralną część zajmuje spora aluminiowa gałka potencjometru wzmocnienia. Po jej dwóch stronach znajdują się dwa proste przełączniki hebelkowe – pierwszy to włącznik/wyłącznik sieciowy, a drugi to selektor źródeł (CD i AUX). Na dole i górze panelu przedniego umieszczono grawerunki z logo firmowym oraz nazwą, co nadaje pewnego stylu i ciut dostojności. Tuż nad logo znajduje się zielona dioda zaświadczająca o pracy urządzenia. Z tyłu, po środku u góry zamontowano gniazdo sieciowe IEC – niezbyt zresztą szczęśliwie, bo w przypadku zastosowania grubszej sieciówki trudno manipulować przy wtykach RCA, które znajdują się tuż pod nim. A są to dwie pary dość solidnych pozłacanych zacisków RCA opisane jako wejścia „CD” oraz „AUX”. Po prawej i lewej stronie umieszczono dwie pary metalowych terminali głośnikowych dość wysokiej jakości (złoconych) i spełniające swe zadania wyśmienicie, bo przyjmują zarówno wtyki typu banan, widełki oraz goły przewód. Pudełko wzmacniacza posadowione jest na 4. gumowych nóżkach. Obudowa wykonana jest z grubej aluminiowej blachy (!) anodyzowanej na czarno. Urządzenie waży niecałe 4 kg. Moc nominalna przy obciążeniu 8 Ohm to 25 Wat, a przy 4 Ohm – 40 Wat, czyli z pozoru niewiele.







Kiedy natomiast odkręcić i zdjąć pokrywę oczom ukazuje się całkowicie odmienny obraz niż skromna powłoka Ampino, bo wnętrze prezentuje się więcej niż interesująco. Od razu przykuwa uwagę ścisłe i wyraźne rozdzielenie sekcji zasilającej od sekcji wzmacniacza. Tą pierwszą zajmuje sporych rozmiarów transformator toroidalny (o mocy 100 W) przykręcony dużą śrubą do podstawy obudowy. Co ciekawe i nietypowe, sekcja zasilająca znajduje się z przodu urządzenia. Granicę tej sekcji wyznacza finezyjnie powyginany w „jodełkę” aluminiowy radiator, w zasadzie całkowicie odgradzający te dwie strefy. Piszę „całkowicie”, bo te dwie sekcje komunikują się ze sobą wyłącznie przewodami zaplecionymi w warkocze biegnącymi po dwóch bokach oraz długim trzpieniem osi łączącej gałkę z potencjometrem, bo gałka znajduje się na froncie urządzenia, ale sam potencjometr (niebieski Alps) na przeciwległej tylnej płycie, tak więc w radiatorze wywiercony jest specjalny otwór dla tej nietypowej osi. Rozwiązanie niecodzienne, ale całkowicie uzasadnione konstrukcyjnie, bo skracające w ten sposób drogę sygnału do optymalnego minimum. Do radiatorów przykręcone są 4. tranzystory bipolarne Toshiby, pracujące w trybie push-pull w klasie AB.

Ogólnie trzeba napisać, że wnętrze Ampino jest bardzo logicznie rozplanowane, widać tu wysokiej próby zmysł i zamysł konstruktorski, świetny zarówno pod względem koncepcyjnym jak i wykonawczym. A jeżeli dodać do tego wysokiej jakości użyte elementy do budowy jak opisywany toroid, tranzystory Toshiby, czy kondensatory Mundorfa oraz metalizowane oporniki czy solidne okablowanie wewnętrzne to istnieje spore prawdopodobieństwo, że to wszystko razem ma dużą szansę dobrze „zagrać”. Mówiąc szczerze, dawno nie widziałem tak ładnego „środka” w urządzeniu budżetowym, no może za wyjątkiem końcówki mocy Xindak PA-M (TU), no ale ten chińczyk jest prawie 2 x droższy od serba.







Dźwięk
Jak Dayens Ampino wygląda z zewnątrz tak nie gra, czyli innymi słowy gra tak jak nie wygląda na to, albo jeszcze inaczej – gra dobrze, a wygląda skromnie. Tak można scharakteryzować to urządzanie w kilku żołnierskich słowach. Ale do rzeczy, czyli do „ad remu”, jak mawiał pewien mój zabawny profesor łaciny…

Serbski wzmacniacz używałem w dwóch podstawowych zestawach:

  1. Z kolumnami Vienna Acoustics Mozart Grand (oraz naprzemiennie Divine Acoustics Electra 2 - test TU) wraz z odtwarzaczem płyt CD Musical Fidelity A1 CD-PRO oraz z gramofonem Clearaudio Emotion
  2. Z kolumnami Pylon Pearl Monitor (test TU) i z odtwarzaczem płyt CD Rotel RCD-06,
zaś za wzmacniacz odniesienia posłużył na przemian „lampowiec” Xindak MT-3 (test TU) oraz „tranzystory”: Hegel H100 (test TU) i Atoll IN 30 (test TU). Jak widać, starałem się przetestować Ampino zarówno w systemie typowo budżetowym jak i klasy średniej.

Wystarczy włączyć Dayens Ampino, by przekonać się, że ten maluch gra w pełni zharmonizowanym, dojrzałym oraz urzekającym dźwiękiem, który swoją wysublimowaną kulturą oraz jakością przywodzi na myśl konstrukcje o wiele droższe lub lampowe. Bo tu jest owa swoboda grania, rozmach, piękna bogata i rasowa średnica oraz silny pełny bas, a także swojego rodzaju ciepło dźwięków przyjemne dla uszu. Naprawdę, proszę mi wierzyć, że pierwszy mój kontakt z tym urządzeniem był dużą pozytywną niespodzianką, a i zagadką – jak tak niewielkie urządzenia może generować tak wielki, obfity dźwięk? Tu ponownie przytoczę moje wcześniejsze doświadczenia z japońskim wzmacniaczem Musica Ibuki, który, pomimo że malutki, to wysterował w pełni wielgachne kolumny podłogowe tylu Harpia Acoustics 300B czy Studio 16 Hertz Minas Anor III. W jednym i drugim przypadku łatwość i zwinność gry tych urządzeń w porównaniu ich gabarytów budzi co najmniej zdumienie, a jeżeli do tego dodać jeszcze umiejętność nasycenia dźwiękowego dużego (30 m2) pomieszczenia odsłuchowego to można to zjawisko uznać za nieomal niemożliwe. Ampino ma jednak tę bez wątpienia tę cechę. Jego dźwięk można ponadto scharakteryzować jako wyrównany, z ładną średnicą oraz łagodną, aczkolwiek detaliczną górą. Bas posiada nisko schodzący, mocny, choć trudno go nazwać koturnowym, ale na pewno jest wybornie jędrny i żwawy, sprężysty.

W tym miejscu pewnie część P.T. Czytelników zaczyna się zastanawiać, czy opisywany sprzęt ma jakieś wady, niedociągnięcia? Otóż, ma i to sporo. Bo tak jak pierwszy osłuch z Ampino jest niezwykle przyjemny i wciągający, to po pewnych porównaniach można doszukać się pewnych minusów, które są słyszalne wyraźnie, lecz nie umniejszają zalet (tak, tak). Dayens buduje sporą panoramę i niezłą przestrzeń, a ogólny jego dźwięk jest przyjemny i w odbiorze obfity, jednak mogę tą obfitość przyrównać (oj, dalekie skojarzenie) do zapachu perfum. Bo te markowe perfumy z wyższej półki oprócz tego, że mają silny i wyraźny pierwszy bukiet, to te kolejne, dalsze jego warstwy są przychodzące po nim i współistniejące. Myślę tu o zapachach, które składają się z nuty bazowej, średniej (nuta serca) oraz wysokiej (nuta głowy). Wyczulony i doświadczony tester wie, że o prawdziwej i wysokiej klasie kompozycji decyduje łączne ich współistnienie i przenikanie się. Tak samo jest i w opisywanym wzmacniaczu versus konstrukcje droższe, czyli w Ampino jest wspaniały bukiet barw, imponujący i szczery w wyrazie, ale pozbawiony nieco tła, dalekich wybrzmień, pewnych mikro-dźwięków i detali, lecz ogólny szkielet jest poprawny i efektowny. Takich subtelności ma więcej (zazwyczaj) sprzęt klasy high-end, ale za takowy trzeba i zapłacić o wiele drożej.

Na płycie winylowej „Wrecking Ball” Bossa, czyli Bruce’a Springsteena (Columbia/Sony Music – 2LP 180g, 2012r.) gitary zabrzmiały bardzo sugestywnie, by nie rzec efektownie, a nawet imponująco. Ich silny puls był zaznaczony więcej niż organicznie, bo wręcz cieleśnie, czyli struny swobodnie wibrowały w powietrzu, które szybko przenosiło ich pełny ton. Dało się odczuć cały rasowy rockowy potencjał dynamiczny zespołu Bossa, a jego wokal mocno i dobrym wyodrębnieniem z tła. Niedoskonałości realizacyjne natomiast, dzięki Bogu, trudno wydobywały się na powierzchnie, a jak wiadomo rejestracje studyjne Springsteena nie należą do wzorcowych pod tym względem – nie są audiofilskie. Dla Ampino nie był to na szczęście problem, bo to co niedoskonałe w zapisie ukrył, a to co mocne i dobrze brzmiące – wyeksplikował. To duża zaleta tego malucha! Trudno jednak mówić o tym, by opisywany dźwięk był zawsze niezwykle wyraźny i obfitujący w detale, czy eteryczne smaczki – nic takiego. Można raczej napisać, że ma się do czynienia z urządzeniem dobrze skalibrowanym pod względem budowania nastroju nagrania, jego ogólnej struktury oraz pięknego ułożenia w przestrzeni, ale już szczegółowość i zbyt głęboki wgląd w konstrukcję utworów została poświęcona dla kompromisu z muzykalnością. Rozsądnego i korzystnego kompromisu dla dźwięku, należy dodać.

Na zdjęciu poniżej Dayens Ampino w towarzystwie płyt winylowych z dawnej Jugosławii. Są tu albumy między innymi takich zespołów jak macedoński Leb i sol, serbska Galija, słoweński Buldożer i chorwacki Azra. Przy okazji, naprawdę polecam i namawiam do zapoznania się z ich repertuarem, bo warto!




Podczas słuchania akustycznej płyty CD Michaela Franksa „Time Together” (Shanachie 2011r.) dało się zauważyć mnóstwo detali oraz wyraźną, lecz ciepłą aurę wielu instrumentów. Owe „mnóstwo” detali jednak było znacznie mniejsze niż wydobywające się w porównaniu do umiejętności wzmacniacza Hegel H100, ale i tak więcej niż wystarczające do pełnego i nieskrępowanie radosnego odbioru płyty, w której mini-wybrzmień jest całe może, by nie rzec – ocean. Świetnie zabrzmiał wibrafon Mike’a Mainieriego – dźwięcznie i realnie odczuwalny w pomieszczeniu, dobrze opisany i wybornie zogniskowany, a nie jest to łatwy instrument dla poprawnej rejestracji, a następnie odtworzenia (amplifikacji). Oczywiście pewne mikro-smaczki bukietu tła pozostały niewydobyte na wierzch, a pozostające w ukryciu. Jeśli chodzi o równowagę tonalną, to Ampino jest w tym dobry, a może nawet – bardzo dobry. Potrafi w tej materii wiele, bo zabrzmiał równie realistycznie z wokalem Franksa, jak i w towarzystwie innych śpiewaków (np. z Carmen Cuesta), a także w partiach instrumentalnych, choć w porównaniu do głosów ludzkich instrumenty czasami wydawały się być nieco spłaszczone, pozbawione części przynależnej im przestrzeni i oddechu wokoło jak i drugiego tła, panoramy. Ostatecznego dobicia tonu. Niskie tony należy ocenić jako z dużym ciężarem jakościowym i jakościowym, o ładnej strukturze, lecz niezbyt wielopłaszczyznowej lub wielowątkowej, jako kto woli. Niemniej jednak bas jest gęsty i co ważniejsze – szybki, bo niekumulujący się w membranach głośnikowych. Gitary basowe Willa Lee oraz Marka Egana (na opisywanej płycie oczywiście) charakteryzowały się dobrym timingiem i siłą wydobywając przy tym dużo struktur harmonicznych tych instrumentów, choć ich głębia nie zawsze była tu wzorowa, to potrafiąca zaimponować emocjami.







Konfiguracje
Serbski wzmacniacz bez problemu, a co najważniejsze klasowo i rzetelnie współpracował zarówno z budżetowym sprzętem typu kolumny Pylon Pearl Monitor, czy odtwarzacz płyt CD Rotel RCD-06 jak i z urządzeniami wyższej klasy typu Musical Fidelity A1 CD-PRO lub kolumnami Vienna Acoustics Mozart Grand. Ze sprzętem z „niższej półki” grający w sposób pełny i synergistyczny, czyli podkreślając wzajemnie swoje zalety, a nie wady, czy niedoskonałości, jak by to sprawniej napisać. Bardzo podobało mi się zestawienie z kolumnami podstawkowymi Pylon Pearl Monitor (TU), które zaproponowały dojrzały i uporządkowany przekaz, ze zwartym i mocnym basem - typowo monitorowym, lecz solidnym i uczciwym. Ponadto bogata, czysta i otwarta średnica powodowała, że muzyka była przedstawiana jako jaskrawa i kwiecista, ze sporym rozmachem, ale i lekkim spłaszczeniem przynależnym tej grupie cenowej. Pylony Pearl Monitor zapewniły różnorodny dźwięk z obfitym wypełnieniem i sporą muskularnością (dynamiką), a także okrągły, lecz silny i prężny bas.  Myślę, że to zestawienie jest wprost stworzone dla melomanów, którzy chcą usłyszeć prawdziwą muzykę, a nie laboratoryjną oraz nie zamierzają na zakup sprzętu audio przeznaczać kwoty równej cenie samochodu klasy kompaktowej.

Z kolumnami Vienna Acoustics Mozart Grand dźwięk zyskiwał przede wszystkim na skali, dynamice oraz na barwie, która decyduje o rasowości i zaawansowaniu konstrukcyjnym (warto też przy okazji zwrócić uwagę, że przecież opisywany wzmacniacz dysponuje jedynie mocą 2 x 40 Wat przy obciążeniu 4 Ohm). Innymi słowy, im wyższej klasy kolumny, tym Dayens Ampino lepiej grał, choć pewne jego konstytucyjne, wewnętrzne ograniczenia nie pozwalały przekazowi stać się tak zaawansowanym jak z urządzeń droższych. Ostatecznie jednak opisywany wzmacniacz i tak poradził sobie lepiej niż by można sobie to wyobrazić i oczekiwać od sprzętu z pułapu cenowego około 2500 zł. O wiele lepiej, niż by wskazywała jego niewielka obudowa oraz skromna, minimalistyczna powierzchowność.

Konkluzja
  1. Dayens Ampino to niewielki wzmacniacz o skromnym designie i bardzo umiarkowanej funkcjonalności – brak pilota zdalnego sterowania, tylko dwa wejścia liniowe. Proste przełączniki hebelkowe.
  2. Budowa wewnętrzna na zaskakująco wysokim poziomie konstrukcyjnym, wykonania oraz jakościowym. Solidne zastosowane elementy do budowy – w tym albuminowa obudowa, pokaźnych rozmiarów transformator toroidalny, tranzystory Toshiba, kondensatory Mundorfa, niebieski Alps, metalizowane rezystory, solidne okablowanie…
  3. Mała moc 2 x 25 W przy 8 Ohm i 2 x 40 przy 4 Ohm nie jest specjalnym ograniczeniem ilościowym dla dziarskiego malucha, który bez problemu w pełni napędza i wielkie podłogówki.
  4. Dźwięk obszerny, bogaty o dużej kulturze i nieprawdopodobnej muzykalności. Wysoka klasa! Barwa ciepła, aczkolwiek nie nachalna – stonowana. Przekaz z dużym temperamentem i sporą energią – efektowny, ale krótki, bo szybko gasnący. Bez słyszalnych mikro-wybrzmień. Trudno nazwać dźwięk Ampino szczegółowym i detalicznym - detale są wydobywane w wystarczający sposób i ilości, ale nie w pełni i nigdy nie do końca.
  5. Wzmacniacz świetnie przystosowujący się do sprzętu towarzyszącego. Z kolumnami wyższej klasy zagrał bez wysiłku w sposób pełny i nasycony, aczkolwiek i z ładnie zamaskowanymi niedociągnięciami. Z tańszymi (od siebie) monitorami zagrał wyśmienicie – nadał im swój ton i rytm oraz solidne wypełnienie wszystkich dźwięków.
  6. Rekomendowane przez „Stereo i Kolorowo – Underground” połączenie to Dayens Ampino plus Pylon Pearl Monitor – występuje tu silna symbioza i duża synergia. Wzajemna energia i współpraca dla obustronnego dobra.
  7. Dayens Ampino może śmiało konkurować z o wiele droższymi konstrukcjami, może nie wyglądem zewnętrznym oraz ergonomią, ale dźwiękiem z pewnością tak. Dawno nie słyszałem tak udanego tranzystorowego urządzenia w tej klasie cenowej - ostatnio to był jedynie Musica Ibuki Amplifier (TU).
  8. Doskonała proporcja jakość dźwięku/cena.

Dane techniczne
Dostępne na stronie firmowej: TUTAJ.

Sprzęt użyty podczas testu
Wzmacniacze: Atoll IN30, Xindak MT-3, Rotel RC-03/Rotel RB-03/Rotel RB-03 oraz Hegel H100.
Źródła: odtwarzacz płyt CD - Musical Fidelity A1 CD-PRO, gramofon - Clearaudio Emotion oraz MacBook Apple.
Kolumny: Usher S-520, Pylon Pearl Monitor, Koda K-2000B, Klipsch Synergy B2, Divine Acoustics Electra 2 oraz Vienna Acoustics Mozart Grand.
Kable: różne.
Akcesoria: stopy antywibracyjne Rogoz-Audio BW40 (pod Hegel H100), platforma antywibracyjna Rogoz-Audio 3SG40 (pod gramofon), stoliki audio Ostoja i VAP, standy pod monitory VAP oraz panele akustyczne Vicoustic Wave Wood (10 sztuk).

I jeszcze kilka zdjęć.
To pierwsze pochodzi z odsłuchów Dayens Ampino z kolumnami Xavian XN125 ES  (test TU) w salonie Premium Sound w Gdańsku.